środa, 4 listopada 2015

"Żałobni Bracia !"


                                                          Zaledwie wczoraj minęły Zaduszki, święto zwane inaczej w Litwie - "Vėlines", czy też u nas dosłownie "Dziadami". Pomyślałem, że wielu z nas chciałoby święcić choć chwilę swojego czasu z wielce romantyczną Duszą, jaką bez wątpienia jest nasz bohater. Znalazłem odpowiedni tekst, napisany przez ks. Władysława CHOTKOWSKIEGO w dniu pogrzebu ś.p. Józefa Ignacego KRASZEWSKIEGO, stosownie do chwili.
Wszystkim z nas, tym zadumanym i tym zamyślonym, polecam siegnąć po ten ciekawy dokument:
Mowa powiedziana przy zwłokach ś.p. Józefa Ignacego Kraszewskiego w Krakowie, w kościele archiprezbiteryalnym N. P. Maryi dnia 18 kwietnia 1887 r.
Czuj Duch !

Źródło:
* Pomorska Biblioteka Cyfrowa (DjVu)

poniedziałek, 26 października 2015

Polski Teatr im. J.I.Kraszewskiego w Żytomierzu na Ukrainie




                           Wszyscy doskonale znamy, lepiej lub gorzej, biografię Józefa Ignacego KRASZEWSKIEGO i jeden owocny rok w życiu pisarza - 1855 - kiedy to mieszkając na Wołyniu w Żytomierzu powołał do życia prawdziwy Teatr na Kresach. Funkcjonował on kilka lat a z wielkim zaciekawieniem dowiedziałem się, że współcześni polscy aktorzy kresowi kultywują tradycję tego kulturalnego zjawiska na scenie po dziś dzień.

„Człowiek żyje prawdziwie ludzkim życiem dzięki kulturze" /Jan Paweł II/ - takie słowa Papieża Polaka, jako motto witają nas na stronie internetowej Teatru Polskiego im. Józefa Ignacego Kraszewskiego i Polskiego Studium Teatralnego w Żytomierzu. Teatr Polski w Żytomierzu jest jednym z najstarszych teatrów na Ukrainie. Został odrodzony w 2008 r. z inicjatywy Jolanty Urszuli Płatek, Mikołaja Warfołomiejewa oraz Rafaliny Gurskiej. Inicjatorzy nawiązali do chlubnych tradycji teatralnych z roku 1856, kiedy to dyrektorem miejscowego teatru był J. I. Kraszewski. Dzisiaj teatr zrzesza studentów, zawodowych aktorów i pracowników lwowskiego Teatru Muzyczno - Dramatycznego im. I. Koczergi. Po 150 latach przerwy, w 2008 r. odbyła się premiera spektaklu pt. „Balladyna" Juliusza Słowackiego, która to ujawniła wielu przyjaciół Teatru i sympatyków polskiej kultury na Ukrainie. Teatr w swoim dorobku posiada 8 premier. W dorobku artystycznym teatr ma także spektakle wyjazdowe, a wśród nich m .in. dwa monodramy, które zaprezentował na I Międzynarodowym Polskim Festiwalu Monospektakli „MONOWschód" w Wilnie, gdzie wystąpiły także m. in. polskie teatry z Niemiec, Rosji, Litwy i Ukrainy. (ustęp cytowany zob. niżej)

Najbliższe przedstawienia żytomierskiego Teatru można zobaczyć już 12 i 13 listopada w stolicy Litwy. Będzie to spektakl  „Łatwiej popsuć niż naprawić” J.I Kraszewskiego. Reż. Mikołaj Worfołomiejew. Miejmy nadzieję zobaczyć występy także w naszym kraju,  z tego co wiem Teatr ten występował m.in. na Śląsku w Domu Kultury Chwałowice w styczniu 2014 roku.

Bardzo ciekawie i wyczerpująco o teatralnej przeszłości JIK-a na Wołyniu opowiada Jarosław KOMOROWSKI w dostępnym w internecie artykule p.t.  TEATR SZLACHTY WOŁYŃSKIEJ – TEATR KRASZEWSKIEGO. ŻYTOMIERZ 1857 – 1859.

"Życie to jest teatr, mówisz do mnie, opowiadasz
Maski coraz inne, coraz mylne się nakłada
Życie to zabawa, życie to jest taka gra
Przy otwartych i zamkniętych drzwiach
To jest gra!"
- śpiewał niegdyś Edzio STACHURA...tylko czemu tak często "biletów brak".

