środa, 29 lutego 2012

99. Na Kresach z Józefem Ignacym Kraszewskim

"Niestety, zawsze szukamy obrazów daleko za sobą, przed sobą, nigdy koło siebie. Jest urok w tej obcej stronie, a swoje tak się osłucha, opatrzy, spospolituje, że wreście stracim dla niego uczucie podziwienia, jakieśmy mu winni, a nawet poznajomić się z nim bliżej zaniedbywamy jedynie dlatego, że machinalnie, materialnie znamy je aż do znużenia. Dlatego też cudzoziemiec nowo przybyły żywiej wszystko uczuje, więcej u nas zobaczy, lepiej opisze.  (...) Chciejmy się tylko zastanowić nad swoim krajem, a znajdziemy w nim tysiąc wdzięków, tysiąc pamiątek, tysiąc godnych zastanowienia przedmiotów." - pisał we wstępie do pierwszego wydania.
Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy z 1839 roku należą do dojrzałego okresu twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego. Są pokłosiem paru podróży rozpoczętych w 1834. Były to wyprawy przygotowane pod względem merytorycznym, a w swoich szkicach podróżnych odwołuje się często do swego poprzednika z XVIII wieku na podobnym szlaku, Rzączyńskiego. Wyprawy dostępnymi środkami lokomocji, bez zbędnego pośpiechu przyniosły plon w postaci zapisów podróżnych i rysunków w miejscach postoju poczynionych ołówkiem lub obrazków akwarelowych. Znać w tych pracach talent niemały, ale i duży zmysł obserwacji.
Nawoływanie do poznawania swego kraju, okolic bliskich nie było przejawem jakiejś zaściankowości, megalomanii narodowej, bo pisał to człowiek, który jeszcze nie raz odwiedzi obce kraje, tak popularne w epoce romantyzmu, i napisze o nich. "Podróżopisarstwo romantyczne odróżnia od wcześniejszych przede wszystkim synkretyzm celów. Sama podróż jest tylko pretekstem do zbierania i spisywania różnego typu obserwacji; wszystko, co spotykał podróżnik po drodze, godne było uwagi, zanotowania. Było to podpatrywanie życia w różnych jego przejawach." - podkreśla Stanisław Burkot we wstępie. 
Józef Ignacy Kraszewski przemierza ziemie, których oblicze było kształtowane przez ludzi różnych wyznań, stanów, korzeni narodowościowych. Nie tylko obserwuje miejsca historyczne z ciekawymi obiektami i ruinami, lecz zatrzymuje się w austeriach, zajazdach, widzi mieszkańców miasteczek i wsi na jarmarkach, w ich codziennym trudzie. Jest również gościem możnych obywateli, zwiedzając biblioteki domowe i prywatne zbiory dokumentów, rzeczy mających wartość historyczną. Bywa wnikliwym i krytycznym obserwatorem ziem kresowych, ceniąc to co dobre, pragnąc większego postępu. Nie omieszka wykorzystać swej wiedzy historycznej, gdy obszernie pisze o rodach magnackich, w tym Ostrogskich, Zasławskich, Radziwiłłach, a będąc o Łucku, porusza sprawę stosunków Witolda i Jagiełły. Jesteśmy z nim w Ossowie należącej kiedyś do Felińskiego, bliskiemu mu Horodcu, Pińsku, Sławucie, Dubnie, spotykamy Żydów, chłopów, szlachtę, a nawet cudzoziemców zamieszkujących małe majątki. Przyjmujemy informacje o ciekawym i nudnym krajobrazie. Postój w osadzie Sernicka to niemalże spotkanie z Mickiewiczowskim zaściankiem dobrzynieckim. Dowód to, iż ledwie co wydana epopeja przedstawiała miejsca i ludzi bliskich swoim czytelnikom. "Osada ta licząca do 240 dymów szlachty zatrudniającej się rolnictwem, najmem do robót gospodarskich itd. (...) Wprawdzie siermięgi Sernickich są białe, jak u chłopów, ale mają niby kształt kapot, kołnierze małe innym krojem, pasy nie czerwone, ale czarne, na nogach łapcie takież, jak noszą wieśniacy, lecz przy nich często rzemyki zastępują sznury. Szlachcianki chyba w wielkie święta gorset i trzewiki kładną, i to nie wszystkie, zresztą ich ubiór niczym od chłopianek się nie różni."
Rytm prozy podróżnej godny, niespieszny, wnikliwy, pełen szacunku dla człowieka, mimo sporadycznej irytacji niedogodnościami. Fabuła kształtowana jest tak, by zaciekawić obrazem naocznym, płynącym z serca i zdobytej wiedzy. Składnia niewspółczesna może zatrzymać przy sobie i obecnego czytelnika, który z zaciekawieniem odkryje dawne znaczenia i dzisiaj istniejących wyrazów. Książka jest reportażem i esejem, pokazuje umiejętności warsztatowe Kraszewskiego jako autora literatury faktu.
______________________
Józef Ignacy Kraszewski, Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy, wyd. II, s. 384, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1985.

