środa, 20 czerwca 2012

129. Dzieje Polski. Tom XX - "Dwie królowe"

Gdyby mnie ktoś zapytał, którą z naszych władczyń uważam za najwybitniejszą to na 99% (zawsze trzeba zostawiać jakiś margines) wybrałabym drugą żonę króla Zygmunta Starego - Bonę. Co prawda wśród współczesnych nie miała, oględnie mówiąc, zbyt dobrej opinii, kolejne pokolenia nie pozostawiały na niej suchej nitki i dopiero całkiem niedawno została doceniona i zrehabilitowana. Bona znacznie wyrastała nad czasy w których przyszło jej żyć, jej gospodarność przeszła wręcz do legendy, starała się wzmocnić władzę królewską, co przysporzyło jej tłumy wrogów wśród szlachty oraz, a może przede wszystkim, była zdeklarowanym wrogiem Habsburgów i Hohenzollernów, jakby przeczuwając, że z ich strony będzie kiedyś groziło Polsce ogromne niebezpieczeństwo.

Jako, że Bona przez kilka dziesięcioleci miała ogromny wpływ na to co się działo w Polsce nie mogło jej zabraknąć wśród bohaterów historycznego cyklu Kraszewskiego. I w istocie jest ona jedną z tytułowych postaci powieści "Dwie królowe". Druga wymieniona w tytule królowa to pierwsza synowa Bony,  Elżbieta Habsburżanka, zaś akcja powieści obejmuje lata 1543 - 1545, czyli okres jej małżeństwa z Zygmuntem Augustem.
Małżeństwo to było zaplanowane wiele lat wcześniej, kiedy Zygmunt i Elżbieta byli jeszcze dziećmi i od początku stanowiło zarzewie konfliktu pomiędzy stronnikami Bony i Zygmunta Starego. Wygrała opcja prohabsburska i królowa musiała się pogodzić z zaistniałymi faktami. Nie znaczy to jednak, że zupełnie odpuściła i spoczęła na laurach. Ze wszystkich sił stara się nie dopuścić do zacieśnienia więzów pomiędzy młodymi małżonkami, posuwa się do tego, że patronuje romansowi syna z jedną ze swoich dwórek, piękną Dżemmą. Synowej okazuje jawne lekceważenie, uprzykrza jej życie mniejszymi i większymi złośliwościami, nie bacząc, że wszystko to odbija się na jej najstarszej córce Izabeli, królowej Węgier. Jeżeli dodać do tego, że Elżbieta to młoda, zahukana i poważnie chora dziewczyna to jasnym się staje, że Bona jest na najlepszej drodze do osiągnięcia swoich celów. I pomimo, że wcześniej była przeciwna wysłaniu Zygmunta Augusta na Litwę, teraz popiera ten projekt z całych sił - wszak odległość między Krakowem, w którym zostaje Elżbieta, a Wilnem gdzie ma zamieszkać młody król jest najlepszą gwarancją na to, że młodzi się, kolokwialnie mówiąc, nie dogadają...
Na tle wydarzeń historycznych maluje Kraszewski jeszcze jedną romansową historię - w Dżemmie zakochany jest jeden z dworzan królewskich Petrek Dudycz. Zdaje on sobie sprawę z tego, że z Augustem nie ma żadnych szans, ale przewiduje, że romans królewski nie będzie trwał wiecznie, a wtedy on będzie mógł zdobyć piękną Włoszkę.

Po raz kolejny przy okazji tej powieści muszę skrytykować Kraszewskiego za stronniczość. Przedstawia bowiem Elżbietę i Bonę jako anioła i potwora a portrety tych dwóch kobiet są skomponowane na zasadzie skrajności. Wydawać by sie mogło, że w czasach kiedy Kraszewski pisał swoją powieść, kiedy Polska znajdowała się pod zaborami, Bona powinna być jedną z bardziej pozytywnych postaci - przecież na ponad 200 lat przed pierwszym rozbiorem przekonywała do walki ze wpływami Habsburgów, była zwolenniczką całkowitej likwidacji państwa zakonnego, sprzeciwiała się tworzeniu Prus Książęcych - że wspomnę o jej najważniejszych politycznych przekonaniach. A tymczasem JIK ukazuje nam jakąś megierę, furiatkę, zaślepioną gniewem, zachowującą się wręcz prostacko - jednym słowem koszmarne babsko...