Źródła;
* strony internetowe
http://zw.lt/wilno-wilenszczyzna/wilenskie-spotkania-sceny-polskiej-mrozek-ordonowna-witkacy/
http://www.dkchwalowice.pl/index.php/kategorie/341-teatr-polski-z-zytomierza-w-rybniku

czwartek, 24 września 2015

R jak rauda, Witolda pamięci rapsod żałobny.

                                  Jedna z części eposu "Anafielas" zatytułowana jest "Witolorauda". Książka o tym tytule dotarła do Poznania, prawdopodobnie aż z Chicago, gdzie została wydana w 1977 roku przez litewskich emigrantów. Jak się domyślacie jest to litewskojęzyczna książka p.t. "Vitolio rauda", którą przełożył Povilas GAUČYS: z portretem autora, 50 drzeworytami Wincentego SMOKOWSKIEGO i dwiema oryginalnymi stronami tytułowymi, z których jedną ośmieliłem się poniżej zamieścić:


Ten piękny i historyczny już (prześledźmy historię wydań książki) epos jest cały napisany wierszem i bardzo bogato ilustrowany. Sprawia wrażenie książki z innej epoki, książki przy której nie sposób się znudzić. Zdaje się pisałem cokolwiek już o "Anafielas", zatem czas oddać słowo samym wydawcom, którzy świetnie bronią tej raudy - pogrzebowej pieśni litewskiej...



Tłumacz przesyła pozdrowienia dla ... za znalezienie oryginału "Witoloraudy" (w bibliotekach USA zachowały się jedynie dwa egzemplarze tej książki) oraz za dostarczenie 50 drzeworytów do sfotografowania Wincentego SMOKOWSKIEGO, które ozdabiają książkę.

Całość tej olbrzymiej opowieści, która była częścią heroicznego eposu poeta nazwał jednym wspólnym imieniem "Anafielas", imieniem które wg Narbuta pochodzi z narodowych tradycji okolic Kretyngi, imię to oznacza strome wzgórze na które dusze po śmierci musiały wejść i stanąć na szczycie, czekając na sąd Boży. Wydaje się, że Narbut nie znając języka litewskiego, słowo Anapilis nazwał jako Anafielas, czy może ktoś mu to źle przetłumaczył. KRASZEWSKI Anafielas "Anapilis" zidentyfikował z litewskim Rajem, w którym wiecznie i szczęśliwie żyją jego bohaterzy. Trylogia przedstawiała to, w jaki sposób litewscy bohaterzy trafią do Raju.

"Witolorauda" przez jednych krytyków była gorąco witana oraz chwalona, jednakże drudzy ją oszacowali źle. Nie patrząc na to ona była wydana po raz drugi. Z dajn przedstawionych w tej książce Stanisław MONIUSZKO skomponował piękną kantatę "Milda" (1858). Niezadługo ukazało się rosyjskie tłumaczenie (1841), a po 40 latach - w języku niemieckim (1879) i w koniec końców w mowie litewskiej w 1881 roku.


"Witolorauda" KRASZEWSKIEGO była dla kilku pokoleń Litwinów bardzo lubianym opracowaniem. MIKŠAS w czasopiśmie "Auszra" (Nr 1 z 1883 r.) pisze że ona dla nas ma takie samo znaczenie, jak dla Greków "Odyseja" z "Iliadą", dla Rzymian "Eneida", dla Żydów Stary Testament, czy dla chrześcijan Nowy Testament. Zdaniem VAIŽGANTA, recenzja MIKŠY we wszystkich aspektach prawdziwa, tylko porównanie z Ewangelią jest nieszczęśliwe i nietrafione. VAIŽGANTAS pisze o "Witoloraudzie" nazywając ją narodowym eposem. Tedy będą mieć swój epos Litwini, który jest bardzo oryginalny, bardzo szlachetny, bardzo ideowy.
M. MIŠKINIS w "Litewskim przewodniku po literaturze" powiada, że "Anafielas" jest szczytem idealizacji litewskiej przeszłośći. Tym aspektem KRASZEWSKI przerósł wszystkich co wcześniej czy później pisali po litewsku o Litwie.

Źródło:
1) "Vitolio rauda" J.I. KRASZEWSKIEGO (wyd. Chicago 1977 r.)
2) zdjęcia własne

poniedziałek, 6 lipca 2015

"Wilno od początków jego do roku 1750" (wyd. litewskie I tom).

