środa, 31 sierpnia 2011

56. Noc majowa


Kolejna książka Kraszewskiego wygląda na wariację na temat wiernej Penelopy i powracającego Odyseusza. Tyle, że jest to przypadek niejako odwrotny. Zesłanego na Sybir Karola, uczestnika powstania listopadowego, czekała w domu kilka niemiłych niespodzianek, z których najmniej dotkliwą był jego własny portret na ścianie przepasany żałobnym kirem...
Jak poradzi sobie Karol (i inni bohaterowie) z trudną sytuacją, w jakiej znaleźli przez zawirowania historii?
To opowieść naznaczona cierpieniem i raczej smutna. W końcowych partiach ma nieść nadzieję, ale skoro to nadzieja w sumie... pośmiertna, to trudno, aby czytelnik odłożył książkę pokrzepiony. Jak dla mnie - ta książka to antyromans. Gdyby nie miłość bohaterów (Karola i jego żony), ich losy potoczyłyby się pewnie inaczej, a na pewno mniej by cierpieli. Gdyby nie miłość do dziecka , również Karol dokonywałby innych wyborów.
A z drugiej strony - czy ich życie byłoby wówczas coś warte?

Ech - kolejny tytuł Kraszewskiego, i po raz kolejny COŚ ZUPEŁNIE INNEGO.


niedziela, 28 sierpnia 2011

55. "Dzieje Polski". Tom VIII - "Stach z Konar"

Rozbicie dzielnicowe w Polsce to okres, kiedy władza centralna zostaje osłabiona (czasami wręcz zanika) natomiast w siłę i znaczenie rośnie rycerstwo. I od rycerstwa coraz częściej zależy kto ma władzę (lub jej pozory) i mieszka na wawelskim wzgórzu.
Kolejna książka J.I. Kraszewskiego pt. "Stach z Konar" opowiada o takiej właśnie sytuacji kiedy to rycerstwo ziemi krakowskiej zrzuca z tronu krakowskiego Mieszka III Starego a powołuje nań jego młodszego brata Kazimierza, któremu historia nada później przydomek Sprawiedliwego.

Kim jest tytułowy Stach z Konar? Otóż trafiłam gdzieś na anegdotę związaną z Kazimierzem Sprawiedliwym - lubił on ponoć grywać w kości o wysokie stawki. Pewnego razu jeden z jego rycerzy przegrał do władcy potężną sumę pieniędzy i w rozpaczy zafundował swojemu księciu prawy prosty... Po niewczasie opamiętał się co zrobił i uciekł. Kiedy go odnaleziono i doprowadzono do Kazimierza zamiast spodziewanego wyroku śmierci otrzymał przebaczenie i nagrodę za to, że uświadomił księciu, że władca nie może powierzać żadnych spraw przypadkowi.
Ta anegdota stała się podstawą stworzenia postaci Stacha - z tym, że tutaj otrzymuje on co prawda przebaczenie lecz zostaje wygnany. Wraca jednak i pod przybranym nazwiskiem stara się chronić księcia i robi wszystko aby doprowadzić do objęcia przez Kazimierza  tronu krakowskiego.


Akcja książki rozpoczyna się wiosną 1177 roku kiedy to rycerstwo małopolskie pod wodzą wojewody Szczepana Pobożanina (przydomek pochodzi od nazwy herbu Pobóg) i biskupa Gedki z rodu Gryfitów powstaje przeciwko władzy zwierzchniej trzeciego z kolei syna Bolesława Krzywoustego - Mieszka. Kraszewski opisuje go jako zawziętego okrutnika, którego urzędnicy na czele z wielkorządcą Kietliczem łupią tak rycerstwo jak i kmieciów, planującego nawet podporządkowanie sobie duchowieństwa. Jego przeciwieństwem jest książę sandomierski Kazimierz - człowiek cichy, bogobojny (chociaż wrażliwy na niewieście wdzięki), miłujący księgi i uczone dysputy. Tego to człowieka postanawiają osadzić na tronie zbuntowani ziemianie. Kazimierz wzbrania się jak może przed tym niechcianym zaszczytem, ukrywa się w klasztorze w Sulejowie a kiedy już zostaje odnaleziony to trzeba go do Krakowa transportować niemal na siłę a po dotarciu tam jego otoczenie nie spuszcza go z oka aby czasem nie uciekł. 

Kraszewski w opisie braci i stosunków między nimi opierał się na kronice Wincentego Kadłubka, który żył współcześnie do opisywanego konfliktu, jednak będąc związanym z kancelarią Kazimierza Sprawiedliwego jest źródłem conajmniej wątpliwym jeśli chodzi o obiektywizm. Prawda jak to najczęściej bywa w takich wypadkach jest gdzieś pośrodku - ani Mieszko nie był takim wcieleniem zła ani Kazimierz aniołem w ludzkiej skórze...

"Stach z Konar" to największa objętościowo książka Kraszewskiego z jaką spotkałam się do tej pory. I wydaje mi się, że niektóre opisy są zbyt długie a kilka scen mógł sobie autor spokojnie darować - skróciłoby to książkę o ok. 1/3 - wersja którą ja czytałam to ponad 600 stron formatu B5 z bardzo drobnym drukiem...
Aczkolwiek gwoli sprawiedliwości przyznać trzeba, że akcja jest dosyć wartka a i bohaterowie też ciekawi. I przy okazji bohaterów przyszło mi do głowy coś takiego: mam wrażenie, że naszemu drogiemu JIK-owi jakaś kobieta mocno dopiekła w czasie gdy pisał tę książkę. Różne bowiem niewieście portrety znam z jego dzieł, ale tak zdecydowanie negatywnej postaci jak Dorota z Tęczyna jeszcze nie spotkałam. Jeśli dodamy do tego szereg nadzwyczaj niepochlebnych uwag o rodzie niewieścim w ogóle to wnioski nasuwają się same...

wtorek, 23 sierpnia 2011

54. Historia o Janaszu Korczaku i pięknej miecznikównie

Moja trzyletnia córka czasem wpada w szpony nudy. Informuje wówczas każdego, kto znajdzie się w zasięgu głosu "Już nie chcę tego robić, wolę robić COŚ ZUPEŁNIE INNEGO". Zresztą, nie oszukujmy się, niedaleko padło jabłko od jabłoni. Stając przed półką książek stwierdzam często: "Wcale nie chcę tego czytać, wolę COŚ ZUPEŁNIE INNEGO".
To zapotrzebowanie na zmiany całkiem nieźle zaspokaja proza Kraszewskiego. Pod dwoma warunkami- należy być początkującym czytelnikiem (ostatecznie kilka przeczytanych książek to prawie nic) i nie czytać cyklami. Jeśli dodatkowo postawimy na dobór losowy, możemy spodziewać się pełnej różnorodności. A i sama treść może kryć zaskakujące niespodzianki.
"Historia o Janaszu Korczaku i o pięknej miecznikównie" to komedia romantyczna z elementami przygodowymi z ... czasów Sobieskiego. O tym gatunku wiemy prawie wszystko. Katowane są nim (w formie kinowej), kolejne pokolenia facetów na pierwszych randkach. Niezbędne składniki romantycznego dania w wersji współczesnej to: impreza, była dziewczyna/facet, brak zasięgu, zagubione maile, wyliniały york i Meg Ryan. Porównajmy to z wersją barokową, tu pomocne są ingrediencje takie jak; tatarski najazd, niewola turecka, ponure zamczysko na Podolu, alternatywny absztyfikant, wujek kauzyperda i ucięta głowa. Sami oceńcie, który zestaw oferuje większe możliwości:). A to jeszcze nie koniec atrakcji zaserwowanych przez kreatywnego JIK-a.
Zaczynałam czytać historię miłości Jadzi - bogatej miecznikówny, i ubogiego sieroty Janasza z nastawieniem - eeee, to nie dla mnie. Kończyłam nie mogąc się oderwać. Jedyne drobne zastrzeżenie- do zbyt kryształowych charakterów pary protagonistów, schowam chwilowo do kieszeni. W tym natłoku przygód nie ma szans, żeby zauważyć, że tak naprawdę są nudziarzami.
Polecam tym, którzy mają ochotę na COŚ ZUPEŁNIE INNEGO:).