niedziela, 26 lutego 2012

98. Jak się dawniej listy pisały

Okazuje się, że pisanie listów może być zmorą straszliwą. Wraca człowiek do domu zmęczony, marzy o ciepłej kolacyjce (na ruszcie dochodzi kaczka), spacerku i położeniu do łóżka zmęczonych kości, a tu masz babo placek - złośliwość losu może doświadczać okrutnie. W sieni pojawia się umyślny z listem i to listem nie od byle kogo, a od Podskarbiego. Cóż ma począć biedny, zmęczony Podkomorzy. Nie można zlekceważyć dostojnego korespondenta. Należy na list odpowiedzieć. A tymczasem przeszkodom nie widać końca.
Czytając nowelkę w pamięci mam wiersz Brzechwy „Pali się”. Podobnie, jak tam, tak i tutaj wszystko sprzysięga się przeciwko poczciwemu Podkomorzemu. Najpierw trzeba list przeczytać, a potem nań odpowiedzieć. Ba, ale to nie taka prosta sprawa, aby przeczytać trzeba światła, okularów i podnóżka, których dostarczyć może jedynie chłopak służebny. A że chłopaka nie ma, należy posłać po nieco dziewczynę z kuchni. Kiedy udaje się wreszcie wszystko zgromadzić w jednym miejscu i list przeczytać okazuje się, iż odpowiedź należy dać bezzwłocznie. A tu kolejna bieda, nie ma pani Podkomorzyny, a Podkomorzy nie od tego, aby myśli klecić, zdania składać, pisać. Następuje więc szukanie papieru, pióra, atramentu, w międzyczasie przypala się kaczka, atrament wylewa na papier, a od łapania myśli głowa pęka. Kiedy wiadomo, już na czym i czym pisać pojawia się pytanie co napisać. Pasmo udręczeń kończy konkluzja, jakie to nieszczęście żyć, w czasach, w których należy pisać listy.

A ja cóż, mogę napisać jedynie, jaka szkoda, że żyję w czasach, w których dla większości pisanie listów należy do zapomnianej przeszłości.

Poniżej ciekawy fragment dotyczący usług kurierskich.

Jest to postać przedpotopowa, dziś już zaginiona i z tradycji tylko znana, ale dawniej istnieli tacy ludzie, co przez całe życie sprawiali obowiązki posłańców, było to ich powołanie. Takiego: „umyślnego" poznać było można zaraz po fizjognomii. Człowiek to zwykle bywał śmiały, z ludźmi obyty, dróg świadomy, zahartowany na wszystko i chętnie przewożący różne wiadomości. Nie gardził on kieliszkiem w szynku i koń jego miewał zwyczaj nawet przed każdym się zatrzymywać proprio motu. Więksi panowie mieli takich bojarów wielu, szlachta wybierała zdolniejszych z włościan.
List, który zwykł był posłaniec przywozić, często do rąk własnych adresowany, zawijany był w szmatkę, trzymany za nadrą, niekiedy pod koszulą na gołym ciele, aby go czuł zawsze poseł, czasem zatykał się w baranią czapkę, między dwie jej ściany. Pismu niekiedy towarzyszyło ustne pozdrowienie i jaki dodatek słowny. Przyjmowano posłańca różnie, ale najczęściej i kieliszkiem, i miską. Czasem garść jaka i konikowi się dostała, który albo szedł do gościnnej stajni, lub drzemał u płotu.

Zdjęcie - Piszący list Gabriel Metsu

wtorek, 21 lutego 2012

97. Z dziennika starego dziada

Obraz Księga- Dorota Łaz
Znając Kraszewiczowskie w błąd wprowadzanie zastanawiałam się o czym też może być opowiadanie Z dziennika starego dziada. Dla odmiany tym razem tytuł jest odzwierciedleniem zawartości. Były pan porucznik, samotny człowiek, mający na karku siódmy krzyżyk postanawia, z braku innego zajęcia pisać dziennik, zawszeć to coś, co po człowieku pozostanie, choć, kto wie, jaki los go spotka.

Albo się to nie wiedziało tego, co za los czeka papier zapisany! Jeszcze dziś pół biedy, papier, gdy stary, nauczono się szanować, ano dawniej, jak tylko nie dokument, nie oblig, w piecu tym palono albo i gorzej — tymczasem, miły Boże co za życia zostaje? Kawałek papieru — albo nic...
W dziesięć lat po śmierci człowieka gadają o nim, jak o żelaznym wilku; wnuki nie wiedzą o dziadku więcej, niż o królu Gwoździku i bracie jego, Ćwieku. Ja, com żył, napatrzyłem ci się tego, nasłuchałem gadania o tym, z którymi poufale przestawałem. Jeszcze grzeszne ciało nie zbutwiało, a pamięć się ulotniła, jak woń, albo za pozwoleniem, smród w powietrzu.
A choć papier — habet sua fata, poczciwy to przyjaciel, z którym pogawędzić miło.

