piątek, 30 grudnia 2011
82. Staropolska miłość
Jak zwykle u JIK-a tytuł jest nieco mylący. Sugeruje bowiem, że autor cofnie sie co najmniej do XVII wieku (jakie czasy uważano w 1850 za "staropolskie"?), tymczasem dostajemy kolejną historyjkę z czasów Króla Stasia. Przymiotnik "staropolski" odnosi się zaś do jakości uczucia łączącego głównych bohaterów - czystego, bezinteresownego, ponad własnym egoizmem, a nie jakieś podbarwione erotyzmem świństwa jak w roku 1750, czy (tfu, tfu) w ociekającym seksem wieku XIX.
Jak łatwo sie domyśleć po tym wstępie, dwójka bohaterów jest wyjątkową parą nudziarzy. Główny bohater (i narrator), gdyby nie jego wielka miłość, byłby pewnie zwykłym facetem, za to jego wybranka już od najwcześniejszych lat nadawała się tylko i wyłącznie do klasztoru.
Niestety los i wola jej ojca skazała ją na życie niezgodne z powołaniem, a jej adoratorowi przydzieliła na całe życie mało wdzięczną role (jaką - do sprawdzenia w książce).
Przed przerobieniem książki na łańcuchy choinkowe uchroniło ją wylącznie zakończenie, gdzie JIK dał upust swojej pasji do komplikowania fabuły, oraz wstęp, który traktuje o trudnościach, jakich przysparza rekonstrukcja przeszłości na podstawie źródeł pisanych. Każdy badacz (czy profesjonalista, czy amator), dochodzi w którymś momencie do ściany, gdzie zostaje mu już tylko posiłkowanie się wyobraźnią.
środa, 28 grudnia 2011
81. "Papiery po Glince"
piątek, 23 grudnia 2011
Wesołych Świąt
wtorek, 6 grudnia 2011
80. Król w Nieświeżu
Karol Radziwiłł to typowy przedstawiciel sarmackiej oligarchii; wojewoda wileński, starosta lwowski, miecznik wielki litewski, podczaszy litewski, ordynat nieświeski, ołycki, pan na Białej, właściciel Kiejdan. Potomek i dziedzic ogromnej fortuny Radziwiłłowskiej był jednym z najbogatszych przedstawicieli arystokracji w XVIII-wiecznej Europie.
Wokół jego osoby narosło wiele mitów i legend. Uważany był z jednej strony za typowego Sarmatę, co to bez bitki i wypitki żyć nie potrafi, a z drugiej za przykład szlachetności i patriotyzmu. Kraszewski w swoje trylogii ukazuje całe spektrum osobowości tej barwnej postaci.
Papiery po Glince. Do Nieświeża na dwór Radziwiłłowski przybywa drobny szlachcic, co się zowie Krzyski. Przyjęty życzliwie przez wojewodę z czasem staje się personą non grata na magnackim dworze. Przyjaciele i domownicy chcąc wojewodę z kłopotu wybawić wpadają na pomysł ożenienia szlachcica z którąś z miejscowych panien. Na nieszczęście Krzyskiemu w oko wpada panna Zoryna, dawna sympatia wojewody. Karol Radziwiłł próbując gościa się pozbyć, a pannę Zorynę przez jego zakusami obronić popada w kolejne tarapaty. W Papierach po glince poznajemy Radziwiłła, jako pana cieszącego się dużą popularnością wśród szlachty. Biesiady, zabawy, polowania, obdarowywanie gości prezentami zyskiwało mu wielu „przyjaciół”. Kto raz dostąpił zaszczytu poznania Karola mógł liczyć na niemal dożywotnie prawo gościny. Która panna była w łaskach wojewody, choćby przez jeden dzień mogła liczyć na dobry posag i opiekę możnowładcy. Szczodrość Radziwiłła nie miała granic i wykorzystywana była bez skrupułów.Król w Nieświeżu. Kiedy do uszu Karola Radziwiłła dochodzi wieść, iż bawiący w okolicy król Stanisław August Poniatowski pragnąłby złożyć mu wizytę wojewoda nie jest tym zachwycony. On, bogaty możnowładca, przedstawiciel rodu, z którego pochodziła Barbara Radziwiłłówna, żona Zygmunta Augusta, miałby przyjmować u siebie takiego „przybłędę”, z którym ani zapolować, ani zabawić się, ani wypić nie można. Ale skoro już raz Radziwiłł decyduje się króla zaprosić, zrobi wszystko, aby była to gościna niezapomniana, aby nikt nie mógł powiedzieć, iż Radziwiłł pożałował środków. Oprawą monarszej wizyty w Nieświeżu są wspaniałe uczty, na których stoły uginają się od jedzenia, zabawy, polowania, przedstawienia, okolicznościowe dekoracje sufitowe, inscenizacja bitwy morskiej, oprowadzanie po skarbcu i obdarowywanie króla, jego dworzan i służby. Dać „ekonomczukowi” strzelbę do ręki i kazać strzelać do niedźwiedzia, podstawiać konia i zapraszać na przejażdżkę, wznosić jeden za drugim kielichy wina, czy kazać uczestniczyć w pełnej brawury, rozmachu i huku inscenizacji bitwy (zdobywania Gibraltaru), to pomysły wojewody na upokorzenie króla. Króla, który gustuje w innego rodzaju rozrywkach. Kraszewski ukazuje dwie skrajnie różne osobowości, wydobywając zarówno ich wady, jak i zalety, choć tych ostatnich jest zdecydowanie mniej.