                                                                 (przednia okładka)

                                                                    (tylnia okładka)

                                                         W Wilnie na kanwie 200 - set lecia urodzin poety co rusz ukazują się nowe, coraz to ciekawsze wydania książek Józefa Ignacego KRASZEWSKIEGO. Na Litwie jakby świętują dłużej i treściwiej. Otóż wiosną b.r. ukazała się w księgarniach książka, znamienna dla samego miasta św. Krzysztofa, a w szerokim kontekście historycznym (np. dla śledzenia dziejów Jagiellonów) również dla nas. Dużo byłoby z mojej strony wzdychań nad tą pozycją, lecz powiem krótko ukazał się I tom "Wilna od początków jego do roku 1750". Póki co czekamy następnych tomów, a i można się tą książką zachwycić, nie tylko z powodu pięknego wznowienia (twarda okładka, czerpany papier itd.). Akurat kilka lat temu na komputerze, z biblioteki internetowej czytałem ten tom książki i po "Kunigasie" i "Pogrobku" uważam za jedną z najciekawszych pozycji JIK-a. Książka dotyczy najstarszych dziejów Wilna i jej historycznych władców. KRASZEWSKI zadbał o rys etnograficzny (rozdział o języku litewskim, o pochodzeniu Litwinów, nawet sic o panującej tam temperaturze...). Najwspanialej oczywiście przedstawił , swego ulubieńca, Witolda. Czuł do niego sentyment, większy niż do Jagiełły, co udało mi się słyszeć od Pana Kustosza poznańskiej JIK-a pracowni...
W dalszej części książki mamy ciekawy rozdział o kronice Stryjkowskiego.
Reprint posiada obszerny wstęp biograficzny Elmantasa MEILUSA, przedrukowaną notę od pierwszego wydawcy, którym był nie kto inny jak Adam ZAWADZKI oraz wstęp - wprowadzenie KRASZEWSKIEGO.
Zatem, porównywałem wydanie nie różni się od pierwotnego wileńskiego wydania, co więcej zawarte są w nim te same ilustracje.
Co najbardziej denerwuje polskiego czytelnika ? Myślę , że to iż po wojnie nikt w Polsce nie zastanawiał się nad wydaniem tej książki, ostatnie wydania zdaje się są XIX-wieczne. Nie znamy powodów dla których ta książka nie miałaby się ukazać (reprintem) w naszym kraju ?!?
No cóż, pozostaje pozazdrościć litewskojęzycznym Wilniukom, na ich półce pojawiła się naprawdę cenna książka.

(str, tytułowa pierwotnego wydania)

 (Pierwsza część ze zdjęciem okładki starszego wyd.)


(spis treści)


Źródła:
*Juzefas Ignacas KRAŠEVSKIS "Vilnius, nuo jo pradžios iki 1750" Pirmas tomas. (w tłum. Ireny Katilienė) Wyd. Mintis , Wilno 2014
*zdjęcia własne oraz bibl. internetowa


czwartek, 14 maja 2015

Józef Ignacy KRASZEWSKI w wykładach amerykańskich Czesława MIŁOSZA.


                                          Niegdyś, natrafiłem na "Historię literatury polskiej" Czesława MIŁOSZA w poznańskim antykwariacie. Jest to znakomita lektura, kojarząca się od razu z wykładami Literatury Słowiańskiej Adama MICKIEWICZA. Co ciekawe być może jest ta książka powiązana z skryptami wykładowcy - Czesława MIŁOSZA- na Uniwerystecie w Berkeley, jako że oryginał napisany jest w języku angielskim, a pierwotne wydanie pochodzi z Kalifornii...
Postanowiłem powiązać te zawikłania filologiczne i do urywku o KRASZEWSKIM dodać tłumaczenie tego rozdziału na język litewski, gdyż taką wersję tej książki, przywiozłem z wycieczki do Wilna. Zaowocowało jakąś bliżej nieokreśloną symultaną.



Wmurowane w ul. Literatów na Starówce Wileńskiej (Literatų gatvė).


*******************************************************************








********************************************************************************


Dziś hotel w miejscu jednego z domów zamieszkałych przez JIK- a w Wilnie, ul. Zamkowa (Pilies g.)

