Tekst autorstwa Marii Orzeszkowej z bloga Archiwum Mery Orzeszko. Bardzo dziękujemy za udostępnienie:).
Chyba
starzeję się, lub też pierniczeję w zastraszającym tempie, bo nie dość, że ostatnio
czytam prawie same wspomnienia i dzienniki, to jeszcze Kraszewski, stary
nudziarz, zaczyna wydawać mi się zajmującym.
Wzięłam
oto do rąk powieść „Pamiętnik Mroczka”, celem usunięcia jej z półki i w ogóle z
moich zasobów książkowych, bo po co takie pierdoły trzymać w domu. By się
kurzyły? Od 1984 roku? To już naprawdę przesada!
No,
ale wzięłam, poszłam z tym „Pamiętnikiem Mroczka” na kibelek, bo mnie akurat
przypiliło, a jakąś lekturę w tym miejscu mieć muszę. Zaczęłam czytać i …
spodobało mi się!
Powieść
jest pisana w stylu gawędy szlacheckiej, językiem stylizowanym na „sarmacki”, z
nawiązaniami do pamiętników Jana Chryzostoma Paska, a może jeszcze bardziej do „Pamiątek
Soplicy” Henryka Rzewuskiego.
Pierwszoosobowy
narrator to młody szlachcic Jan Mroczek, który dziedziczy po stryju ubogą
wioszczynę i podupadły dwór na Podlasiu, ale dorabia się znacznej fortuny dzięki
temu, że – będąc w służbie króla Jana Sobieskiego – bierze udział w bitwie pod
Wiedniem. Otrzymuje tam ranę i zdobywa wielki majątek po uciekających Turkach.
Wraca do siebie na Podlasie i rozpoczyna starania o rękę bogatej dziedziczki… I
tak dalej, i tak dalej… aż do szczęśliwego zakończenia.
Czyta
się to bardzo dobrze i lekko, a fraza płynie prawie sienkiewiczowska. Wiktoria pod
Wiedniem jako żywo jest tu odmalowana, dwór królewski w Wilanowie takoż, jak i
domy szlacheckie na Podlasiu. Uroczy jest też portret mądrego konia, jaki nosił bohatera na swym grzbiecie.
Oczywiście,
nie przeczytałam całego „Pamiętnika Mroczka” na jednym posiedzeniu kibelkowym,
wzięłam tę książkę do pokoju i tamże kontynuowałam lekturę na kanapie. Zajrzałam
potem „do Internetów”, by zobaczyć jaki to też film zrobili nasi filmowcy wraz
z włoskimi na temat bitwy pod Wiedniem. No, cóż, chyba lepiej już poczytać
Kraszewskiego.
Zobaczcie sami:).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz