niedziela, 16 grudnia 2012

168. Cet czy licho


Józef Ignacy Kraszewski, Cet czy licho, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1961.

Podkomorzyc Walenty Korsak kocha kasztelankę Anusię, ale w paradę wchodzi mu własny brat cioteczny, Justyn Wyszogórski, który również zaczyna do panny maślane oczy robić. Od słowa do słowa przychodzi do zwady, już szable mają iść w ruch, gdy kogucików udaje się rozdzielić, by pod bokiem króla krwi nie przelewali. Władca jednak dowiaduje się o wszystkim i pod wpływem żony postanawia załatwić sprawę w sposób jakby żywcem zaczerpnięty z modnego romansu: oto paniczykowie mają ciągnąć losy – cet czy licho – a który przegra, na wojnę musi ruszać, śmierci szukać.
A wojna wisi w powietrzu, Turcy idą na Wiedeń, Jan III Sobieski więc, bo za jego panowania Kraszewski umieścił akcję swej powieści, spieszy z siłami polskimi na odsiecz. Podczas kampanii konflikt między Korsakiem a Wyszogórskim trwa nadal, tylko ciągle coś staje na przeszkodzie rozstrzygnięciu ich sporu.
Motyw dwóch rywali do ręki jednej panny nie jest szczególnie oryginalny, ale jak pokazuje „Trylogia” Sienkiewicza, można na nim oprzeć kawał porządnej fabuły. Kraszewskiemu ta sztuka niezbyt się jednak udała. W pierwszej połowie książki akcja się niemrawo rozwija, na szczęście później przyspiesza i nabiera rumieńców. Rumieńców nie nabierają natomiast postacie głównych bohaterów, papierowych młodzieńców i mdłej panienki – za to mamy kilka nieźle skreślonych postaci drugoplanowych, przede wszystkim matkę Wyszogórskiego, skarbnikową, czy czarny charakter, jej krewniaka Krępca, hulakę i wydrwigrosza. Sporo dowiadujemy się o Sobieskim i jego ukochanej Marysieńce. Król jest wielkim rycerzem, ale zwycięstwa odnosi głównie dzięki łutowi szczęścia, a nie znajomości sztuki wojennej, królowa zaś to wyrachowana zołza. Tak zazwyczaj interesujące u Kraszewskiego tło obyczajowe tu jest ledwo widoczne; lepiej jest w scenach z wojny: oglądamy pochód wojsk, obozowiska, oblężenia. Niestety, tylko prześliznął się autor po opisach bitew; i odsiecz wiedeńska, i bitwa pod Parkanami zbyte są paroma ogólnikami, nie ma tu nic na miarę choćby Grunwaldu z Sienkiewiczowskich „Krzyżaków. „Cet czy licho” zaliczyć więc trzeba do mniej udanych powieści Kraszewskiego. Ratuje ją nieco barwniejsza i żywsza część druga, kilka niezłych scen i charakterystyk postaci oraz wierność przekazom historycznym. To trochę za mało, by książka przekonała do siebie kogoś poza miłośnikami epoki i wielbicielami Kraszewskiego. 

piątek, 14 grudnia 2012

167. Dwie królowe


Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1960 rok, stron 422
Kraszewski przyzwyczaił mnie (po przeczytaniu siedemnastu jego większych i mniejszych dzieł), iż co jak co, ale jego powieści historyczne nie zawodzą.

Lubię powieści historyczne, powieści z historią w tle, lubię, kiedy przez karty powieści przemykają znane z podręczników historii postacie, kiedy papierowa postać władcy czy narodowego bohatera ożywa i staje się bliska czytelnikowi. Tymczasem po lekturze Dwóch królowych (rzecz o królowej Bonie oraz jej synowej królowej Elżbiecie) jestem nie tyle wstrząśnięta, co zmieszana. Od pierwszych stron coś mi zgrzytało podczas lektury. Nie jestem wielbicielką królowej Bony, ale sposób potraktowania postaci budzi moje wielkie ubolewanie. Ta doskonale wykształcona, niezwykle gospodarna, mądra o silnej osobowości i dużym wyczuciu sytuacji politycznej władczyni została przedstawiona, w sposób karykaturalnie jednostronny i krzywdzący. Wychowywana na dworze Sforzów, przebywająca na dworze Lukrecji Borgii, będąca świadkiem krwawych i bezwzględnych rządów monarchów przybyła do nieznanego jej kraju owiana legendą trucicielki, jej polityczne aspiracje i rządy silnej ręki budziły sprzeciw i możnowładców i szlachty, jej mądrość i wykształcenie budziły zawiść mniej uczonych panów polskich. Do tego nie najłagodniejszy charakter Włoszki powodował, iż nie cieszyła się ona sympatią ani poddanych, ani nawet rodziny.