Ostatnie chwile księcia wojewody. To zdecydowanie najlepsze opowiadanie z całej Trylogii. Tutaj Karol Radziwiłł został ukazany i od najgorszej i od najlepszej strony. Z jednej strony opój, hulaka, sobiepan, wszczynający burdy, najeżdżający na okoliczne dwory, nie znoszący sprzeciwu, nie uznający odmowy, z drugiej pragnący odpokutowania skruszony grzesznik. Radziwiłłowi wpada w oko panna Felisia, córka drobnego szlachcica. Panna jest piękna i dumna i nie wykazuje zainteresowania czynionymi przez niego awansami. To rozjusza Karola, na tyle, że postanawia dwór najechać i pannę porwać. Za skutki młodzieńczego gwałtu pokutować będzie długie lata. Karol Radziwiłł Kraszewskiego przypominał mi Sienkiewiczowskiego Andrzeja Kmicica.Autor starał się przedstawić go w sposób obiektywny, nie skrupiając się wyłącznie na jego wadach, nie kreując go również na wielkiego patriotę, czy bohatera narodowego. A jednocześnie próbował uczynić jego postać bardziej ludzką.
Trylogia to powieść historyczna (ze względu na występujące w niej historyczne postacie i zdarzenia, w tym wizytę króla w Nieświeżu). Ale Trylogia to przede wszystkich powieść obyczajowa oraz studium psychologiczne postaci; a w szczególności głównego bohatera Karola Radziwiłła „Panie Kochanku”, który może być odwzorowaniem typowych cech polskiego sarmaty. Zdjęcia: 1. Okładka, 2. Król Stanisław August Poniatowski, 3. Karol Radziwiłł
Moja ocena 6/6 (i doczekał się Kraszewski u mnie najwyższej noty)
niedziela, 4 grudnia 2011
79. Adama Polanowskiego, dworzanina króla Jegomości Jana III, notatki.
Kraszewski świetnie oddaje obyczaje, zwyczaje, rzeczywistość końca siedemnastego wieku. Język jest stylizowany na język epoki, mamy trochę wtrąceń łacińskich, ale są one tłumaczone. Mnie na przykład zastanowiło, że słowo hipochondryk było w tym wydaniu przetłumaczone na słowo śledziennik. Dla mnie śledziennik to było niezrozumiałe i nieznane słowo. Hipochondryka od razu skojarzyłem. Jeszcze jedna refleksja dotycząca słów. Polanowski mówi o ewencie (po łacinie wydarzenie). Dziś w naszych czasach furorę robi angielskie słowo event (to samo znaczenie, co po łacinie). Dla mnie kolejny dowód na to, że wszystko już było, a historia kołem się toczy:) Kraszewski nadąża za zamieniającymi się modami językowymi, a nawet je wyprzedza:)
Ogólnie lektura notatek Polanowskiego była przyjemna, nie zmęczyłem się bardzo, książka może być dobrym wprowadzaniem do poznania historii tamtego okresu i zainspirować do poszukiwania informacji na własną rękę. Ja zauważyłem, na kilku forach historycznych w tematach dotyczących właśnie Sobieskiego cytowane są fragmenty książki bez podania źródła oczywiście. Stwierdzam, że warto było dołączyć do projektu i na Polanowskim na pewno nie poprzestanę.