Bohaterem opowiadania jest stary wojak, pan Gabriel, człowiek o gołębim sercu i naiwności sięgającej stąd za ocean. Pisze w dzienniku pan Gabriel o codziennych zajęciach, o życiu prostym i ubogim. Dni płyną mu monotonnie, można by rzec bezbarwnie, powtarzalne i przewidywalne; jednego dnia rozmawia z myszkami, innego pielęgnuje pieska, jeszcze innego trafiają mu się ptaszki. Monotonię zdarzeń przerywa pojawienie się Czupurnego, sieroty, łobuza i spryciarza, którego Pan Gabriel – człowiek wielkiej dobroci postanawia wyedukować i na ludzi wykierować, do czego chłopak nie wykazuje entuzjazmu. Tu następuje zwrot akcji, pojawiają się dawni koledzy, pan Gabriel lokuje swój skromny kapitalik w niepewne przedsięwzięcie, co powoduje, iż zostaje niemal bez grosza i kąta do życia. Dobroć i naiwność porucznika nie jeden raz zostają wystawione na szwank. Staruszek jednak we wszystkim widzi tylko jasne strony. Dla każdej niegodziwości znajduje wytłumaczenie, w każdej sytuacji odnajduje pozytywy. Prawość charakteru powinna uczynić go co najmniej błogosławionym.
Jeśli potraktować Z dziennika starego dziada, jako opowiadanie można ziewając zwichnąć sobie szczękę przy jej czytaniu, jeśli potraktować, jako bajeczkę z morałem, może udałoby się nią zainteresować małoletnich, choć mocno wątpię, czy dzisiejsi małoletni nie czmychną przed lekturą, jak Czupurny przed próbą edukowania.
Czy polecam - na własną odpowiedzialność, choć zaletą jest krótka forma, która uchronić może przed wyżej wspomnianym niebezpieczeństwem zwichnięcia szczęki.
Moja ocena- 3,5/6
Opowiadanie przeczytałam w internetowej bibliotece. Nigdzie nie znalazłam okładki, stąd pomysł zamieszczenia obrazu pani Doroty Łaz (źródło), który mógłby posłużyć do zilustrowania opowiadania.

niedziela, 19 lutego 2012

96. Dzieje Polski. Tom XIV - "Król Chłopów"

Większość historyków jest zgodna co do tego, że Kazimierz Wielki to jeden z wybitniejszych (jeśli nie najwybitniejszy) naszych władców. Udało mu się bowiem państwo dopiero co scalone w krwawych bojach przez jego ojca podnieść do rangi mocarstwa, z którym liczyli się sąsiedzi. Kazimierz kiedy mógł wojen unikał, nawet z Krzyżakami spory załatwiał przed sędziowskim stołem, ukrócił nadmiernie rozpanoszone rycerstwo (głośna sprawa Maćka Borkowica) i rozumiejąc, że siła państwa opiera się na bogactwie jego mieszkańców dbał o rozwój gospodarczy swojego kraju.

Biorąc do ręki kolejny tom "Dziejów Polski" Kraszewskiego sądziłam, że autor skupi się na tym gospodarczym aspekcie panowania Kazimierza Wielkiego - sam tytuł "Król Chłopów" też taką a nie inną tematykę sugerował. Tymczasem nic z tych rzeczy - jest owszem w powieści ukazany Mikołaj Wierzynek, najmożniejszy z mieszczan krakowskich, wspomniane są żupy wielickie z których dochód szedł do skarbu państwa, jest opowieść o chłopie Wiaduchu z Prądnika do którego król miał przy okazji łowów w gości zaglądać, ale to tylko poboczne historie są.
Głównym tematem powieści są bowiem perypetie osobiste króla - nieszczęśliwe małżeństwa, liczne kochanki na czele z legendarną Esterką, prawowite córki i synowie z nieprawego łoża - złośliwie można by powiedzieć, że powieść powinna nosić tytuł "Król Bab" a nie "Król Chłopów".

Kazimierz jawi się jako człowiek głęboko nieszczęśliwy w życiu prywatnym naznaczonym przekleństwem Amadejów - jako młody chłopak Kazimierz miał w czasie pobytu na Węgrzech uwieść niejaką Klarę Zach pochodzącą z tego właśnie rodu. Jej ojciec chcąc pomścić hańbę rzucił się w trakcie uczty z mieczem na siostrę Kazimierza Elżbietę, królową węgierską i jej męża Karola Roberta. Felicjan Zach zginął na miejscu, Klarę wydano na tortury i ścięto, a resztę rodziny również srogo ukarano - niektórym jej członkom udało się zbiec do Polski. Tradycja głosiła, że każdorazowe spotkanie króla z którymś z Amadejów wróżyło jakiś nieszczęśliwy wypadek.
I każde niepowodzenie osobiste kieruje króla ku sprawom państwowym - spisanie praw jednakowych dla całego kraju, budowa zamków, zakładanie nowych miast i wsi, opieka nad mieszczaństwem, przywileje dla Żydów i wiele innych działań króla mających umocnić i wzbogacić Królestwo Polskie.

Powieść składa się z ośmiu obrazów w których oprócz historii królewskich romansów ukazuje Kraszewski niezwykle malownicze tło obyczajowe charakterystyczne dla średniowiecza - pochody biczowników, obyczaje panujące na dworach rycerskich, życie mieszczan i chłopów - po raz kolejny udowadnia Kraszewski, że jest prawdziwym mistrzem słowa i maluje niezwykle sugestywne obrazy z dawnych czasów.