Bonę poznajemy w chwili, kiedy na Wawelu oczekuje się przybycia Elżbiety Habsburżanki – przyszłej żony Zygmunta Augusta. Zajadła przeciwniczka Habsurgów nie potrafi pogodzić się z myślą, iż żoną jej syna zostanie Niemka. Bona obawia się także, iż żona mogłaby zawładnąć sercem jej Zygmunta i pozbawić ją wpływu na jego decyzje, a tylko dzięki zachowaniu tego wpływu może nadal władać Koroną.  
Monarchini, która nie była osobą łagodną i która miała iście włoski, wybuchowy temperament została przez Kraszewskiego przedstawiona, jako niezmiernie antypatyczne babsko, intrygujące, wymuszające na otoczeniu zachowania zgodne z jej oczekiwaniami; a to pieniędzmi, a to oszczerstwami, a to znieważaniem, a to płaczem, histerią i rzucaniem się na podłogę. Do tego Bona Kraszewskiego to osoba dość ograniczona, nie potrafiąca logicznie myśleć, kłamiąca, kłótliwa, myśląca wyłącznie o sobie i swoich potrzebach. Intrygantka szkodząca interesom Rzeczpospolitej. Chyba dla równowagi młodą, niedoświadczoną, chorowitą, niezbyt bystrą królową Elżbietę przedstawił Kraszewski, jako dziewczę anielskiej cierpliwości, ogromnej pokorności, dobrotliwości, niewinną dzieweczkę szczutą na każdym kroku przez teściową. Ciekawa jestem, co było przyczyną ukazania tak nieprawdziwego wizerunku jednej z najlepszych polskich władczyń. Jedyną logiczną odpowiedzią, jaka mi się nasuwa była potrzeba pokazania bohaterki, która stanowiłaby tło dla tej w gruncie rzeczy romansowo-obyczajowej opowieści. Bo tak prawdę mówiąc historii w Dwóch królowych niewiele. Można natomiast poznać tło obyczajowe epoki; warunki życia na Wawelu, ceremoniał zaślubin, zwyczaje panujące na dworze, a także intrygi, rywalizację, tworzenie się koterii i stronnictw.

Jednak Dwie królowe to przede wszystkim romansidło z historycznymi postaciami w tle. Zdecydowaną większość fabuły zajmują miłosne intrygi, jakie snują kochanka Augusta - Dżemma, aby zatrzymać przy sobie młodego króla, Bona, aby odciągnąć go od nowo poślubionej żony, Pietrek Dudycz, aby zdobyć piękną Dżemmę, która byłaby doskonałym nabytkiem dla nieatrakcyjnego starego kawalera i zabezpieczeniem jego pozycji na królewskim dworze.

Osobiście nie przepadam za romansami, może dlatego (oraz z powodu stronniczości Kraszewskiego) książka nie przypadła mi do gustu. Nie mogę jednak powiedzieć, że jej lekturę uważam za czas stracony, jest w niej historyczne tło, jest nakreślenie sytuacji na dworze, no i dzięki niej nabrałam ochoty na poznanie prawdziwych losów królowej Bony Sforzy, a to wcale niemało.

Moja ocena 3,5/6
Książkę przeczytałam w ramach trzech wyzwań; stosikowe losowanie u Anny, Trójka E-pik u Sardegny (książka, którą chciałam przeczytać w 2012 roku), wyzwanie Kraszewski.
Na zdjęciu nagrobek królowej Bony (za XII wiecznym cyborium) w Bazylice Św. Mikołaja w Bari autorstwa Santi Gucci (tzn. nagrobek jego autorstwa. Zdjęcie moje) 

