poniedziałek, 26 listopada 2012

165. Ewunia

Recenzja napisana i przysłana przez Jadwigę.



Ewunia: opowiadanie z końca XVIII wieku

Opowiadanie J. I. Kraszewskiego Ewunia napisane zostało na zamówienie wydawcy „Tygodnika Romansów i Powieści”, a drukowane było w latach 1871/1872. Kraszewski pracował wówczas nad innym utworem, co „tłumaczy pewne niedopracowanie artystyczne Ewuni”[1] (akcja oparta głównie na wypowiedziach bohaterów, rezygnacja z komentarzy narratorskich, kostium historyczny utrzymany głównie za pomocą charakterystyki językowej bohaterów)[2].

Tytułowa Ewunia pochodzi ze szlacheckiego rodu. Jest jedyną córką podczaszego, inteligentną, piękną i bogatą panną na wydaniu, o której rękę zabiegają okoliczni kawalerowie. Dziewczyna jednak, ku zdziwieniu ojca, jest dość wybredna, ale też nie zamierza poddać się jego woli. Zresztą nie tylko ona zdaje sobie sprawę z tego, jacy to są zalotnicy, bo dyskutują o tym także inni. „Chorąży był stary, rejent zbyt jowialny, Herciński zimny, Machcewicz śmieszny, a Dydak głuptaszek”[3], młody sędzic Walenty Brochwicz – jest, zdaniem Ewuni, zbyt ładny, by zostać jej mężem, pisarzowicz Szczepan Junosza Zboiński – budzi lęk. Może tylko Sykstus Warka nadawałby się na jej męża, ale on jest z kolei biedny. Niektórzy kawalerowie, chcąc wyeliminować konkurentów, zawiążą pewne umowy i zobowiązania, ale i kobiety mają własne pomysły.

Opowiadanie Ewunia to pogodna opowieść o perypetiach miłosnych (ówczesny harlequin?). Bohaterowie są ukazani na tle obrazków z dawnej Polski, które są niczym fotografie ze starego albumu szlacheckiego (nieco już podniszczone i wyblakłe wskutek wielokrotnego ich „używania”). Zobaczymy na nich dawny dworek, gościnnego gospodarza, niektóre staropolskie obyczaje (zabawa zapustowa, kulig), ale i rozrywki, wchodzące wówczas w modę (maskarada wiosenna). Fotograf uwiecznił także cechy bohaterów: porywczość, skłonność do pojedynków, tytułomanię, ale i wolę zgody w razie wyższej konieczności.

Moja ocena: 4/6
Jadwiga


[1] J. I. Kraszewski, Ewunia: opowiadanie z końca XIII wieku; Pomywaczka: obrazek z końca XVIII wieku, Warszawa, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1989, Nota wydawnicza, s. 149.
[2] Por. Tamże, s. 149.
[3] Tamże, s. 38.

czwartek, 22 listopada 2012

164. Starosta warszawski. Obrazy historyczne z XVIII wieku.

-->
Autorem tekstu jest Maciej Brzeziński, autor bloga Poznańskie Historie. Bardzo dziękujemy za udostępnienie:).

Sięgnąłem po kolejną powieść JIK-a, której akcja rozgrywa się w XVIII wieku i nie zawiodłem się. Tym razem był to Starosta warszawski. Pod tym tytułem kryje się Alojzy Fryderyk von Brühl (1739 – 1793) syn wszechwładnego w czasach Augusta III ministra - Henryka Brühla.

