wtorek, 31 grudnia 2013

Tropem JIK-owego "Kunigasa" cz. I



                                 Poruszony motywem historycznym, który JIK zaczerpnął z litewskiej przeszłości, postanowiłem dalej drążyć temat wspaniałych lektur naszego Ulubieńca poświęconych bratniemu krajowi, z których w sercu najbardziej zapadł "Kunigas"...
Podpytując Przyjaciół z Wilna, dokładniej rzecz biorąc rodowitych Litwinów (dzięki Neringa !) dowiedziałem się, że aczkolwiek mit ten (Margiris z Pilen) jest obecny w litewskiej kulturze, to tak naprawdę Litwini sami nie wiedzą czy Margiris istniał rzeczywiście (obok np. Jagiełły). Przypomina to nieco anegdotę o Litwinach, którzy mają kłopoty z rozstrzyganiem sporów o gramatyce własnego języka, bo przecież Oni sami nie wiedzą...jak to się pisze czy wymawia :)
Spakowałem plecak i zamierzam osobiście odwiedzić kolejne "święte wzgórza" Litwinów , tym razem nad rzeczką Punelė, nad tą samą o której pisał JIK w "Kunigasie" , gdzie pozostały szczątki grodu. Może usłyszę tam łkania Baniuty, kto wie...
Zanim będę mógł opowiedzieć, co w trawie piszczy (žinoti, iš kur vėjas pučia) wysłuchajcie opowieści, którą wygrzebałem na antykwariatu półce.


Alvydas NIKŽENTAITIS "GEDIMINAS" Wilno 1989 r.

"...Gedymin miał czterech braci: Vytenisa, Vainiusa, Teodora i prawdopodobnie Margiera (Margirisa)...
W 1329 roku belgijski kronikarz Jan de Preze,a w 1336 r. kronikarz zakonu niemieckiego Vygand z Marburga wspominają "litewskiego króla" Margirisa, który bojował z krzyżakami na Żmudzi. Margiris - nie jest bohaterem tylko Żmudzi. Z wiadomości spisanych w tamtych latach wiemy, że jemu to podporządkowano jest nie jedna z kilku ziem, a także bodajże wielką moc żmudzkiego wojska. W 1336 r. do zamku w Pillenach, przy którym obroną od Niemców dowodził Margiris, sprowadzono Litwinów z czterech ziem. Zatem Margiris był księciem większej ilości rodów. Vygand z Marburga pisze o jego osobistej ochronie (przybocznej), która walecznego księcia w walce z krzyżakami, zasłaniała swoimi tarczami. Tak samo żródła wspominają olbrzymią wielkość spalonych skarbów zamku w Pillenach, co pokazuje ważność i znaczenie zamku (grodu) i potwierdza wysoki ród z którego pochodził Margier.
Opowieść Jana de Preze, według niej, Margiris nie boji się stanąć do pojedynku przeciw samemu królowi Czech Janowi Luksemburskiemu. Tego kronikarz nie wymyślił - jest to wspominane w niejednych historycznych źródłach. We wspomnianym pojedynku Margiris zapłacił wykup monetami przedstwiającymi cesarza Ludwika IV z Bawarii, wybitymi w Imperium Rzymskim. Jest to ważne zwłaszcza, że w 1326 r. Litwini z Polakami byli pogromili syna cesarza Ludwika, władającego margrafią brandenburgii (napadnięto Berlin i Frankfurt). Widocznie Margiris był nie tylko księciem wysokiego rodu, lecz przynależał do rodu panującego - Gedyminowiczów. Jednakże w inny sposób nie wytłumaczymy skąd wziął  część łupu w 1326 r. która mu przypadła.
Jan de Preze wie, że król Margiris był starego wieku. Giedymin urodził się w 1275 r., tak więc w 1329 r. jemu było około 54 lat. Margiris mógł być nie wiele młodszy. Te okoliczności nie wykluczają domniemań, że mógł on być Gedyminowiczem. Już wspomnieliśmy, że Margiris przez swoją działalność był znany na Żmudzi. Według założenia o dwuwładzy historycznych książąt WKL na Trokach, ten który był submonarchą WKL miał wpływy na Żmudzi. To pokazuje , że Margier do 1336 roku po Giedyminie był drugim człowiekiem WKL. Mówi się, że mógł być trzecim podług wieku bratem Gedymina. Belgijski kronikarz Jan de Preze wywodzi, że Margiris miał syna, który przestał szybko po śmierci ojca być wolnym (niewolnik) i więcej na Litwę nie wrócił."

I to tyle, póki co; myślę, że choć trochę wciągneliście się w te leśne tropy, po których jak domniemam, (i to głęboko w las - chylę czoła Panie Ignacy) chodził JIK. Podobno z Litwą, prawdziwe przeżycia, zachodzą po ranie w sercu (...ten kto Cię stracił), przekonuję się o tym, znowuż odwiedzając Ostrą Bramę...
Wszystkiego dobrego !

Wilno XII starego roku




piątek, 13 grudnia 2013

"Czarny chleb i czarna kawa" - listy JIK-a z Magdeburga.







W zamyśle będzie to urywek książki Władysława MICKIEWICZA, w szczególności "Pamiętników" jego...




Kraszewski wrócił z Pau do Paryża, ażeby pojechać do Berlina i tam być areszto­wany. Zatrzymał się w Grand Hotelu, gdzie Kossiłowski. muszę przyznać, nie odstępo­wał od niego. Kraszewski nie mógł piąć się na moje piętra, ja więc chodziłem do nie­go. Po jego wyjeżdzie właściciel hotelu opowiadał, że agenci pruscy stanęli w jego domu jednocześnie z Kraszewskim, szpiegując go i jego gości, z wiedzą personelu ho­telowego i policji francuskiej. Nikt nie ostrzegł Kraszewskiego, że rzucił się prosto w paszczę wilka, tyle bowiem policja jednego kraju ma względów dla innej, że nawet nie bacząc na rok 1870, szpicle niemieccy cieszyli się w Paryżu przychylnym obej­ściem. Kraszewski początkowo pozostawał w areszcie domowym w swej willi drezdeń­skiej. później przeniesiony do Lipska i skazany na trzy i pół roku twierdzy, w maju 1884 roku przeniesiony do Magdeburga, wypuszczony został warunkowo na wolność w roku 1886, dzięki wstawiennictwu księcia Antoniego Radziwiłła, spokrewnionego z Hohenzollernami, który przedstawił cesarzowi, że skazaniec jest chory i że śmierć je­go w więzieniu pruskim sprawiłaby w Poznańskiem fatalne wrażenie. Korespondencja Kraszewskiego odsłoni nam jednocześnie jego okrutne udręki i godny podziwu stoicvzm.
Pierwszy list jego pochodzi z Drezna, z 2 grudnia 1883 roku: „Otrzymuję - pisze wiadomość, że pewien wydawca francuski ogłosił przekład mej powieści Morituri, czy nie mógłby mi pan przysłać egzemplarza pod opaską?”.
„W mej obecnej niedoli - pisze 1 lutego 1884 roku - której końca nie widzę, jedy­nym lekarstwem jest zajmować nieustannie umysł. Ciągnę więc dalej cykl mych powie­ści historycznych i doszedłem do Henryka Walezjusza. Będę potrzebował pamiętników z tej epoki, żeby poznać dwór i rodzinę królewską, i takiego obrazu Paryża z owych cza­sów, jakich wiele istnieje w epokach następnych. Proszę mi wskazać, o co mam się po­starać w tym zakresie. La Societe de Berlin *446, którą tu przypisują Maupassantowi, wzbudza wielkie zainteresowanie. Przekład tej książki został skonfiskowany i zabronio­ny”. Jedenastego lutego pisze znowu: „Dzięki za wyciąg z «Nouvelle Revue», której tu dostać nie można. Jest to bardzo interesujące, chociaż niektóre portrety nie dość są uda­ne, ale większość jest dokładna i dobrze napisana. Tu podejrzewają o autorstwo siostrę czy kuzynkę Guy de Maupassanta, która temu przeczy. Oburzenie jest wielkie i nie mniejsza sensacja. Jestem tu przygwożdżony, bo ruszyć mi się nie wolno. Nie wiem, jak długo to potrwa”.
Założyłem wówczas z Juliuszem Lerminą *447 „La Revue Universelle”, o której będzie mowa we właściwym miejscu i czasie. Kraszewski pisze do mnie z tej okazji 19 lute­go 1884 roku: „W chwili, gdy to piszę, otrzymuję właśnie z lipskiego trybunału papiery dotyczące mej sprawy, na które trzeba odpowiedzieć, i jestem tym  bardzo zajęty i zakło­potany. Dopóki tego nie skończę, na nic się nie przydam w pańskiej «Revue Universelle». Dokumenty, które przyszły do mnie, pozwalają mi wróżyć, że sprawa zdecyduje się szybko, ale jak, zgadnąć nie umiem. Jeśli Bóg da, że będę swobodniejszy, chętnie zro­bię wszystko, co może być panu potrzebne, i będę nadsyłał sprawozdania. Wolałbym jed­nak, żeby nie miały mego podpisu. Może gdy sprawa się skończy, odzyskam siły i umysł mój się ożywi. Daj tylko Boże, iżby się dobrze skończyła”.
Sprawa źle się skończyła i korespondencja podjęta została z twierdzy magdeburskiej, skąd skazaniec miał prawo pisywać tylko po francusku. Dwudziestego czwartego grud­nia 1884 pisze do mnie z Magdeburga: „Dziękuję za pamięć. Nie mam opłatka, żeby nim z panem się przełamać, ale przesyłam najszczersze życzenia pomyślności we wszystkim dla pana i rodziny  jego. Niech was Bóg błogosławi i wspiera. Życie jest ciężkim dla nas wszystkich i nadszedł