czwartek, 13 grudnia 2012

166. Rzym za Nerona

JIK-owy "Rzym za Nerona" był jednym z ostatnich kioskowych hitów lat póżnego PRL-u. Pamiętacie jeszcze te czasy, kiedy jeśli człowiek chciał sobie jakoś sensownie wypełnić biblioteczkę musiał mieć
znajomości w księgarni (lub, jeszcze lepiej, w wydawnictwie)? Ci, którzy mieli nieco bardziej minimalistyczne podejście i nie zależało im na hitach, takich jak "Przeminęło z wiatrem", mogli "meblować" półki zaopatrując się  w kioskach "Ruchu", gdzie było dostępnych kilka przykurzonych książeczek dziecięcych, reedycje przedwojennych książek kucharskich (nie do wykorzystania w czasach pustych półek) oraz JIK z wydawnictwa Novum.
Taką właśnie edycję przytaszczyłam do domu z biblioteki i dziś, gdy już jestem po lekturze, zastanawiam się, jakie były motywy wydania tej książki właśnie w tamtym czasie i w sporym, łatwo dostępnym nakładzie.
Najprawdopodobniej jednak ekonomiczne, gdyż "Rzym za Nerona" prezentuje treści nie będące na topie w postkomunistycznej Polsce, jest mianowicie... traktem religijnym, dość niebale przybranym w mocno prześwitujące szatki powieści.
Treść oscyluje nie tyle wokół perypetii dwójki bohaterów: Juliusza i Sabiny, ile raczej wokół ich drogi do nawrócenia na chrześcijaństwo.

Dwójka protagonistów miała ze sobą sporo wspólnego: obydwoje bogaci, choć starający się zachowywać wobec tego bogactwa postawę stoicką, obydwoje wychowani pod wpływem kultury helleńskiej. Nic dziwnego, że szybko się zaprzyjaźnili.
Gdy jednak w Rzymie zaczęła się szerzyć "chrześcijańska zaraza", zachowali się w sposób strasznie różny. Zdyscyplinowana intelektualnie Sabina uznała nową religię za logiczne dopełnienie nauk greckich filozofów i zaczęła wymykać się nocami na spotkania ze współwyznawcami w katakumbach. 
W tym samym czasie Juliusz, zamiast zadbać o swój duchowy rozwój, odkrywa,  że żywi do swojej przyjaciółki uczucia inne od platonicznych, jednocześnie zaś jej nocne
wyprawy doprowadzają do tego, że zaczyna się martwić o jej prowadzenie...
Niestety, w XIX wiecznej powieści o pierwszych chrześcijanach trudno spodziewać się większych niespodzianek. Prędzej  czy później wszyscy bohaterowie (poza Neronem) spotkają się na niebieskich pastwiskach.
Pozostaje jedynie otwarte pytanie, w jaki sposób na nie trafią - szybką ścieżka dla męczenników, bądź tą nieco wolniejszą - dla wyznawców.
Książka JIK-a, jak na dzieło okołoreligijne ma w sobie jednak pewną świeżość, niektóre tematy (np dlaczego chrześcijaństwo było atrakcyjne dla wykształconych Rzymian) były dla mnie zupełnie nowe, dlatego myślę, że spokojnie można ją polecić jako lekturę adwentową. Jeśli
ktoś oczywiście takowej poszukuje.

środa, 12 grudnia 2012

W jak Wilno

Tekst i zdjęcia nadesłane przez Artura M. Bardzo dziękujemy za udostępnienie:).


KILKA DAT ORAZ ZDJĘĆ Z WILEŃSKIEGO ŻYCIORYSU JÓZEFA IGNACEGO KRASZEWSKIEGO... (na podstawie przewodnika literackiego Józefa SZOSTAKOWSKIEGO).

 IX 1829


 KRASZEWSKI przybywa do Wilna, by rozpocząć nauki na Uniwersytecie im. Stefana Batorego. Jako młody człowiek waha się z wyborem przyszłego zawodu: zostać medykiem czy też literatem ? Wypróbował swoich sił na obydwu kierunkach, jednak ostatecznie pozostał na Wydziale Wymowy i Sztuk Wyzwolonych. W tym czasie na wileńskim Uniwersytecie nie wykładali już nauczyciele Adama MICKIEWICZA i Juljusza SŁOWACKIEGO, pozostał jeno Leon BOROWSKI, który gorąco zachęcał młodego studenta do pracy naukowej (BOROWSKI pracował na Alma Mater aż do jej zamknięcia przez carat w 1832 roku). Była to jednak ta sama uczelnia i duch Filomatów i Filaretów z szerokimi ideami romantycznymi ,,w sercu” tutaj nie zaginął.

1831
Józef Ignacy KRASZEWSKI publikuje w ,,Noworoczniku Litewskim na Rok 1831” pod pseudonimem K.F. PASTERNAKA. Były to jego pierwsze utwory.

