niedziela, 15 marca 2015

212. Hrabina Cosel


Hrabinę Cosel można nazwać; historycznym romansem z obyczajowym tłem, XIX wiecznym czytadłem, jedną z najpoczytniejszych powieści Kraszewskiego, a także bajką o zabawach, turniejach, polowaniach, okrutnym królu i dumnej królowej (nic to, że nie królowej). 
Powieści historyczne Kraszewskiego mają tę wadę, iż oceny postaci dokonane w oparciu o dostępne pisarzowi źródła okazują się po latach błędne. Trudno jednak z tego powodu czynić zarzut pisarzowi. Skupmy się więc na literackich bohaterach, które ze swoimi pierwowzorami nie dużo mają wspólnego. 
Anna Hoymowa, żona saskiego ministra, żyjąca na uboczu polityki i wielkiego świata, uwięziona w okowach narzuconego jej małżeństwa, pada ofiarą zakładu, w którym na szali postawiono jej dobre imię i urodę. Gdy skutkiem mężowskiej nierozwagi zostaje zmuszona stawić się na dworze Augusta II Mocnego, nikt nie ma wątpliwości, iż znany z upodobania do pięknych kobiet król szybko uczyni z niej kolejną ze swoich metres. Anna decyduje się sprzedać w zamian za pisemną obietnicę małżeństwa. Dlaczego? Czy pokochała, czy chciała władzy, czy obawiała się zemsty? Na każde z tych pytań należy odpowiedzieć przecząco. Choć Anna, późniejsza hrabina Cosel, będzie potem twierdziła, iż króla kochała, to można odnieść wrażenie, iż Anna myli miłość z wiernością. Ona tylko konsekwentnie realizuje swój plan, a brzmi on nie dać się spławić, cierpliwie czekać, aż legalna małżonka wyzionie ducha i w końcu zostać królową. Anna po tylekroć powtarza i powtarzać będzie przez lata, iż jest królewską małżonką, a nie kochanką (w końcu ma papier, pisemną obietnicę małżeństwa), że to zaczyna być nudne. Podobnie jak ciągłe opisywanie wrażenia, jakie wywoływała jej uroda na otoczeniu. Dorównałaby im ilość zapewnień o niespotykanym okrucieństwie króla (nawiasem mówiąc człowieka o niespotykanej "apollińskiej urodzie"). 
Jest jeszcze jedna cecha, którą Kraszewski przypisuje hrabinie (oprócz beznadziejnego uporu graniczącego z głupotą) jest to duma. Anna była dumna, dumnie spoglądała, dumnie unosiła głowę, z dumą wypowiadała zdania i dumnie odpowiadała królowi i jego posłańcom. Jakkolwiek dumę można uznać za zaletę, zwłaszcza, kiedy towarzyszy jej odwaga i nieugiętość, to z dumą hrabiny Cosel wiąże się też pogarda dla każdego, kto nie jest Anną, pogardliwie spogląda na służbę, strażników, dworaków, ministrów, nawet najwierniejszego sługę, rycerza wiernego, jak pies. 
Doprawdy nie potrafię zrozumieć sympatii Kraszewskiego dla Anny, bo sympatię tę pragnie wzbudzić w czytelniku (i jak sądzę po opiniach na temat książki udaje mu się to). Nie potrafię, ponieważ hrabina Cosel wydaje mi się postacią wielce antypatyczną. 
Ponadto psychologia postaci, jak to często u Kraszewskiego bywa - mocno kuleje. Zarówno Anna, jak i jej wierny sługa, traktowany gorzej niż pies Zaklika przedstawieni zostali, jako postacie papierowe. Niekonsekwencja zachowań i brak uzasadnienia dla działań bohaterów rażą, bo czyż wszystko może tłumaczyć mieszanka dumy i naiwności (u Anny) oraz ślepe posłuszeństwo u Zakliki. Kraszewski po raz kolejny (jak np. w powieści Dwie królowe) udowadnia, że jak kogoś nie lubi to nie będzie się silił na obiektywizm. A Augusta II zdecydowanie nie lubił, dlatego z królewskiej metresy uczynił bezbronną ofiarę niegodziwości króla. Zaletą powieści jest ciekawe tło obyczajowe (opisy turniejów, bali, manewrów) oraz piękny, staropolski język (z tymi niefunkcjonującymi już wyrażeniami i zwrotami). Książkę poznałam w postaci audio i nie mogę podeprzeć się cytatami.

niedziela, 8 marca 2015

Wilniuki w Pyrlandii, czyli poznańskie czytanie JIK-a.


