niedziela, 16 grudnia 2012

168. Cet czy licho


Józef Ignacy Kraszewski, Cet czy licho, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1961.

Podkomorzyc Walenty Korsak kocha kasztelankę Anusię, ale w paradę wchodzi mu własny brat cioteczny, Justyn Wyszogórski, który również zaczyna do panny maślane oczy robić. Od słowa do słowa przychodzi do zwady, już szable mają iść w ruch, gdy kogucików udaje się rozdzielić, by pod bokiem króla krwi nie przelewali. Władca jednak dowiaduje się o wszystkim i pod wpływem żony postanawia załatwić sprawę w sposób jakby żywcem zaczerpnięty z modnego romansu: oto paniczykowie mają ciągnąć losy – cet czy licho – a który przegra, na wojnę musi ruszać, śmierci szukać.
A wojna wisi w powietrzu, Turcy idą na Wiedeń, Jan III Sobieski więc, bo za jego panowania Kraszewski umieścił akcję swej powieści, spieszy z siłami polskimi na odsiecz. Podczas kampanii konflikt między Korsakiem a Wyszogórskim trwa nadal, tylko ciągle coś staje na przeszkodzie rozstrzygnięciu ich sporu.
Motyw dwóch rywali do ręki jednej panny nie jest szczególnie oryginalny, ale jak pokazuje „Trylogia” Sienkiewicza, można na nim oprzeć kawał porządnej fabuły. Kraszewskiemu ta sztuka niezbyt się jednak udała. W pierwszej połowie książki akcja się niemrawo rozwija, na szczęście później przyspiesza i nabiera rumieńców. Rumieńców nie nabierają natomiast postacie głównych bohaterów, papierowych młodzieńców i mdłej panienki – za to mamy kilka nieźle skreślonych postaci drugoplanowych, przede wszystkim matkę Wyszogórskiego, skarbnikową, czy czarny charakter, jej krewniaka Krępca, hulakę i wydrwigrosza. Sporo dowiadujemy się o Sobieskim i jego ukochanej Marysieńce. Król jest wielkim rycerzem, ale zwycięstwa odnosi głównie dzięki łutowi szczęścia, a nie znajomości sztuki wojennej, królowa zaś to wyrachowana zołza. Tak zazwyczaj interesujące u Kraszewskiego tło obyczajowe tu jest ledwo widoczne; lepiej jest w scenach z wojny: oglądamy pochód wojsk, obozowiska, oblężenia. Niestety, tylko prześliznął się autor po opisach bitew; i odsiecz wiedeńska, i bitwa pod Parkanami zbyte są paroma ogólnikami, nie ma tu nic na miarę choćby Grunwaldu z Sienkiewiczowskich „Krzyżaków. „Cet czy licho” zaliczyć więc trzeba do mniej udanych powieści Kraszewskiego. Ratuje ją nieco barwniejsza i żywsza część druga, kilka niezłych scen i charakterystyk postaci oraz wierność przekazom historycznym. To trochę za mało, by książka przekonała do siebie kogoś poza miłośnikami epoki i wielbicielami Kraszewskiego. 

piątek, 14 grudnia 2012

167. Dwie królowe


Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1960 rok, stron 422
Kraszewski przyzwyczaił mnie (po przeczytaniu siedemnastu jego większych i mniejszych dzieł), iż co jak co, ale jego powieści historyczne nie zawodzą.

Lubię powieści historyczne, powieści z historią w tle, lubię, kiedy przez karty powieści przemykają znane z podręczników historii postacie, kiedy papierowa postać władcy czy narodowego bohatera ożywa i staje się bliska czytelnikowi. Tymczasem po lekturze Dwóch królowych (rzecz o królowej Bonie oraz jej synowej królowej Elżbiecie) jestem nie tyle wstrząśnięta, co zmieszana. Od pierwszych stron coś mi zgrzytało podczas lektury. Nie jestem wielbicielką królowej Bony, ale sposób potraktowania postaci budzi moje wielkie ubolewanie. Ta doskonale wykształcona, niezwykle gospodarna, mądra o silnej osobowości i dużym wyczuciu sytuacji politycznej władczyni została przedstawiona, w sposób karykaturalnie jednostronny i krzywdzący. Wychowywana na dworze Sforzów, przebywająca na dworze Lukrecji Borgii, będąca świadkiem krwawych i bezwzględnych rządów monarchów przybyła do nieznanego jej kraju owiana legendą trucicielki, jej polityczne aspiracje i rządy silnej ręki budziły sprzeciw i możnowładców i szlachty, jej mądrość i wykształcenie budziły zawiść mniej uczonych panów polskich. Do tego nie najłagodniejszy charakter Włoszki powodował, iż nie cieszyła się ona sympatią ani poddanych, ani nawet rodziny.

Bonę poznajemy w chwili, kiedy na Wawelu oczekuje się przybycia Elżbiety Habsburżanki – przyszłej żony Zygmunta Augusta. Zajadła przeciwniczka Habsurgów nie potrafi pogodzić się z myślą, iż żoną jej syna zostanie Niemka. Bona obawia się także, iż żona mogłaby zawładnąć sercem jej Zygmunta i pozbawić ją wpływu na jego decyzje, a tylko dzięki zachowaniu tego wpływu może nadal władać Koroną.  
Monarchini, która nie była osobą łagodną i która miała iście włoski, wybuchowy temperament została przez Kraszewskiego przedstawiona, jako niezmiernie antypatyczne babsko, intrygujące, wymuszające na otoczeniu zachowania zgodne z jej oczekiwaniami; a to pieniędzmi, a to oszczerstwami, a to znieważaniem, a to płaczem, histerią i rzucaniem się na podłogę. Do tego Bona Kraszewskiego to osoba dość ograniczona, nie potrafiąca logicznie myśleć, kłamiąca, kłótliwa, myśląca wyłącznie o sobie i swoich potrzebach. Intrygantka szkodząca interesom Rzeczpospolitej. Chyba dla równowagi młodą, niedoświadczoną, chorowitą, niezbyt bystrą królową Elżbietę przedstawił Kraszewski, jako dziewczę anielskiej cierpliwości, ogromnej pokorności, dobrotliwości, niewinną dzieweczkę szczutą na każdym kroku przez teściową. Ciekawa jestem, co było przyczyną ukazania tak nieprawdziwego wizerunku jednej z najlepszych polskich władczyń. Jedyną logiczną odpowiedzią, jaka mi się nasuwa była potrzeba pokazania bohaterki, która stanowiłaby tło dla tej w gruncie rzeczy romansowo-obyczajowej opowieści. Bo tak prawdę mówiąc historii w Dwóch królowych niewiele. Można natomiast poznać tło obyczajowe epoki; warunki życia na Wawelu, ceremoniał zaślubin, zwyczaje panujące na dworze, a także intrygi, rywalizację, tworzenie się koterii i stronnictw.