Noc 29/30 XI 1830
W Warszawie wybucha powstanie przeciwko caratowi, studenci przekazują sobie z ust do ust wieści niepodległe, dochodzące z Korony. W Wilnie szczególnie ma ucierpieć Uniwersytet, na sygnał dzwonu Świętojańskiego studenci mają się stawić z bronią, gotowi do walki ze znienawidzoną Rosją. Jest już wiadomość gotowa o spisku na życie NOWOSILCOWA. Profesor Wydziału Medycznego Adolf ABICHT zawiadomił rektora Wacława PELIKANA, że poprzedniego wieczoru jego brat Teodor, student kupował dla KRASZEWSKIEGO pistolety. PELIKAN, prawosławny już obywatel Wilna za wszelką cenę zwalczał związki młodzieży akademickiej i gimnazjalnej, o fakcie z pistoletami powiadomił władze.

 15 XII 1830

KRASZEWSKI i ABICHT zostają zatrzymani. Naszego bohatera przewieziono do Klasztoru oo. Kanoników Laterańskich przy Kościele pw. Św. Św. Apostołów Piotra i Pawła na Antokolu (obecnie Antakalnio 1) i tam osadzono w więzieniu. Towarzystwo Mnezerów, tak nazywało się tajne stowarzyszenie, założone w mieszkaniu KRASZEWSKIEGO. Towarzystwa na Uczelni zostały wszak zakazane, przychodzili więc do mieszkania KRASZEWSKIEGO studenci by zaczerpnąć wieści, m.in. Aleksander OBRĄPALSKI, który namówił Teodora na kupno pistoletów. NOWOSILCOW będący kuratorem okręgu Szkolnego Wileńskiego, za zgodą rosyjskich władz wojskowych, przeprowadza rewizję mieszkań studenckich.

Noc 17 XII 1830
Taka rewizja zastaje w domu KRASZEWSKIEGO oprócz broni korespondencję z Joachimem LELEWELEM, zaangażowanym w powstanie listopadowe. Pisarz przebywa tymczasem w więzieniu na Antokolu, tak o tym pisze: ,,Z mego okna na szczęście widać wiele, a każdy przedmiot jest zajmujący. Wprost przede mną leży ogród klasztorny, zajmujący duży łan ziemi, okryty drzewem owocowym, chyrlającym się na nieprzyjaznym gruncie, i wawrzynem. Skarbiec ten otacza mur godzien lepszego ogrodu. Dalej widać drogę do miasta, też ogród i domek, zwane Tiwoli. Na prawo pałac niegdyś Sapieżyński, dziś szpital i kościół Pana Jezusa trynitarzy. Tu Wilia wypływa z gór i krąży poza Tiwoli, i posuwa się ku miastu. W oddaleniu widać pałacyk pani Rogowskiej, jeszcze dalej Kalwarię, drzewa, pola, a jeszcze dalej lasy i góry. Na lewo widać miasto, kościoły, wieże, twierdzę, wzgórki, zarośla i drogę.”
 


VI 1831
Bohater zostaje zwolniony z więzienia za poręką krewnego – podkomorzego Piotra SZWYKOWSKIEGO. Za innych studentów poręczyli m.in. Andrzej TOWIAŃSKI i Leon BOROWSKI. Wkrótce zostaje aresztowany powtórnie, w wyroku zapisano ,,jako przywódca studenckiego związku Mnezerów i mający związek z byłym profesorem LELEWELEM, zostaje skazany na wydalenie z Uniwersytetu i wysłanie do jednego z rosyjskich pułków kaukaskich w charakterze szeregowca z prawem awansu”. Pisarz wspominał, że pierwotnie była to kara śmierci. Osadzono go w Wilnie w koszarach przy Kościele pw. Św. Ignacego (obecnie Totorių g. 29). Ojciec Jan KRASZEWSKI zwracał się do generał – gubernatora DOŁGORUKOWA, o ponowne rozpatrzenie sprawy. Dwa razy z taką samą intencją zwracała się ciotka Ksenia DŁUSKA, przełożona zakonu Wizytek w Wilnie. Tymczasem KRASZEWSKI pogorszył na zdrowiu i został przewieziony do wojskowego Lazaretu przy zamkniętym Klasztorze oo. Pijarów (obecnie Dominikonų g. 12). Przekazane przez rodzinę prośby o ułaskawienie wkrótce poskutkowały i o dziwo car ułaskawił młodzieńca.