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

53. Dziennik Serafiny


"Dziennik Serafiny" czytałam jako podlotek kilka razy. Była to dla mnie wtedy historia "zalatująca molem" (dla nastolatki historia sprzed ponad 100 lat to przecież archaiczna historia), chociaż rozrywkowa. Minęło... wiele lat i sięgnęłam po tę książkę ponownie. I ocena wzrosła, zobaczyłam w niej więcej niż przedtem.

Serafina,w momencie rozpoczęcia czytania to rezolutna osiemnastolatka przebywająca na pensji dla panien, myśląca tylko o tym, jak się z niej wydostać i rozpocząć prawdziwe życie. Okazja się przytrafia, zjawia się z wizytą jej matka, a dzięki różnym podstępom udaje się przekonać zainteresowanych, że Serafina jest już zbyt dorosła na pensję.

Serafina szybko orientuje się, że rodzice (którzy są w separacji) próbują naraić jej kandydatów na małżonka - jeden to opóźniony w rozwoju, gwałtownego temperamentu młodzieniaszek, a drugi to ponad dwa razy od niej starszy generał. W tle pojawia się też młody, mądry, pochodzący z doskonałej, lecz w wyniku działań zaborców zupełnie zubożałej rodziny, pan hrabia Opaliński, wynajmujący się jako zarządca majątków. Jeden odstręcza, drugi stary, a trzeci bardzo sposobny, jednak biedny.

A przecież Serafina marzy o typowych, dla jej czasów przymiotach - dużym majątku, odpowiedniej pozycji męża, zimowym mieszkaniu w mieście, klejnotach, bywaniu w odpowiednim towarzystwie. Ci, których proponują jej rodzice mogą jej to zapewnić, ale od nich ją odrzuca. A ten, który ją pociąga, nie może jej zapewnić życia na odpowiedniej stopie. Jak się ta historia potoczy?

Serafina początkowo jest rezultną materialistką, która tylko myśli o tym, by nie pracować, by było jej dobrze, bogato i bezproblemowo. Jednakże stoi przed nią sporo wyzwań, które mogą wpłynąć na jej postawę i sposób myślenia. Do tego dochodzą też relacje międzyludzkie, które coraz bardziej otwierają dziewczynie oczy i uzmysławiają czym tak naprawdę jest życie. Jak się jej ono ułoży?

Kraszewski  tej książce prezentuje świat wyższych sfer, które go otaczały. Układane małżeństwa, ukrywane romanse, zatargi rodzinne, walka o władzę,  o to by być wyżej i wyżej, podejście do życia, które prezentowała ta sfera. Praca jest hańbą, tym zajmują się tylko ludzie biedni. Panienka powinna być dobrze ułożona, urocza, raczej skromna, słuchająca starszych. Autor podchodzi do swojego dzieła z lekką ironią, przymrużonym okiem. Całość napisana jest zgrabnym językiem, piękną staroświecką (jak na nasze czasy oczywiście) polszczyzną. Kraszewski dostosowuje zachowanie, używanie języka, maniery do każdej z osób indywidualnie, co jest dla mnie bardzo ważne, więc sprawiło mi masę przyjemności.

Teraz - siłą rzeczy i doświadczenia - widzę w tej książce więcej sfer, niż wtedy, gdy miałam kilkanaście lat, przez co podobała mi się bardziej. Można tu się dopatrzeć delikatnej satyry na życie ziemiaństwa, wychowywanie córek i ich traktowanie. Można pomyśleć też o tym, że gdyby wtedy w Polsce przyjęta byłaby emancypacja, to Serafina zapewne podkasałaby rękawy i podjęła inną decyzję w sprawie Opalińskiego. Można by skonfrontować etos pracy z etosem "nicnierobienia" prezentowanym przez tzw. wyższe sfery. Dyskusja o materializmie i wyrachowaniu też byłaby nie od rzeczy.

Suma sumarum: lektura to niezmiernie smakowita, warta przeczytania i zastanowienia się, czy Serafina zasłużyła sobie na to, co ją spotykało, czy raczej była biedną ofiarą?

niedziela, 21 sierpnia 2011

52. "Dzieje Polski". Tom VII - Historia prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem

Do lektury kolejnego tomu "Dziejów Polski" Kraszewskiego czyli "Historii prawdziwej o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem" podchodziłam z niejakim wzruszeniem, ponieważ akcja tej powieści umiejscowiona jest między innymi w Miechowie i okolicach czyli o przysłowiowy rzut kamieniem od mojej wsi, mieszkam bowiem w odległości 9 km od tego miasta.

Głównych bohaterów jest dwóch - tytułowy Piotr Włostowic, palatyn (najwyższy urzędnik) Bolesława Krzywoustego i strażnik jego testamentu oraz młody rycerz Jaksa Gryfita z Miechowa.
Akcja powieści toczy się w latach 40-tych XII wieku. Kraj podzielony jest pomiędzy synów Krzywoustego nad którymi zwierzchnią władzę sprawuje Władysław II, najstarszy potomek Bolesława. Stara się on obalić testament ojca, wygnać młodszych braci i przejąć władzę nad wszystkimi ziemiami polskimi. Sprzeciwiają się temu możnowładcy oraz hierarchia kościelna a głównym wyrazicielem tego sprzeciwu jest właśnie wojewoda Petrek. Ufając w swoją potęgę ośmiela się on zwracać uwagę Władysławowi za jego niewłaściwe postępowanie oraz, co okazuje się bardziej niebezpieczne, popada w konflikt z księżną Agnieszką. A nie ma ponoć nic gorszego niż narazić się na gniew kobiety, która ma władzę...
Petrek przypadkowo spotyka młodego Jaksę, który przybywa do Wrocławia w odwiedziny do swego stryja biskupa Jana Gryfity. Pomiędzy wojewodą a młodym rycerzem nawiązuje się nić sympatii a kiedy jeszcze Jaksa pozna córkę Petrka piękną Błogosławę...