Jeśli chodzi o prawdę historyczną to po raz kolejny autor nagina ją do swoich potrzeb - chociażby sugeruje, że Maciej Borkowic został ukarany śmiercią za rozsiewanie oszczerstw przeciwko ostatniej żonie króla Jadwidze Żagańskiej - tymczasem w chwili ślubu Kazimierza z Jadwigą Maćko już od 4 lat nie żył...
Niestety tym razem JIK podpadł mi fatalnie. Szukałam bowiem w jego książce śladów mojej krajanki - kasztelanki sieciechowskiej Cudki, która wedle tradycji była żoną królewskiego rycerza Niemierzy z Gołczy, królewską kochanką i matką jego trzech synów. Tymczasem nic o niej nie ma a jej synów Jana, Pełkę i Niemierzę przedstawia Kraszewski jako dzieci Estery...

Pomijając moje osobiste żale książka warta jest przeczytania - trochę romans, trochę powieść obyczajowa - tylko broń Boże nie traktować jej jako źródło wiedzy o panowaniu Kazimierza Wielkiego zwanego popularnie Królem Chłopów.

czwartek, 16 lutego 2012

95. Biały książę

Piętnasta książka z historycznego cyklu J. I. Kraszewskiego.
Książka opowiada o okresie panowania Ludwika Węgierskiego, któremu polska korona przypadła po bezpotomnej śmierci Kazimierza Wielkiego. Syn Elżbiety Łokietkówny przedkłada tron węgierski nad polski, a interesy Węgier nad interesy Polski. Do czasu zjazdu koszyckiego nie stara się nawet zachować jedności państwa. Nie wykazuje poszanowania dla uroczystości koronacyjnych, po których natychmiast wyjeżdża na Węgry, zostawiając rządy w Polsce w ręku swojej matki, która daje się łatwo manewrować. Wywołuje to niezadowolenie odsuniętych od władzy Wielkopolan, boleśnie odczuwających odsunięcie od rady i rządów. Zaczynają się poszukiwania godnego kandydata na zastąpienie znienawidzonego króla i jej matki.
Okazuje się jednak, iż nie jest to sprawa prosta. Odpowiednich kandydatów nie ma zbyt wielu, a chętnych jest jeszcze mniej. Ostatecznie wybór pada na ostatniego z Piastów; Władysława Białego – księcia gniewkowskiego.
Niestety książę, będący osobą niezrównoważoną, zapalczywą, gwałtowną, chwiejną w dodatku związaną ślubami zakonnymi nie stanowi rękojmi powodzenia planowanego zdetronizowania Ludwika Węgierskiego. Namówiony do opuszczenia zakonu i odzyskania należnej mu części spadku po Kazimierzu Wielkim, wykorzystując poparcie rozczarowanych rządami Ludwika możnowładców zdobywa trzy zamki na Kujawach. Nadarza się odpowiednia chwila, niezadowolenie z wprowadzenia nowego podatku (poradlne) osiąga moment kulminacyjny. Kto wie jak dalej potoczyłyby się losy księcia, a może nawet losy Polski, gdyby nie charakter ostatniego z Piastów. W chwili, kiedy Biały zaczyna tracić zdobyte zamki dochodzi do zdrady wśród najbliższych sprzymierzeńców. Jednak to nie ona jest powodem niepowodzenia planu osadzenia księcia Władysława gniewkowskiego na tronie Polski. Plan ten nie miał szans powodzenia. Biały był bowiem awanturnikiem i wichrzycielem. Kraszewski przedstawił Władysława, jako osobę niezdecydowaną, często zmieniającą zdanie, zapalczywą, czasami odważną, momentami tchórzliwą i niesamowicie zmienną.
Taka myśl mnie naszła czytając książkę; jakże często zmuszeni jesteśmy wybierać mniejsze zło, wybierać nie kogoś, a przeciwko komuś. Leszek Biały nie był dobrym kandydatem do korony, ale był nasz, piastowski i dlatego można mu było wiele wybaczyć, zwłaszcza tę chwiejność charakteru. Mogła ona zresztą stanowić jego zaletę, takim człowiekiem można łatwo manipulować.
Największą zaletą powieści jest właśnie jej główny bohater - postać niezwykle barwna, niegodny potomek wielkich przodków, ciekawy bohater literacki, który nie pozwala czytelnikowi się nudzić podejmując coraz to nowe pomysły. Wielbiciele scen bitewnych (choć raczej są to sceny zdobywania kolejnych pozycji strategicznych) nie powinni być zawiedzeni opisem zdobywania i tracenia zamków.
Jak na Kraszewskiego przystało jest też wątek miłosny. Nie jest on szczególnie interesujący, w przeciwieństwie do ciekawie zarysowanej postaci silnej i zdecydowanej, zakochanej w księciu Frydy Boczanki. To kolejna silna osobowość kobieca na kartach powieści Kraszewskiego.
W mojej ocenie powieść ciekawa, aczkolwiek do Krakowa za Łoktka jej daleko.
Ocena 4/6
Zdjęcia:1. okładka 2. Władysław Biały w Dijonie Matejki

poniedziałek, 13 lutego 2012

Kraszewski pomaga


Niepowtarzalna okazja, możesz kupić książkę Kraszewskiego i dorzucić parę groszy do puszki na szlachetny cel. Informację o celu zbiórki znajdziesz w tym linku, tutaj też możesz licytować.
A do upolowania jest "Banita", powieść historyczna z czasów Batorego, opowiadająca o Samuelu Zborowskim. Moje wrażenia znajdziecie tutaj, a jeśli nie chce Wam się czytać - uważam, że książka jest godna polecenia.
Stan książki (rok wydania 1972, twarda oprawa), mimo, że już nieco pożółkła, a okładka lekko spłowiała, uważam za nader przyzwoity.
A cena to w tej chwili tylko 1 zł!
Zapraszam na tę aukcję i na kilka innych. Do upolowania nie tylko klasyka.