Alojzy był mężczyzną wszechstronnie wykształconym i utalentowanym, studiował na kilku uczelniach, pisał komedie, grał na skrzypcach i walczył w wojnie siedmioletniej. Uosabiał „wiek świateł” i pewnie uczono by dziś o nim w szkołach, gdyby nie ambicje ojca. Minister postanowił wykierować go na polityka. Kiedy Alojzy skończył 12 lat, został mianowany starostą warszawskim, kiedy skończył lat 18, otrzymał w dowództwo chorągiew pancerną. Na krótko przed śmiercią ojca, mianowano go generałem artylerii koronnej. Miał wszystko i mógł posiąść wszystko, ale kompletnie go to nie interesowało. Wolał spędzać czas czytając swoich ulubionych pisarzy – Moliera i Monteskiusza, grać i pisać komedię, a napisał ich sporo. Pozostał jednak posłuszny ojcu i spełniał każdą jego wolę, nawet wtedy, kiedy narzucono mu małżeństwo z wojewodzianką Marią Potocką, kobietą dobrą, skromną, pobożną, ale w sumie dość nudną i zupełnie nie pasującą do Alojzego. Ten od dzieciństwa kochał się z innej Marii Potockiej, z wzajemnością zresztą. W kochanej przez starostę warszawskiego Marii, zakochany był też przyjaciel Alojzego, jenerałowicz Sołłohub, który wreszcie ożenił się z nią, wiedząc jednak, że ta go nie kocha. Mamy więc prawdziwy wielokąt miłosny, złożony z Alojzego, jego żony Marii z Potockich, kochającej się platonicznie (z wzajemnością zresztą) w wierny słudze Brühla, Tadeuszu Godziembie. Maria Sołłohubowa kocha się w Alojzym (platonicznie i również z wzajemnością). Co zadziwiające, żadne z tych dramatis personae, nie zdradza małżonka/żony. Zarówno Alojzy, jak i jego żona, a także pani Sołohubowa, czują się związani przysięgą małżeńską i przekonaniem, że więzy łączące ich się nierozerwalne, cierpią, ale trwają i to wszystko dzieje się w XVIII wieku, kiedy wierność małżeńska jest uważana za fanaberię. Godziemba zbyt szanuje swoją panią, aby choć pomyśleć o zbliżeniu się do niej, ona zaś spędza czas na modlitwie i czytaniu pobożnych ksiąg. Tylko francuska guwernantka Marii – panna Dumont dąży do zbliżenia swej pani z Godziembą, ale bezskutecznie. Kraszewski przedstawił ją jako postać zdecydowanie negatywną – symbol francuskiego zepsucia i libertynizmu. Małżonkowie Brühl szanują się, ale żyją oddzielnie, choć pod jednym dachem pałacu w Młocinach. Trwanie aż do tego stopnia w wierności jest godne pochwały, choć postacie wydają się aż nad miarę naiwne, a nawet śmieszne.
Alojzy Fryderyk von Brühl

Gdzieś w tle rozgrywa się potężna walka stronnictw o koronę po śmierci Augusta III. Alojzy jest siłą rzeczy w stronnictwie przeciwników zmian ustrojowych, reprezentowanych przez hetmana Branickiego, Radziwiłłów, Potockich i dawnych popleczników jego ojca. Po drugiej stronie jest obóz „Familii”, zwolenników reform wewnętrznych w oparciu o Rosję. W powieści pojawia się stolnik litewski – Stanisław August Poniatowski, prawdziwy „lew salonowy”, zdobywca serc niewieścich, zakochany w pani Sołłohubowej, która jednak nim gardzi. Kraszewski zdecydowanie piętnuje prywatę magnacką, upadek obyczajów i anarchię. W porównaniu z pozostałymi przedstawicielami rodów magnackich, Ajozy prezentuje się jak postać z innej epoki. Jest szlachetny, prawdomówny i kieruje się honorem. Mimowolnie wciągnięty w wir wydarzeń, nie chce uczestniczyć w walka frakcyjnych, nawet, gdy po śmierci ojca zostaje pozbawiony wszystkich godności po tym, jak na sejmie 1762 roku Poniatowski zarzucił mu brak szlachectwa. Co z tego, że w Saksonii jest hrabią, skoro nie miał polskiego indygenatu? Mimo upokorzeń doznanych ze strony „Familii”, Brühl nie przystąpił do spisków wymierzonych w potężniejące stronnictwo. Cieszył się nawet, że może bez przeszkód wrócić do pisania, skrzypiec, czytania i rozmów z ukochaną Sołłohubową.

Po zwycięskiej elekcji, Stanisław August wyciągną jednak rękę do zgody, uznając polskie szlachectwo Alojzego i przywracając mu wszystkie poprzednie godności. Przyznać trzeba, że Brühl okazał się świetnym generałem artylerii, gruntownie reformując tę formację wojskową. Jako starosta warszawski zaś, zbudował w stolicy kanalizację i stworzył straż pożarną. Po śmierci żony i owdowieniu Sołłohubowej, mógł wreszcie ożenić się z ukochaną, ale ich szczęście nie trwało długo… Reszty nie będę opowiadał, zachęcam po prostu do przeczytania książki.