Źródła:
 tekst: Czesław MIŁOSZ "Historia literatury polskiej do roku 1939" wyd. ZNAK Kraków 1993 (przeł. z ang. Maria TARNOWSKA)
Czesław MIŁOSZ "Lenkų literatūros istorija" spaus. Baltos Lankos 1996
(Vert. Kornelijus PLATELIS)
Oryginał: Czesław MIŁOSZ "The History of Polish Literature" University of California Press 1983
* zdjęcia własne ©

niedziela, 15 marca 2015

212. Hrabina Cosel


Hrabinę Cosel można nazwać; historycznym romansem z obyczajowym tłem, XIX wiecznym czytadłem, jedną z najpoczytniejszych powieści Kraszewskiego, a także bajką o zabawach, turniejach, polowaniach, okrutnym królu i dumnej królowej (nic to, że nie królowej). 
Powieści historyczne Kraszewskiego mają tę wadę, iż oceny postaci dokonane w oparciu o dostępne pisarzowi źródła okazują się po latach błędne. Trudno jednak z tego powodu czynić zarzut pisarzowi. Skupmy się więc na literackich bohaterach, które ze swoimi pierwowzorami nie dużo mają wspólnego. 
Anna Hoymowa, żona saskiego ministra, żyjąca na uboczu polityki i wielkiego świata, uwięziona w okowach narzuconego jej małżeństwa, pada ofiarą zakładu, w którym na szali postawiono jej dobre imię i urodę. Gdy skutkiem mężowskiej nierozwagi zostaje zmuszona stawić się na dworze Augusta II Mocnego, nikt nie ma wątpliwości, iż znany z upodobania do pięknych kobiet król szybko uczyni z niej kolejną ze swoich metres. Anna decyduje się sprzedać w zamian za pisemną obietnicę małżeństwa. Dlaczego? Czy pokochała, czy chciała władzy, czy obawiała się zemsty? Na każde z tych pytań należy odpowiedzieć przecząco. Choć Anna, późniejsza hrabina Cosel, będzie potem twierdziła, iż króla kochała, to można odnieść wrażenie, iż Anna myli miłość z wiernością. Ona tylko konsekwentnie realizuje swój plan, a brzmi on nie dać się spławić, cierpliwie czekać, aż legalna małżonka wyzionie ducha i w końcu zostać królową. Anna po tylekroć powtarza i powtarzać będzie przez lata, iż jest królewską małżonką, a nie kochanką (w końcu ma papier, pisemną obietnicę małżeństwa), że to zaczyna być nudne. Podobnie jak ciągłe opisywanie wrażenia, jakie wywoływała jej uroda na otoczeniu. Dorównałaby im ilość zapewnień o niespotykanym okrucieństwie króla (nawiasem mówiąc człowieka o niespotykanej "apollińskiej urodzie"). 
Jest jeszcze jedna cecha, którą Kraszewski przypisuje hrabinie (oprócz beznadziejnego uporu graniczącego z głupotą) jest to duma. Anna była dumna, dumnie spoglądała, dumnie unosiła głowę, z dumą wypowiadała zdania i dumnie odpowiadała królowi i jego posłańcom. Jakkolwiek dumę można uznać za zaletę, zwłaszcza, kiedy towarzyszy jej odwaga i nieugiętość, to z dumą hrabiny Cosel wiąże się też pogarda dla każdego, kto nie jest Anną, pogardliwie spogląda na służbę, strażników, dworaków, ministrów, nawet najwierniejszego sługę, rycerza wiernego, jak pies. 
Doprawdy nie potrafię zrozumieć sympatii Kraszewskiego dla Anny, bo sympatię tę pragnie wzbudzić w czytelniku (i jak sądzę po opiniach na temat książki udaje mu się to). Nie potrafię, ponieważ hrabina Cosel wydaje mi się postacią wielce antypatyczną. 
Ponadto psychologia postaci, jak to często u Kraszewskiego bywa - mocno kuleje. Zarówno Anna, jak i jej wierny sługa, traktowany gorzej niż pies Zaklika przedstawieni zostali, jako postacie papierowe. Niekonsekwencja zachowań i brak uzasadnienia dla działań bohaterów rażą, bo czyż wszystko może tłumaczyć mieszanka dumy i naiwności (u Anny) oraz ślepe posłuszeństwo u Zakliki. Kraszewski po raz kolejny (jak np. w powieści Dwie królowe) udowadnia, że jak kogoś nie lubi to nie będzie się silił na obiektywizm. A Augusta II zdecydowanie nie lubił, dlatego z królewskiej metresy uczynił bezbronną ofiarę niegodziwości króla. Zaletą powieści jest ciekawe tło obyczajowe (opisy turniejów, bali, manewrów) oraz piękny, staropolski język (z tymi niefunkcjonującymi już wyrażeniami i zwrotami). Książkę poznałam w postaci audio i nie mogę podeprzeć się cytatami.

niedziela, 8 marca 2015

Wilniuki w Pyrlandii, czyli poznańskie czytanie JIK-a.