94. "Szalona: Powieść"

Madzia i Zonia to siostry, które się nie znają, bo po śmierci rodziców wychowywały się oddzielnie. Madzia mieszka na wsi u państwa chorążych, ludzi poczciwych, pielęgnujących staropolskie tradycje. Pod ich opieką wyrosła na panienkę bardzo naiwną, pokorną, pobożną i zadowoloną z życia. Ma tylko jedno zmartwienie - chciałaby zobaczyć siostrę.

Pewnego razu Ewaryst, syn państwa chorążych, spotyka w Kijowie Zonię. Wiedząc, że to siostra Madzi, stara się nawiązać z nią kontakt. Ale dowiaduje się przerażających rzeczy.

Otóż Zonia nosi krótkie włosy i nie chce, by opiekował się nią mężczyzna. Wygłasza śmiałe poglądy o tym, że kobieta powinna pracować, zamiast siedzieć na łasce krewnych jako rezydentka, twierdzi też, że Bóg nie istnieje. Nie uczęszcza do kościoła, chodzi na odczyty, a nawet - samotnie -do mieszkań panów. Pokoik tego dziewczęcia wygląda szokująco: znajduje się w nim mnóstwo książek, papierów oraz trupia główka. Ewaryst ze zgrozą przekonuje się, że Zonia jest... emancypantką!

Aby zrozumieć przerażenie poczciwego Ewarysta, musimy wiedzieć, że w tamtych czasach słowo „emancypantka” budziło wielką grozę, kojarzyło się ze wszystkim, co najgorsze. Nic dziwnego, że wychuchany jedynak martwi się tym, że siostra Madzi jest istotą „zdziczałą i dziwaczną”[1]. Drży o jej los, przekonany, że dziewczyna prowadząca tak niemoralny żywot skończy źle. Ale Zonia - pomimo krótkich włosów - jest też piękną kobietą i nie wiadomo kiedy serce Ewarysta zaczyna na jej widok bić szybciej.

Udała się ta Zonia Kraszewskiemu! To postać nadzwyczaj barwna, fascynująca, o wiele prawdziwsza niż pełna cnót Madzia. Z noty wydawcy dowiedziałam się, że Zonia pierwotnie miała być bohaterką negatywną i ostrzegać czytelników przed „niebezpieczeństwem emancypacji kobiet i nihilizmu”[2], lecz redaktorzy „Tygodnika Ilustrowanego”, którzy zamówili tę powieść, zrezygnowali z jej publikacji - może doszli do wniosku, że zuchwała, niezależna panna, zamiast przerażać, będzie czytelników fascynować i służyć jako przykład do naśladowania?

W „Szalonej” widzimy zupełnie inny obraz emancypantki niż w opowiadaniach pani Orzeszkowej. U Orzeszkowej emancypantka jest istotą szlachetną, zdolną do wielkich poświęceń, pełną godności, osamotnioną i - aseksualną. Wymyślona przez Kraszewskiego Zonia nadzwyczaj lubi miłosne igraszki i mniej myśli o wyzwoleniu kobiet niż o... Ale nie będę pisać dalej, by nie popsuć Wam lektury. Bo książkę naprawdę warto przeczytać!

Akcja toczy się szybko, losy bohaterów ciekawią. Tak, połykałam tę powieść i zastanawiałam się, czy siostry w końcu się spotkają, czy się polubią, i co powiedzą chorążowie na wiadomość, że ich jedynak zakochał się w pannie o krótkich włosach?

Wypowiedzi Zoni wydały mi się ciekawe i oryginalne, choć też często pełne pesymizmu. Zonia mówi na przykład: „Świat przecie na to zbudowany, aby był katownią wielką, a całe stworzenie tak rozumnie dobrane, aby jedni drugich zabijali, jedli i męczyli”[3] albo: „A! jak nas ludzie okrutnie zawodzą. Jak orzechów tych ludzi, więcej pustych i robaczywych niż dobrych, zęby na nich psują, aby mieć usta pełne próchna!! Pfe!”[4].

Moim zdaniem „Szalona” doskonale nadaje się na pierwsze spotkanie z Kraszewskim. Polecam!

---
[1] Józef Ignacy Kraszewski, „Szalona”, Wydawnictwo Literackie, 1986, str. 26.
[2] Tamże, nota wydawcy, str. 286.
[3] Tamże, str. 158
[4] Tamże, str. 128.

niedziela, 12 lutego 2012

93. Ładowa pieczara. Obrazek wiejski.