III 1832
Carski więzień opuścił szpital, jednak roztoczono nad nim ,,opiekę” ścisłego nadzoru policji. KRASZEWSKI nie powrócił już na Uniwersytet, który przecież zamknięto, za udział studentów i profesorów w Powstaniu Listopadowym. W tej sytuacji zamieszkał u pani ORŁOWSKIEJ przy ul Zamkowej 24 (obecnie Pilies). O mieszczącym się naprzeciwko uniwersyteckiego Kościoła Św. Św. Janów mieszkaniu KRASZEWSKI tak pisał: ,,Jednego dnia, a miało się ku wieczorowi, siedziałem w moim pokoiku sam jeden schylony nad fortepianem. Mieszkałem wówczas na wysokościach w domu ORŁOWSKIEJ naprzeciw Kościoła św. Jana, gdzie zbyt nawet obszerny salon z małym pokoikiem zajmowałem. Było to istne akademickie mieszkanie.” Będąc jeszcze studentem w Wilnie uczęszczał do Szkoły Malarskiej na jednym z Wydziałów Uczelni. Tam kształcił zmysł artystyczny u Jana RUSTEMA i Wincentego SMOKOWSKIEGO. Po podróży i jej opisie w książce ,,Wspomnienia Polesia, Wołynia i Litwy” , dodał do tego dziełka litografie wg własnych szkiców. Rysował także Wilno – wykonał ilustracje ,,Plan miasta Wilna” oraz ,,Zamek Dolny Wileński” do swego interesującego dzieła ,,Wilno od początków jego do roku 1750”. Wykonał też prace ilustracyjne do utworu cenionego poety Kresowiaka Władysława SYROKOMLI p.t. ,,Stare Wrota”. W Wilnie, będąc pod nadzorem policji , pracował jednak wertując archiwa na poczet pracy o historii Wilna a także do powieści historycznych.

1833
Ukazała się powieść ,,Kościół Święto – Michalski w Wilnie” opowiadająca o krwawych zamieszkach katolików z protestantami. Za namową ojca, niechętnego Józefa pracy literackiej, młody pisarz opuszcza Wilno, jadąc do rodzinnego Dołhego.

1835
 Ponownie wraca do Wilna, spędzając tutaj cztery miesiące, w którym to czasie przegląda wileńskie archiwa z jasnym celem napisania historii miasta, w czym gorąco oręduje mu rodzona babka Anna MALSKA. Tytan pracy pisarskiej, z czego słynął , po opuszczeniu Wilna nie zerwał całkowicie swego umiłowania i tęsknoty do ,, Wieszczów Miasta”. Mieszkając daleko od Wilna, przez 11 lat redagował ukazujące się nad Wilią pismo poświęcone historii, filozofii i literaturze. ,,Athenaeum” wyszło w 66 tomach ! KRASZEWSKI poświęcił Wilnu liczne swoje książki. Pisał poematy z dziejów Litwy pod wspólnym tytułem ,,Anafielas”. Są to ,,Witolorauda” - pieśń o Witolisie, ,,Mindowe” - powieść o jedynym królu litewskim Mendogu oraz ,,Witoldowe boje” - o czynach księcia Witolda, stryjecznego brata (Kiejstut) króla Władysława Jagiełły. Tak pisał Antoni Edward ODYNIEC podczas jubileuszu pięćdziesięciolecia pracy literackiej Józefa Ignacego KRASZEWSKIEGO: ,,Znad brzegów Wilii, spod Góry Zamkowej Gdzieś z uczuć braterstwa, a wspomnień przeszłości, Młodzieńcem brał pierwsze prac swoich osnowy, Przyjm skromną wiązankę, hołd czci miłości.” Warto sięgnąć wysoko, po spojrzenie Wilna, poprzez pracę Józefa Ignacego nad dziejami naszych kochanych sąsiadów, poczuć wspólnotę serc i zapytać , choćby uczniów polskojęzycznej Szkoły Średniej im. J. I. KRASZEWSKIEGO w Nowej Wilejce, jak to naprawdę z tym ,,Kunigasem” bywało...

BIBLIOGRAFIA:
1.Józef SZOSTAKOWSKI ,,Wilno i okolice. Przewodnik literacki” Vilnius 2012 (str. 85 – 89)

2.Antoni TREPIŃSKI ,,Józef Ignacy KRASZEWSKI” PWN Warszawa 1986 OBRAZY LITWY PIÓREM KRASZEWSKIEGO

dostępne w sieci:
1.,,Wilno od początków jego do roku 1750” (trzy pierwsze tomy) w Kujawsko – Pomorskiej BC na kpbc.umk.pl/dlibra
2.,,Kunigas” i ,,Anafielas” (wszystkie trzy pieśni) w Polona BC na www.polona.pl/dlibra/
3.,,Athenaeum” (kilka tomów) w Podlaskiej BC na pbc.biaman.pl/dlibra/ a także w Polskiej Bibliotece Internetowej na www.pbi.edu.pl