                                          Jest to miło usłyszeć, że krajanie czytają archaicznym językiem, jakby powiedział mieszkaniec Pyrlandii: "Czytojmy wiaruchna, czytojmy po naszymu".
Szczerze dziękuję, Pani Agnieszce, za ciekawą recenzję "Luboni", która przyznaję trochę jednak mnie zaniepokoiła. Nie, nie jest to niepokój ogólny,  lecz niepokój w moim sercu.


                                                     Mieszkam w Poznaniu, na codzień pracuję i nawet gdybym chciał, to rzadko udaje mi się dotrzeć na tak faine spotkania, jak poznańskie czytanie Józefa Ignacego KRASZEWSKIEGO.
To gwoli usprawiedliwienia, jednak by się nie oskarżyć (czasami) postanowiłem przeczytać "Lubonie".  Luboń trochę mi bliski, Górczyn jeszcze bardziej, a Łazarz to już mój fyrtel. Przed wojną Święty Łazarz, lecz to inna historia, jednak trochę naprowadza na trop fabuły tejże powieści - jakby nie było (już niedługo rocznica Chrztu Polski).



                                                    Trochę po partyzancku, z doskoku (Litwa kocha las) wziąłem jednak udział w powszechnym czytaniu na nowo wydanej książki z Luboniem w tle. Otóż dziś 8 marca (pierwsza Niedziela po Świętym Kazimierzu) przypada Kiermasz Kaziukowy zorganizowany przez Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej na Starym Rynku w Poznaniu. Praktyczne i stetrane, nasze Pyry z Towarzystwa, widocznie postanowili połączyć "za jednym zamachem" dwa nadzwyczaj ciekawe i wdzięczne wydarzenia: Kaziuka i poznańskie czytanie JIK-a. Do czego w dużej mierze (dziękować) przyczynili się pracownicy Muzeum JIK-a w Poznaniu, na czele z zawsze uśmiechniętym kustoszem Krzysztofem.


                                                       Mój zawód serca został ukojony. Czytałem urywek o tym jak na dwór Mieszka i Dubrawki przybyli wojowie z Pragi...i jakoś tak samo przyszło - "Lubonie" wskoczyły na trzecie miejsce, moich ulubionych KRASZEWSKIEGO lektur. W domyśle, czy możemy liczyć na poznańskie czytanie "Pogrobka" ? Chciałoby się powiedzieć, dlaczego by nie w murach piastowskiego zamku, którego wieża dumnie unosi się (wciąż zamknięta ?!?) już nad Starym Rynkiem. Na pierwszym miejscu nadal u mnie "Kunigas", który na pewno jakoś się z Kiermaszem Kaziukowym komponuje...



                                          Naszym czytelnikom powiem, że planowane są już przez Pracownię - Muzeum na ul. Wronieckiej następne spotkania z "Luboniami", gdzie tego jeszcze nie wiadomo, najlepiej śledzić stronkę Biblioteki Raczyńskich, tutaj.
Paniom Agnieszce i Izie, z serca dziękuję, raz jeszcze za wiadomość; rzeczywiście na okładce książki (nowego wydania) jest urywek recenzji, jednego(-ej)  z współtwórców naszego bloga, cóż lepszego mogło go spotkać, tylko wielce gratulować.


                                                    I ja tam byłem, piwa nie, lecz żurawinę piłem, a com widział i słyszał, w księgach (tej no i ten Jan DŁUGOSZ tutej tyż był) umieściłem...

P.S. Pokornej głowy miecz nie siecze.

niedziela, 1 marca 2015

Kibice JIK-a na scenie.

ZAJAWKA






Pod koniec lutego odbył się w Wilnie Kabareton "STUdnia", czyli przegląd najlepszych, polskich, szkolnych kabaretów. Szerzej pisze o nim Radio Znad Wilii, tutaj
Licznie dopingowali swoją drużynę nauczyciele i uczniowie Gimnazjum im. J.I. Kraszewskiego w Nowej Wilejce, co widać na zdjęciach.

„Cieszymy się, że jest taka wspaniała reakcja, mamy finalistów i liczymy, że z każdym rokiem będzie ich coraz więcej, że będzie więcej fajnych pomysłów, więcej traktowania studniówek jako okazji do kabaretu, bo takiego humoru trochę u nas brakuje” – mówił Wojniłło.

Źródło:
* zdjęcia ZW
* urywek relacji ZW