Józef Ignacy Kraszewski - Ładowa pieczara
Ebook
Konwersja do formatu epub - Virtualo
Ilość stron w formacie epub - 111


"Ładowa pieczara" to kolejna powieść ludowa Kraszewskiego, pierwsze wydanie powieści ukazało się w roku 1852, na fotce wydanie z tego roku. Kraszewski dedykował powieść swojemu bratu Kajetanowi 9 października 1951 r. Nie znam historii wydań tej powieści, ile ich było, na jakim tekście się opierały? Czy na tym z roku 1952? Dostępne ebooki nie podają źródła tekstu i czytelnik zdany jest na domysły. Baza Biblioteki Narodowej podaje trzy wydania - w tym jedno współczesne z 1991 roku. Poszukiwałam tekstu w Polskiej Bibliotece Internetowej, by porównać pisownię ( w moim tekście pisownia wg starych zasad ortografii), ale... biblioteki tej już nie ma.
Powieść "Ładowa pieczara" to pean na cześć wsi: aż chce się mistrza Kochanowskiego zacytować:

"Wsi spokojna, wsi wesoła,
Który głos twej chwale zdoła?
Kto twe wczasy, kto pożytki
może wspomnieć za raz wszytki.

I taka jest wieś u J.I.Kraszewskiego. Wieś Stare w swej doskonałości jest niezrównana. Chłop żyje za pan brat z panem, jest jego opiekunem i doradcą. Słowo starszyzny wiejskiej - niczym świętość, liczy się z nim i chłop, i pan. Nigdzie lepszej chaty, przyodziewku i zdrowszego jedzenia nie znajdziesz niż w Starem. Istna Arkadia lub niezapomniana Utopia Tomasza Morusa. W tym postaci, które to autor szybko porzuca, w najlepszym przypadku w porę uśmierca, informując o tym mimochodem. A i wątków sporo. Nasunęło mi to na myśl książkę Italo Calvina "Jeśli zimowa nocą podróżny". Można by każdy z wątków z "Ładowej pieczary" przerobić na osobną powieść. Nie wiem, co powodowało autorem, że powieść niespójna - pośpiech, brak koncepcji, planu? Powieść przy tym naiwna, idyliczna, choć i nieszczęść tu nie brakuje, tragicznych wypadków i miłości nieszczęśliwych. Ale kobiety niczym anioły - piękne, mądre, szlachetne, nieziemskie wprost.
No cóż, z bólem stwierdzam, że to chyba najgorsza powieść Kraszewskiego, jaką do tej pory czytałam. Dodatkową "atrakcją" była stara pisownia, która mnie zdecydowanie rozpraszała. ( zkąd, ztamtąd, bóty, cóś, tłómaczyć, męztwo, zwycięztwo )
Pewnie zapyta ktoś, dlaczego parłam do końca powieści. Ano... dla tytułu, dla rozwikłania, dlaczego akurat "Ładowa pieczara"? Nie zdradzę, by ktoś, kto jednak zdecyduje się czytać tę powieść, miał jakąś motywację. A przyznam, że wyjaśnienie zaskakujące.

piątek, 10 lutego 2012

92. "Krzyżacy 1410: Obrazy z przeszłości"

Jako jeszcze niedoświadczony czytelnik, w pewien styczniowy wieczór ze zdumieniem odkryłam, że Sienkiewicz, tworząc "Krzyżaków" nie był jedynym, który postanowił sięgnąć do tej tematyki. Co więcej - nie był pierwszy. Zaintrygowana, szukam dalszych informacji i... co więcej - skrytykował swojego poprzednika i postanowił opowiedzieć tę historię po swojemu. Tym poprzednikiem był oczywiście nie kto inny jak Józef Ignacy Kraszewski- twórca "Krzyżaków 1410".
Sięgnęłam po tę książkę z lekkim strachem, bo uprzedzono mnie, że jak to u J.I.K bywa, historia opisana jest ze wszystkimi detalami, akcja toczy się powoli i ogólnie książka jest trudna w odbiorze. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy okazało się, że pierwsze fragmenty wciągnęły mnie bardziej niż te w wersji sienkiewiczowskiej.
Akcja powieści rozpoczyna się w Malborgu. Do miasta przybywa sędziwy ks. Jan, będący Polakiem. W obliczu nadchodzącej wojny zostaje uznany ze polskiego szpiega i trafia do niewoli. Kiedy już ma być poddany torturom, w do końca niewyjaśnionych okolicznościach pojawia się młodzieniec, który wstawia się za księdzem i poświadcza o jego niewinności. Okazuje się, że duchowny przybył w pielgrzymce do obrazu NMP i aby odnaleźć swą siostrę, z którą przed wieloma laty stracił kontakt.
Niedługo potem czytelnik poznaje siostrę księdza- Barbarę Noskową i- na pewno bardziej nieszablonową niż Danusia czy Jagienka- Ofkę. Obie kobiety są oddane całą duszą Zakonowi, jednak Ofka ma dużo więcej odwagi niż jej matka. Co z tego wyniknie? Czytelnik musi dowiedzieć się sam. Jest to jednak najciekawsza, moim zdaniem, postać powieści i wiele w niej "namiesza".
Kraszewski mile zaskoczył mnie nie tylko ciekawszymi postaciami, ale również tym, jak umiejscowił w utworze legendarną bitwę. Nie jest ona bowiem zwieńczeniem konfliktu polsko-krzyżackiego. Kraszewski ukazuje to, co działo się po 15 lipca. U Sienkiewicza Grunwald urasta do rozmiarów zupełnego zwycięstwa nad Zakonem. Jest to jednak nie do końca zgodne z prawdą. Rozumiem Sienkiewicza- pisał dla dodania ducha. Jednak Kraszewski był bardziej realistą. Pisał dla przestrgi, rozwagi. Dzisiaj, kiedy nie potrzebujemy tak bardzo "pokrzepienia serc" warto siegnąć po wersję prawdziwszą. J.I K. Pokazuje, że bitwa pod Grunwaldem nie była ostatecznym zwycięstwem nad Państwem Krzyżaków. Polakom zabrakło dyscypliny i wytrwałości, by doprowadzić do końca już rozpoczęte dzieło. Taka gorzka ocena trochę wiec boli. Każdy Polak ma bowiem obraz bitwy pod Grunwaldem jako wielkiego zwycięstwa. Owszem, było to zwycięstwo, ale co podkreśla Kraszewski, jedynie militarne. Sprytem, uporem, wytrwałością zwyciężyli Niemcy. Polakom, jak to zwykle bywa po zwycięstwie, zwyczajnie się "nie chciało".
Książka niesamowicie aktualna. Ukazuje to, co w polskim społeczeństwie obecne jest od wieków: w obliczu zagrożenia potrafimy się zjednoczyć i dokonać niemożliwego, zaś potem spoczywamy na laurach i wszystko tracimy.
Ujął mnie ten brak gloryfikacji Polaków, którą tak ociekają "Krzyżacy" Sienkiewicza. Jego wielki poprzednik bardziej realnie ocenił rzeczywistość. Wskazał wiele wad- ku przestrodze, ale także podkreślił zalety.
Jedynym minusem książki wydaje mi zbyt mała ilość przyczyn konfliktu polsko-krzyżackiego. Sienkiewicz w tej kwestii spisał się lepiej. Gdybym to ja miała na nowo opowiedzieć tę historię, wzorowałabym się na przyczynach sienkiewiczowskich, a obrazie bitwy i jej następstwach- Kraszewskiego.
Tak więc, aby uzyskać jasny pogląd na tę sprawę należy przeczytać obie powieści. Dopiero wtedy uzyskamy pełny obraz legendarnego zwycięstwa ( czy też może nie?) pod Grunwaldem.