Kraszewski wnikliwie i obrazowo przedstawił życie polityczno-obyczajowe w Rzeczpospolitej drugiej połowy XVIII wieku. Na tle libertyńskiej magnaterii, pozbawionej zasad i kierującej się tylko doraźnymi korzyściami, postacie głównych bohaterów wydają się być bez skazy, ale jednocześnie autor pokazał nam ludzi nieszczęśliwych. Powieść nie jest jednak smutna, czy nudna. Nie brakuje tu zabawnych sytuacji, komicznych zdarzeń czy wnikliwych obserwacji. Uważam tę powieść za jedną z lepszych w dorobku JIK-a i szczerze ją wszystkim polecam. Moja ocena to 5/6. 

Źródła zdjęć: 1. allegro; 2. wikimedia 

wtorek, 20 listopada 2012

163. Kwiat Paproci

Zastanawiałam się czasami, dlaczego uznani pisarze biorą na warsztat w kółko te same ludowe i tradycyjne bajki. Po "Kwiecie paproci" w JIK-owym wydaniu porzuciłam wątpliwości. Historia Jacka, który w noc świętojańską wyruszył na poszukiwanie kwiatu paproci, a następnie w wyniku błędnych decyzji zmarnował sobie życie, ma wszystko, co dobra bajka mieć powinna: sugestywny klimat (w tym przypadku lekko gotycki) i mądre przesłanie. Nic to, że nieco czarno białe, nie jest wszak zadaniem bajek oswajać słuchaczy/czytelników z odcieniami życiowej szarości.
Zachęcam do odświeżenia sobie tej historii, choćby w czasie przerwy na lunch. Dostępna online TUTAJ.

Tym razem chciałam napisać nie o książce a o tzw. uwspółcześnianiu bajek.  Czasami rzeczywiście warto się nad tym zastanowić. Weźmy chociaż wszechobecne złe macochy. I jak tu współczesna sobie układać dobre stosunki z dzieckiem męża/partnera, jeśli wychowało się ono na braciach Grimm?
Z niektórych bajek macochę wyrzucić się da (Jaś i Małgosia), w innych jest ona na tyle ważnym punktem fabuły, że z bajki, po jej usunięciu niewiele zostanie.
A co z unikaniem drastycznych treści?
Klasyczny przykład przeróbek to Czerwony Kapturek z wilkiem jaroszem. Czy współczesne dzieci są AŻ TAK  wrażliwe, że pod żadnym pozorem nie mogą się dowiedzieć, że niektóre zwierzęta są drapieżnikami (a przy okazji, że nie każdy jest dobry i nie każdy musi chcieć dla nich dobrze)?
Wracając do "Kwiatu paproci" - ta bajka w oryginale  uczy poprzez przykład negatywny, czyli kończy się źle. Mam w swoich zbiorach uproszczoną wersję (wydawnictwa Wilga), która kończy się DOBRZE. Mroczna historia zamieniła się w słodką i nijaką opowieść familijną. Dodam, że moje dzieci jakoś nigdy w tej wersji nie zagustowały - czyżby była po prostu nudna?. Wolą faszerowanego siarką smoka wawelskiego.




sobota, 17 listopada 2012

162a. Latarnia czarnoksięska. Seria druga

Recenzja napisana i przysłana przez Jadwigę.

Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria druga

Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria druga[1] wydana została w 1844 roku w Warszawie i stanowi, jak wskazuje tytuł, drugą część powieści J. I. Kraszewskiego[2] , drukowanej rok wcześniej. Utwór powstał w wyniku pewnego niedosytu autora, który pisze: „Zdało mi się, że pierwsza część latarni zbyt wyłącznie pewne klasy, jeden stan tylko może wystawiała, i chciałem zarys obyczajowy naszej epoki, o ile możności, dopełnić”[3] . Jednocześnie obiecuje, że to już ostatnia część powieści: „Ostatnie to już obrazy przesunęły się przez szkło latarni, które leży potłuczone u nóg moich, ostatnie, wierzcie mi, i więcej ich nie będzie”[4] . Dodajmy, że carska cenzura uniemożliwiała wydanie pełnej treści Latarni czarnoksięskiej, wydanie obecne [z 1989 r.] „przywraca ocenzurowanym fragmentom pierwotne brzmienie”[5] .

Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria druga może być traktowana jako odrębny utwór, z pierwszą jej częścią łączy ją główny bohater Stanisław oraz kilka innych postaci. Jej akcja toczy się, jak się wydaje, przed sytuacją zapowiedzianą w zakończeniu części pierwszej powieści.