                                          Jest to miło usłyszeć, że krajanie czytają archaicznym językiem, jakby powiedział mieszkaniec Pyrlandii: "Czytojmy wiaruchna, czytojmy po naszymu".
Szczerze dziękuję, Pani Agnieszce, za ciekawą recenzję "Luboni", która przyznaję trochę jednak mnie zaniepokoiła. Nie, nie jest to niepokój ogólny,  lecz niepokój w moim sercu.


                                                     Mieszkam w Poznaniu, na codzień pracuję i nawet gdybym chciał, to rzadko udaje mi się dotrzeć na tak faine spotkania, jak poznańskie czytanie Józefa Ignacego KRASZEWSKIEGO.
To gwoli usprawiedliwienia, jednak by się nie oskarżyć (czasami) postanowiłem przeczytać "Lubonie".  Luboń trochę mi bliski, Górczyn jeszcze bardziej, a Łazarz to już mój fyrtel. Przed wojną Święty Łazarz, lecz to inna historia, jednak trochę naprowadza na trop fabuły tejże powieści - jakby nie było (już niedługo rocznica Chrztu Polski).



                                                    Trochę po partyzancku, z doskoku (Litwa kocha las) wziąłem jednak udział w powszechnym czytaniu na nowo wydanej książki z Luboniem w tle. Otóż dziś 8 marca (pierwsza Niedziela po Świętym Kazimierzu) przypada Kiermasz Kaziukowy zorganizowany przez Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej na Starym Rynku w Poznaniu. Praktyczne i stetrane, nasze Pyry z Towarzystwa, widocznie postanowili połączyć "za jednym zamachem" dwa nadzwyczaj ciekawe i wdzięczne wydarzenia: Kaziuka i poznańskie czytanie JIK-a. Do czego w dużej mierze (dziękować) przyczynili się pracownicy Muzeum JIK-a w Poznaniu, na czele z zawsze uśmiechniętym kustoszem Krzysztofem.


                                                       Mój zawód serca został ukojony. Czytałem urywek o tym jak na dwór Mieszka i Dubrawki przybyli wojowie z Pragi...i jakoś tak samo przyszło - "Lubonie" wskoczyły na trzecie miejsce, moich ulubionych KRASZEWSKIEGO lektur. W domyśle, czy możemy liczyć na poznańskie czytanie "Pogrobka" ? Chciałoby się powiedzieć, dlaczego by nie w murach piastowskiego zamku, którego wieża dumnie unosi się (wciąż zamknięta ?!?) już nad Starym Rynkiem. Na pierwszym miejscu nadal u mnie "Kunigas", który na pewno jakoś się z Kiermaszem Kaziukowym komponuje...



                                          Naszym czytelnikom powiem, że planowane są już przez Pracownię - Muzeum na ul. Wronieckiej następne spotkania z "Luboniami", gdzie tego jeszcze nie wiadomo, najlepiej śledzić stronkę Biblioteki Raczyńskich, tutaj.
Paniom Agnieszce i Izie, z serca dziękuję, raz jeszcze za wiadomość; rzeczywiście na okładce książki (nowego wydania) jest urywek recenzji, jednego(-ej)  z współtwórców naszego bloga, cóż lepszego mogło go spotkać, tylko wielce gratulować.


                                                    I ja tam byłem, piwa nie, lecz żurawinę piłem, a com widział i słyszał, w księgach (tej no i ten Jan DŁUGOSZ tutej tyż był) umieściłem...

P.S. Pokornej głowy miecz nie siecze.

niedziela, 1 marca 2015

Kibice JIK-a na scenie.

ZAJAWKA






Pod koniec lutego odbył się w Wilnie Kabareton "STUdnia", czyli przegląd najlepszych, polskich, szkolnych kabaretów. Szerzej pisze o nim Radio Znad Wilii, tutaj
Licznie dopingowali swoją drużynę nauczyciele i uczniowie Gimnazjum im. J.I. Kraszewskiego w Nowej Wilejce, co widać na zdjęciach.

„Cieszymy się, że jest taka wspaniała reakcja, mamy finalistów i liczymy, że z każdym rokiem będzie ich coraz więcej, że będzie więcej fajnych pomysłów, więcej traktowania studniówek jako okazji do kabaretu, bo takiego humoru trochę u nas brakuje” – mówił Wojniłło.