To jedna z tych książek historycznych autorstwa JIK-a gdzie, mówiąc współczesnym żargonem, autor popłynął i część wydarzeń nie ma solidnego oparcia w źródłach historycznych. To znaczy bohaterowie powieści istnieli naprawdę, główne fakty takie jak bunt możnych przeciw Władysławowi, oblężenie Poznania czy uwięzienie Petrka też miały miejsce ale znalazło się tutaj sporo nieścisłości jak choćby osoba córki Petrka - w żadnym ze źródeł nie występuje Błogosława, chociaż dzieci wojewody są wymieniane w kilku dokumentach. Nie będę pisać o innych wątpliwych faktach, żeby nie robić spojlerów - jeżeli ktoś będzie sobie chciał porównać prawdę historyczną z prawdą JIK-a w tej akurat powieści nie będzie miał z tym większych trudności...
Zachęcam do przeczytania tej książki, bo mimo nieścisłości historycznych jest to świetnie napisana powieść przygodowo - obyczajowa.
A ponieważ bohaterem jest jeden z najsłynniejszych moich krajanów pozwolę sobie zamieścić kilka zdjęć - co prawda z JIK-iem one wiele wspólnego nie mają ale mam nadzieję, że administracja bloga mi ich nie skasuje, a może kogoś zainspirują do odwiedzenia miejsc związanych z Jaksą Gryfitą:)

Jaksa Gryfita w 1162 roku udał się do Ziemi Świętej -
na portrecie przedstawiony w stroju krzyżowca

Nie zachowały się budynki pierwszego kościoła i klasztoru Bożogrobców
sprowadzonych przez Jaksę do Miechowa.
Obecny wygląd bazylika miechowska uzyskała na przełomie XIV i XV wieku.
W podziemiach bazyliki znajduje się miniatura Bazyliki Grobu Bożego w Jerozolimie.
Umieszczone są w niej relikwie Ziemi Świętej przywiezione przez Jaksę z pielgrzymki.
Ponieważ kościół miechowski kilkakrotnie ulegał pożarom aktualne wnętrze
pochodzi z II połowy XVIII wieku.
W herbie Miechowa znajduje się Gryf (rodowy znak Jaksy)
trzymający tarczę z herbem Bożogrobców.

sobota, 20 sierpnia 2011

51. Na cmentarzu – na wulkanie

Wulkaniczny pył na cmentarzu pogrzebanych nadziei[1]
Powieść Józefa Ignacego Kraszewskiego „Na cmentarzu - na wulkanie” miała dwie premiery. Po raz pierwszy ukazała się w 1864 roku. Książka przeszła bez echa. Rozżalony Kraszewski tłumaczył sobie, że to z powodu ówczesnych absorbujących, smutnych wydarzeń historycznych dzieło nie wywołało aplauzu czytelników, o czym możemy przeczytać w Słowie wstępnym. JIK postanowił je wydać ponownie, co stało się w roku 1871. Obawiam się, że tym razem również spotkał go gorzki zawód, jest to bowiem utwór rozpaczliwie słaby. Czuję się rozżalona, bo po włoskiej powieści współczesnej sporo sobie obiecywałam.   

Na uwagę zasługuje odwaga autora w kwestii formy „Na cmentarzu - na wulkanie”. Zdecydował się na dość nowatorską, moim zdaniem z opłakanym efektem. Akcja ograniczona jest do minimum, dominują wywołujące ziewanie reminiscencje bohaterów plus mętne rozważania filozoficzne. Tym chyba ostatecznie Kraszewski przekreślił szanse tej książki na popularność. Przypuszczalnie rozsierdziła czytelników o bardziej konserwatywnych gustach.

Czego dotyczy ta awangardowo opowiedziana historia? Wszystko zaczyna się w Pizie. Grupa cudzoziemców ogląda cmentarz Campo Santo najpierw  przy świetle pochodni, potem w blasku błyskawic, a następnie w poświacie księżyca. Niezwykłe wspólne doznania sprawiają, że między obcymi ludźmi z różnych krajów i środowisk nawiązuje się więź. Postanawiają podzielić się opowieściami o swoich dziejach bez ukrywania sekretów. Uczestnicy tej swoistej socjoterapii postanawiają spotkać się ponownie po pewnym czasie, tym razem by odbyć wspólną wyprawę na Wezuwiusza. Tam dochodzi do tragedii.

W grupie jest dwoje dwoje Polaków: hrabina Adela Żywska z domu księżniczka Męska i hrabia Zygmunt Żywski zwany pieszczotliwie Mumią, który wprawdzie od czasu do czasu uśmiecha się szatańsko i ma oczy z dziwnie prześladowczym wyrazem, które regularnie wpijają się w Adelę, ale mimo intensywnych zabiegów autora, jest równie nijaki jak pozostałe postacie.

Podstawowy problem, jaki miałam czytając tę książkę, to właśnie kompletny brak emocji poza irytacją na autora. Żadna postać nie wydała mi się pociągająca czy odpychająca. Mimo ekstremalnej scenerii (cmentarz, burza, wulkan) powieść była po prostu nudna. Zdecydowanie nie polecam spaghetti-JIK-a, nawet najbardziej zagorzałym wielbicielom jego twórczości.

Jeśli sądzicie, że rekompensatą za przetrawienie tego literackiego koszmarku będą malownicze obrazy Włoch, muszę rozwiać Wasze nadzieje. Wprawdzie Kraszewski pisał powieść przebywając w okolicach Genui, więc inspiracje znajdowały się na wyciągnięcie ręki, ale pod tym względem nas nie rozpieszcza. Jest tylko kilka opisów, zresztą niezbyt oryginalnych.

Książka tchnie nihilistycznym wręcz pesymizmem. Kraszewski dzieli się z nami bardzo ponurymi, egzystencjalistycznymi wręcz przemyśleniami o świecie i ludziach: „otworzyliśmy tyle tych ostryg, a wszystkie w środku były zgniłe i cuchnące...”[2] 

Niestety, w wulkanicznym popiele nie znalazłam ani jednego diamentu. Serafino, wróć!
________________
[1]  Za pomysł na tytuł notki oraz zdjęcie obwoluty bardzo dziękuję Zacofanemu w lekturze.
[2] Józef Ignacy Kraszewski, „Na cmentarzu – na wulkanie”, Wydawnictwo Literackie, 1970, s. 7.

Moja ocena: 2 /6
Józef Ignacy Kraszewski

piątek, 19 sierpnia 2011

50. Ulana


Ulana Honczarowa miała wyjątkowego pecha w życiu. Nie dlatego, że uwikłała się w romans z dziedzicem - wiejska społeczność nie takie rzeczy toleruje, jeśli musi. Także nie z powodu zazdrosnego męża, który zareagował na całą sytuację ze skumulowaną energią kilku zazdrosnych mężów razem wziętych.
Pech Ulany polegał na tym, że się zakochała...
Opowieść o miłości niemożliwej mogłabym spuentować co najwyżej linkiem do pewnej piosenki grupy Die Ärzte (klip tu, tekst tu), gdyby nie pewna rozmowa (pierwsza rozmowa Ulany i jej loverboya):

"-A zwitki ty?- spytał Tadeusz. - Z seła. - Z Ozera?..."[1]