Jednak Dwie królowe to przede wszystkim romansidło z historycznymi postaciami w tle. Zdecydowaną większość fabuły zajmują miłosne intrygi, jakie snują kochanka Augusta - Dżemma, aby zatrzymać przy sobie młodego króla, Bona, aby odciągnąć go od nowo poślubionej żony, Pietrek Dudycz, aby zdobyć piękną Dżemmę, która byłaby doskonałym nabytkiem dla nieatrakcyjnego starego kawalera i zabezpieczeniem jego pozycji na królewskim dworze.

Osobiście nie przepadam za romansami, może dlatego (oraz z powodu stronniczości Kraszewskiego) książka nie przypadła mi do gustu. Nie mogę jednak powiedzieć, że jej lekturę uważam za czas stracony, jest w niej historyczne tło, jest nakreślenie sytuacji na dworze, no i dzięki niej nabrałam ochoty na poznanie prawdziwych losów królowej Bony Sforzy, a to wcale niemało.

Moja ocena 3,5/6
Książkę przeczytałam w ramach trzech wyzwań; stosikowe losowanie u Anny, Trójka E-pik u Sardegny (książka, którą chciałam przeczytać w 2012 roku), wyzwanie Kraszewski.
Na zdjęciu nagrobek królowej Bony (za XII wiecznym cyborium) w Bazylice Św. Mikołaja w Bari autorstwa Santi Gucci (tzn. nagrobek jego autorstwa. Zdjęcie moje) 

czwartek, 13 grudnia 2012

166. Rzym za Nerona

JIK-owy "Rzym za Nerona" był jednym z ostatnich kioskowych hitów lat póżnego PRL-u. Pamiętacie jeszcze te czasy, kiedy jeśli człowiek chciał sobie jakoś sensownie wypełnić biblioteczkę musiał mieć
znajomości w księgarni (lub, jeszcze lepiej, w wydawnictwie)? Ci, którzy mieli nieco bardziej minimalistyczne podejście i nie zależało im na hitach, takich jak "Przeminęło z wiatrem", mogli "meblować" półki zaopatrując się  w kioskach "Ruchu", gdzie było dostępnych kilka przykurzonych książeczek dziecięcych, reedycje przedwojennych książek kucharskich (nie do wykorzystania w czasach pustych półek) oraz JIK z wydawnictwa Novum.
Taką właśnie edycję przytaszczyłam do domu z biblioteki i dziś, gdy już jestem po lekturze, zastanawiam się, jakie były motywy wydania tej książki właśnie w tamtym czasie i w sporym, łatwo dostępnym nakładzie.
Najprawdopodobniej jednak ekonomiczne, gdyż "Rzym za Nerona" prezentuje treści nie będące na topie w postkomunistycznej Polsce, jest mianowicie... traktem religijnym, dość niebale przybranym w mocno prześwitujące szatki powieści.
Treść oscyluje nie tyle wokół perypetii dwójki bohaterów: Juliusza i Sabiny, ile raczej wokół ich drogi do nawrócenia na chrześcijaństwo.

Dwójka protagonistów miała ze sobą sporo wspólnego: obydwoje bogaci, choć starający się zachowywać wobec tego bogactwa postawę stoicką, obydwoje wychowani pod wpływem kultury helleńskiej. Nic dziwnego, że szybko się zaprzyjaźnili.
Gdy jednak w Rzymie zaczęła się szerzyć "chrześcijańska zaraza", zachowali się w sposób strasznie różny. Zdyscyplinowana intelektualnie Sabina uznała nową religię za logiczne dopełnienie nauk greckich filozofów i zaczęła wymykać się nocami na spotkania ze współwyznawcami w katakumbach. 
W tym samym czasie Juliusz, zamiast zadbać o swój duchowy rozwój, odkrywa,  że żywi do swojej przyjaciółki uczucia inne od platonicznych, jednocześnie zaś jej nocne
wyprawy doprowadzają do tego, że zaczyna się martwić o jej prowadzenie...
Niestety, w XIX wiecznej powieści o pierwszych chrześcijanach trudno spodziewać się większych niespodzianek. Prędzej  czy później wszyscy bohaterowie (poza Neronem) spotkają się na niebieskich pastwiskach.
Pozostaje jedynie otwarte pytanie, w jaki sposób na nie trafią - szybką ścieżka dla męczenników, bądź tą nieco wolniejszą - dla wyznawców.
Książka JIK-a, jak na dzieło okołoreligijne ma w sobie jednak pewną świeżość, niektóre tematy (np dlaczego chrześcijaństwo było atrakcyjne dla wykształconych Rzymian) były dla mnie zupełnie nowe, dlatego myślę, że spokojnie można ją polecić jako lekturę adwentową. Jeśli
ktoś oczywiście takowej poszukuje.

środa, 12 grudnia 2012

W jak Wilno

Tekst i zdjęcia nadesłane przez Artura M. Bardzo dziękujemy za udostępnienie:).


KILKA DAT ORAZ ZDJĘĆ Z WILEŃSKIEGO ŻYCIORYSU JÓZEFA IGNACEGO KRASZEWSKIEGO... (na podstawie przewodnika literackiego Józefa SZOSTAKOWSKIEGO).

 IX 1829


 KRASZEWSKI przybywa do Wilna, by rozpocząć nauki na Uniwersytecie im. Stefana Batorego. Jako młody człowiek waha się z wyborem przyszłego zawodu: zostać medykiem czy też literatem ? Wypróbował swoich sił na obydwu kierunkach, jednak ostatecznie pozostał na Wydziale Wymowy i Sztuk Wyzwolonych. W tym czasie na wileńskim Uniwersytecie nie wykładali już nauczyciele Adama MICKIEWICZA i Juljusza SŁOWACKIEGO, pozostał jeno Leon BOROWSKI, który gorąco zachęcał młodego studenta do pracy naukowej (BOROWSKI pracował na Alma Mater aż do jej zamknięcia przez carat w 1832 roku). Była to jednak ta sama uczelnia i duch Filomatów i Filaretów z szerokimi ideami romantycznymi ,,w sercu” tutaj nie zaginął.