Mieszkanie na wsi, bycie mężem, a nawet ojcem uroczego synka nudzi Stanisława. Jest rozdrażniony, nie może znaleźć sobie miejsca, wspomina dawne czasy, narzeka na brak odpowiedniego towarzystwa i rozrywek. Wuj August proponuje mu wyjazd do Warszawy i wkrótce obaj panowie wyruszają w drogę, zostawiając w domu żonę Stanisława z dzieckiem. Zanim dojadą do celu podróży, odwiedzają po drodze krewnego – marszałka, którego skąpstwo sięga szczytu, w karczmie słuchają opowieści Żyda Herszka, odwiedzają Lublin. Warszawą są zachwyceni tym bardziej, że można tu poznać środowiska twórców, a także spotkać zupełnie niespodziewanie dawną miłość Stanisława i jej towarzyszkę. W jakim celu panie przybyły do Warszawy? Czy niestały w uczuciach Stanisław nadal kocha swoją młodą żonę i będzie jej wierny w dużym mieście?

Warszawa połowy XIX wieku jest „pełna życia”, to „najgastronomiczniejsze miasto w świecie”, dlatego budzi zachwyt przybyszów z prowincji. To także miasto prasy, wyemancypowanych kobiet, które na równi z mężczyznami pragną tworzyć. Czytelnik za pośrednictwem znajomych Stanisława poznaje środowisko ówczesnych literatów i dziennikarzy, spotyka także malarza. Twórcy przyzwyczajeni są do kłopotów, ale posiadają też pewien rodzaj odporności na bezwzględne reguły rządzące rynkiem. Inaczej jest z nowicjuszami.

Miasto zamieszkuje klasa średnia. „Klasa, którą najstosowniej mieszczańską byśmy nazwali, nosi w sobie wszystkie charaktery istot środkujących, postawionych między dwoma sąsiedztwy, zarówno je po trochu farbującymi. Klasa to średnia, najbiedniejsza może, najmniej pewnie poetyczna, najniezawodniej, najstraszliwiej zepsuta” . Dalej pojawia się uzasadnienie tej opinii. Oj, dostało się mieszczaństwu!

Według mnie, opowieści o ludziach i środowiskach zamieszczone w drugiej części Latarni czarnoksięskiej, są mniej zajmujące niż te, dotyczące realiów wiejskich z pierwszej części utworu. Stanowią jakby odrębne opowiadania, niekiedy luźno powiązane z treścią powieści. By powstał pretekst do ich przedstawienia, autor jakby na siłę wysyła w podróż znudzonego wsią bohatera, który następnie ulega urokom miasta. Cóż, taki już jest Stanisław: niespokojny, ciągle poszukujący nowych wrażeń, ale może dzięki temu intrygujący?

Moja ocena: 4/6

Jadwiga
__________
[1]  J. I. Kraszewski, Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria druga, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1989.
[2]  J. I. Kraszewski, Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria pierwsza, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1988.
[3]  J. I. Kraszewski, Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria druga,... Epilog, s. 361.
[4]  Tamże, s. 361.
[5]  Tamże, Nota wydawcy (skrót), s. 372.

środa, 14 listopada 2012

162. Latarnia czarnoksięska. Seria pierwsza

Recenzja napisana i przysłana przez Jadwigę.


Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria pierwsza 
„Wszak to ta nieszczęsna książka, którą macie przed sobą, miała przed i po urodzeniu ze sześć tytułów, w których zawsze zdawało mi się, że jej nie do twarzy. (...) Uważcie tylko, co napsułem papieru (...)”[1]. I wreszcie, J. I. Kraszewski znalazł tytuł swojej powieści społeczno-obyczajowej, jakże adekwatny do treści: Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. W jego książce, jak w latarni czarnoksięskiej (pierwotnym aparacie projekcyjnym do pokazywania szklanych przezroczy) przesuwają się sceny z życia ówczesnej społeczności Wołynia, a „źródłem światła”, umożliwiającym rzutowanie obrazów, jest zmysł obserwacyjny autora.