Akcja większości dotychczas przez mnie przeczytanych książek JIK-a rozgrywa się (przynajmniej częściowo) na kresach. Jedynym wyjątkiem jest tu Stara Baśń, tu żadnym sposobem nie dało się wprowadzić do akcji choćby kilku Poleszuków bądź Wołyniaków. Wszystkie poprzednie książki traktowały jednak o ludziach z warstwy średniej czy wyższej, mimo rusińskich korzeni zazwyczaj od pokoleń spolonizowanych i odcinających się od ludu. Odrębność tych terenów wypływała na powierzchnię rzadko, np. w "U babuni" jeden z bohaterów stwierdza, że jedzie "do Lachów" - miał na myśli sandomierszczyznę. Mimo jednak tej odrębności- kresy były cześcią Polski, być może najważniejszą dla określenia jej unikalności. Porównując świat JIK-a i dzisiejszy, fakt, że zniknęły nie tylko z mapy, ale ze świadomości Polaków, wygląda na amputację.
Mamy jednak drugą stronę tego obrazu. Polskie (bądź spolonizowane) były tylko warstwy "trzymające władzę", u ludu wprawdzie jeszcze w momencie pisania książki (1842), jeszcze nie zaczęła się kształtować odrębna świadomość narodowa (w tym przypadku ukraińska, Polesie, gdzie rozgrywa się akcja książki, leży w tym momencie na pograniczu Ukrainy i Białorusi).
"Ulanę", właśnie dlatego, że próbuje pokazać pełniejszy obraz społeczeństwa i zwraca uwagę na specyfikę kulturową, zaliczyłabym do nurtu powieści kresowej (obok "Nad Niemnem" i "Zasypie wszystko, zawieje"). Nie wiem, czy sięgnę po raz kolejny po kolejną powieść ludową Kraszewskiego. Na pewno jednak "Ulana" zaostrzyła mój apetyt na kolejna literacką podróż na kresy. Choćby na Polesie. Spójrzcie jak tam pięknie....

P.S. Wszelkie literackie polecanki na w/w temat mile widziane:).


[1] J/I. Kraszewski - Ulana, Warszawa 1985



niedziela, 14 sierpnia 2011

Pomożecie?

Mam dziwną sytuację ;) Mam "Dziennik Serafiny", jednak pomna wspomnień z młodości stwierdziłam - a co tam, wymienię. No i umówiłam się na wymianę. W międzyczasie przeczytałam dla odświeżenia i spodobało mi się bardziej niż w przeszłości.

W związku z tym planuję sobie zakupić nowy egzemplarz ;) A dokładnie TEN. Zajrzałam do innych wystawionych przedmiotów i okazuje się, że ten użytkownik ma w ofercie sporo ksiązek naszego ulubionego autora ;) Kupiłabym jeszcze jedną lub dwie, ale nie wiem, które są warte uwagi. Cała lista znajduje się TUTAJ.  Doradcie, proszę!

*****
UAKTUALNIENIE!

Decyzje właśnie zapadły. Kupiłam:
- "Dziennik Serafiny", 
- "Szalona", 
- "Sto diabłów", 
- "Pamiętnik panicza".

A "Zaklętą księżniczkę" oraz "Złote Jabłko" gwizdnął mi sprzed nosa Zacofany w lekturze. No ok, ok, nie gwizdnął, tylko przyłączył się do zamówienia :)

To byłby na tyle, będę teraz miała już chyba z 15 książek JIK-a na półkach, ciekawe, kiedy przeczytam ;)

49. "Dzieje Polski". Tom VI - "Królewscy synowie"

Znacie pewnie to powiedzenie - historia lubi się powtarzać?
O takiej "powtórce z historii" traktuje kolejny tom "Dziejów Polski" Józefa Ignacego Kraszewskiego. "Królewscy synowie" to historia konfliktu pomiędzy Zbigniewem i Bolesławem synami księcia Władysława Hermana. A dlaczego "powtórka z historii"? Otóż kilkanaście lat wcześniej podobny konflikt zaistniał pomiędzy Bezprymem i Mieszkiem, synami Bolesława Chrobrego (wspomina o nim Kraszewski w "Braciach zmartwychwstańcach " i "Masławie"). Można by zadać pytanie - czy nasi władcy z rodu Piastów nie potrafili wyciągać wniosków z dawniejszych wydarzeń? Cóż, pewnie potrafili tyle tylko, że Władysław Herman wiążąc się z matką Zbigniewa (pochodzącą najpewniej z rycerskiego rodu, jednak sporo poniżej godności książęcej) chyba nawet w najśmielszych snach nie wymarzył sobie tego co stało się jego udziałem. Władysław był młodszym bratem Bolesława Śmiałego. Król był w pełni sił, miał syna i spadkobiercę, teoretycznie mógł mieć jeszcze kilku innych potomków więc młodszy brat nie miał żadnych widoków na koronę. Wszystko zmieniło się po śmierci biskupa Stanisława - Bolesław udał się na wygnanie, gdzie zmarł. Jego syn Mieszko przeżył ojca tylko o kilka lat pozostawiając Władysława Hermana jedynym spadkobiercą. A jako władca musiał nowy książę zadbać o sukcesję tronu. Oddalił więc matkę Zbigniewa (z którą wg niektórych opinii nie łączył go nawet oficjalny ślub), syna odesłał do klasztoru gdzieś w Niemczech a sam pojął za żonę czeską księżniczkę Judytę - matkę Bolesława Krzywoustego.
Herman to jeden z najgorszych naszych władców - nieudolny, zgnuśniały - był właściwie figurantem na tronie a krajem rządził palatyn Sieciech i księżna Judyta Maria - kolejna żona Władysława (Judyta czeska zmarła kiedy jej syn Bolesław miał zaledwie kilka miesięcy).

Akcja powieści rozpoczyna się w roku 1093, kiedy część rycerstwa buntując się przeciw wszechwładzy Sieciecha odnajduje w niemieckim klasztorze Zbigniewa i przywozi go do Polski z żądaniem uznania jego prawa do tronu. Rozpoczyna to długotrwały konflikt - początkowo Zbigniew i Bolesław współpracują (aczkolwiek bardzo niechętnie) przeciwko Sieciechowi ale po jego wygnaniu nietrwały sojusz się rozpada i zaczyna się walka o władzę nad państwem.
Kraszewski przedstawia młodych książąt jako dwie skrajności. Po jednej stronie mamy Bolesława - wymarzonego następcę tronu. Inteligentny, prawy, odważny aż do brawury, sprawiedliwy i wzorcowy wręcz patriota (chociaż w XI wieku pewnie tego określenia jeszcze nie znano). Jego oponent jest człowiekiem małostkowym, gnuśnym, gotowym na każdą podłość aby tylko postawić na swoim - nawet na zdradę kraju. Autor opiera się głównie o kronikę Galla Anonima, który jak pewnie większość wie tworzył swoją kronikę na dworze Krzywoustego właśnie. Siłą rzeczy obraz władcy wychodzący spod pióra uczonego Gala był nieco wyidealizowany a i Zbigniew mógł być przedstawiony gorzej niż w rzeczywistości. Chociaż z drugiej strony Krzywousty to jeden z wybitniejszych Piastów na polskim tronie a Zbigniew faktycznie szukał pomocy przeciw bratu u obcych...

Oprócz warstwy fabularnej Kraszewski maluje obraz społeczeństwa polskiego na przełomie XI i XII wieku, opisuje wzrost znaczenia rycerstwa, które zaczyna być siłą sprawczą w państwie i władca musi się liczyć ze zdaniem swoich poddanych.  Podkreśla również ogromny autorytet jakim cieszy się duchowieństwo w Polsce średniowiecznej.
Pomimo dosyć znacznej objętości pochłonęłam tę powieść w kilka wieczorów - akcja wciąga i trzyma w napięciu - nawet jeśli się wie jaki był finał braterskiego konfliktu...