1831
Józef Ignacy KRASZEWSKI publikuje w ,,Noworoczniku Litewskim na Rok 1831” pod pseudonimem K.F. PASTERNAKA. Były to jego pierwsze utwory.

Noc 29/30 XI 1830
W Warszawie wybucha powstanie przeciwko caratowi, studenci przekazują sobie z ust do ust wieści niepodległe, dochodzące z Korony. W Wilnie szczególnie ma ucierpieć Uniwersytet, na sygnał dzwonu Świętojańskiego studenci mają się stawić z bronią, gotowi do walki ze znienawidzoną Rosją. Jest już wiadomość gotowa o spisku na życie NOWOSILCOWA. Profesor Wydziału Medycznego Adolf ABICHT zawiadomił rektora Wacława PELIKANA, że poprzedniego wieczoru jego brat Teodor, student kupował dla KRASZEWSKIEGO pistolety. PELIKAN, prawosławny już obywatel Wilna za wszelką cenę zwalczał związki młodzieży akademickiej i gimnazjalnej, o fakcie z pistoletami powiadomił władze.

 15 XII 1830

KRASZEWSKI i ABICHT zostają zatrzymani. Naszego bohatera przewieziono do Klasztoru oo. Kanoników Laterańskich przy Kościele pw. Św. Św. Apostołów Piotra i Pawła na Antokolu (obecnie Antakalnio 1) i tam osadzono w więzieniu. Towarzystwo Mnezerów, tak nazywało się tajne stowarzyszenie, założone w mieszkaniu KRASZEWSKIEGO. Towarzystwa na Uczelni zostały wszak zakazane, przychodzili więc do mieszkania KRASZEWSKIEGO studenci by zaczerpnąć wieści, m.in. Aleksander OBRĄPALSKI, który namówił Teodora na kupno pistoletów. NOWOSILCOW będący kuratorem okręgu Szkolnego Wileńskiego, za zgodą rosyjskich władz wojskowych, przeprowadza rewizję mieszkań studenckich.

Noc 17 XII 1830
Taka rewizja zastaje w domu KRASZEWSKIEGO oprócz broni korespondencję z Joachimem LELEWELEM, zaangażowanym w powstanie listopadowe. Pisarz przebywa tymczasem w więzieniu na Antokolu, tak o tym pisze: ,,Z mego okna na szczęście widać wiele, a każdy przedmiot jest zajmujący. Wprost przede mną leży ogród klasztorny, zajmujący duży łan ziemi, okryty drzewem owocowym, chyrlającym się na nieprzyjaznym gruncie, i wawrzynem. Skarbiec ten otacza mur godzien lepszego ogrodu. Dalej widać drogę do miasta, też ogród i domek, zwane Tiwoli. Na prawo pałac niegdyś Sapieżyński, dziś szpital i kościół Pana Jezusa trynitarzy. Tu Wilia wypływa z gór i krąży poza Tiwoli, i posuwa się ku miastu. W oddaleniu widać pałacyk pani Rogowskiej, jeszcze dalej Kalwarię, drzewa, pola, a jeszcze dalej lasy i góry. Na lewo widać miasto, kościoły, wieże, twierdzę, wzgórki, zarośla i drogę.”
 


VI 1831
Bohater zostaje zwolniony z więzienia za poręką krewnego – podkomorzego Piotra SZWYKOWSKIEGO. Za innych studentów poręczyli m.in. Andrzej TOWIAŃSKI i Leon BOROWSKI. Wkrótce zostaje aresztowany powtórnie, w wyroku zapisano ,,jako przywódca studenckiego związku Mnezerów i mający związek z byłym profesorem LELEWELEM, zostaje skazany na wydalenie z Uniwersytetu i wysłanie do jednego z rosyjskich pułków kaukaskich w charakterze szeregowca z prawem awansu”. Pisarz wspominał, że pierwotnie była to kara śmierci. Osadzono go w Wilnie w koszarach przy Kościele pw. Św. Ignacego (obecnie Totorių g. 29). Ojciec Jan KRASZEWSKI zwracał się do generał – gubernatora DOŁGORUKOWA, o ponowne rozpatrzenie sprawy. Dwa razy z taką samą intencją zwracała się ciotka Ksenia DŁUSKA, przełożona zakonu Wizytek w Wilnie. Tymczasem KRASZEWSKI pogorszył na zdrowiu i został przewieziony do wojskowego Lazaretu przy zamkniętym Klasztorze oo. Pijarów (obecnie Dominikonų g. 12). Przekazane przez rodzinę prośby o ułaskawienie wkrótce poskutkowały i o dziwo car ułaskawił młodzieńca.

III 1832
Carski więzień opuścił szpital, jednak roztoczono nad nim ,,opiekę” ścisłego nadzoru policji. KRASZEWSKI nie powrócił już na Uniwersytet, który przecież zamknięto, za udział studentów i profesorów w Powstaniu Listopadowym. W tej sytuacji zamieszkał u pani ORŁOWSKIEJ przy ul Zamkowej 24 (obecnie Pilies). O mieszczącym się naprzeciwko uniwersyteckiego Kościoła Św. Św. Janów mieszkaniu KRASZEWSKI tak pisał: ,,Jednego dnia, a miało się ku wieczorowi, siedziałem w moim pokoiku sam jeden schylony nad fortepianem. Mieszkałem wówczas na wysokościach w domu ORŁOWSKIEJ naprzeciw Kościoła św. Jana, gdzie zbyt nawet obszerny salon z małym pokoikiem zajmowałem. Było to istne akademickie mieszkanie.” Będąc jeszcze studentem w Wilnie uczęszczał do Szkoły Malarskiej na jednym z Wydziałów Uczelni. Tam kształcił zmysł artystyczny u Jana RUSTEMA i Wincentego SMOKOWSKIEGO. Po podróży i jej opisie w książce ,,Wspomnienia Polesia, Wołynia i Litwy” , dodał do tego dziełka litografie wg własnych szkiców. Rysował także Wilno – wykonał ilustracje ,,Plan miasta Wilna” oraz ,,Zamek Dolny Wileński” do swego interesującego dzieła ,,Wilno od początków jego do roku 1750”. Wykonał też prace ilustracyjne do utworu cenionego poety Kresowiaka Władysława SYROKOMLI p.t. ,,Stare Wrota”. W Wilnie, będąc pod nadzorem policji , pracował jednak wertując archiwa na poczet pracy o historii Wilna a także do powieści historycznych.