Jakby nie było książkę czyta się z przyjemnością - to jedna z ciekawszych pozycji cyklu "Dzieje Polski".

wtorek, 5 czerwca 2012

128. Dzieje Polski. Tom XIX - "Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik"

Nie sądziłam, że kiedykolwiek coś takiego napiszę, ale stało się - wynudził mnie Kraszewski jak mało kto... Oczywiście nie chodzi tu o ogół jego twórczości, ale o jeden tom, który męczyłam w ciągu ostatnich kilku tygodni.

To konkretne dzieło nosi tytuł "Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik" i opowiada o czasach panowania Kazimierza Jagiellńczyka oraz jego dwóch synów Jana Olbrachta i Aleksandra. Głównym bohaterem a zarazem narratorem (w końcu jest to pamiętnik) jest dworzanin królewski Jaszko, którego z racji sieroctwa w młodości nazwano Orfanem (w języku łacińskim słowo to oznaczało sierotę właśnie, dosłownie "bez ojca") i taki przydomek pozostał mu już na całe życie. Jaszko pochodzi z Wilna, wychowywał się w domu Gajdysa, książęcego stajennego, jednak wiedział, że to nie są jego rodzice. Co więcej w pamięci ma obraz pięknej kobiety, swojej matki i jego największym pragnieniem jest odnalezienie rodziców, pomimo, że całe dorosłe otoczenie dosyć stanowczo odradza mu czynienie jakichkolwiek wysiłków w tym kierunku. Ktoś jednak czuwa nad chłopcem, któremu oprócz utrzymania w domu przybranych rodziców zapewniona została edukacja, zaś po objęciu przez Kazimierza Jagiellończyka tronu polskiego chłopiec wyjeżdża do Krakowa, gdzie kontynuuje naukę w Akademii Krakowskiej a następnie zostaje przyjęty w poczet sług królewskich. Jego oczyma widzimy najważniejsze wydarzenia jakie miały miejsce w Krakowie w tamtym okresie (np. zamordowanie Jędrzeja Tęczyńskiego przez mieszczan krakowskich czy spór pomiędzy królem a kapitułą na temat obsadzania wakujących biskupstw), spotykamy również wiele znaczących postaci tamtego okresu - znanych z poprzednich części cyklu kardynała Zbigniewa Oleśnickiego czy biskupa Grzegorza z Sanoka ale również Jana Kantego, Macieja Miechowitę czy kanclerza Jana Lutka z Brzezia. Możemy też prześledzić proces zwiększania uprawnień szlachty i tworzenia się polskiej monarchii parlamentarnej - wszak pierwszy sejm walny w skład którego wchodził Senat i izba poselska miał miejsce za panowania Jana Olbrachta w 1493 roku.
Głównym jednak tematem tego bardzo obszernego utworu jest poszukiwanie rodziców przez Jaszka i przeróżne komplikacje w które wpada on przy okazji tych działań, bowiem rodzice raczej nie po to oddali go na wychowanie obcym ludziom aby teraz się ujawniać. Mamy więc porwania, ucieczki, pościgi i cudowne zbiegi okoliczności czyli to co autorzy umieszczają zazwyczaj w powieściach przygodowych. 

Dlaczego więc powieść mi się niemożliie dłużyła? Chyba ze względu na głównego bohatera - Jaszko, skądinąd dosyć rozgarnięty młody człowiek w pewnych momentach swojego życia wykazuje się nieogarniętą wręcz tępotą. Przykładowo w czasie podróży z Wilna do Krakowa, w przydrożnej karczmie spotyka orszak kobiety, w której rozpoznaje swoją matkę (pamięta ją bowiem, dosyć mgliście, z Wilna) i dowiaduje się jak się nazywa, czyją jest żoną i gdzie mieszka. A następnie jakby nigdy nic rozpacza, że nic o swoich rodzicach nie wie. Dalej, będąc już na dworze krakowskim poznaje historię pewnego romansu, który miał miejsce  Wilnie, a którego heroiną była jego matka, poznaje personalia jej kochanka a także dowiaduje się, że z tego związku urodził się syn - średniointeligentny młodzian dodałby sobie jedno do drugiego i miałby odpowiedź na nurtujące go pytania na temat własnego pochodzenia. Tymczasem Jaszko biadoli, wygląda boskiej pomocy a zupełnie wyłącza myślenie i robi z siebie popisowego nieudacznika... 
Tak, że moim skromnym zdaniem,  tym razem JIK zmarnował ogromny potencjał kryjący się w pomyśle na tę powieść. A szkoda...

niedziela, 3 czerwca 2012

127. Poeta i świat

Józef Ignacy Kraszewski, Poeta i świat, Universitas 2002.