Płaszcz zabójcy, odcinek specjalny

List Władysława Mickiewicza do Józefa Ignacego Kraszewskiego

Paryż, 14 sierpnia 1871 roku

Kochany Panie,
Po różnych trudnościach zdjęto pieczątki z księgarni mojej.
Wielkie poniosłem straty, ponieważ sołdactwo wszystko u mnie potłukło. Próbuję na nowo handel otworzyć. Józio przywiózł mi książki pańskie, lecz bez faktury. Nie pamięta, czy takową otrzymał lub nie, może w drodze zgubił. Proszę więc mi powtórzyć ceny ostatniej wysyłki pańskiej.
Terroryzm tutejszy zmniejsza się [mowa o represjach po upadku Komuny Paryskiej], powierzchownie Paryż powrócił do dawnego trybu życia, lecz w gruncie ogólny niepokój. Próbowali galwanizować dawne formy, naprzód napolionizmu, później Rzeczpospolitą, na koniec orleanizm, a te wszystkie formy nic nie miały, nic nie mają żywotnego.
Spodziewamy się w tych dniach powrotu Bronisława Zaleskiego. Jakież Pana dalsze projekta? Czy prawda, że Pan Drezno opuści i przeniesie się do Księstwa?
Ściskam serdecznie dłoń Pańską.
Wł. Mickiewicz

Paryż, 14 sierpnia 1871 r.
P.S. Niech Pan mi przy zdarzonej okazji nadeszle jeden egzemplarz konspektu „Omnibusa” [czasopismo wydawane przez J.I. Kraszewskiego].
Wł. M.
Władysław Mickiewicz, rys. Stanisław Wyspiański, 1904 rok.

Pamiętniki o Komunie Paryskiej, oprac. Krystyna Wyczańska, Państwowy Instytut Wydawniczy 1971, s. 505–506.

sobota, 13 sierpnia 2011

48. Chata za wsią

Z okładki:

Tragiczne dzieje małżeństwa Cygana Tumrego i chłopki Motruny. Mimo zawziętej walki o zapewnienie bytu sobie i żonie konsekwentna dyskryminacja dziewczyny przez rodzinę i społeczność wiejską doprowadza młodą parę do skrajnej nędzy i samobójstwa Cygana. Do ich klęski przyczynia się także obojętność dworu, którego reprezentantem jest zblazowany dziedzic, zakochany w pięknej Cygance, Azie. Szczęście udaje się znaleźć dopiero córce Tumrych, Marysi ...
Powieść znakomicie napisana, odznacza się przejmującą wiernością szczegółu oraz realizmem w odmalowaniu obyczaju cygańskiego i chłopskiego.

Józef Ignacy Kraszewski - człowiek-instytucja w historii polskiej literatury. Autor ponad 600 tomów. I teraz wstydliwe wyznanie - "Chata za wsią" to moje pierwsze, sukcesem zakończone spotkanie z JIK. Moje poprzednie podejścia (do "Starej baśni") kończyły się w okolicach setnej strony i poddawałam się. Zdopingowana pozytywnymi opiniami blogowiczów na temat jego twórczości, jak również nieznośnie nęcona wszechobecnością jego powieści - podjęłam wyzwanie. I nie bolało - jak to zwykle w moim przypadku bywa - uprzedzenia zostały odegnane.

"Chata za wsią" to historia małżeństwa Cygana Tumrego i córki chłopa - Motruny. Historia niezwykle tragiczna, gdyż związek został obłożony klątwą ojca. I to klątwą wyjątkowo skuteczną, gdyż losy ich były wyjątkowo smutne i fatalne. W fabułę (tradycyjnie już) wgłębiać się nie zamierzam - znaczna część historii została streszczona w okładkowym opisie. Postaram się jednak dodatkowo zachęcić do zbliżenia z klasyką.

Dlaczego po "Chatę za wsią" sięgnąć warto? Chociażby dla barwnej plejady bohaterów. Pomijając główną parę - Tumrego i Motruny ciekawym przypadkiem jest postać ojca chłopki - Lepiuka. Mimo tego, że sam był pochodzenia romskiego nie zgadzał się na zamążpójście córki. Zacietrzewienie doprowadziło go do śmierci, a groźba/prośba (w zależności od punktu siedzenia) wyrażona przed zejściem z tego świata spełniła się co do joty. Barwną postacią - femme fatale tej powieści - jest Aza - Cyganka pochodząca z tego samego taboru co Tumry. Postać tragiczna z wielu względów i jakby stworzona do wypracowań szkolnych (nie rozumiem dlaczego "Chata za wsią" nie jest w kanonie dla liceów...). Wodziła ona za nos okolicznego dziedzica - Adama, mężczyznę słabego zdrowia i niewiele mocniejszej woli. Kusiła również przywódcę swojego taboru - Aprasza. Do zguby doprowadziła i samego Tumrego. Postać wielowymiarowa, ciekawa. 

"Chata za wsią" to nie tylko bohaterowie, ale również opis wsi podolskiej. Biednej wsi. Zapomnijcie o podkoloryzowanym, obrazkowym wizerunku chłopstwa. J.I. Kraszewski opisał biedę materialną - obraz chatki Tumrego za wsią i nędzy spoglądającej z każdego kąta. Powieściopisarz doskonale scharakteryzował również biedę mentalną - Lepiuk, mimo swojego romskiego pochodzenia, zabrania córce małżeństwa z Cyganem. Kiedy ona jednak decyduje się na ten krok, dosięga ją przekleństwo ojca i mimo "błogosławieństwa" dziedzica, cała wieś - łącznie z jej braćmi odwraca się od niej. Zawziętość tak wielka, że można pokusić się o nazwanie tego zjawiska terminem "wykluczenia społecznego". Autor jest tak konsekwentny w naturalistycznym opisie, że dopiero kolejne pokolenie - córka Tumrego i Motruny, Marysia może liczyć na poprawę losu.

Ciekawie opisuje Kraszewski stosunki pomiędzy Romami a chłopstwem. Mimo upływu niemal dwustu lat niewiele się w tej kwestii zmieniło. Temat w literaturze trudny, ale wart zbadania. Autor zgrabnie wplata słownictwo romskie w tekst, co nadaje kolorytu i wprowadza w klimat powieści. Początkowo trudno jest się przebić przez gwarę chłopstwa z Podola z połowy XIX wieku, co utrudniają dodatkowe opisy przyrody i okolicy. Jednak przy odrobinie dobrej woli bardzo łatwo jest wbić się w powieść, gdyż historia sama w sobie jest niezwykle ciekawa. A i daje do myślenia...

Polecam przede wszystkim ze względu na uniwersalność. Minęło sporo lat, wydarzenia opisane były być może inspirowane autentyczną historią, ale nic nie straciły na aktualności. Zarówno jeśli weźmiemy pod lupę Romów, jak i jakąkolwiek inną mniejszość etniczną. Nadal staramy się być jak najbardziej hermetyczni w swoich grupach społecznych i niechętnie akceptujemy inność pod swoim dachem. Kraszewski zgrabnie wplata prawdy życiowe w tekst, co dodatkowo nadaje wartości powieści. Dorzućcie do tego barwne postaci, żywy język i powstaje wyjątkowa powieść, która przełamała mój stereotyp Kraszewskiego jako nudziarza. Historia może i bajką trąca, bo zakończenie jak na bajkę przystało być musi dobre, ale niesie w sobie przekaz o tym jak niszczycielska może być siła uczucia, jak zatwardziali mogą być ludzie w gniewie. 