_______________________________________

446 La  Societe  de  Berlin - zbiór plotek o dworze cesarza Wilhelma II, napisany przez Katarzynę Radziwił­łową z domu Rzewuską (1858-1941), pod pseudonimem Paul Vasili w 1884 roku.
447 Juliusz Lermina (1839-1915) - powieściopisarz i dziennikarz francuski.


czas, gdy wydaje się wskazane, ażeby czynić je przykrym i trudnym dla każdego ktokolwiek urodził się Polakiem. Tego pochodzenia wystarczy,żeby być ściganym
i prześladowanym, ta udręka ma i dobre strony. Przez cierpienie żelazo w stal się zamienia. Co do mnie, oto już dobiega dziewiętnaście miesięcy próby  i  trzeci  rok już zaczynam pod kluczem. Mam tak krótką pamięć, że nie wiem, czy pisałem już Panu ,że akwarela  dla panny Heleny *448 leży w Warszawie u Wacława Szymanowskiego. Niech pan ją każe sobie przysłać”.
Drugiego stycznia 1885 Kraszewski ponawia swe życzenia: „Pomyślnego nowego ro­ku, ale nie dla mnie, bo od kilku dni jestem bardzo cierpiący; niepokoi mnie to: w 73 latach to rzecz poważna”. Czternastego lutego niepokoi się w dalszym ciągu: „Siły moje słabną. Jestem znużony; trwa to już dwadzieścia miesięcy. Zresztą, niech się dzieje wola Boża, trzeba się przygotować na wszystko. Dziś piszę do pana tylko po to, żeby go zapew­nić o mej niezmiennej przyjaźni”.
Dwudziestego ósmego kwietnia Kraszewski bardzo słusznie krytykuje pomysł wykona­nia przez grupę rzeźbiarzy pomnika mego ojca według rysunku Matejki. Jeden malarz - pisze Kraszewski - robi kompozycję, a pięciu czy sześciu rzeźbiarzy pracuje przy jej wy­konaniu. To wspaniałe! Jakżeż to trąci zupełną nieznajomością dzieła sztuki, którego za­sadniczym warunkiem jest, ażeby stworzone było jednym tchem, było jedno i niepodziel­ne. Oto pomnik-poliszynel. Jeszcze słowo. Pomnik ma być odlany w brązie tam, gdzie nikt nigdy nic nie odlewał, w Krakowie”. Te dziwaczne pomysły zostały ostatecznie odrzucone, ale zrozumiałe jest oburzenie Kraszewskiego na to, że już zanosiło się na ich przyjęcie! Gdy Preault wykonał piękny medalion mego ojca na nasz grób rodzinny w Montmorency, rodacy mówili mi: „Podziwiamy ten medalion, ale czemu to pan nie posłużył się dłutem polskiego rzeźbiarza?”. Odpowiedziałem im zapytaniem, czy historia wyrzuca Franciszko­wi I to, że posługiwał się pędzlem Primatice i Tycjana *449 zamiast poprzestać wyłącznie na pędzlach francuskich artystów.
Prusacy wykorzystali przeciw Kraszewskiemu niektóre ustępy jego powieści Bez serca. Sądził, że przekład zupełny będzie najlepszą odpowiedzią, i pisał do mnie 3 Iipca 1885: „Tym więcej zależy mi obecnie na tej publikacji, że wyjątki wybrano w sposób tendencyjny i że lektura całej książki dla każdego inteligentnego i bezstronnego czło-

________________________________________

448 Helena Mickiewiczówna (1864—1896) — najstarsza córka Władysława.
449 Francesco Primatice, znany jako Le Primatice (1504-1570) - włoski malarz, rzeźbiarz i architekt od 1532  roku na zaproszenie króla Franciszka I w Paryżu; Tycjan, właśc. Tiziano Vecelli (1488-1490-1576) malarz włoski.


wieka będzie mym usprawiedliwieniem. Obcięto, wybrano, wykoślawiono. Nic łatwiej­szego, jak potępić człowieka na mocy wyciągów, umyślnie w tym celu zrobionych. Pro­szę, ile możności, tłumaczyć, nic nie opuszczając. Nie pisałem wcześniej, wiedząc, że jest pan w Krakowie w sprawie pomnika i przeniesienia szczątków pańskiego ojca do Krakowa. Mój Boże, jakże są powolni w powzięciu jakiejś decyzji!”. Przełożyłem więc "Bez serca" *450. Trzeba było dać nieszkodliwą przedmowę. Gdy ukazał się przekład
"O na­śladowaniu Chrystusa", dokonany przez Ludwika Veuillota, w nocie, którą wydawcy do­łączają do egzemplarzy prasowych dla ułatwienia pracy sprawozdawcom, a która za­wsze pochodzi od autora, było powiedziane, że przedmowa musiała być przerabiana czterokrotnie, zanim tekst jej został oczyszczony od wszelkich obelg, które nie były w zgodzie z ewangeliczną słodyczą tego dzieła. Byłem tak samo zakłopotany, jak Lu­dwik Veuillot, żeby nie przepuścić jakiej uwagi, która by mogła Prusakom służyć za argument, i poprosiłem o przedmowę Ludwika Ulbacha. Książka ukazała się wprawdzie już po uwolnieniu Kraszewskiego, ale wówczas jeszcze musiał się bardzo liczyć ze swym postępowaniem z powodu zapłaconej kaucji, którą miał nadzieję odebrać. Ulbach ża­łował pisarza, „skazanego przez trybunał niemiecki za niedyskretne i nieroztropne wes­tchnienia, skierowane do Polski, niezmiennej jego ojczyzny”, pisarza, który, wyczer­pawszy udzielony mu zapas życia, miałby „bardziej żywy powrócić do tym zimniejszego grobu”. Stwierdza jednak, że Kraszewski „nie pisze powieści dla przeprowadzenia tezy politycznej”, a jeśli jego obraz Berlina odznacza się „prawdą tak krzyczącą, że aż do krzyku skłania urzędy niemieckie”, to przecież autor „przy całej sympatii swej dla Francji, nie jest w tej powieści tak dalece stronniczy, żeby aż miało to Niemców czynić zazdrosnymi”.
W tym samym czasie ukazał się przekład powieści Resurrecturi. „Przekładu tego,
-pisze do mnie Kraszewski 9 lipca - dokonano bez mojej zgody. Jest to nadużycie. Nic nie wymagam i pozwalam tłumaczyć, nie żądając za to zapłaty, ale należałoby przynaj­mniej zapytać mnie o pozwolenie”. Kraszewski mógł w więzieniu otrzymać książkę do­piero po długich formalnościach. „Trzeba było na to - pisał do mnie 5 września 1885 i zaświadczenia tłumacza przysięgłego, że książka nie zawiera nic politycznego ani ak­tualnego. Pociąga to za sobą dość kosztowne przesyłanie książki tam i z powrotem, ale