Zamysłem J. I. Kraszewskiego było, o czym pisze w przedmowie do wydania drugiego książki, ukazanie wiernego obrazu Wołynia około 1842 roku[2]. W przypisie do jednego z rozdziałów, pochodzącym z 1872 roku[3], autor zauważa, że przywołany w nim obraz nie jest nazbyt wierny, bo wiele się zmieniło od czasu jego opisania. (Ależ to jest szczegół z punktu widzenia dzisiejszego czytelnika!). W epilogu autor dodaje: „ Chciałem przed oczy wam postawić wasz świat, wasze wady, śmieszności, obyczaje, słabości. Jest to tylko lekki zarys, myśl dzieła, które by daleko obszerniejszym być mogło i musiało, chcąc wszystko a wszystko objąć i dotknąć wszystkiego”[4].

Latarnia czarnoksięska dostarcza dużej dawki cennych informacji o mentalności, obyczajach i warunkach życia mieszkańców okolic Dubna. W powieści wykorzystany został znany w literaturze motyw podróży, która daje okazję prezentacji młodemu jej bohaterowi środowiska okolicy, a także dalszych rejonów: Żytomerza i Kijowa na Ukrainie.

W związku z istniejącym rozwarstwieniem społeczeństwa poznajemy wewnętrzne stosunki w nim panujące, a także zewnętrzne oznaki przynależności do poszczególnych grup – warstw w obrębie klas społecznych oraz charakterystyczne typy ludzi. Zyskujemy informacje o przebiegu kontraktów szlacheckich, o wyborach urzędników, ówczesnych praktykach lekarskich. Dokładność autora w opisywaniu realiów epoki jest, rzec by można, fotograficzna. Na ich tle toczą się losy bohaterów powieści.

Dwudziestoletni Stanisław, który wrócił niedawno z Berlina, gdzie „kończono jego wychowanie”, odwiedza niespodziewanie swego wuja Augusta. Dla młodego człowieka, który po długiej nieobecności czuje się w kraju obco, wszystko jest „tajemnicą”; dla doświadczonego życiowo, samotnego wuja, będącego już w wieku „do obserwacji”, wprowadzanie siostrzeńca w dorosłe życie będzie przyjemnością. Wuj staje się powoli opiekunem i przewodnikiem Stasia: przedstawia go kolejnym sąsiadom, wyjeżdża z nim na kontrakty, zwiedza okolicę, radzi, jak postępować, czuwa nad jego porywczym sercem i dyskretnie upomina, gdy wyrywa się ono spod kontroli rozumu. Czytelnik, poznający wraz ze Stasiem siebie i coraz to nowych bohaterów powieści, zadziwia się razem z nim, a zdziwienie, jak wiadomo, podsyca chęć poznania.

Hrabina Julia i jej mąż Edward żyją właściwie w zgodzie, ale dlaczego gości u nich tak często hrabia Alfred – daleki krewny, co prawda, a jednak ... U hrabiostwa można dobrze się bawić, wyjazd na kontrakty dubieńskie to prawdziwa wyprawa, ale czy stan majątkowy rodziny na to pozwala?

Wśród bohaterów pojawia się także niestrudzony w staraniu się o rękę jakiejś bogatej panny książę, o którym mówi się: „Co po tytule, gdy pusto w szkatule?”, ale jest i niezwykle szanowana rodzina innego księcia... Na uwagę zasługują lubiący gromadzić dobra bliscy pana marszałka (Czy uda się wydać za mąż jedynaczkę z „tysiącem” wyszywanych poduszek? Dlaczego wszyscy wpadają w popłoch, gdy zbliżają się goście?). Na przykładzie historii życia Sawki powieść ukazuje także losy biedoty i obowiązujące w czasach pańszczyźnianych nieludzkie prawo.

Czy młody Stanisław oprze się urokom dojrzałej hrabiny Julii lub samotnej pułkownikowej? A może zakocha się po prostu w jednej ze swoich rówieśnic: Róży, Adelajdzie lub Natalii? Wszak wszystkie panny są na wydaniu, a młody, bogaty i przystojny kawaler budzi ogólne zainteresowanie.

Wydaje się, że gdyby pozbyć się kostiumu historycznego, Latarnia czarnoksięska odkryłaby niejedną prawdę o nas, żyjących współcześnie. I choćby z tego powodu warto po tę książkę sięgnąć. Na uwagę zasługuje także język powieści (pełen zabawnych zwrotów, niejednokrotnie podszytych ironią) i prowadzony przez narratora dialog z czytelnikiem. Jedyną trudność techniczną przy jej czytaniu może stanowić tłumaczenie z języka francuskiego fragmentów rozmów niektórych bohaterów, które trzeba sprawdzać w słowniczku na końcu książki, ale dla czytelników znających ten język nie będzie to problemem.