Źródło:
* zdjęcia ZW
* urywek relacji ZW

poniedziałek, 23 lutego 2015

211. "Lubonie" w nowej odsłonie

ZYSK i S-ka, 2015

Ku satysfakcji wszystkich sympatyków twórczości naszego JIK-a, pojawiło się  nowe, całkiem świeżutkie wydanie powieści "Lubonie".
Książkę z przyjemnością przeczytałam, a  na moje refleksje po lekturze zapraszam  tutaj/link. (Recenzowałam dla "Czytajmy Polskich Autorów", tu aż się prosi dodać- nie tylko współczesnych.)
Na skrzydełku okładki zamieszczono fragment  recenzji opublikowanej na projekt-kraszewski.blogspot.com.
(Być może w jakimś stopniu niniejszy projekt przyczynił się do wznowienia powieści. Inspirujemy  i promujemy;-))


Warto też odnotować, że:
14 i 15 lutego 2015 r. odbyło się „Wielkie Czytanie” powieści historycznej  J. I. Kraszewskiego "Lubonie” w Kościele Świętego Krzyża w Poznaniu.

Ciekawe, czy śladem tej publikacji ukażą się inne dzieła J. I. Kraszewskiego?

sobota, 24 stycznia 2015

Karnawał, bal, hulanki, swawole...czyli Maskarada u KRASZEWSKIEGO.


Natknąłem się w "Pamiętnikach" na taki, krótki, lecz wesoły tekst JIK-a. Przytaczam w całości. Aż chce się z tymi bohaterami - zwykłymi ludźmi porozmawiać. Barwne, roztańczone koło...


J.I. KRASZEWSKI: PAMIĘTNIKI

Cóż to za radość, gdy na rogach ulic wielkimi, czarny­mi literami spostrzegliśmy drukowane afisze zwiastujące, że będzie:
MASKARADA
Maskarada! Doskonale pojmuję szał publiczności rzym­skiej i weneckiej, tam, gdzie we dnie i w nocy na ulicach odbywały się szalone maskarady, maskarady prawdziwe, gdy u nas takie wrażenie na każdym młodym robiła obietnica maskarady zimnej, zaryglowanej w dwóch salach, ostawionej wartą, zapobiegającą zbytniemu szałowi, maskarada składająca się czasem z niezamaskowanych tylko masek.
Jakże bo to człowiek swobodny, jak wesoły, jak o wszyst­kim zapomina, zrzuciwszy siebie z siebie i uczyniwszy się jakąś abstrakcją, nie będąc obowiązany odpowiadać za wszystkie głupstwa, które może powiedzieć i popełnić; jak się to bieży na tę zabawę! O, nigdy nie zapomnę wieczorów przepędzonych w domu Mullera na pustych żartach, na we­sołej z nieznajomymi gawędce, na uganianiu się za pociesz­nymi maskami, z których się drwiło nielitościwie.
Ale spójrzmy na maskaradę wileńską. Rzadki na niej bywał kostium charakterystyczny, uderzający nowością, pomysłem. Garderoba ubogiego teatru dostarczała zwykle zawsze jednych i tych samych, po troszę tylko urozmaico­nych strojów. Najwięcej widziałeś Niemców, owych to ba­jecznych Niemców, w perukach i haftowanych frakach, Hiszpanów nie mniej bajecznych, w kapeluszach z pióra­mi, Krakowianek, Cyganek-wróżek, Turków, kominiarzy itp. Rzadziej ukazywał się Żyd, Żydówka, dziki człowiek, niedźwiednik z niedźwiedziem. Zjawiskiem była maska charakterystyczna lub okolicznościowa, i myślę, że Chole­rę, która raz pokazała się była na maskaradzie, do tej pory
pamiętają. Tłum składał się pospolicie z czarnych fraków i ogromnych nosów, czarnych półmaseczek, krótkich spódniczek, różowych płaszczyków, nieodgadnionych ubiorów jakichś krajów dotąd nie odkrytych, brzuchatych Niemców itd., itd.