Moja ocena: 5/6

piątek, 12 sierpnia 2011

47. Zygmuntowskie czasy

Akcja powieści toczy się u schyłku panowania Zygmunta Augusta, ostatniego z rodu Jagiellonów. "Zygmuntowskie czasy" przenoszą nas do Krakowa, rok 1571. Bezdzietny władca, a zatem rychły koniec dynastii, w kraju szerzy się reformacja – nadchodzą burzliwe czasy dla narodu polskiego.

Powieść rozpoczyna się od przybycia do Krakowa kilkunastoletniego chłopca, który wszystkim przedstawia się jako sierota - Maciek Skowronek. Wkrótce zostaje krakowskim żakiem. Na swojej drodze poznaje dobre i złe osoby, których zachowania i postawy moralne stanowią clue powieści.

Bohater od samego początku ukrywa swoją tożsamość i przez kolejne karty powieści, poznajemy uzasadnienie takiego postępowania. Dlaczego tylu złych ludzi czyha na jego życie? Czy naprawdę jest sierotą? Z jakiego powodu ukrywa swoje pochodzenie?

Księżna Anna szuka swojego zaginionego syna, którego musiała pozostawić na plebanii. Wcześniej jej małżeństwo zostało zawarte potajemnie – po śmierci męża, jego ród chce pozbawić ją majątku, a jej syna zgładzić. W tym czasie księżna usiłuje poprzez Rzym uwiarygodnić ślub i tym samym ocalić życie swojego dziecka.

Na tle ich losów poznajemy życie ówczesnego Krakowa, środowisko uniwersyteckie i duchowne, brać żebraczą, handlarki z rynku, dwór króla, stan szlachecki – całą panoramę społeczno-obyczajową państwa polskiego.

W powieści odnajdziemy wiele wątków historycznych, przykładem tego może być opis niewoli tatarskiej i tureckiej, pod którą wówczas, znaleźli się Polacy.
"Jeńcy, zebrani przez Tatarów, szli potem na sprzedaż do Turcji, na galery sułtańskie, lub w nadziei okupu gnili w białogrodzkich wieżach. Ciężki i straszne to było życie, prawdziwy czyściec ziemski, piekło doczesne(...)".

Zapoznamy się także z obyczajem otrzęsin bracki żakowskiej, oraz to co obecnie nie jest praktykowane w administracji miasta, a mianowicie z urzędową ewidencją żebraków.

A w tle piękne opisy przyrody "(...) Piękne są brzegi Bohu, bo gdzie wzgórek dozwoli wzrokiem sięgnąć dalej, to widzisz gaje brzozowe i brzostowe, łąki zielone, pola złociste, role czerwonawe, wsie w sadach ukryte, kopuły wysmukłych cerkwi, krzyże wiejskich cmentarzy i środkiem Boh jak wstęga (...)".

Dla zwolenników powieści historycznych lektura obowiązkowa. Wartka akcja napięcie od pierwszej do ostatniej strony, i plastyczny język sprawiają, że z chęcią sięgniemy po kolejne książki Bolesławity, bo pod takim pseudonimem autor tej powieści również tworzył.


wtorek, 9 sierpnia 2011

46. Stara baśń



"Stara baśń" otwiera cykl fabularyzowanych dziejów Polski, cykl liczący 29 powieści w 78 tomach, od "Starej baśni" zaczynając a na "Saskich ostatkach" kończąc. Powieść ta wydaje się być najbardziej znaną powieścią, a przez krytyków literackich zaliczana do najbardziej udanych. Tworzenie  cyklu dotyczącego dziejów Polski Kraszewski traktował jako wypełnienie swojej patriotycznej misji. Powieść powstała w roku 1876 i nie była pierwszą historyczną powieścią. Wcześniej powstała tzw trylogia saska i wiele innych mniejszych i większych utworów historycznych. Znawca twórczości Kraszewskiego - Wincenty Danek w zestawieniu powieści historycznych ujmuje 94 tytuły (W.Danek - Powieści historyczne J. I. Kraszewskiego)
"Stara baśń" to powieść o początkach państwa polskiego w IX wieku za panowania postaci legendarnych Popiela i Piasta Kołodzieja. 
Na tle wydarzeń historycznych, opisów tradycji i wierzeń dawnych Słowian Kraszewski kreśli przebieg burzliwej miłości Domana i pięknej Dziwy. Ale czy ten wątek jest wątkiem przewodnim? Równie ważne są losy innych postaci, tych dobrych i tych złych. Ważny, a może nawet najważniejszy jest los państwa słowiańskiego bronionego przed nawałnicą germańską.  
Jakże ta powieść różni się od obrazków obyczajowych, ludowych powieści Kraszewskiego. Sam dobór i losy postaci w "Starej baśni" są przemyślane, rola postaci pierwszo- i drugoplanowych jest jednakowo ważna dla fabuły, każda ma swój udział w wydarzeniach. Losy wszystkich postaci śledzimy  z jednakowym zainteresowaniem. Postacie są wyraziste, budzące zdecydowane sympatie lub antypatie. Dużym atutem powieści jest archaizowany język, którego autor używa nie tylko w dialogach, ale i w opisach, język ten nadaje powieści autentyczności i sprawia, że  czytelnik zaczyna podświadomie traktować powieść jako źródło historyczne o losach państwa polskiego, państwa przed chrystianizacją. Notabene autor wprowadza do powieści dwie tajemnicze postacie, które uczestniczą w postrzyżynach Ziemowita i samo nadanie imienia odbywa się w imię nowego, nieznanego Boga. To zapowiedź chrystianizacji kraju.
Powieść ta zaskoczyła mnie w sensie pozytywnym. Wydaje się być rzetelna, wolna od nadmiernych egzaltacji, jakie spotykamy w powieściach obyczajowych.
Plastyczne opisy przyrody, grodzisk, wierzeń, czarów wprowadzają atmosferę baśniowości, czynią powieść tajemniczą, co sprawia, że "Starą baśń" czyta się jak.. baśń. 
Moje przepychanki z "Baśnią" trwały lata, dziś polecam tę powieść do nieśpiesznego czytania i odkrywam po raz kolejny, że są lektury, do których się dorasta. Dorastałam długo, ale skutecznie. I oto dorosłam.

niedziela, 7 sierpnia 2011

45. Dzieje Polski. Tom V - "Boleszczyce"


O konflikcie pomiędzy królem Bolesławem Śmiałym a biskupem Stanisławem ze Szczepanowa słyszał każdy kto choć trochę uważał na lekcjach historii. Kto był bardziej uważny i ma przy okazji dobrą pamięć będzie zapewne wiedział, że w tym samym czasie podobny konflikt toczył się na linii papież Grzegorz VII - cesarz Henryk IV, a szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną raz na drugą stronę. W ostatecznym rozrachunku więcej szczęścia miał cesarz...
Kulisy polskiego konfliktu o władzę oraz jego skutki są tematem kolejnego tomu "Dziejów Polski" Kraszewskiego, który nosi tytuł "Boleszczyce".