1833
Ukazała się powieść ,,Kościół Święto – Michalski w Wilnie” opowiadająca o krwawych zamieszkach katolików z protestantami. Za namową ojca, niechętnego Józefa pracy literackiej, młody pisarz opuszcza Wilno, jadąc do rodzinnego Dołhego.

1835
 Ponownie wraca do Wilna, spędzając tutaj cztery miesiące, w którym to czasie przegląda wileńskie archiwa z jasnym celem napisania historii miasta, w czym gorąco oręduje mu rodzona babka Anna MALSKA. Tytan pracy pisarskiej, z czego słynął , po opuszczeniu Wilna nie zerwał całkowicie swego umiłowania i tęsknoty do ,, Wieszczów Miasta”. Mieszkając daleko od Wilna, przez 11 lat redagował ukazujące się nad Wilią pismo poświęcone historii, filozofii i literaturze. ,,Athenaeum” wyszło w 66 tomach ! KRASZEWSKI poświęcił Wilnu liczne swoje książki. Pisał poematy z dziejów Litwy pod wspólnym tytułem ,,Anafielas”. Są to ,,Witolorauda” - pieśń o Witolisie, ,,Mindowe” - powieść o jedynym królu litewskim Mendogu oraz ,,Witoldowe boje” - o czynach księcia Witolda, stryjecznego brata (Kiejstut) króla Władysława Jagiełły. Tak pisał Antoni Edward ODYNIEC podczas jubileuszu pięćdziesięciolecia pracy literackiej Józefa Ignacego KRASZEWSKIEGO: ,,Znad brzegów Wilii, spod Góry Zamkowej Gdzieś z uczuć braterstwa, a wspomnień przeszłości, Młodzieńcem brał pierwsze prac swoich osnowy, Przyjm skromną wiązankę, hołd czci miłości.” Warto sięgnąć wysoko, po spojrzenie Wilna, poprzez pracę Józefa Ignacego nad dziejami naszych kochanych sąsiadów, poczuć wspólnotę serc i zapytać , choćby uczniów polskojęzycznej Szkoły Średniej im. J. I. KRASZEWSKIEGO w Nowej Wilejce, jak to naprawdę z tym ,,Kunigasem” bywało...

BIBLIOGRAFIA:
1.Józef SZOSTAKOWSKI ,,Wilno i okolice. Przewodnik literacki” Vilnius 2012 (str. 85 – 89)

2.Antoni TREPIŃSKI ,,Józef Ignacy KRASZEWSKI” PWN Warszawa 1986 OBRAZY LITWY PIÓREM KRASZEWSKIEGO

dostępne w sieci:
1.,,Wilno od początków jego do roku 1750” (trzy pierwsze tomy) w Kujawsko – Pomorskiej BC na kpbc.umk.pl/dlibra
2.,,Kunigas” i ,,Anafielas” (wszystkie trzy pieśni) w Polona BC na www.polona.pl/dlibra/
3.,,Athenaeum” (kilka tomów) w Podlaskiej BC na pbc.biaman.pl/dlibra/ a także w Polskiej Bibliotece Internetowej na www.pbi.edu.pl

poniedziałek, 26 listopada 2012

165. Ewunia

Recenzja napisana i przysłana przez Jadwigę.



Ewunia: opowiadanie z końca XVIII wieku

Opowiadanie J. I. Kraszewskiego Ewunia napisane zostało na zamówienie wydawcy „Tygodnika Romansów i Powieści”, a drukowane było w latach 1871/1872. Kraszewski pracował wówczas nad innym utworem, co „tłumaczy pewne niedopracowanie artystyczne Ewuni”[1] (akcja oparta głównie na wypowiedziach bohaterów, rezygnacja z komentarzy narratorskich, kostium historyczny utrzymany głównie za pomocą charakterystyki językowej bohaterów)[2].

Tytułowa Ewunia pochodzi ze szlacheckiego rodu. Jest jedyną córką podczaszego, inteligentną, piękną i bogatą panną na wydaniu, o której rękę zabiegają okoliczni kawalerowie. Dziewczyna jednak, ku zdziwieniu ojca, jest dość wybredna, ale też nie zamierza poddać się jego woli. Zresztą nie tylko ona zdaje sobie sprawę z tego, jacy to są zalotnicy, bo dyskutują o tym także inni. „Chorąży był stary, rejent zbyt jowialny, Herciński zimny, Machcewicz śmieszny, a Dydak głuptaszek”[3], młody sędzic Walenty Brochwicz – jest, zdaniem Ewuni, zbyt ładny, by zostać jej mężem, pisarzowicz Szczepan Junosza Zboiński – budzi lęk. Może tylko Sykstus Warka nadawałby się na jej męża, ale on jest z kolei biedny. Niektórzy kawalerowie, chcąc wyeliminować konkurentów, zawiążą pewne umowy i zobowiązania, ale i kobiety mają własne pomysły.

Opowiadanie Ewunia to pogodna opowieść o perypetiach miłosnych (ówczesny harlequin?). Bohaterowie są ukazani na tle obrazków z dawnej Polski, które są niczym fotografie ze starego albumu szlacheckiego (nieco już podniszczone i wyblakłe wskutek wielokrotnego ich „używania”). Zobaczymy na nich dawny dworek, gościnnego gospodarza, niektóre staropolskie obyczaje (zabawa zapustowa, kulig), ale i rozrywki, wchodzące wówczas w modę (maskarada wiosenna). Fotograf uwiecznił także cechy bohaterów: porywczość, skłonność do pojedynków, tytułomanię, ale i wolę zgody w razie wyższej konieczności.