__________________________________________________

 450   Sans Coeur, roman traduit du polonais par Ladislas Mickiewicz, avec une preface de Louis Ulbach, Paris  l886.


trzeba przyzwyczaić się do wszystkiego, gdy wchodzi w grę siła wyższa” Gdy Niemcewicz uwięziony w Petersburgu za Katarzyny II, sprowadził kilka książek ze swej biblioteki dyrektor więzienia przesłał jedną z tych książek, gdyż zawierała kilka słów napisanych ręcznie i niezrozumiale, najpierw do prefekta policji, później do gubernatoratora miasta, którzy dopisku nie zrozumieli, wreszcie do metropolity, który uznał ten napis za nieszkodliwy , całego tego zamętu narobił rękopiśmienny exlibris Niemcewicza. Urzędnicy pruscy byli mniej ciemni, ale tak samo dokuczliwi.
Kraszewski wówczas był poważnie chory. Gdy stan jego zdrowia poprawił  się pisał do mnie 21 lipca 1885 roku: „Plucie krwią się zmniejsza. Za nic w świecie nie chciałbym przez te przerwy przedłużać czasu mych cierpień. Lepiej wypić gorycz  za jednym zamachem”.
Nie pobłażał ani ultramontanom, ani doktrynerom polskim. Dwunastego września 1885 roku pisał do mnie: „Ach! mówi pan o przewielebnym księdzu Kalince, Pamiętam go, jak był jeszcze człowiekiem świeckim i grał komedyjki w maleńkim teatrzyku. Talentu odmówić mu nie można, ale to fałsz wcielony, ukryta ambicja, która toruje so­bie drogę. Zobaczymy, że pójdzie jeszcze wyżej i przywdzieje infułę biskupią. Nie wszystkich, których nie zdoła ujarzmić. W Galicji był to człowiek, jakiego tam potrzeba; on i Klaczko, jeszcze jeden podziwiany talent, którego ja nie jestem zdolny ocenić po­mniejszony Heine albo, jeśli pan woli, Heine tombakowy. Nawet jego słynne powiedze­nie: «Jestem wyzwolonym Polakiem» - zostało skradzione Heinemu, który nazywał sie­bie wyzwolonym Niemcem. Oto nadchodzi zima i przejmuje mnie dreszczem; oczy mam bardzo zmęczone przez nieustanną lekturę, bez której obejść się nie mogę”. ;
Waliszewski *451 rozpoczynał wówczas swój zawód literacki. Zasadą Kalinki była sta­gnacja tak w religii, jak w polityce, Waliszewski zaś nie ma żadnych zasad
w ogóle i to pozbawia wartości jego prace historyczne. Nie kieruje nim żadna nić przewodnia; waha się zależnie od własnych korzyści, poświęcając prawdę i ojczyznę dla zaskarbienia sobie łask u możnych ludzi dnia. Z powodu jednego z artykułów jego w „Le Correspondant" *452 Kraszewski pisał do mnie 12 października 1885: „Dziękuję za <<Le Correspondant>> który właśnie otrzymałem. Chociaż jestem cierpiący, zabrałem się zaraz do czytania. Skoń czyłem przed chwilą i dotąd jestem w kłopocie, bo nie umiem ocenić tej pracy, którą u nas zapowiadano tak uroczyście. Jako styl i wykonanie przypomina mi to Klaczkę z jego

____________________________________________

451 Kazimierz Waliszewski (1849-1935) - historyk, pisarz i publicysta.
452 „Le Correspondant” - francuski przegląd katolicki założony w 1829 roku, ukazywał z przerwami do 1937 roku.


sztuczną, wyszukaną manierą, z jego nienaturalnymi pozami. Właściwe poszukiwania hi­storyczne sprowadzają się do minimum i nic z nich nie wynika, wszystko jest mętne i bla­de. Nic to nie nauczy Francuzów, a jeszcze mniej Polaków. Waliszewski jednocześnie ogło­sił tą samą czy też prawie tą samą pracę w  <<Bibliotece Warszawskiej>> *453 po polsku. Wiele hałasu o nic!”.
Bramy więzienia wreszcie się dla niego odemknęły. „Drogi przyjacielu - pisze 26 paź­dziernika - komunikuję panu dobrą nowinę, która mnie oszołomiła. Jego królewska mość raczył udzielić ml urlopu aż do maja, za kaucją 20 tysięcy marek. Czekam tylko nadejścia pieniędzy, żeby wyjechać do Włoch... gdziekolwiek, na brzeg morza, byleby tylko zima była łagodna, bo jestem bardzo słaby. Będę nawet musiał odbyć tę podróż z przystankami. Łaskę tę zawdzięczam staraniom księcia Antoniego Radziwiłła. Niech go Bóg błogosławi, bo już byłem u kresu sił moich. Natychmiast po przybyciu, nie wiem jeszcze dokąd, doniosę o tym panu. Jestem tak osłabiony, że przy całej radości nie wiem, jak tę podróż przeniosę. Pojadę z postojami. Liczę, że - jeśli Bóg pozwoli - wyjadę we czwartek. Mam jeszcze formalności do załatwienia”. Ostatni list jego z Magdeburga po­chodzi z 2 listopada: „Załatwianie formalności jeszcze mnie tu trzyma, a ponieważ są to rzeczy nieuniknione, poddaję się konieczności pomimo zniecierpliwienia. Spodziewam się dziś lub jutro wyjednać uwolnienie, jestem bowiem dotychczas w mej celi. Gdy tylko będę wolny, ruszę przez Saint Gothard najpierw do Genui, gdzie odpocznę dni parę, a po­tem do San Remo. Ponieważ nie szczęści mi się we wszystkim, trzeba było dwóch dni świąt jeden po drugim, wypadających akurat po to, żeby opóźnić me formalności: biura były zamknięte. Może jutro lub pojutrze zyskam nareszcie urlop i paszport”.
Kraszewski wyszedł z więzienia ze zrujnowanym zdrowiem. Rok z górą walczył z cho­robą. „Zapewne - pisał z hotelu w Genui 15 listopada 1885 - lepiej  jest oddychać wolnym powietrzem, ale trudno mi jest lepiej wdychać to powietrze. Przyjechałem tu zupełnie po­łamany, chociaż podróżowałem żółwim krokiem i na drogę z Magdeburga do Genui trze­ba mi było tydzień czasu. Czy powietrze i doktór zdołają podeprzeć tę ruinę? Chciałbym żyć przynajmniej do wiosny, zobaczyć zieloność i kwiaty. Dziś przybywa do San Remo doktór Tymowski, który określi, dokąd winienem się udać. Wolałbym do Cannes, gdzie mam opie­kuna, ale to terytorium francuskie, a mój paszport jest ważny do Włoch”.

______________________________________

453 "Biblioteka Warszawska. Pismo poświęcone naukom, sztukom i przemysłowi” - warszawski miesięcznik literacko-naukowy ukazujący się w latach 1841-1914.



