czwartek, 1 września 2011

57. Komedianci



„Komedianci” – doskonałe połączenie odkrytego tu na blogu „Dziennika Serafiny” i zrecenzowanego przeze mnie jakiś czas temu „Dziadunia”. I chyba nie tylko dlatego, że akurat te dwie lektury przeczytałam.
Widać, że Kraszewski w powieści obyczajowej lubił skorzystać z opracowanych przez siebie patentów na fabułę. Jednak po przeczytaniu „Dziennika Serafiny” poczułam lekki niedosyt, jak pisałam swego czasu, brakowało mi happy endu! Poza tym czas nad „Serafiną” biegł zbyt szybko, ledwie pociąg się rozpędził, a już był na stacji końcowej (uwaga z czasów sprzed planów sprywatyzowania PKP)J „Komediantami” na pewno zdążymy się nasycić – moje wydanie liczyło 574 strony dość drobnym druczkiem, a mimo to, powieść przeczytałam jednym tchem, nie licząc czasu, który musiałam niestety poświęcić na pójście do pracy.
Znów więc mamy mądrego starszego szlachcica, który zadowala się skromnym życiem, ale materialnie jest lepiej uposażony od okolicznej magnaterii. Szlachcic ma piękną i niewinną córkę, którą chciałby dobrze wydać za mąż, przy czym ‘dobrze’ nie oznacza ani jakoś szczególnie bogato ani „wysoko”. Na niewinność panny poluje całkiem spora gromada mężczyzn, zważywszy, że rzecz się ma w dość zapadłej dziurze na Kresach. Niektórzy absztyfikanci zachowują się przy tym uczciwie, niektórzy wręcz przeciwnie. Mamy też przeciwieństwo tej apoteozy skromności na magnackim dworze – pannicę, przy którym to Serafina była również niezepsutą i skromną dziewoją. Mimo pokusy, by preferować w takich powieściach czarne charaktery, byłam jednak skłonna przyznać, że te czarne charaktery były wyjątkowo mało sympatyczne. Ciężko było znaleźć coś na ich usprawiedliwienie. W powieści, jak w dobrym czytadle, nie brakuje zwrotów akcji, karier od pucybuta do milionera, odkrytych po latach synów, mezaliansów, bankructw, wątków prawnych, a nawet całkiem dokładnych opisów kulinarnych. Słowem – czysta przyjemność, szkoda, że tylko na pół tysiąca stron!
Moja ocena 6/6
(dałabym więcej, ale jednak minimalna wiedza matematyczna, jaką dysponuję, na to mi nie pozwala)
PS. Zamiast kolejnej okładki bez wyrazu obraz autorstwa Jamesa Ensora.

5 komentarzy:

  1. Tak wysoka ocena (chyba pierwsza, o ile dobrze pamiętam) zachęca do lektury. I dobrze, że dodałaś do uwagi o szybkości kursowania pociągów, iż było to w zamierzchłych czasach. Niestety :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy zdążyła pani pyknąć tę recenzję? Czyżby jej zręby powstawały w trakcie oglądania Woody'ego?
    Widać wyraźnie, że nurt wołyński to pewniaki:). Wcześniej Orbeka, teraz Komedianci:).
    P.S. Dodałam numerek w celu zachowania porządku na blogu:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Guciamal,
    byłam ostatnio w Muzeum Techniki, tu co nieco o tematycznej wystawie (nt. PKP)
    http://www.muzeum-techniki.waw.pl/educd/index.php?page=ekspozycje/czasowe/miniaturowy
    Chyba muszę jeszcze raz sie przejsć i porobić zdjecia co bardziej zjadliwych makiet:).

    OdpowiedzUsuń
  4. a wieczorem jak już dotarłam, musiałam pranie zrobić, objad ugotować itd, akurat był czas:)
    Moim zdaniem najlepsza jaką czytałam

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie Twoja recenzja "Ewunię" namysl przywołuje, kiedy to szanowny papcio tytułowej bohaterki , chce ją dobrze za mąż wydać. Panna, przyzwoita, skromna, ale do czasu. "Wpuszcza ojca w maliny" nie wiedzieć kiedy. Oj, zagalopowałam się, może ktoś zechce przeczytać a ja jak Wydawnictwo Literackie w swoich wydaniach na skrzydełku obwoluty - kawa na ławę. :-))

    OdpowiedzUsuń