Moja ocena: 4/6
Jadwiga


[1] J. I. Kraszewski, Ewunia: opowiadanie z końca XIII wieku; Pomywaczka: obrazek z końca XVIII wieku, Warszawa, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1989, Nota wydawnicza, s. 149.
[2] Por. Tamże, s. 149.
[3] Tamże, s. 38.

czwartek, 22 listopada 2012

164. Starosta warszawski. Obrazy historyczne z XVIII wieku.

-->
Autorem tekstu jest Maciej Brzeziński, autor bloga Poznańskie Historie. Bardzo dziękujemy za udostępnienie:).

Sięgnąłem po kolejną powieść JIK-a, której akcja rozgrywa się w XVIII wieku i nie zawiodłem się. Tym razem był to Starosta warszawski. Pod tym tytułem kryje się Alojzy Fryderyk von Brühl (1739 – 1793) syn wszechwładnego w czasach Augusta III ministra - Henryka Brühla.

Alojzy był mężczyzną wszechstronnie wykształconym i utalentowanym, studiował na kilku uczelniach, pisał komedie, grał na skrzypcach i walczył w wojnie siedmioletniej. Uosabiał „wiek świateł” i pewnie uczono by dziś o nim w szkołach, gdyby nie ambicje ojca. Minister postanowił wykierować go na polityka. Kiedy Alojzy skończył 12 lat, został mianowany starostą warszawskim, kiedy skończył lat 18, otrzymał w dowództwo chorągiew pancerną. Na krótko przed śmiercią ojca, mianowano go generałem artylerii koronnej. Miał wszystko i mógł posiąść wszystko, ale kompletnie go to nie interesowało. Wolał spędzać czas czytając swoich ulubionych pisarzy – Moliera i Monteskiusza, grać i pisać komedię, a napisał ich sporo. Pozostał jednak posłuszny ojcu i spełniał każdą jego wolę, nawet wtedy, kiedy narzucono mu małżeństwo z wojewodzianką Marią Potocką, kobietą dobrą, skromną, pobożną, ale w sumie dość nudną i zupełnie nie pasującą do Alojzego. Ten od dzieciństwa kochał się z innej Marii Potockiej, z wzajemnością zresztą. W kochanej przez starostę warszawskiego Marii, zakochany był też przyjaciel Alojzego, jenerałowicz Sołłohub, który wreszcie ożenił się z nią, wiedząc jednak, że ta go nie kocha. Mamy więc prawdziwy wielokąt miłosny, złożony z Alojzego, jego żony Marii z Potockich, kochającej się platonicznie (z wzajemnością zresztą) w wierny słudze Brühla, Tadeuszu Godziembie. Maria Sołłohubowa kocha się w Alojzym (platonicznie i również z wzajemnością). Co zadziwiające, żadne z tych dramatis personae, nie zdradza małżonka/żony. Zarówno Alojzy, jak i jego żona, a także pani Sołohubowa, czują się związani przysięgą małżeńską i przekonaniem, że więzy łączące ich się nierozerwalne, cierpią, ale trwają i to wszystko dzieje się w XVIII wieku, kiedy wierność małżeńska jest uważana za fanaberię. Godziemba zbyt szanuje swoją panią, aby choć pomyśleć o zbliżeniu się do niej, ona zaś spędza czas na modlitwie i czytaniu pobożnych ksiąg. Tylko francuska guwernantka Marii – panna Dumont dąży do zbliżenia swej pani z Godziembą, ale bezskutecznie. Kraszewski przedstawił ją jako postać zdecydowanie negatywną – symbol francuskiego zepsucia i libertynizmu. Małżonkowie Brühl szanują się, ale żyją oddzielnie, choć pod jednym dachem pałacu w Młocinach. Trwanie aż do tego stopnia w wierności jest godne pochwały, choć postacie wydają się aż nad miarę naiwne, a nawet śmieszne.
Alojzy Fryderyk von Brühl

Gdzieś w tle rozgrywa się potężna walka stronnictw o koronę po śmierci Augusta III. Alojzy jest siłą rzeczy w stronnictwie przeciwników zmian ustrojowych, reprezentowanych przez hetmana Branickiego, Radziwiłłów, Potockich i dawnych popleczników jego ojca. Po drugiej stronie jest obóz „Familii”, zwolenników reform wewnętrznych w oparciu o Rosję. W powieści pojawia się stolnik litewski – Stanisław August Poniatowski, prawdziwy „lew salonowy”, zdobywca serc niewieścich, zakochany w pani Sołłohubowej, która jednak nim gardzi. Kraszewski zdecydowanie piętnuje prywatę magnacką, upadek obyczajów i anarchię. W porównaniu z pozostałymi przedstawicielami rodów magnackich, Ajozy prezentuje się jak postać z innej epoki. Jest szlachetny, prawdomówny i kieruje się honorem. Mimowolnie wciągnięty w wir wydarzeń, nie chce uczestniczyć w walka frakcyjnych, nawet, gdy po śmierci ojca zostaje pozbawiony wszystkich godności po tym, jak na sejmie 1762 roku Poniatowski zarzucił mu brak szlachectwa. Co z tego, że w Saksonii jest hrabią, skoro nie miał polskiego indygenatu? Mimo upokorzeń doznanych ze strony „Familii”, Brühl nie przystąpił do spisków wymierzonych w potężniejące stronnictwo. Cieszył się nawet, że może bez przeszkód wrócić do pisania, skrzypiec, czytania i rozmów z ukochaną Sołłohubową.

Po zwycięskiej elekcji, Stanisław August wyciągną jednak rękę do zgody, uznając polskie szlachectwo Alojzego i przywracając mu wszystkie poprzednie godności. Przyznać trzeba, że Brühl okazał się świetnym generałem artylerii, gruntownie reformując tę formację wojskową. Jako starosta warszawski zaś, zbudował w stolicy kanalizację i stworzył straż pożarną. Po śmierci żony i owdowieniu Sołłohubowej, mógł wreszcie ożenić się z ukochaną, ale ich szczęście nie trwało długo… Reszty nie będę opowiadał, zachęcam po prostu do przeczytania książki.

Kraszewski wnikliwie i obrazowo przedstawił życie polityczno-obyczajowe w Rzeczpospolitej drugiej połowy XVIII wieku. Na tle libertyńskiej magnaterii, pozbawionej zasad i kierującej się tylko doraźnymi korzyściami, postacie głównych bohaterów wydają się być bez skazy, ale jednocześnie autor pokazał nam ludzi nieszczęśliwych. Powieść nie jest jednak smutna, czy nudna. Nie brakuje tu zabawnych sytuacji, komicznych zdarzeń czy wnikliwych obserwacji. Uważam tę powieść za jedną z lepszych w dorobku JIK-a i szczerze ją wszystkim polecam. Moja ocena to 5/6. 