Żródło:

Władysław MICKIEWICZ  "Pamiętniki" wyd. ISKRY Warszawa 2012 rok





środa, 11 grudnia 2013

205. Klin klinem


O Kraszewskim można wiele powiedzieć, ale mistrzem psychologii to on raczej nie jest. Stara się chłopina zniuansować te swoje postaci, żeby nie były ZUPEŁNIE czarno-białe, ale z czarnych udaje mu się zrobić co najwyżej ciemnoszare, zaś te i tak pozytywne potrafi jeszcze dodatkowo przekąpać w wybielaczu i ulepszyć aureolą. Póki zresztą dmie w tubę satyryczną, gdzie siłą rzeczy tych czarno- szarych charakterów jest więcej, to jeszcze ok, można się pośmiać z ludzkich przywar. Gorzej, gdy książka skręca w stonę serio, lub co gorsza, uderza w tony dydaktyczne.
“Klin klinem” reklamowana jest na okładce jako pikantna historyjka o znudzonej mężatce, która skutecznie bajeruje młodego sąsiada. Jego rodzina zaś postanawia wyleczyć chłopaka metodą znaną od czasów paleolitycznych, tytułowym klinem (w postaci kresowej dziewicy, odrobinę starszej reinkarnacji Zosi Horeszkówny).
Pierwszy rozdział jest może rzeczywiście odrobinę pikantny, a do tego nawet śmieszny, bo satyryczny. Zaloty pary niedobranych kochanków, małżeńska kłótnia heroiny (Seweryny, nader przypominającej nieśmiertelną Serafinę). Dalej jednak JIK uderza w tony serio. Nawet montowanie intrygi, które zazwyczaj przychodzi mu bez trudu, tym razem nie ma jakoś werwy. A na koniec – jednych do wybielacza a innym aureole. No dajcie spokój....
Mam wrażenie, że JIK, którego i tak wzywał papież na dywanik ze względu na rzekomą niemoralność po prostu bał się w tej historyjce pójść na całość:).

środa, 16 października 2013

Jubileuszowe pocztówki.

W imieniu Koła Bialczan opracował Tadeusz ŁUKASZUK:



                                                             






















Wydawnictwo bardzo piękne, tylko pogratulować Bielczanom inwencji, zapraszamy do oglądania...

wtorek, 1 października 2013

Stary zegar - Objezierze 30 maja 1867 roku...

„O wiosko polska na twoim zagonie
Nie  samo zboże żywiące nas wschodzi ;
Ty w  żyznym  twoim przechowujesz łonie
Ducha , co kiedyś ojczyznę odrodzi ...’’






"Nie nam, Panie, nie nam, ale imieniu twemu na chwałę" [ WLG 113B-psalm Dawidowy w 115]

"Tradycje literackie związane są z rodami właścicieli ziemskich - hr. Turnów, Kwileckich i Węgorzewskich. Zapraszali oni do swoich domów wybitnych twórców literatury polskiej, co świadczy o ich zainteresowaniach literackich, kulturalnych i wielkim patriotyzmie - tak ważnym w okresie zaborów. Powstały w tenże sposób ośrodki kultury polskiej, a rodziny właścicieli ziemskich sprawowały swego rodzaju mecenat nad polskimi twórcami kultury."




"Józef Ignacy  Kraszewski -  pisarz i publicysta. Kraszewski   upamiętnia swój  pobyt w Objezierzu  sadząc w parku  pamiątkową lipę  ( złamaną przez  huragan   w  1987 r. ) oraz  pisząc  wiersz  pt. „O  wiosko  polska"




"Wokół rozciąga się park krajobrazowy (8,6 ha) z pomnikowymi drzewami, m.in. lipą Kraszewskiego i kopcem Kościuszki."


"Autor Ulany pierwszy raz odwiedził Wielkopolskę w 1867 roku... Do Poznania przybył wieczorem 20 maja i zamieszkał w „Bazarze”. 30 maja udał się do Objezierza, do pałacu pp. Turnów, gdzie na jego cześć wydano ucztę, na którą przybyło ziemiaństwo, duchowieństwo i inteligencja."




"Odsłonięto również tablicę pamiątkową w holu szkoły, którą wykonał artysta plastyk Czesław Kępiński z Chodzieży. Wzór został zaczerpnięty z tablicy pamiątkowej ku czci Adama Mickiewicza w Lozannie. Tablicę wykonano w drewnie lipowym, pochodzącym z drzewa rosnącego w naszym parku, tzw. „lipy Kraszewskiego” zniszczonej najpierw przez grom, a potem powalonej przez wichurę. W miejscu tym rośnie nowa lipa, wyhodowana i posadzona przez dyrektora."







Cytaty na temat Objezierza z sieci, Zdjęcia własne









sobota, 14 września 2013

R jak Re z torta...

                 Drodzy JIK-o Przyjaciele, czytałem Wasze okolicznościowe posty sprzed około 2 lat, dlatego proszę korygować moje poczynania, jeślim się rozpędził; znaczy było tam dużo o kantacie Adama ASNYKA z Kalisza, która skojarzyła mnie się z pewną Uchwałą, obydwóch tekstów nie znalazłem na stronce, dlatego ku pamięci pisarza i jako uzupełnienie do Waszej wielkiej i roztropnej pracy tu zostawiam.
Tekst Sejmowy zaczerpnąłem z "Winiety" nr1/2012 (Pisma Biblioteki Raczyńskich z miasta Koziołków) a tekst Adama z Cyfrowej Biblioteki Narodowej "Polona".

Kantata
na Jubileusz J.I. KRASZEWSKIEGO
(na chór męzki, solo baryton z towarzyszeniem orkiestry - Towarzystwo Muzyczne spod Wawelskiej Góry 1879 rok)
Słowa: Adama ASNYKA
Muzyka: Władysława ŻELEŃSKIEGO

CHÓR:
Szczęśliwy, komu w życiu dano
Doczekać plonu swej pracy,
I ujrzeć myśl swą przechowaną
I najpiękniejsze zdobyć wiano,
Z kłosów, co niosą mu rodacy.

Szczęśliwy, kto swą piersią własną,
Wykarmił całe pokolenia,
I wytknął dla nich drogę jasną
I w nowych jutrzniach co nie gasną
Ogląda dzieło odrodzenia.

Szczęśliwy, kto szedł naprzód w znoju
Z hasłami, które ludzkość budzą,
I walcząc w ciszy i pokoju,
Dokonał ludzkich dusz podboju,
Niezaćmionego krzywdą cudzą.

Szczęśliwy ! Palmy zwycięztw z dłoni
Nie wydrze ramię mu niczyje -
Burza go nieszczęść nie dogoni -
On wyszedł z ciemnej losów toni
I nieśmiertelny w sercach żyje.

SOLO:

I naród żyje, gdy mu przodem
Pochodnia wielkich myśli świeci,
I jeszcze wielkim jest narodem,
Gdy się odświeża życiem młodem
Wydając z siebie takie dzieci.

Żyje, gdy na świat z jego łona
Wychodzą zbrojni wciąż rycerze,
Których wróg żaden nie pokona
A ludzkość ze czcią ich imiona
Wpisuje w dziejów karty świeże.

Żyje ten naród, co prawdziwą
Zasługę pojmie i ocenia,
I w ślad za myślą idzie żywą
I zbiera świeżych kłosów żniwo
Na drogach swego odrodzenia.

CHÓR:

Więc w uroczystym dziś obchodzie,
Wielkiego męża czcijmy święto,
W bratniej miłości, w bratniej zgodzie,
Nieś mu życzenia swe Narodzie,
Niech kończy pracę rozpoczętą.

Niech rozpościera jasność wszędzie,
I zbiera owoc swoich trudów,
W wielkich zdobywców stając rzędzie,
Niechaj Ojczyźnie swej zdobędzie
Cześć i braterstwo wszystkich ludów.

Niech dzień ten przyszłość nam zapowie,
Do kórej zwolna ludzkość wiodą
Najszlachetniejsi jej synowie;
A czyn zamknięty dotąd w słowie
Najmilszą będzie mu nagrodą.