Moja ocena: 5/6

Jadwiga
_________________________________________
[1] J. I. Kraszewski, Latarnia czarnoksięska: obrazy naszych czasów. Seria pierwsza, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1988, s. 5-6.
[2] Tamże, s. 5.
[3] Tamże, s. 267.
[4] Tamże, Epilog, s. 359.

wtorek, 13 listopada 2012

161. Saskie ostatki: August III.

Akcja powieści rozgrywa się w roku 1763. Jest to ostatni rok życia i panowania na polskim tronie króla Augusta III z saskiej dynastii Wettynów. Powieść ta obrazuje szczytowy okres polskiej anarchii. Charakteryzują go: prywata, egoizm, pycha możnowładców, brutalna walka o własne interesy zarówno na dworze królewskim oraz w kraju pomiędzy stronnictwami politycznymi. Ponadto zdrada, brak jakiegokolwiek patriotyzmu, dbanie tylko o własne interesy. Te cechy charakteryzują właśnie wyższe warstwy społeczne. Kraszewski w powieści uwypuklił wyżej wymienioną problematykę. Symbolem wymienionych niegodziwości staje się rywalizacja pomiędzy stronnictwem "Familii" Czartoryskich, a stronnictwem litewskich Radziwiłłów i ich adherentów. Na czele tych ostatnich stoi książę Karol Radziwiłł "Panie Kochanku". Ich walka o skład Trybunału Litewskiego prowadzi na Litwie niemal do wojny domowej. Sam monarcha jest przedstawiony jako władca słaby, nieudolny, kompletnie nieinteresujący się sprawami państwowymi. Faktycznie w jego zastępstwie rządzi Rzecząpospolitą oraz Saksonią jego wszechwładny minister Henryk Brühl. Tymczasem państwo polskie chyli się stopniowo ku upadkowi, aparat państwowy praktycznie już nie funkcjonuje. Symbolem tego stanu rzeczy jest zachowanie się monarchy i jego urzędników wobec groźby rzekomego najazdu tatarskiego. Wyżej wymieniona problematyka stanowi główny trzon tej powieści.

W warstwie obyczajowej czytelnik obserwuje starania ubogiego rotmistrza Tołłoczki o rękę ukochanej kobiety. Ale nie będę tu opisywał jego działań w tym kierunku. Odsyłam do lektury utworu. Moim zdaniem najważniejsza w powieści jest wymieniona wyżej problematyka społeczno - polityczna Rzeczpospolitej Obojga Narodów.

Jeśli idzie o walory literackich to moim zdaniem "Saskie ostatki" są niestety jedną ze słabszych (jeśli nie najsłabszą)powieści Kraszewskiego z cyklu "Dzieje Polski". W utworze dominuje po prostu nuda, monotonia, brak szybszej, żywiołowej akcji. Muszę stwierdzić (starając się być maksymalnie obiektywnym), iż do wybitnych dzieł autora utwór ten bynajmniej się nie zalicza. A co wy sądzicie o tej książce drodzy "Kraszewskomaniacy" ???

środa, 7 listopada 2012

C jak Cosel

Tekst napisany i przysłany wraz ze zdjęciami przez Jadwigę.

Belweder na starej fotografii.
Belweder, stan z roku 2007.
C jak Cosel
W Sławięcicach, obecnie dzielnicy Kędzierzyna-Koźla (woj. opolskie), jest takie urocze miejsce, które kojarzy się z twórczością J. I. Kraszewskiego. To tak zwany „Belweder”- oryginalny pawilon ogrodowy, w którym (według miejscowego przekazu i podobno zapisu w księdze parafialnej) przebywała hrabina Cosel – metresa króla Augusta II Mocnego i tytułowa bohaterka jednej z powieści J.I.K.

Kiedy rozpoczął się romans króla Augusta II Mocnego z Anną Konstancją, znaną jako hrabina Cosel (1680 – 1765), była ona żoną Adolfa Magnusa von Hoym (1688 – 1723), jednego z ważniejszych ministrów królewskich[1]. W 1713 roku, czyli już po rozwodzie z żoną, hrabia von Hoym przeprowadził się na Śląsk, gdzie rok później nabył od Jakuba Henryka von Flemming dobra sławięcickie. W latach 1716 – 1720 wybudowany tu został pałac z ogrodem na wzór Wersalu, który jednak wkrótce spłonął[2] (odzyskał swoją świetność za panowania rodu Hohenlohe[3], obecnie nie istnieje).