Źródła zdjęć: 1. allegro; 2. wikimedia 

wtorek, 20 listopada 2012

163. Kwiat Paproci

Zastanawiałam się czasami, dlaczego uznani pisarze biorą na warsztat w kółko te same ludowe i tradycyjne bajki. Po "Kwiecie paproci" w JIK-owym wydaniu porzuciłam wątpliwości. Historia Jacka, który w noc świętojańską wyruszył na poszukiwanie kwiatu paproci, a następnie w wyniku błędnych decyzji zmarnował sobie życie, ma wszystko, co dobra bajka mieć powinna: sugestywny klimat (w tym przypadku lekko gotycki) i mądre przesłanie. Nic to, że nieco czarno białe, nie jest wszak zadaniem bajek oswajać słuchaczy/czytelników z odcieniami życiowej szarości.
Zachęcam do odświeżenia sobie tej historii, choćby w czasie przerwy na lunch. Dostępna online TUTAJ.

Tym razem chciałam napisać nie o książce a o tzw. uwspółcześnianiu bajek.  Czasami rzeczywiście warto się nad tym zastanowić. Weźmy chociaż wszechobecne złe macochy. I jak tu współczesna sobie układać dobre stosunki z dzieckiem męża/partnera, jeśli wychowało się ono na braciach Grimm?
Z niektórych bajek macochę wyrzucić się da (Jaś i Małgosia), w innych jest ona na tyle ważnym punktem fabuły, że z bajki, po jej usunięciu niewiele zostanie.
A co z unikaniem drastycznych treści?
Klasyczny przykład przeróbek to Czerwony Kapturek z wilkiem jaroszem. Czy współczesne dzieci są AŻ TAK  wrażliwe, że pod żadnym pozorem nie mogą się dowiedzieć, że niektóre zwierzęta są drapieżnikami (a przy okazji, że nie każdy jest dobry i nie każdy musi chcieć dla nich dobrze)?
Wracając do "Kwiatu paproci" - ta bajka w oryginale  uczy poprzez przykład negatywny, czyli kończy się źle. Mam w swoich zbiorach uproszczoną wersję (wydawnictwa Wilga), która kończy się DOBRZE. Mroczna historia zamieniła się w słodką i nijaką opowieść familijną. Dodam, że moje dzieci jakoś nigdy w tej wersji nie zagustowały - czyżby była po prostu nudna?. Wolą faszerowanego siarką smoka wawelskiego.




sobota, 17 listopada 2012

162a. Latarnia czarnoksięska. Seria druga

Recenzja napisana i przysłana przez Jadwigę.

Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria druga

Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria druga[1] wydana została w 1844 roku w Warszawie i stanowi, jak wskazuje tytuł, drugą część powieści J. I. Kraszewskiego[2] , drukowanej rok wcześniej. Utwór powstał w wyniku pewnego niedosytu autora, który pisze: „Zdało mi się, że pierwsza część latarni zbyt wyłącznie pewne klasy, jeden stan tylko może wystawiała, i chciałem zarys obyczajowy naszej epoki, o ile możności, dopełnić”[3] . Jednocześnie obiecuje, że to już ostatnia część powieści: „Ostatnie to już obrazy przesunęły się przez szkło latarni, które leży potłuczone u nóg moich, ostatnie, wierzcie mi, i więcej ich nie będzie”[4] . Dodajmy, że carska cenzura uniemożliwiała wydanie pełnej treści Latarni czarnoksięskiej, wydanie obecne [z 1989 r.] „przywraca ocenzurowanym fragmentom pierwotne brzmienie”[5] .

Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria druga może być traktowana jako odrębny utwór, z pierwszą jej częścią łączy ją główny bohater Stanisław oraz kilka innych postaci. Jej akcja toczy się, jak się wydaje, przed sytuacją zapowiedzianą w zakończeniu części pierwszej powieści.

Mieszkanie na wsi, bycie mężem, a nawet ojcem uroczego synka nudzi Stanisława. Jest rozdrażniony, nie może znaleźć sobie miejsca, wspomina dawne czasy, narzeka na brak odpowiedniego towarzystwa i rozrywek. Wuj August proponuje mu wyjazd do Warszawy i wkrótce obaj panowie wyruszają w drogę, zostawiając w domu żonę Stanisława z dzieckiem. Zanim dojadą do celu podróży, odwiedzają po drodze krewnego – marszałka, którego skąpstwo sięga szczytu, w karczmie słuchają opowieści Żyda Herszka, odwiedzają Lublin. Warszawą są zachwyceni tym bardziej, że można tu poznać środowiska twórców, a także spotkać zupełnie niespodziewanie dawną miłość Stanisława i jej towarzyszkę. W jakim celu panie przybyły do Warszawy? Czy niestały w uczuciach Stanisław nadal kocha swoją młodą żonę i będzie jej wierny w dużym mieście?

Warszawa połowy XIX wieku jest „pełna życia”, to „najgastronomiczniejsze miasto w świecie”, dlatego budzi zachwyt przybyszów z prowincji. To także miasto prasy, wyemancypowanych kobiet, które na równi z mężczyznami pragną tworzyć. Czytelnik za pośrednictwem znajomych Stanisława poznaje środowisko ówczesnych literatów i dziennikarzy, spotyka także malarza. Twórcy przyzwyczajeni są do kłopotów, ale posiadają też pewien rodzaj odporności na bezwzględne reguły rządzące rynkiem. Inaczej jest z nowicjuszami.

Miasto zamieszkuje klasa średnia. „Klasa, którą najstosowniej mieszczańską byśmy nazwali, nosi w sobie wszystkie charaktery istot środkujących, postawionych między dwoma sąsiedztwy, zarówno je po trochu farbującymi. Klasa to średnia, najbiedniejsza może, najmniej pewnie poetyczna, najniezawodniej, najstraszliwiej zepsuta” . Dalej pojawia się uzasadnienie tej opinii. Oj, dostało się mieszczaństwu!