UCHWAŁA SEJMU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ
(z dnia 16 września 2011 r. w sprawie ustanowienia roku 2012 Rokiem Józefa Ignacego KRASZEWSKIEGO)
                   W związku z przypadającą w 2012 roku 200. rocznicą urodzin Józefa Ignacego KRASZEWSKIEGO Sejm Rzeczypospolitej Polskiej postanawia oddać hołd temu jednemu z najwybitniejszych polskich twórców, który na trwałe wpisał się w dzieje literatury polskiej i europejskiej.
Józef Ignacy Kraszewski był pisarzem, publicystą, historykiem, wydawcą, krytykiem literackim, dziennikarzem, malarzem, działaczem społecznym i politycznym.
Jego imponujący dorobek literacki wywarł trwały wpływ na kulturę i literaturę polską oraz twórczość współczesnych mu i późniejszych pokoleń Polaków.
Powieści historyczne Józefa Ignacego Kraszewskiego stały się nie tylko trybuną do upowszechniania wiedzy o naszej przeszłości, ale również inspiracją do rozmyślań nad teraźniejszością i przyszłością Polski.
Józef Ignacy Kraszewski wydał szereg powieści o tematyce powstańczej. Szczególnie wiele z nich poświęcił powstaniu styczniowemu, dostrzegając w nim nie tylko ogrom ofiar i cierpień, ale i szansę na odrodzenie ducha polskiego. Choć w powieściach historycznych przychodziło mu występować w roli biczownika wad i przywar narodowych, przebijała w nich także wiara w odnowę narodową.
Józef Ignacy Kraszewski był polskim pisarzem, który odkrył i opisał świat prowincji polskiej, dlatego cieszy się on niezwykłą estymą u ludzi żyjących w małych ojczyznach. To istotny aspekt jego twórczości, doceniany przez środowiska lokalne i regionalne.
W jego pracy ważną rolę odgrywała publicystyka polityczna. W niej tak jak w całej swojej twórczości łączył surową ocenę przeszłości z krytyką szlachetczyzny i ustroju feudalnego, propagował ideę uprzemysłowienia i rozwoju gospodarki rolnej.
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej ogłasza rok 2012 Rokiem Józefa Ignacego Kraszewskiego.

niedziela, 1 września 2013

P jak Pędzelkiem po Pięciolinii.



             

              Czas Romantyków to okres rozkwitu ideałów płynących z serca, dla nas czytelników, przeważnie zawartych w książkach. Józef Ignacy KRASZEWSKI, twórca rozlicznej ilości lektur był erudytą znanym w Europie, także malarzem („Wszędzie, gdziem pojechał […] rysowałem dla pamięci, co mi pod oczy podpadło. Ileż to godzin szczęśliwych winienem temu zatrudnieniu.”) 1.)
Jeden z wielkiej liczby 1800 – set blisko zachowanych ! obrazów jego autorstwa możemy zobaczyć w poznańskiej pracowni na ulicy Wronieckiej. Obraz ten zadziwił mnie swoją romantyczną formą, szczegółem postaci i … pierwsze co przyszło mi do głowy to chęć przypisania go innemu , może bardziej znanemu malarzowi – właściwie podobne już widziałem - pejzaże Warszawy CANALETTA wiszące w naszym odremontowanym Muzeum Narodowym.
              W tej rozprawce chciałbym jednak w maleńkim stopniu przybliżyć postać JIK – a jako miłośnika ,,muzy słuchu”, 


być może przybliżyć to za duże słowo, podeprę się więc zwrotem „zaakcentować”. Jedną z rozlicznych jego pasji była muzyka. „Zajmował się nią z upodobaniem. Zarówno w latach gimnazjalnych we Świsłoczy, jak i na uniwersytecie studiował muzykę i uczył się gry na fortepianie. Także komponował, a nawet wydawał swe utwory. Były to piosenki, walce, polonezy i ronda, tzw. muzyka salonowa. Recenzował dzieła muzyczne, m.in. omawiał „Śpiewnik domowy” MONIUSZKI na łamach „Tygodnika petersburskiego” 1842 r. MONIUSZKO zaś napisał muzykę do jego poematu z dziejów dawnej Litwy , „Witolorauda”.”

Poemat ten poświęcony Litwie wyszedł począwszy od 1840 roku – Pieśń pierwsza pod wyżej wymienionym tytułem. Następne wydanie miało nazwę „Mindowe” i część ostatnia z 1844 r. ukazała się p.t. „Witoldowe boje”. Całość spajał tytuł „Anafielas” i począwszy od 1846 roku (kolejne wznowienie - dop. aut.) zaczął wychodzić właśnie z muzyką Stanisława MONIUSZKI i drzeworytami SMOKOWSKIEGO. Można by powiedzieć dzisiejszym językiem że było to wydawnictwo multimedialne.
               Związek z MONIUSZKĄ był pełen muzycznej wzajemności, co więcej ich biografie się przeplatają – Przyświecał im Obraz „Tej co w Ostrej Świeci bramie...”. Podobnie pokochali Wilno.


              „Stanisław MONIUSZKO (1819 – 1872), kompozytor polski. Urodził się niedaleko Mińska. W 1840 roku ożenił się z wilnianką i osiadł na stałe w Wilnie, w którym bywał już wcześniej. Do 1842 r. był organistą w kościele Św. Janów. (...) Skomponował wiele operetek i wodewili dla sceny wileńskiej, ponad 300 pieśni, cztery „Litanie Ostrobramskie”. (...)
MONIUSZKO jest uważany za najwybitniejszego – obok Fryderyka CHOPINA – kompozytora polskiego romantyzmu, jego opery do dzisiaj cieszą się dużą popularnością. W twórczości MONIUSZKI można odnaleźć wyraźne wątki regionalne – białoruskie i litewskie. (…)
Do tematyki litewskiej nawiązuje jego ballada „Trzech Budrysów” (do słów Adama MICKIEWICZA),
kantaty mitologiczne „Milda” i „Nijoła” (do słów Józefa Ignacego KRASZEWSKIEGO) , pieśni do słów SYROKOMLI i in.
Na skwerze przy Kościele Św. Katarzyny znajduje się jego popiersie (dłuta Bolesława BAŁZUKIEWICZA 1922 r.), do którego wykorzystano postument z wywiezionego w 1915 r. do Rosji pomnika Aleksandra PUSZKINA`` 2.) (innego poety kruczych czasów – dop.aut.). 



Jak wspomina Tomas VENCLOVA poemat JIK – a , poświęcony Litwie, dość opasłe tomiska pod wspólnym tytułem „Anafielas”, został w naszym, polskim kręgu kulturowym zapomniany, jest w tym stwierdzeniu jakaś część prawdy. Mało który czytelnik „Starej Baśni” (ze mną włącznie) słyszał o tym utworze. Zobaczmy jak to wygląda u naszych sąsiadów:
„Ze szczególną uwagą Litwinów spotkała się trylogia poetycka KRASZEWSKIEGO „Anafielas” (1840 – 1845), zwłaszcza jej pierwsza część „Witolorauda” - będąca próbą stworzenia litewskiego eposu mitologicznego. Fragment „Witoloraudy pt. „Žalčio motė” (Matka wężów) przełożyła w 1858 roku Karolina PRANIAUSKAITĖ (Proniewska), całą zaś „Witoloraudę” - Andrius VIŠTELIS (1881 – 1882), a w okresie późniejszym Faustas KIRŠA i Povilas GAUČYS. W literaturze polskiej dzieło to zostało wkrótce zapomniane, natomiast litewski przekład pozostał utworem poczytnym i lubianym.


Jurgis MIKŠAS w dzienniku „Aušra” (Jutrzenka, Świt – dop. aut.) nazwał ją litewską „Iliadą, Odyseją, Eneidą”, a nawet Biblią, czym wywołał oburzenie litewskich księży. „Witoloraudę” ilustrował Wincenty SMOKOWSKI, „Kunigasa” Michał Elwiro ANDRIOLLI, muzykę do „Witoloruady” skomponował Stanisław MONIUSZKO. Na język litewski przetłumaczone zostały również inne utwory KRASZEWSKIEGO, wydano też jego korespondencję z litewskimi działaczami kulturalnymi (1992 r.). `` 3.)
Kto bowiem , jeśli nie Jan z Czarnolasu , nauczał jak rymem powiązać pieśni. Był on architektem wersów. Jeżeli chodzi o ich treść przekonuję się coraz bardziej za KRASZEWSKIM...
Na zakończenie urywek z „Anafielas”:

JAĆWIEZKA PIEŚŃ WOJENNA.

Bądź mi zdrowa miła,
Bądź mi ojcze zdrowy !
I dziadów mogiła -
I ogniu domowy !


Bądź mi zdrowy bracie,
Bądź mi zdrowa żono !
Nie czas siedzieć w chacie,
Stosy zapalono.


Pójdę ja polować
Na wrogi, daleko -
Palić i rabować
Za dziesiątą rzeką.


Za rok powróciemy,
Zastukam do chaty -
To wam przyniesiemy
Z Rusi łup bogaty.

Ojcu szatę drogą,
Matce pieniądz złoty,
Żonie zausznice
Zamorskiej roboty.