Wesoły młodzik z maleńką dozą dowcipu, z wielką roztrzepania i ochotą do mistyfikacji i żartów, łatwo przycho­dził do wielkiej roli na maskaradzie i zajmował sobą wszystkich. Ale na nieszczęście tak w tym Wilnie wszyscy się znali, że bardzo łatwo domyślić się było, kto ludziom łatki przypinał. Maska była wpół przeźroczystą tylko, często na­wet i bedele pisali akademikom ich cyfry na ręku. W takim razie jak kwiat kosą podcięty wiądł dobry humor maski, któ­ra kryła się w tłumie i nie bawiąc znikała. Takich intryg, ja­kie gdzie indziej na maskaradach miewają miejsce, tu nie bywało, a przynajmniej trafiały się rzadko. Na to Wilno było zbyt małe, a mieszkańce jego zbyt sobie znajomi.
Przez cały wieczór dla dodania humoru przygrywała muzyka, pary krążyły po salach, zaczepiane, wstrzymywa­ne, śmiejąc się, odpowiadając piskliwie, milcząc niekiedy lipomie. W bocznych pokojach zajadano i zapijano tym­czasem pod oczyma głodnych, arkadyjskich pasterek i wy­pchanych brzuchów niemieckich. W ostami wtorek wybi­jająca północ rozpędzała wszystkich nagle. Kto by myślał, że posłuszni biegli popiołem posypać głowy i zasnąć w łóżku. O, nie ! Cała naówczas młodzież dopadała drążek i le­ciała na Pohulankę, na salę zwaną niegdyś Harmonii, gdzie się uroczystym szałem kończył karnawał.
Tu już płeć piękna reprezentowana była przez niezamaskowane mieszczki, modystki, aktorki, kupcówny itp., a płeć niepiękna składała się z najrozmaitszej mieszaniny akademickich fraków, oficerskich szlif, profesorskich aksamitnych kołnierzy etc., etc. Co tylko chciało swobodniał odetchnąć, naśmiać się całym gardłem, nagadać głośno, swobodnie nabrykać, jechało na Pohulankę. Trzeba było widzieć, jakim to nieukontentowaniem piętnowało oblicze szewców, krawców, kupczyków i kancelarzystów, jakim strachem nabawiało płeć piękną, gdy ten napływ barbarzyńców na ich kraj po północy już się rzucał. Przerywano tańce. Panie bledniały i czerwieniały, lękając się co chwili impertynencji (a nie lękały się jej między swymi !), panowie patrzali tylko, czy ich kto nie zaczepia, gotowi do boju. Po chwilce, chociaż zawsze indigenes a) mieli się na ostrożności, oswojeni jednak trochę samym widokiem niebezpieczeństwa, zaczynali się bawić; zdobywcy zapalali cygara, dumnie nakazywali podawać szampana i gdy wesołość powszechna zniwelowała wszystkich, szła zabawa jako tako dalej, aż do niebezpiecznej chwili, w której trunek coraz bardziej zwyciężonych i zwycięzców głowy rozmarzać zaczął.

Tu nieznacznie trącił akademik kogoś z indigenów:
-Pan mnie uderzył.
-Nie, ale jeśli chcesz, to uderzę.
-Pan mi grozi?
-A gdybym groził?
-Ja sobie nie dam kołków strugać na nosie.
-Z pewnością to pan utrzymujesz?
-Pan sobie chce żartować ze mnie! Pan...
Tu przystępuje drugi akademik i drugi z indigenów.
-Panowie! Panowie! Cicho! Cicho! Zgoda!
-A to ten ciągiskóra chce mi tu imponować!
-Mospanie!
W tej chwili, gdy ręce do wysokości rozdrażnionych umysłów podnosić się myślą, rozbrajają powaśnionych.
Ale gdy raz wybuchła nienawiść, dwa obozy wrą zemstą, każdy tylko szuka przyczepki. Siedząc o dwa kroki od sie­bie, jedni o drugich umyślnie nie wiedzieć, co mówią.
-Ta hałastra akademicka - powiada kupczyk - naszła nas tu i pokoju nam nie daje.
-Ta szuja szewców i krawców chce tu grać rolę jakąś.
-Co waćpan mówisz?
-Co pan mówiłeś?
-Słuchaj no, ty szewcze!
-Słuchaj no, ty młokosie!
Tu żony mdleją, siostry płaczą, matki krzyczeć zaczynają, aktorki śmiać się, a oficerowie mediatorów grać rolę.
Z wielkiej sali (która nie jest wcale wielka) wytacza się gru­pa zajadłych do bocznego pokoju, tu interwencją swą obja­wia policjant, zostaje poszturchanym, grupa się powiększa, spór rozjątrza, słabsi pierzchają silniejsi zasiadają i piją. Nie wiem, jaki mieć może urok taka zabawa, chyba ten, że cygara i fajka wolny mają wstęp do sali. Nade dniem bladych, ubawionych gości odwożą drążki b) do domu.

a) indigenes (łac.) - miejscowi, tubylcy
b) drążki - dorożki
Źródło:
*Józef Ignacy KRASZEWSKI "Pamiętniki" Ossolineum (Skarby Biblioteki Narodowej) Wrocław 2005
* © zdjęcia własne (z wileńskiej ulicy)

sobota, 17 stycznia 2015

"Litwa słowem polskim malowana" - KRASZEWSKI, SYROKOMLA, SŁOWACKI i inni...- archiwum radiowe ZW.