Uwaga! Książka zdecydowanie nie dla osób, nie interesujących się historią. Reszcie- gorąco polecam ;)

niedziela, 5 lutego 2012

91. Dzieje Polski. Tom XIII - "Jelita"

Wierzycie w pechową 13-tkę?
Ja akurat nie, chociaż czasem w wyniku zbiegu okoliczności coś się tego 13 wydarza złego, a mój mąż (jeszcze wtedy nie mąż) zaparł się na wszystkie cztery kończyny i nie chciał brać ślubu 13 lipca... A i sama 13-tka mnie osobiście się całkiem miło kojarzy, bo finansowo;)
Dlaczego o tej akurat liczbie wspominam? A dlatego, że jestem właśnie po lekturze 13 tomu "Dziejów Polski" J.I. Kraszewskigo, która nosi tytuł "Jelita", a w podtytule możemy przeczytać, że jest to "Legenda herbowa z r. 1331".

Główny bohater książki to rycerz z ziemi sieradzkiej, Florian Szary herbu Koźlarogi. Florian ma swój gródek, trzy wsie, starego ojca i piękną żonę Domnę. Żyłby sobie szczęśliwie w swojej Surdędze, gdyby nie sąsiedztwo. Otóż jego sąsiadem jest niejaki Nikosz Bąk - ziemianin, który majątku dorobił się rabując podróżnych na gościńcach i który koniecznie chciał się żenić z Domną. Ani dziewczyna, ani tym bardziej jej rodzice nie patrzyli przychylnym okiem na takiego zalotnika. Bąk chciał porwać pannę, później, kiedy już wyszła za mąż za Floriana starał się jak mógł uprzykrzać im życie, strasząc, że za nic ma fakt jej małżeństwa i zrobi wszystko, żeby ją zdobyć. A los wydaje się mu sprzyjać, bo Florian musi opuścić dom i udać się na wyprawę wojenną przeciwko Krzyżakom.
Akcja powieści toczy się w ciągu kilku tygodni 1331 roku i kończy 27 września opisem bitwy pod Płowcami.
Jeśli chodzi o postacie historyczne, które spotkamy na kartach książki to przede wszystkim król Władysław Łokietek i wojewoda Wincenty z Szamotuł, a także książę Kazimierz (późniejszy Kazimierz Wielki) oraz jego pierwsza żona, Litwinka Aldona Anna.

W tej książce, podobnie jak w nieco wcześniejszym "Pogrobku" postawił autor na wartką akcję, nie ma jednak (po raz pierwszy chyba) wątku romansowego - są oczywiście wspomniane perturbacje z Nikoszem, ale w chwili, kiedy go poznajemy Florian jest już szczęśliwym mężem i ojcem dwójki dzieci. Z drugiej strony niewielki ramy czasowe w których toczy się akcja powieści nie dawały zbyt wielkiego pola do popisu dla jakiejś miłosnej intrygi.