A jeśli po roku
Bracia wrócą z wojny,
Nie płacz, ojcze miły,
Syn twój śpi spokojny !


Duch już w ojców kraju
Dziadom się pokłonił,
I za cieniem wroga
Daleko pogonił.


O, nie żal nam życia,
Nie żal naszéj ziemi;
My w pieśni na wieki
Żyć będziem ze swemi !! 4.)


BIBLIOGRAFIA:

  1. Antoni TREPIŃSKI „Józef Ignacy KRASZEWSKI” PWN Warszawa 1986 (z serii Małe Portrety Literackie)
  2. Tomas VENCLOVA „Wilno. Przewodnik biograficzny” PIW 2013
  3. tamże
  4. urywek z Mindowe

ODNOŚNIKI:

„Anafielas” dostępny na www.polona.pl

ZDJĘCIA:

własne i z bibliotek cyfrowych

czwartek, 29 sierpnia 2013

204. Historia kołka w płocie

Recenzja Katarzyny K. ze Skrytki słów. Bardzo dziękujemy!

Jak mówi Zbigniew Mitzner we wstępie do powieści „Historia kołka w płocie to chyba jedna z najmniejszych objętościowo powieść Kraszewskiego. A jednak nie zaginęła”1. Kraszewski, w kolejnej już powieści walczy o zniesienie pańszczyzny. Jest to dosyć niezwykła, a nawet dziwna powieść, ponieważ zawiera ona dwie historie splecione ze sobą. Jedna to historia młodego dąbczaka z lasu, a druga- syna chłopskiego.

 
Przechodząc do historii chłopca to, pisarz przedstawia tutaj losy Sachara Pakuły, który jest nieprzydatny do pańszczyźnianej roboty i zostaje przeznaczony do wojska. Ucieka stamtąd i kryje się w Rosji. Po długiej i wyczerpującej włóczędze powraca, gdzie przyjmują go na dwór Rogali jako grajka. Pojawia się też wątek miłosny, otóż miłość do pokojówki Natalki doprowadza go do szału i chłopiec pogrąża się tylko.

Głównym tematem są tutaj zmarnowane zdolności artystyczne chłopca. Los i dolę chłopską opisuje Kraszewski w przejmujący sposób, niczego nie koloryzując i nie upiększając. Jednocześnie ukazuje dwór: „Życie na wsi szło niezmiernie regularnie, spokojnie, porządnie trybem jeszcze prastarym, uczciwie, poważnie, cicho, ale, że samymi starymi posiało się pierwiastkami, nowych nie przyjmując, powoli stygło i biedniało”2
Stosunek autora do klas wyraża się przez to jakich form używa, np. o chłopach pisze serdecznie, a kiedy kpi, to kpi ze szlachty. Fragmenty dotyczące szlachty są pełne ironii i satyry: „Rogalowie mieli wcale nie inną zasadę i pojmowali sobie przeznaczenie i funkcję szlachty w sposób całkiem oryginalny, pewni naprzód, że szlachcica najświętszym obowiązkiem jest próżnowanie. Po wtóre, że szlachcic wszystko umie, choć się niczego nie uczy, i do wszystkiego jest zdolny, jako skoro przypieczętuje się starym klejnotem. Po trzecie, że nie ma dlań ani za wysokich stopni, ani wyżyn niedostępnych. Po czwarte, że obowiązkiem jego jest uczciwie i porządnie życia skosztować, a w żadną robotę nużącą,odbierającą siły i umysł wycieńczającą się nie wdawać. Po piąte, że wąsy nosić powinien.".

 
W tej powieści wyrazem chłopskiego buntu jest niewątpliwie Sachar, który ukochał sobie wolność i piękno. Ucieczka Sachara, jego niewola dworska i jego muzyczny bunt to niewątpliwie wyraz chłopskiego buntu.


Bibliografia:
1J.I. Kraszewski, Historia kołka w płocie, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1954, op. Z. Mitzner


2Tamże, s. 65
PS. Musiałam zrobić kilka zdjęć rycin, jakie pojawiają się w książce, bo są naprawdę bardzo ciekawe i mogą dać nam obraz tamtejszej poleskiej wsi.
***
Józef Ignacy Kraszewski
Historia kołka w płocie
Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Warszawa 1954
Liczba stron: 168
Moja ocena książki: Polska klasyka !!

sobota, 17 sierpnia 2013

203. Krzyżacy 1410

Tekst autorstwa Nutinki  (U Nutinki), której serdecznie dziękujemy za udostępnienie recenzji.

Józef Ignacy Kraszewski
Krzyżacy 1410
Wydawnictwo „Śląsk”, 1984

Ego te baptizo in gladio

Czytywałam Kraszewskiego w czasach odległych, ale nie podobał mi się zbytnio, głównie przez rozwlekłe opisy przyrody, zbędne i nic nie wnoszące. Właściwie poza tymi nużącymi opisami niewiele mi w pamięci pozostało. Postanowiłam jednak dać mu jeszcze szansę, zwłaszcza że poza domem, na wakacjach, szybko skończyłam zabrane książki i nie miałam już nic ciekawszego pod ręką. Padło na Krzyżaków 1410, bo i czasy to interesujące, i zmagania z Zakonem przynoszą zwykle dużo emocji. Ciekawie też było porównać Kraszewskiego z Sienkiewiczem, którego Krzyżacy tkwią we mnie mocno od lat dziecięctwa.
Powieść rozpoczyna się krótko przed bitwą pod Grunwaldem, gdy wojna jest już właściwie rozpoczęta, wojska przemieszczają się ku sobie, a rozdrażnienie i czujność służb po obu stronach osiąga poziom niemal histeryczny. Przez ziemie należące do Krzyżaków wędruje samotnie z pielgrzymką ksiądz Jan, planując dotrzeć do Malborka i pomodlić się przed świętym obrazem, a przy okazji odszukać siostrę swoją przyrodnią Barbarę, która dawno temu na północy gdzieś osiadła. Zakonna czujność widzi w nim jednak szpiega i na męki wziąć każe, co źle by się skończyło, gdyby nie imię rzeczonej siostry, mającej u Krzyżaków znaczne poważanie. Wyrusza tedy Jan wraz z odnalezioną Barbarą i jej córką Ofką do Polski, by nawałnicę przeczekać i nie wie, że jego kobiety przeszpiegi dla Zakonu czynią i wieści braciom krzyżowym posyłają.
I na tym opiera się część fikcyjna, przechodząc w opowieść o wojnie. Na plan pierwszy wysuwa Kraszewski wydarzenia historyczne, z Grunwaldem i przepychankami z Zakonem, skupiając się głównie na bitwie i tym, co z nią związane, dokładnie opisując koleje zmagań, krytycznie i bez ogródek wyjawiając prawdę. Niewiele mówi jednak o ludziach i ich losach, jego bohaterowie są mało ciekawi, z żadnym się nie zaprzyjaźniłam, żadnego nie polubiłam, czytałam siłą rozpędu i dla poznania jakichś może niesłyszanych jeszcze szczegółów. Zbyt mocno jak dla mnie skupił się autor na przekazaniu prawdy historycznej, co oczywiście jest ważne, ale zabrakło mi tu jakiejś iskry, motywu, który mógłby pociągnąć akcję i nie dać czytelnikowi spocząć aż do końca powieści. Nawet niektóre autentyczne wydarzenia, jak oblężenie Malborka, przedstawił Kraszewski jakoś tak rozmamłanie, bez życia, a motyw próby zniszczenia refektarza podczas obrad rady krzyżackiej przez zawalenie na nią stropu, o czym nader chętnie opowiadają przewodnicy zwiedzającym zamek, zawarł w jednym krótkim akapicie. Po macoszemu potraktował bohaterów fikcyjnych, ledwo kreśląc ich postacie, nawet najbardziej wyrazistą Ofkę, oddaną Zakonowi i dla niego gotową na zgubę własnej duszy, podejmującą nieprawdopodobne, szalone zadania. Poza tą zdesperowaną dziewczyną nie ma zresztą bohatera, którego chciałoby się poznać, polubić czy przejąć jego losem, chociaż niewiele brakuje do tego Andrzejowi Brochockiemu czy Kuno Dienheimowi. Szkoda, bo potencjał opowieści jest duży, a wyszło jakoś nijako. Można przeczytać, ale niekoniecznie. Póki co Sienkiewicz górą, chociaż nie wiem, czy utrzymałby się na wiodącej pozycji po latach i tysiącach w międzyczasie przeczytanych książek. Wygląda na to, że z punktu widzenia przyjemności czytania lepiej sprawdza się powieść ku pokrzepieniu serc niż ku przestrodze.
(Ocena: 4/6)
● ● ●
„Nie ma niebezpieczniejszej rzeczy dla człowieka, dla ludzi nad pomyślność. W przeciwnościach potęgują się siły, uchodzą w szczęściu. Zawraca się głowa, przychodzi upojenie, mięknie serce, niknie energia, baczność się traci.” (s. 194)

wtorek, 2 lipca 2013

202. „Kunigas” - o polskim i litewskim JIK -u...