Według mnie, opowieści o ludziach i środowiskach zamieszczone w drugiej części Latarni czarnoksięskiej, są mniej zajmujące niż te, dotyczące realiów wiejskich z pierwszej części utworu. Stanowią jakby odrębne opowiadania, niekiedy luźno powiązane z treścią powieści. By powstał pretekst do ich przedstawienia, autor jakby na siłę wysyła w podróż znudzonego wsią bohatera, który następnie ulega urokom miasta. Cóż, taki już jest Stanisław: niespokojny, ciągle poszukujący nowych wrażeń, ale może dzięki temu intrygujący?

Moja ocena: 4/6

Jadwiga
__________
[1]  J. I. Kraszewski, Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria druga, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1989.
[2]  J. I. Kraszewski, Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria pierwsza, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1988.
[3]  J. I. Kraszewski, Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria druga,... Epilog, s. 361.
[4]  Tamże, s. 361.
[5]  Tamże, Nota wydawcy (skrót), s. 372.

środa, 14 listopada 2012

162. Latarnia czarnoksięska. Seria pierwsza

Recenzja napisana i przysłana przez Jadwigę.


Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria pierwsza 
„Wszak to ta nieszczęsna książka, którą macie przed sobą, miała przed i po urodzeniu ze sześć tytułów, w których zawsze zdawało mi się, że jej nie do twarzy. (...) Uważcie tylko, co napsułem papieru (...)”[1]. I wreszcie, J. I. Kraszewski znalazł tytuł swojej powieści społeczno-obyczajowej, jakże adekwatny do treści: Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. W jego książce, jak w latarni czarnoksięskiej (pierwotnym aparacie projekcyjnym do pokazywania szklanych przezroczy) przesuwają się sceny z życia ówczesnej społeczności Wołynia, a „źródłem światła”, umożliwiającym rzutowanie obrazów, jest zmysł obserwacyjny autora.

Zamysłem J. I. Kraszewskiego było, o czym pisze w przedmowie do wydania drugiego książki, ukazanie wiernego obrazu Wołynia około 1842 roku[2]. W przypisie do jednego z rozdziałów, pochodzącym z 1872 roku[3], autor zauważa, że przywołany w nim obraz nie jest nazbyt wierny, bo wiele się zmieniło od czasu jego opisania. (Ależ to jest szczegół z punktu widzenia dzisiejszego czytelnika!). W epilogu autor dodaje: „ Chciałem przed oczy wam postawić wasz świat, wasze wady, śmieszności, obyczaje, słabości. Jest to tylko lekki zarys, myśl dzieła, które by daleko obszerniejszym być mogło i musiało, chcąc wszystko a wszystko objąć i dotknąć wszystkiego”[4].

Latarnia czarnoksięska dostarcza dużej dawki cennych informacji o mentalności, obyczajach i warunkach życia mieszkańców okolic Dubna. W powieści wykorzystany został znany w literaturze motyw podróży, która daje okazję prezentacji młodemu jej bohaterowi środowiska okolicy, a także dalszych rejonów: Żytomerza i Kijowa na Ukrainie.

W związku z istniejącym rozwarstwieniem społeczeństwa poznajemy wewnętrzne stosunki w nim panujące, a także zewnętrzne oznaki przynależności do poszczególnych grup – warstw w obrębie klas społecznych oraz charakterystyczne typy ludzi. Zyskujemy informacje o przebiegu kontraktów szlacheckich, o wyborach urzędników, ówczesnych praktykach lekarskich. Dokładność autora w opisywaniu realiów epoki jest, rzec by można, fotograficzna. Na ich tle toczą się losy bohaterów powieści.

Dwudziestoletni Stanisław, który wrócił niedawno z Berlina, gdzie „kończono jego wychowanie”, odwiedza niespodziewanie swego wuja Augusta. Dla młodego człowieka, który po długiej nieobecności czuje się w kraju obco, wszystko jest „tajemnicą”; dla doświadczonego życiowo, samotnego wuja, będącego już w wieku „do obserwacji”, wprowadzanie siostrzeńca w dorosłe życie będzie przyjemnością. Wuj staje się powoli opiekunem i przewodnikiem Stasia: przedstawia go kolejnym sąsiadom, wyjeżdża z nim na kontrakty, zwiedza okolicę, radzi, jak postępować, czuwa nad jego porywczym sercem i dyskretnie upomina, gdy wyrywa się ono spod kontroli rozumu. Czytelnik, poznający wraz ze Stasiem siebie i coraz to nowych bohaterów powieści, zadziwia się razem z nim, a zdziwienie, jak wiadomo, podsyca chęć poznania.

Hrabina Julia i jej mąż Edward żyją właściwie w zgodzie, ale dlaczego gości u nich tak często hrabia Alfred – daleki krewny, co prawda, a jednak ... U hrabiostwa można dobrze się bawić, wyjazd na kontrakty dubieńskie to prawdziwa wyprawa, ale czy stan majątkowy rodziny na to pozwala?

Wśród bohaterów pojawia się także niestrudzony w staraniu się o rękę jakiejś bogatej panny książę, o którym mówi się: „Co po tytule, gdy pusto w szkatule?”, ale jest i niezwykle szanowana rodzina innego księcia... Na uwagę zasługują lubiący gromadzić dobra bliscy pana marszałka (Czy uda się wydać za mąż jedynaczkę z „tysiącem” wyszywanych poduszek? Dlaczego wszyscy wpadają w popłoch, gdy zbliżają się goście?). Na przykładzie historii życia Sawki powieść ukazuje także losy biedoty i obowiązujące w czasach pańszczyźnianych nieludzkie prawo.

Czy młody Stanisław oprze się urokom dojrzałej hrabiny Julii lub samotnej pułkownikowej? A może zakocha się po prostu w jednej ze swoich rówieśnic: Róży, Adelajdzie lub Natalii? Wszak wszystkie panny są na wydaniu, a młody, bogaty i przystojny kawaler budzi ogólne zainteresowanie.

Wydaje się, że gdyby pozbyć się kostiumu historycznego, Latarnia czarnoksięska odkryłaby niejedną prawdę o nas, żyjących współcześnie. I choćby z tego powodu warto po tę książkę sięgnąć. Na uwagę zasługuje także język powieści (pełen zabawnych zwrotów, niejednokrotnie podszytych ironią) i prowadzony przez narratora dialog z czytelnikiem. Jedyną trudność techniczną przy jej czytaniu może stanowić tłumaczenie z języka francuskiego fragmentów rozmów niektórych bohaterów, które trzeba sprawdzać w słowniczku na końcu książki, ale dla czytelników znających ten język nie będzie to problemem.