                         Zwykle bywa tak, że jak szukamy dajmy na to np. audycji radiowych na stronach www, nagle ich potrzebujemy, wówczas trudno je znaleźć. Tym razem zwolniłem tempo poszukiwań  i dotarłem do sedna sprawy. Udało mi się dotrzeć do archiwum Radia znad Wilii, o którym wcześniej pisałem. Są to cykliczne audycje radiowe poświęcone kilku naszym Wieszczom m.in. obszernie potraktowany jest Józef Ignacy KRASZEWSKI. Wszystkie audycje są zebrane pod zbiorczym tytułem "Litwa słowem polskim malowana" i prócz wysokiej literatury polskiej
z przeszłości usłyszymy tutaj wiele ciekawych słów także o współczesnej "Awangardzie Wileńskiej".
Zbiór 23 audycji wileńskiego Radia


Zdjęcia:
*Polskie Radio
*Litewskie Radio na stronach www

Krytyka Towarzystwa Szubrawców w KRASZEWSKIEGO "Pamiętnikach lat młodzieńczych".



                 W swych wczesnych pamiętnikach JIK srogo krytykował literaturę, ukazującą się w mieście Wilnie, na początku XIX wieku. Nie ominęła ona również "Wiadomości brukowych" - pisma, które było organem Towarzystwa Szubrawców.
Jak podsumowuje tę krytykę badacz biografii JIK-a, Wincenty DANEK, była ona nieobiektywna, pisarz często zapędzał się w swej krytyce, dostawało się niejednemu wydawnictwu wileńskiemu z tamtych lat. Najogólniej rzecz przedstawiając, JIK miał zamiar ocenić "słabą" kondycję literatury Wilna w XIX wieku.
DANEK podkreśla jednak, że "Wiadomości Brukowe" , a co za tym idzie Towarzystwo Szubrawców, ma dziś wielce pozytywną rolę w polskiej kulturze, bowiem zostało jednak docenione i na wieki utrwalone w historii literatury, jako jedno z licznych wówczas Towarzystw (obok Filomatów i Filaretów np.) dążących do obalenia znienawidzonego caratu.
                 Najlepiej "krytyczną parabolę" JIK-a opisuje zdanie DANKA: "W krytycznym zapale nie bierze pod uwagę (JIK), że jego zarzuty przynoszą właściwie zaszczyt Szubrawcom oraz ich pismu".
Ukazujące się w latach 1816 - 1822 pismo "Wiadomości Brukowe" poprzez satyrę wyśmiewało ludzkie przywary, które miały pozostać w społeczeństwie wytępione: jak nadużycia mniejszych sądów, gry hazardowe, pijaństwo i ubytki moralne. Symbolem Towarzystwa Szubrawców była łopata - cyklicznie ukazywały się felietony p.t. "Szlachcic na łopacie". Zebrania Szubrawców przypominały obrzędy masońskie. Jak pisze KRASZEWSKI ich członkowie dzielili się na urbanów (członkowie rzeczywiści) i rustykanów (członkowie bez pełnych praw, podlegli prezydentowi Towarzystwa); swoje nazwy Szubrawcy obierali w oparciu o postacie z litewskiej mitologii. Szubrawcy unikali wad, które wyszydzali w społeczeństwie, mieli zostać światłymi (oczytanymi i piszącymi) ludźmi, stojącymi na straży moralnej. Wielkie , ówczesne nazwiska oświeconych  badaczy historii były wzorami w strażowaniu - niektórzy, wyżsi członkowie Towarzystwa obierali sobie imiona bożków żmudzkich: Perkunasa, Gulbi, Auszlawisa, Pergrubiusa, Sotwarosa - wybrane prosto z prac ŁASICKIEGO, STRYJKOWSKIEGO czy GWAGNINA.
                   JIK zawzięcie krytykował ukazujące się w "Wiadomościach Brukowych" wiersze, prozę, klasyczną satyrę (SWIFT i RABELE) . Uważał dosłownie, że "dowcip z nauką rzadko chodzi w parze" , a "bardzo poważni i uczeni ludzie, należący do grona Szubrawców... nie wszyscy wszystko mogą."


Źródła:
* Józef Ignacy KRASZEWSKI "Pamiętniki" Ossolineum Wrocław 2005
* zdjęcia - www