CZAS:
lata sprawowania władzy na Litwie przez Wielkiego Księcia Litewskiego Giedymina (lit. Gediminas), historycznie między 1316 a 1341 rokiem
MIEJSCE:
zamek krzyżacki Malbork (postawiony jak podaje Paweł JASIENICA w dorzeczu Nogatu na miejscu grodu słowiańskiego Zantyr); majątek Pynaufeld pod Malborkiem;
świątynia Perkunasa – gdzieś w Litwie; gródek Pilleny w dorzeczu Niemna
OSOBY:
Krzyżacy, Bernard (jeden z mądrzejszych braci – rycerzy, opiekun Jerzego); szpitalnik Sylwester; wielki mistrz zakonu; marszałek zakonu; raubitter Dietrich von Pynau, Kurt znad Renu; Gmunda Lewen (stręczycielska opiekunka litewskiej Baniuty); inni Krzyżacy i najemni rycerze zachodni
Litwini pod nadzorem krzyżackim, Jerzy – Marger (uprowadzony w dzieciństwie podczas rejzy krzyżackiej, wychowywany przez Bernarda na przyszłego pogromcę Litwy, rzeczywisty syn Redy, postać Wallenrodyczna, tytułowy Kunigas, pojawiające się już w tytule i w pierwszym rozdziale słowo Kunigas oznacza we współczesnym języku litewskim osobę duchowną – księdza, być może JIK chciał podobnie jak w języku słowiańskim oznaczyć w ten sposób starszego, panującego nad rodem, w znaczeniu ksiądz na grodzie, słowo książę dziś brzmi kunigaikštis, podobnie w łotewskim języku kunigaitis, po tym odróżniamy księdza od księcia); Romek – Rymos (imię być może od rimtis – spokój, nieco starszy od Margera, także pojmany Litwin, parobek krzyżacki o wielkim, litewskim sercu, krzewiciel ogienka narodowego w serduchu Margera, także i Baniuty, choć w jej serduszku ten ogień już płonął...); Szwentas – Swalgon (jego imię przypomina o litewskiej rzece i mieście – Šventa i Švencionys na wysoczyźnie o tej samej nazwie (Žemaitija - Żmudź), bierze on często udział w rejzach , jest to stary Litwin, sługa w rękach krzyżackich, pierwszy organizator ucieczki spod niemieckiego jarzma, jednak jak się okazuje w ostatnim zdaniu utworu, tchórz); Barbara - Baniuta (odważna i piękna Litwinka, branka, bardzo porywcza, o wielkim , litewskim i niepokornym charakterze, ukochana i jedyna Margera);
Litwini z gródka Pilleny, Reda (imię być może z języka kaszubskiego, to jest nie daleko do Kuronów, dzielna Kunigasowa, na co dzień uzbrojona po zęby jak jej poległy w walce z Niemcami mąż, matka Margera); Gajlis – Pilleńczyk; Walgutis (ojciec Redy i dziadek Margera, żyje według starych zwyczajów, przykuty do łoża, lecz także do ognia...); Krewowie i Wajdeloci (Nergenno, Merunas, młody i niedoświadczony Konis, stary Krewule); Wiżunas (dzielny, litewski wojownik, mianowany przez Kunigasa dowódcą obrony Pullen); Jargała (staruszka, uczuciowa matka Baniuty), strażniczki ognia...




Kiedy pierwszy raz czytałem tę zwięzłą i napisaną prostym, przystępnym słowem książkę, nie zdawałem sobie sprawy, że Józef Ignacy KRASZEWSKI, nie tyle ułożył jej treść, podług własnego widzi mi się, lecz związana jest ona silnie z kulturą Bałtów, a to przez czerpanie końcowego wątku z mitycznych legend znad słonego morza. JIK jak dowiemy się po przeczytaniu lektury kierował się ku dwóm niepowtarzalnym (a jednak), a w każdym razie znakomitym źródłom. Na czoło walki ze znienawidzonym haimatem ,,niemych” wysuwa się jakby spod skrzydeł KRASZEWSKIEGO, jego poprzednik na wileńskim Uniwersytecie, także poprzez tajne związki (FiF) , mistrz Adam, który w poemacie „Konrad Wallenrod” zapoczątkował temat podstępu w walce z wrogiem i prześladowcą naszego narodu spod liczby 44. Być może Adam MICKIEWICZ , któremu dane było przez całe niemal życie walczyć z knutem czerwonej zarazy, podał bratnią dłoń także i w poznańskie...
Jakie było drugie źródło ? Z jakich wód czerpał kubek zdrojowy sam KRASZEWSKI. Otóż zdziwiłem się, jednak bardzo na korzyść, gdy pewnego razu zakupiłem (majętną pod merytorycznym względem) książkę przyjaciela Czesława MIŁOSZA, Kłajpedzianina, który w 2013 roku (dopiero?) otrzymał tytuł honorowy miasta Wilna – Tomasa VENCLOVY... na korzyść naszego tytana pracy, który szukając oparcia dla swojej książki, co potwierdziła pracowita Filomatka z Izydora, odszukał zagubiony na półkach mit o Margirisie z Pullen. Czerwcowego wieczoru mogłem wreszcie przeczytać nikłą notkę u VENCLOVY w „Wilno. Przewodnik biograficzny”, który jest kopalnią dla wątków literackich , związanych z miastem wilka, iż Wielki Książę Litewski Giedymin (lit. Gediminas) miał więcej braci (oprócz Witenesa – lit. Vytenis) prawdopodobnie także Margera (Margirisa), bohaterskiego obrońcę Pullen (Pilėnai), który nie mogąc się przeciwstawić sile krzyżackiej, popełnił z całą załogą gródka samobójstwo. Poruszony tym tropem (nieco uchylając rąbka zakończenia, o czym przestrzegała, nie tylko mnie, Filomatka z Izydora) zadzwoniłem do mojej Przyjaciółki z miasta Wilna i dowiedziałem się, co wyszło na dobre, że legenda z Pullen jest żywa, w zasadzie każdy Litwin w Szkole o niej słyszał. Zejdźmy na ziemię (od VENCLOVY do wikipedii) i zobaczmy co tam piszą nasi bracia Liwini na temat ten. Otóż, zarówno pod hasłem Margiris jak i Pullen, znajdziemy podobną notkę, mniej więcej o tej treści (ileż musiał się nachodzić po bibliotekach nasz drogi JIK...):
MARGIRIS (1336 rok) – legendarny, żmudzki książę, obrońca Pullen, zapisany w kronikach Vyganda Marburga. Rodowód Przypuszcza się , że pochodził z rodu Wielkiego Księcia Litwy Bytvydasa – Pukuvera umarłego 1291 lub 1295 roku. Jego bracia mogli być Wielkim Książętami, jak Witenes – Vytenis 1295 – 1316 , dalej Giedymin – Gediminas 1316 – 1341 lub kijewskimi...o zgrozo Chrobrego...Teodorem i połockim księciem Vainiusem.