Nie jest dokładnie ustalone, kiedy powstał „Belweder” i kto był inicjatorem jego budowy: funkcjonująca w przeszłości nazwa obiektu Flemming-Schlösschen[4] wskazywać może na hrabiego Flemminga jako jego twórcę, jednak podawane w źródłach lata powstania to okres, kiedy dobra sławięcickie były już w posiadaniu hrabiego Hoyma.

Belweder to niewątpliwie interesujący obiekt, perełka architektoniczna. Czy źródła historyczne potwierdzą, że w znajdujących się w nim pokojach gościnnych mieszkała hrabina Cosel?
Jadwiga

Źródła zdjęć:
1) Belweder, stan z roku 2007: zbiory własne
2) Belweder na starej fotografii: Dawne Sławięcice, Internet, http://www.youtube.com/watch?v=x-fuiHL-fYo



[1] J. I. Kraszewski, Hrabina Cosel, Warszawa, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1988, Przypisy, s.289-303.
[2] J. Cieplak, Sławięcice – założenie parkowo-pałacowe, Internet, http://www.gornoslaskie-dziedzictwo.com/index.php?action=zamki&id=19, dostęp: 6.11.2012. Jako data budowy pawilonu ogrodowego podawany jest także rok 1802. Por. D. Emmerling, R. Emmerling red., Śląskie zamki i pałace: Opolszczyzna. Historie zamków i pałaców, dzieje rodów, legendy, herby, Opole, ADAN, 2000, s. 85.
[3] Por. I. Kozina, Pałace i zamki na pruskim Górnym Śląsku w latach 1850 – 1914, Katowice, Muzeum Śląskie, 2001, s.98-99.
[4] Por. Rondell, Flemming-Schlösschen, Cebula, Belweder…, Internet, http://sla.cwsurf.de/sla/index.php?option=com_content&view=article&id=57&Itemid=62, dostęp: 6.11.2012.

wtorek, 6 listopada 2012

160. Resurrecturi

Recenzja napisana i przysłana przez Jadwigę.



Resurrecturi

„Miasteczko, któreśmy tu Zawiechowem nazwali, a które mogłoby się zwać i inaczej, gdyby przyszło ściśle prawdy dochodzić – niezupełnie było podobnym do innych tego rodzaju małych miast okolicy. Była to niegdyś ekonomia królewska, w której z powodu bliskiego sąsiedztwa Białowieskiej Puszczy od kilku lat wystawiono dom, noszący niegdyś tytuł zamku. Przerabiano go w ciągu wieków, a gdy w końcu XVIII w. sprzedano ekonomią Horyszkom, mury te przerobione zostały na rodzaj pałacu...”[1]. W te malownicze rejony przenosi czytelnika powieść J. I. Kraszewskiego o intrygującym tytule Resurrecturi.

Kiedy za pośrednictwem powieści pierwszy raz odwiedzamy pałac w Zawiechowie, jest on właściwie ruiną. Zmarli ostatni jego właściciele: starosta Horyszko, jego syn oraz synowa. W zachowanej części mieszkalnej pałacu przebywa jeszcze starościna, której przyszło wychowywać troje osieroconych dzieci swego syna. Dwóch paniczów mieszka razem z babcią, najstarsza wnuczka wyjechała w poszukiwaniu pracy. Pozostały także dwie osoby z dawnej służby.

Starościna jest już starszą, schorowaną kobietą, „osobą wysokiego wykształcenia”, pilnującą resztek majątku, który jej mąż i syn „puścili z wiatrem” oraz dogadzającą „fantazjom” paniczów. Rodzina utrzymuje się z datków jedynego krewnego – siostrzeńca starościny Bolesława, czasem zaciąga kredyt u Żyda Szmula, ale i tak żyje na skraju nędzy. Dom prowadzi gospodarna klucznica Marianna Piotruska.

Młodzi panicze Henryk i Julian, osieroceni przed laty, nie poczuwają się do odpowiedzialności za utrzymanie rodziny. Kawalerowie bawią się, polują, do domu wracają po kilku dniach nieobecności. Na dodatek starszy, dwudziestoletni Henryk zakochał się z wzajemnością w bogatej pannie Hannie Sławczyńskiej, której ojciec wybrał już innego narzeczonego.