Gustaw, sierota wychowywany przez wujostwo, doznał w dzieciństwie poetyckiego przebudzenia. Nieszczęśnik, a mógł, tak jak jego kuzyn Franio, polować i podszczypywać służące. Ale nie – wzniosła natura Gustawa nie znosi nic tak przyziemnego. Pusta kuzyneczka Marynia wydaje mu się aniołem, w którym oczywiście zakochuje się na zabój. Niestety, z powodu nie swoich grzechów Gustaw musi wynieść się z domu wuja i ciotki, zamieszkać w Wilnie i tam zdobyć wykształcenie i pracę. Wielbiciel sielskiego życia wiejskiego i natury przeżywa prawdziwy wstrząs. Miasto jest jego zdaniem plugawym wynalazkiem, tamtejsi ludzie gonią za pieniądzem, kobiety za strojami, nawet Bóg w miejskich kościołach inny jest niż na wsi. Rozczarowują go też rówieśnicy, pozbawieni ideałów, hulacy, wydrwigrosze i rozpustnicy. Gustaw próbuje znaleźć dla siebie drogę życiową – ale każdy wybór kierunku studiów okazuje się błędem, żaden go nie zadowala, żaden nie jest odpowiedni dla jego wrażliwej duszy. Klepie biedę, żyjąc z udzielania lekcji, gdy niespodziewanie dzięki dobremu uczynkowi, jakiego dokonał, jego życia ulega radykalnej zmianie.
„Poeta i świat” to młodzieńcza powieść Kraszewskiego (wydana w 1839 roku) i obarczona wszystkimi słabościami niewykształconego jeszcze talentu i manierą epoki. Fabuła jest niechlujnie sklecona, bohaterowie stereotypowi, a język pretensjonalny. Próżno tu szukać celnych charakterystyk postaci (najlepiej wypadają opisy prowincjonalnych pseudoliteratów), aczkolwiek w kilku scenach rodzajowych daje się wyczuć przebłysk przyszłych osiągnięć pisarza. Dialogi są drewniane, a już rozmowy zakochanych przyprawiają o ból zębów. Co gorsza, Kraszewski uczynił ze swej książki utwór programowy, zawierając w niej nieskończoną liczbę niekończących się tyrad: a to o duszy ludzkiej, a to o kontraście między miastem a wsią. O miłości, o tym, jak studiowanie medycyny odbiera człowiekowi wiarę w Boga, jak prawo jest jedynie środkiem do wyrywania grosza od naiwnych. Do tego, rzecz jasna, stałe przeciwstawianie „mędrca szkiełka i oka” - „czuciu i wierze”. I tak całymi stronami. Najciekawiej wypada rozważanie o ludzkiej skłonności do małpowania innych, od której to przypadłości nie są wolni nawet literaci.
„Poeta i świat” jest wyłącznie zabytkiem, i to z tych mniej szacownych, ale kryje w sobie jedną perłę: opowiadanie grozy, sen lekarza pod wymownym tytułem „Umarli dopominają się swego”. Rzuciwszy ją jednak pod nogi czytelnikowi na samym początku, Kraszewski uznał, że więcej nie musi się wysilać. Czytelnik natomiast musi się wysilić, by poziewując, przekartkowując kolejne rozmyślania głównego bohatera i skupiając się wyłącznie na elementach fabuły, dotrzeć do końca i tam wzruszeniem ramion skwitować losy Gustawa.

piątek, 1 czerwca 2012

126. Śniehotowie

Króciutkie opowiadanie, trochę chyba za szybko napisane, ale daje radę! Wydaje mi się, że Kraszewski mógł pisać dobre sążniste powieści i szkoda, że zdecydował się ciekawy temat tak szybko omówić. Rękę do opowieści to on ma - tym razem wziął na warsztat niesnaski między dwoma braćmi Śniehotami. Myślałam nawet, że zaraz wszystko skręci w dobrze mi znanym kierunku, czyli jakieś weselicho, ratowanie panny czy coś w ten deseń, ale tym razem każda postać kobieca (no, może prócz Hanki) jest negatywna. Mam nadzieję, że w kolejnej książce Kraszewskiego będzie mi dane poczytać więcej opisów przyrody i podupadłych dworków. Uwielbiam go za to. Jest wybitnie plastycznym pisarzem i ma smykałkę do odmalowywania bohaterów (ach, ta pierwsza scena przy kominku w karczmie!). W starciu Kraszewski-Dickens po 4 rundzie jest stan 2:1, ponieważ Karol zaliczył wpadkę z Klubem Pickwicka :)  
 
 
 
 
Tekst autorstwa Kornwalii, opublikowany wcześniej na jej blogu. Tam też nieco więcej o wpadce z Pickwickiem.
Dziękujemy za udostępnienie notki:).