To, że Margiris pochodził z rodu szlachetnego (wg kronik zapisanych w 1329 roku) jest poświadczone poprzez walki z czeskim ?!? królem Janem Luksemburskim. Jeśli Margiris by nie pochodził z rodziny równej królom, walka by się nie odbyła. Jednakże Margiris naruszył prawo pojedynku i za to miał zapłacić (dosłownie). Kroniki pamiętają i syna Margirisa, który podróżując do Francji w 1329 roku, poślubił tam nieznaną z imienia szlachciankę Klermon, to mogła być i pierwsza córka księcia Ludwika Burbona. Kroniki Wg Wiganda Marburga zamek Pilleny (o co do dziś są spory, ponieważ nikt nie wie gdzie stał ...o zgrozo Myszyngów i Ziemowita rzecz jasna...) stał w ziemi Trapen. Napadł go niemiecki zakon, jednakże litewscy bohaterowie bronili się i choć siły były nie równe, wtedy poganie, już bez nadziei na zwycięstwo, tak by można utrzymać zamek (cały z drewnianych bali...czemu nie sumikowo – łątkowych), rzucili cały swój skarb do ognia i sami poczęli się zabijać...tych pogan tylko jedna stara poganka siekierą (Adalbert) setki ich zabiła, a później i sama głowę złożyła. Późniejsi kronikarze, obrońców zamku i ich śmierć, jeszcze bardziej wychwalali. Pisze Albertas Vijukas „Na zamku było cztery tysiące żołnierzy, którzy gdy tylko usłyszeli o zbliżającym się wrogu przybiegli ze swoimi rodzinami z okolicznych wsi. Mieszkańcy długo razili wroga i walczyli nie tylko przy obronnym gródku ziemnym, lecz razili także przez otwartą bramę i napadali na najeźdźców, Kiedy większa część obrońców zginęła, a jeszcze więcej było rannych, kiedy ich została garstka, a ich nadzieja obrony zamku wygasła, zwłaszcza dlatego , że niemi wykopali jamy pod zamkiem i taranowali, przez co ściany zamku stały się słabe, obrońcy chwycili się ostatniej szansy – nie chcieli poddać się – oni obrócili broń przeciwko sobie i swoim najbliższym. Zebrali się wokół wielkiego ogniska i podpalili wszystko co mieli, co wróg mógł zagrabić. Zabili wszystkich słabszych, kobiety z dziećmi czy starców , którzy nie mogli podnieść broni z słabości. Przygotowali taki koniec dla wszystkich i sami prosili swojego dowódcę by ten ich zabił , a ostatni przeciął się mieczem...” Symbol Pillen Historia Pillen natchnęła nie mało twórców romantycznych i stała się najlepszym przykładem pasywnej obrony. Kompozytor V. Klova stworzył operę „Pilėnai”.
Tak mniej więcej przedstawia się ten wycinek z historii Litwy. Na początku wieku XX i także we wcześniejszych latach, zarówno polscy jak i litewscy mieszkańcy ,,ostatnich zajazdów” wystawiali ten bohaterski wątek jako sztukę. Wracając do pracy JIK-a , musiał jednak wykonać tytaniczną (dla niego pestka) robotę, by tak w szczególe i z fabularnym zacięciem przedstawić nam tą historię, dodam , że jest ona już z dawna przetłumaczona na litewski język, a po litewsku nazywany jest Juozapas Ignotas Kraševskis. W 1908 roku ze sporym powodzeniem u publiczności ten dramat patriotyczny wystawił Hieronim DRUCKI – LUBECKI. Nosił on tytuł „Tak umierali Litwini” i grała w nim Nuna MŁODZIEJOWSKA (1882 – 1958), polska aktorka , urodzona na Ukrainie, która kształciła się w Krakowie i Warszawie, związana była początkowo z Wilnem , kierowała tam Teatrem Polskim, a później z Poznaniem. Inny wątek polski jest związany z osobą krytyka i historyka literatury Stanisława BURKOTA, który w swych opracowaniach dotyczących osoby JIK -a (ściślej w przedmowie do „Kunigasa”) wspomina o pochodzeniu mitu z Pullen u KRASZEWSKIEGO.
Poeta pogranicza, słynny ,,lirnik litewski”, którego imię nosi jedna z polskich Szkół wileńskich, Władysław SYROKOMLA (1823 – 1862) a właściwie Ludwik KONDRATOWICZ w swojej spuściźnie literackiej w 1855 roku wydał „Margiera” , gdzie rozwinął temat obrony gródka przed Krzyżakami. Poeta ten urodził się na Białorusi i „lepszą” część swojego życia spędził w Borejkowszczyźnie. Tak pisze o tym heroicznym akcie:

„Spełniła się – rzekł Margier – ofiara straszliwa
i podchodzi do stosu i miecza dobywa.
Tam już wszyscy Litwini snem wiecznym posnęli:
Ówdzie trup się czerwieni, ówdzie kość się bieli,
Ówdzie jęk się wydziera z ostatniego ducha,
A nad stosem przygasłym jeszcze dym wybucha.
Margier kołpak soboli zdjął z rycerskiej głowy:
Witam Cię chrobra Litwo w otchłani grobowej !
Daj świadectwo niebiosom w uroczystej dobie,
żem cześć twoją ocalił i zginął przy Tobie !
Nie umarłaś spodlona – tylko nieszczęśliwa !
Rzekł i szerokim mieczem własną pierś przeszywa,
Oczy wlepił w niebiosa i trupem się ściele.
Skonał ostatni Litwin na bratnim popiele.”

Gabrielius LANDSBERGIS – ŽEMKALNIS (1852 – 1916) , litewski pisarz pochodzenia Inflanckiego, oprócz innych ballad z bałtyckiej historii jak „Birutė” czy „Blinda” w 1906 roku w Teatrze Miejskim w Wilnie w roli reżysera wystawił pierwsze litewskie dzieło – dramat p.t. „Pilėnu kunigaikštis” (Książę Pullen). Autorem dramatu był Marcelinas ŠIKSNYS , litewski pedagog
i literat, nauczyciel w Rydze oraz dyrektor Gimnazjum im. Witolda Wielkiego w Kownie (lit. Kaunas). Dramat, utrzymany w duchu romantyzmu i symbolizmu został wystawiony 6 maja 1906 roku w sali wileńskiego ratusza.
Duże wrażenie wywarły na mnie ilustracje do „Kunigasa”. Poszperałem w źródłach i odnalazłem ich autora. Michał Elwiro ANDRIOLLI (1836 – 1893) był mocno związany z Wilnem (lit. Vilnius) a to za sprawą ojca, który jako Włoch , służył w wojsku napoleońskim, dostał się do niewoli i pozostał w Wilnie. Michał urodził się tutaj, kształcił w Moskwie, Petersburgu, lecz także w Rzymie i Paryżu. W 1863 roku brał udział w Powstaniu za co zesłano go na Syberię. Kilka razy powracał do Wilna.
Cenne są jego ilustracje do poematów Adama MICKIEWICZA „Pan Tadeusz” i „Konrada Wallenroda”, do dzieł Shakespeare'a , Coopera no i w końcu do powieści „Kunigas”.
 




Cenną wiadomość o zdolnościach Europejczyka pełną gębą, jakim był JIK pozyskałem w Pracownii – Muzeum KRASZEWSKIEGO w Poznaniu. To tak przy okazji ANDRIOLLEGO. Widziałem na własne oczy piękny olejny obraz JIK-a.
Chciałem koniecznie zakończyć tę recenzję tym co JIK -owi w duszy gra, a będzie to na pewno niejedna litewska legenda , niczym przygody bałtyckie bogini Juraty i dzielnego rybaka Kastytisa. Udowodnił on nie raz, że bajki litewskie są równie bogate co polskie i choć smutne mogą dać także współczesnemu czytelnikowi wiele do myślenia. Gdy patrzę na współczesne stosunki naszego, kochanego kraju z sąsiadami, mam zawsze przed oczami Józefa Ignacego KRASZEWSKIEGO (jego zauroczenie postacią Witolda – Vytautasa), być może jedną z ostatnich postaci kochającą Rzeczpospolitą Obojga Narodów w tej kresowej, w tej bogatej formie miłości jednorodnej, nieskalanej a za którą bohaterowie JIK – a tak ochoczo , niczym Margier szli w ogień...

Główna literatura:
Tomas VENCLOVA  "Wilno. Przewodnik biograficzny" 
JIK "Historia Wilna"
Władysław SYROKOMLA "Margier"

Zdjęcia z sieci (1 i 4) oraz własne