Jeśli chodzi o prawdę historyczną, to jest to kolejna opowieść w której, kolokwialnie mówiąc "Kraszewski popłynął". Część przeinaczeń można złożyć na karb niedokładnych źródeł na których się opierał - stąd historia zdrady Wincentego z Szamotuł i jego późniejszego nawrócenia, gdy tymczasem nowsze opracowania dowodzą, że żadnej zdrady nie było a sam Wincenty dowodził przednią strażą wojsk królewskich. Gdyby na wojewodzie ciążył choćby nikły cień podejrzenia z pewnością nie otrzymałby tak ważnego zadania.
Natomiast zupełnie nie wiadomo czemu zmienił Kraszewski czas niektórych wydarzeń - według powieści wszystko działo się późną jesienią, gdy w rzeczywistości próba porwania królewicza Kazimierza miała miejsce w lipcu, tak samo jak zajęcie Gniezna. Tym bardziej, że kończąca powieść bitwa pod Płowcami miała miejsce, jak już wspomniałam wyżej, 27 września... A ten fakt raczej nie podlegał dyskusji i wszystkie źródła są zgodne co do takiej a nie innej daty.

Jakby nie było powieść warta poznania, tym bardziej, że wiele polskich rodów, na czele z Zamoyskimi, owymi Jelitami się pieczętowało i pewnie nadal to robi:)

A tak wygląda herb szlachecki
Jelita

środa, 1 lutego 2012

Konkurs z Kraszewskim z.. Lednickim Muzeum

Informacja o konkursie została wklejona na nasz profil na Facebooku. Udostępniam ją także na blogu - może ta informacja przyda się blogerom - nauczycielom?

KONKURS
„Stara Baśń” widziana oczyma współczesnych… stwórzmy baśniowy komiks !

Regulamin konkursu 2012
Organizator:
Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy

Uczestnicy:
Młodzież ze szkół podstawowych i gimnazjalnych.

Cel konkursu:
Celem konkursu jest zapoznanie uczestników z fragmentami książki J. I. Kraszewskiego p.t. „Stara Baśń”, a na jej kanwie przybliżyć dzieło tego wybitnego pisarza oraz świadectwo „zaginionego świata wierzeń słowiańskich”. Ponadto chcemy uczestnikom ukazać znaczenie Ostrowa Lednickiego dla historii i kultury potomnych oraz ochrony dziedzictwa kulturowego, Ostrowa z czasów przedchrześcijańskich i chrześcijańskich. Wszystkich uczestników konkursu chcemy zachęcić do twórczych, artystycznych działań mających na celu odtworzenie zaginionego świata przeszłości przez lekturę powieści J. I. Kraszewskiego.

Zasady konkursu:
Uczestnicy konkursu mają do dyspozycji 2 fragmenty książki.
Wybierając 1 fragment, po jego przeczytaniu należy stworzyć komiks, który będzie liczyć minimum 5 stron formatu A4.
Prace wykonane na bloku technicznym, technika dowolna: kredki, ołówek, flamastry, farby. Mile widziane również wersje elektroniczne.
Prosimy nie używać pasteli, gdyż prace te łatwo się brudzą.

Przebieg konkursu:
Prace należy przysyłać na adres:

Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy
Dział Edukacji Muzealnej
Dziekanowice 32
62-21 Lednogóra
KONKURS

Termin nadsyłania prac: 10 maja 2012; liczy się stempel pocztowy.
Rozwiązanie konkursu nastąpi na przełomie maja a czerwca (dokładna data zostanie podana zarówno na naszej stronie internetowej jak i na Facebooku) , o wynikach laureaci zostaną powiadomieni mailowo bądź telefonicznie.
Każdy uczestnik może zgłosić do konkursu tylko jedną pracę. Nadesłana praca winna być zaopatrzona w KARTĘ INFORMACYJNĄ DZIEŁA, ZGODĘ NA UDZIAŁ W KONKURSIE oraz ZGODĘ NA PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH podaną w załącznikach. Prace bez podpisu nie będą oceniane przez jury. Uczestnicy konkursu przenoszą na Organizatora prawo nieodpłatnego i nieograniczonego w czasie korzystania z projektu.

Wybierając laureata konkursu, jury będzie brało pod uwagę oryginalność, informacyjność oraz estetykę komiksu.
Nagrodą główną będzie druk komiksu w postaci mini książeczki, jaka zostanie zarówno wręczona autorowi jak i przekazana w kilku egzemplarzach do biblioteki szkolnej laureata.
Atrakcją z pewnością będzie prezentacja nagrodzonych i wyróżnionych prac w postaci mini wystawy, podczas kolejnych uroczystości związanych z 200 rocznicą urodzin J.I. Kraszewskiego.
Nagrody niespodzianki !

Pytania i wątpliwości prosimy kierować do:
Dział Edukacji Muzealnej – mgr M. Olejniczak, J. Pasternak
Kontakt:
Tel. 61 427 50 23
e-mail: mariola.olejniczak@lednicamuzeum.pl, judyta.pasternak@lednicamuzeum.pl

Serdecznie zapraszamy do wzięcia udziału w konkursie !

Odkryjmy magiczny świat „Starej baśni” w 200 rocznicę urodzin J. I. Kraszewskiego.

Szczegóły i załączniki do pobrania na stronie: www.lednicamuzeum.pl