Akcja książki rozpoczyna się w momencie, kiedy konflikt osiąga już swoje apogeum. Bolesław wrócił już z wyprawy kijowskiej i krwawo rozprawił się z rycerzami, którzy zdezerterowali do domów oraz z niewiernymi małżonkami też. Biskup, który wystąpił w ich obronie staje się automatycznie najlepszym kandydatem na przywódcę niezadowolonych. Początkowo Stanisław stara się wpłynąć na króla używając swojego autorytetu i grożąc klątwą kościelną. Bolesław nie zmienia swojego postępowania, wręcz jakby na złość biskupowi dopuszcza się kolejnych występków. Większość królewskiej drużyny przechodzi na stronę buntowników a przy władcy zostają tylko ci najbardziej oddani - młódź rycerska, nie posiadająca majątków, licząca, że przy wojowniczym władcy uda im się czegoś dorobić. Prym wśród tej grupy zwanej Boleszczycami wiedzie pięciu braci z rodu Kaniowych. Boleszczyce pozostali wierni do końca - po zabójstwie biskupa Stanisława udają się z Bolesławem na wygnanie na Węgry a do kraju wracają dopiero po jego śmierci.
W powieści jest również wątek romansowy - Bolesław uwodzi piękną Krystę, żonę rycerza Mścisława z Bużenina, który z kolei nie cofnie się przed niczym aby wiarołomną małżonkę odzyskać...

Ta powieść różni się nieco pod względem konstrukcyjnym od poprzednich w cyklu. O ile w poprzednich tomach (a i w następnych, które czytałam też) większość tekstu stanowią opisy o tyle w wypadku tej książki mamy równowagę, a nawet nieznaczną przewagę dialogu. Dodaje to powieści dynamiki i dramatyzmu - wygląda jakby w tym wypadku Kraszewski skłaniał się wręcz ku formom teatralnym.

Powieść oczywiście ma swoje umocowanie w źródłach historycznych (które nawiasem mówiąc nie przekazują jakiegoś bardzo obiektywnego obrazu konfliktu) i jak to przeważnie u Kraszewskiego bywa autor trzymał się prawdy historycznej, zamieścił w tekście powieści wiele anegdot dotyczących króla i biskupa, jednak odniosłam wrażenie, że od początku i bardzo wyraźnie zaznaczył po czyjej stronie jest jego sympatia i, przyznam, że to mi się niespecjalnie podobało. Król przedstawiony jest jako bezwzględny despota i okrutnik, biskup jako święty bez wad. 
Jednak prawda nie była taka czarno-biała... 


No, ale zaczynam tworzyć wykład zamiast recenzji... Książka bardzo dobra, wg opinii tych, którzy przeczytali całość cyklu jedna z najlepszych. Mam nadzieję, że spodoba się Wam tak samo jak mnie:)

44. Dziadunio


Dobrej powieści nie zaszkodzi nawet tytuł

Na „Dziadunia” trafiłam zupełnie przypadkowo. Kilka postów wcześniej pisałam, jak zamiast „Dziennika Serafiny” wypożyczyłam w końcu Adę. „Dziadunia” wzięłam z bibliotecznej półki też przez przypadek. Był bowiem podpisany przez nieuważnego bibliotekarza i na obwolucie jako „Dzienniki Serafiny”. Jak już tytuł na grzbiecie się zgadzał, nie szukałam głębiej i dopiero w domu odkryłam, że jestem znów dumną posiadaczką nie tego co trzeba;-) Jeśli wzięłabym pod uwagę dość zniechęcający tytuł (choć to pewnie zależy, jakiego kto miał dziadka), z pewnością nie przeczytałabym tej pozycji. Jednak tytułowy dziadunio, a raczej Dziadunio, tak bowiem o nim mówi szlachecka okolica, to nie zramolały starzec, dręczący rodzinę swoimi częstokroć urojonymi chorobami i samotnością, lecz głowa rodu, całkiem dobrze rozgarnięta, nie napiszę – jak na swoje lata – gdyż rozumem życiowym przewyższa niejednego młodzieniaszka, a i wielu światowych panów, kręcących się przy majątku Dziadunia. Gdyby Dziadunio żył współcześnie, pewnie byłby członkiem miejscowego establishmentu, powiedzmy biznesmenem na emeryturze.
 Powieść jest z morałem , przy czym to druga książka Kraszewskiego, po którą sięgnęłam i druga, z której wynika, że należy słuchać się starszych, a dobrze się na tym wyjdzie. Były to bowiem jeszcze czasy, gdy starsze pokolenie przekazywało młodszemu mądrość życiową i rzeczywiście miało coś do przekazania. Znów autor daje wyraz przekonaniu, że niewłaściwie wybrana miłość do kobiety prowadzi do zguby, przy czym rodzice, bądź Dziadunio, jak w tej powieści, wiedzą co mówią, gdy nie są zadowoleni z wybranki. Dziadunio jednak, w przeciwieństwie do ojca z „Ady”, działa nie metodą pogadanek czy tak zwanego trucia nad głową, lecz przyzwala, a jednocześnie delikatnie próbuje nakierować, choć znów okazuje się, że serce nie sługa i katastrofa gotowa.
Dziadunio wyprzedza też o kilka epok kryminologów, CSI Miami mogłoby się schować, jeśli chodzi o prowadzone przez Dziadunia śledztwo, który w XIX wieku bez wszystkich kryminalistycznych bajerów…ale tego nie napiszę, bo być może ktoś zdecyduje się przeczytać sam, do czego szczerze zachęcam. Dodatkowo ciekawy jest wątek niemiecki, gdyż było to w czasach, w których nikt o poprawności politycznej nie słyszał. Kiedy Niemcy podają gościom poczęstunek składający się z kawy i sucharków, jeden z bohaterów myśli tak: „Że w tej chwili kultura germańska wydała się Szymborowi fatalnie zacofaną, nie ulega wątpliwości. Na horyzoncie nie było ani cienia mięsa, ani solidniejszego posiłku. Kawa, cieniuchna kawa ze starym mleczkiem wyglądającym na zabieloną wodę. Tylko zakochany lub zakochać się pragnący mógł się takim przyjęciem zadowolić.”

Dodam, że tłem powieści są przygotowania do powstania, jednak tak subtelnie naszkicowane, że nawet ja byłam w stanie nie opuszczać opisów historycznych, co często mi się zdarza. Słowem niespodziewanie dobra powieść, pod mało „apetycznym” tytułem:)
Ps. zamiast kolejnej okładki, dworek (autorstwa mojej Siostry), którym Dziadunio, jako zwolennik tradycji, z pewnością by nie wzgardził:)
Moja ocena 5/6

43. Przed burzą- czyli sceny z 1830 roku




Wydawnictwo Literackie Kraków.
Seria - Józef Ignacy Kraszewski. Dzieła.
Wydanie - 1988 r.
Powieść po raz pierwszy opublikowana w 1876 r. na łamach Dziennika Poznańskiego.
Stron 155.