Moja ocena: 5/6

Jadwiga
_________________________________________
[1] J. I. Kraszewski, Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria pierwsza, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1988, s. 5-6.
[2] Tamże, s. 5.
[3] Tamże, s. 267.
[4] Tamże, Epilog, s. 359.

wtorek, 13 listopada 2012

161. Saskie ostatki: August III.

Akcja powieści rozgrywa się w roku 1763. Jest to ostatni rok życia i panowania na polskim tronie króla Augusta III z saskiej dynastii Wettynów. Powieść ta obrazuje szczytowy okres polskiej anarchii. Charakteryzują go: prywata, egoizm, pycha możnowładców, brutalna walka o własne interesy zarówno na dworze królewskim oraz w kraju pomiędzy stronnictwami politycznymi. Ponadto zdrada, brak jakiegokolwiek patriotyzmu, dbanie tylko o własne interesy. Te cechy charakteryzują właśnie wyższe warstwy społeczne. Kraszewski w powieści uwypuklił wyżej wymienioną problematykę. Symbolem wymienionych niegodziwości staje się rywalizacja pomiędzy stronnictwem "Familii" Czartoryskich, a stronnictwem litewskich Radziwiłłów i ich adherentów. Na czele tych ostatnich stoi książę Karol Radziwiłł "Panie Kochanku". Ich walka o skład Trybunału Litewskiego prowadzi na Litwie niemal do wojny domowej. Sam monarcha jest przedstawiony jako władca słaby, nieudolny, kompletnie nieinteresujący się sprawami państwowymi. Faktycznie w jego zastępstwie rządzi Rzecząpospolitą oraz Saksonią jego wszechwładny minister Henryk Brühl. Tymczasem państwo polskie chyli się stopniowo ku upadkowi, aparat państwowy praktycznie już nie funkcjonuje. Symbolem tego stanu rzeczy jest zachowanie się monarchy i jego urzędników wobec groźby rzekomego najazdu tatarskiego. Wyżej wymieniona problematyka stanowi główny trzon tej powieści.

W warstwie obyczajowej czytelnik obserwuje starania ubogiego rotmistrza Tołłoczki o rękę ukochanej kobiety. Ale nie będę tu opisywał jego działań w tym kierunku. Odsyłam do lektury utworu. Moim zdaniem najważniejsza w powieści jest wymieniona wyżej problematyka społeczno - polityczna Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

Jeśli idzie o walory literackich to moim zdaniem "Saskie ostatki" są niestety jedną ze słabszych (jeśli nie najsłabszą)powieści Kraszewskiego z cyklu "Dzieje Polski". W utworze dominuje po prostu nuda, monotonia, brak szybszej, żywiołowej akcji. Muszę stwierdzić (starając się być maksymalnie obiektywnym), iż do wybitnych dzieł autora utwór ten bynajmniej się nie zalicza. A co wy sądzicie o tej książce drodzy "Kraszewskomaniacy" ???

środa, 7 listopada 2012

C jak Cosel

Tekst napisany i przysłany wraz ze zdjęciami przez Jadwigę.

Belweder na starej fotografii.
Belweder, stan z roku 2007.
C jak Cosel
W Sławięcicach, obecnie dzielnicy Kędzierzyna-Koźla (woj. opolskie), jest takie urocze miejsce, które kojarzy się z twórczością J. I. Kraszewskiego. To tak zwany „Belweder”- oryginalny pawilon ogrodowy, w którym (według miejscowego przekazu i podobno zapisu w księdze parafialnej) przebywała hrabina Cosel – metresa króla Augusta II Mocnego i tytułowa bohaterka jednej z powieści J.I.K.

Kiedy rozpoczął się romans króla Augusta II Mocnego z Anną Konstancją, znaną jako hrabina Cosel (1680 – 1765), była ona żoną Adolfa Magnusa von Hoym (1688 – 1723), jednego z ważniejszych ministrów królewskich[1]. W 1713 roku, czyli już po rozwodzie z żoną, hrabia von Hoym przeprowadził się na Śląsk, gdzie rok później nabył od Jakuba Henryka von Flemming dobra sławięcickie. W latach 1716 – 1720 wybudowany tu został pałac z ogrodem na wzór Wersalu, który jednak wkrótce spłonął[2] (odzyskał swoją świetność za panowania rodu Hohenlohe[3], obecnie nie istnieje).

Nie jest dokładnie ustalone, kiedy powstał „Belweder” i kto był inicjatorem jego budowy: funkcjonująca w przeszłości nazwa obiektu Flemming-Schlösschen[4] wskazywać może na hrabiego Flemminga jako jego twórcę, jednak podawane w źródłach lata powstania to okres, kiedy dobra sławięcickie były już w posiadaniu hrabiego Hoyma.

Belweder to niewątpliwie interesujący obiekt, perełka architektoniczna. Czy źródła historyczne potwierdzą, że w znajdujących się w nim pokojach gościnnych mieszkała hrabina Cosel?
Jadwiga

Źródła zdjęć:
1) Belweder, stan z roku 2007: zbiory własne
2) Belweder na starej fotografii: Dawne Sławięcice, Internet, http://www.youtube.com/watch?v=x-fuiHL-fYo



[1] J. I. Kraszewski, Hrabina Cosel, Warszawa, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1988, Przypisy, s.289-303.
[2] J. Cieplak, Sławięcice – założenie parkowo-pałacowe, Internet, http://www.gornoslaskie-dziedzictwo.com/index.php?action=zamki&id=19, dostęp: 6.11.2012. Jako data budowy pawilonu ogrodowego podawany jest także rok 1802. Por. D. Emmerling, R. Emmerling red., Śląskie zamki i pałace: Opolszczyzna. Historie zamków i pałaców, dzieje rodów, legendy, herby, Opole, ADAN, 2000, s. 85.
[3] Por. I. Kozina, Pałace i zamki na pruskim Górnym Śląsku w latach 1850 – 1914, Katowice, Muzeum Śląskie, 2001, s.98-99.
[4] Por. Rondell, Flemming-Schlösschen, Cebula, Belweder…, Internet, http://sla.cwsurf.de/sla/index.php?option=com_content&view=article&id=57&Itemid=62, dostęp: 6.11.2012.