Starsza siostra Henryka i Juliana, Cecylia od sześciu lat przebywa poza domem, pracując jako guwernantka. Podróżując ze swoimi chlebodawcami, odwiedziła niektóre kraje europejskie. Pewnego dnia zawiadamia rodzinę listownie o swoim przyjeździe... Dlaczego wraca tak nagle? Jakie ma plany? Kim jest nieznajomy, oczekujący na jej przyjazd na stacji pocztowej?

Powieść na przykładzie losów przedstawicieli niewielkiej społeczności ukazuje funkcjonowanie XIX-wiecznego społeczeństwa klasowego. Akcja utworu powoli przenosi nas w nieistniejący obecnie, ale także, według niektórych już wówczas, świat dawnej szlachty („Szlachta!... nie ma już, mości dobrodzieju, szlachty!”[2]). Losy bohaterów ukazują różne sposoby postrzegania jej roli w społeczeństwie („Cóż szlachcic ma robić, jeśli do wojska nie pójdzie? Pobawią się, polatają, pożenią potem – no i będą gospodarowali”[3], ale także: „[Szlachta] Zdaje mi się, że ma powołanie przodowania, bo jest lepiej od innych klas społecznych wyposażoną. Ma tradycje, ma wykształcenie, ma inteligencją. Ponieważ dla ludzkości nadeszła epoka pracy, zatem my, szlachta, i tu przodem iść powinniśmy”[4]).

Poznajemy całą galerię postaci, wśród których są: „ostatni Horyszkowie na Litwie” (nawiązanie do Pana Tadeusza?); Bolesław – siostrzeniec starościny, marszałek guberni, wdowiec z trójką dzieci, bawidamek; Marek Drapacki – dziedzic Szerementowszczyzny; Sławczyńscy (on - „szlachcic-dorobkowicz”, jego elegancka żona z domu Motodłowska i córka Hanna), Mazurowicz, hrabia Alfred Sulejowski i jego żona po drugim mężu Zagłoba (?); Ratajewscy (on – „niegdyś dzierżawca, spekulant”, żona – Łucja Demler pochodząca ze zubożałej szlachty, lubiąca brylowanie na salonach); Ryngoldowie – stara litewska rodzina z tradycjami. Kolorytu środowisku dodaje obecność takich postaci jak: Żyd Szmul – handlarz, właściciel domu zajezdnego, jeden z nielicznych przyjaciół Horyszków, kapitan Pupart, pisarz sądowy Machczeńko, księża: kanonik i ksiądz wikary Kulebiaka, a także doktor Hordziszewski, Praski – ogrodnik, filozof-samouk, Marianna Piotruska – ostatnia klucznica Horyszków.

Pomiędzy bohaterami powieści, a nawet całymi rodzinami, powstają różne relacje. Rodzi się miłość, czasem trudna, bo zakazana tradycją; śledzimy rozwój negatywnych emocji, takich jak: zazdrość, zawiść, czy wreszcie nienawiść, prowadzące nieomal do tragedii; ale pojawia się także i przebaczenie – mimo wszystko.

Zagadkowy tytuł powieści Resurrecturi – można rozszyfrować jako „wskrzesić”. Zapytajmy zatem: „Co?”, a także: „Czy się uda?”. Nie będzie chyba nadużyciem, jeśli zasugeruję, że może chodzić o „wskrzeszenie”:
-miłości, od której trzeba uciekać i tej, za którą można nawet zabić;
-życiowej siły, którą trzeba wykrzesać z siebie, by móc pokonać zawiść, obelgi;
-etosu pracy;
-pamięci o przodkach;
-staropolskich i chrześcijańskich obyczajów;
-pałacu w Zawiechowie;
-Polski.

Dwutomową powieść Resurrecturi (301 s.) polecam czytelnikom, którzy lubią lekturę skłaniającą do refleksji, a także delektującym się opisami i powoli rozwijającą się akcją. Emocji nie brakuje, ale pojawiają się one, narastając stopniowo. Nie brak też sytuacji, wywołujących u czytelnika wzruszenie.

Moja ocena: 5/6.

Jadwiga
 

[1] J. I. Kraszewski, Resurrecturi, Kraków – Wrocław, Wydawnictwo Literackie, 1986, s. 23.
[2] Tamże, s. 31.
[3]
Tamże, s. 102.
[4]
Tamże, s. 187.