Przede wszystkim mam nadzieję, że nikomu lektury nie podebrałam, a zwłaszcza nie chciałabym się narazić czytającym cykl historyczny. Muszę się wytłumaczyć, iż po książkę sięgnęłam nie zaglądając na podtytuł (tłumaczy mnie chyba straszny ból kręgosłupa, który nakazywał podjęcie szybkiej decyzji).
Powieść „Przed burzą” to opowieść o Warszawie okresu bezpośrednio poprzedzającego powstanie listopadowe. Ukazuje ona nastroje panujące w mieście. Z jednej strony mamy politykę terroru księcia Konstantego; z rozwiniętą siatką szpiegów i donosicieli, których działania choć srogie dość nieudolne wydawać by się mogło sprzyjały wszelkim ruchom narodowowyzwoleńczym. Z drugiej strony mamy opis zróżnicowanych warstw społecznych; od zachowawczej i lojalnościowej warstwy możnowładców, poprzez żywiącej nadzieję na pomoc obcych mocarstw (Anglii i Francji- jakże to znamienne, jak żywo przypomina czasy II wojny światowej) warstw średnich, aż do zapalczywej i gotowej do walki z okupantem młodzieży i biedoty, którym brakuje jedynie przywódcy.
„Przed burzą” jest oskarżeniem polskich przywódców, których działanie, a raczej brak działania doprowadziło do klęski powstania. Kraszewski pokazuje wśród nich między innymi Adama Czartoryskiego i Stanisława Potockiego. Na kartach powieści występuje także Julian Ursyn Niemcewicz. Wszyscy oni są zwolennikami "dogadania się" z zaborcą i przeciwnikami akcji zbrojnej.
Największe cięgi otrzymuje gen. Józef Chłopicki, uczestnik powstania kościuszkowskiego i kampanii napoleońskiej, bohater narodowy, a jednocześnie zdecydowany przeciwnik jakichkolwiek akcji przeciwko Rosji. Chłopicki po wielu namowach zgodził się na przejęcie dowództwa, ale można odnieść wrażenie, iż robił wszystko aby powstanie upadło, a podejmując rokowania z Rosją unicestwił wszelkie szanse na powodzenie.
Na tym, historycznym tle rozwija się romansowa fabuła. Kalikst, syn żołnierza napoleońskiego, chłopak szlachetny i uczciwy zakochuje się w Julii, pięknej i dobrej córce szpicla wielkiego księcia. Oczywiście na drodze ich szczęścia występują liczne przeszkody, które wystawiają oboje na ciężkie próby (choroba panny, pobyt w więzieniu młodzieńca, rany wyniesione z powstania). Czy histori skończy się happy endem - trzeba sprawdzić samemu.
Reasumując romansowe czytadło z historycznym tłem. Główni bohaterowie powieści zostali nakreśleni dość powierzchownie, zwłaszcza przemiana szpicla w bohatera wydaje się mało przekonywująca. O wiele ciekawsze są moim zdaniem postacie drugoplanowe; biedota zamieszkująca kamienicę przy ul. Świętokrzyskiej.
Możliwe jednak, iż romansowa fabuła miała jedynie urozmaicić historyczne tło powieści.
I właśnie to historyczne tło jest moim zdaniem jej głównym atutem. Podobał mi się klimat przedpowstańczej Warszawy (zebrania, konspiracyjne narady, przesłuchania więźniów, działania szpicli), nawiązanie do autentycznych postaci, opis pierwszego dnia powstania; pożar (browaru), oswobodzenie więźniów, atak na Arsenał. Dla wielbicieli staropolskiego języka także znajdzie się parę perełek.
Nie jest to wielkie dzieło, ale też nie uważam czasu przeznaczonego na jej przeczytanie za stracony. Bo jak wielokrotnie już tutaj pisaliśmy- Kraszewskiego czyta się lekko, łatwo i przyjemnie.
Moja ocena - 4/6
Zdjęcia- 1. okładka, 2. Wzięcie Arsenału
Ps. Nie umiem wyrównywać :(

środa, 3 sierpnia 2011

42. Historia kołka w płocie

Zapewne zarzucić by nam można, że nie ma w tej powieści nie tylko jedności akcji, ale nawet akcji samej, że się zbyt często epizodycznymi postaciami zajmujemy z krzywdą dla głównego przedmiotu – lecz w historii tak bezwładnego kołka czy nie więcej znaczą żywe figury, które na los jego przeważnie wpływają, niżeli on sam prawie?

Wydana w 1859 roku „Historia kołka w płocie” to ostatnia z tzw. powieści ludowych Kraszewskiego, będących rezultatem zaangażowania autora w debaty prowadzone przez ziemiaństwo wołyńsko-podolskie nad rozwiązaniem kwestii włościańskiej. Opowiadając historię dąbka, który  wyrósł na leśnej polance zupełnie niespodzianie i – co każdy rozsądny czytelnik szybko trafnie odgadnie – ostatecznie został kołkiem w płocie, autor przedstawia losy rodziny Pakułów (chłopów, na których łące dąbek na świat przyszedł), oraz ich dziedziców – Rogalów, co to ponoć powiązanie z tym samym Kijem, co Kijów założył, mają. I jak się dąbek na polanie objawił innym od otaczającej go roślinności, tak w rodzinie Pakułów innym i nieprzystającym do stanu chłopskiego urodził się Sachar – główny bohater historii ludzkiej.

Sama fabuła powieści jest oczywiście jedynie pretekstem do przedstawienia obserwacji i poglądów społecznych autora. Ukazuje on ciężki los chłopa pańszczyźnianego, którego życie to tylko praca. Drwi z ziemiaństwa, o którym dobrze powiedzieć można tyle tylko, że poczciwe,  bo niczego nie umie, uczyć się nie chce, ale wedle swoich przekonań do piastowana stanowisk najwyższych jest po prostu stworzone. Snuje także szereg refleksji różnej natury, przykładowo poświęcając cały rozdział niepokojącemu zjawisku nadużywania zwrotu „jakoś to będzie”. 

Ta historia nie porwała mnie tak, jak niegdyś „Stara baśń”, ale jedno Kraszewskiemu trzeba przyznać – pisze lekko i bardzo dobrze się go czyta. Cóż z tego, że opowiada o dąbkach rosnących na polanie obok sosiny i osiczyny, że fabuła w powieści jest przewidywalna, że autor nie kryje się wcale z celem powstania powieści, manifestując swoje poglądy i poprzez opowiadaną historię, i niezależnie od niej,  skoro pisze tak zgrabnie i tak dowcipnie, że mu się nawet tego drewnianego głównego bohatera wybacza? I jak można się oprzeć takim przykładowo złotym myślom, żywym zresztą po dziś dzień?
(…) myślicie, naiwni i poczciwi ludzie, co ją [wodę] w szklankach pijecie, że ona sobie niewinną i czystą jest kroplą rosy niebieskiej? Jako żywo! Nie ma żywiołu, który by tyle co ona śmierci zarodków miał w sobie. Dlatego zapewne są ludzie, wyższym obdarzeni instynktem zachowawczym, którzy nigdy wody nie pijają, utrzymując, że to tylko gęsiom przystało.

Dobrze mi się Kraszewskiego czytało. Świetny z niego gawędziarz.

41. Powrót do gniazda. Powieść z podań XVI wieku

Wreszcie czas na moją pierwszą recenzję powieści Kraszewskiego. Przygodę z JIKiem rozpoczęłam od powieści historycznej z serii Dzieje Polski Powrót do gniazda: Powieść z podań XVI wieku.
Jak wiek XVI to od razu skojarzyła mi się Reformacja. I proszę - strzał w dziesiątkę. 
Bohaterem powieści jest młody wojewodzic Janusz, którego ojciec, za namową swojego starszego brata, wysłał na naukę do Niemiec. Nasz młody bohater wyjechał więc do... Wittenbergii. To tam właśnie Marcin Luter wywiesił na drzwiach kościoła swoje 95 tez skierowanych przeciwko sprzedaży odpustów i w ten, niespodziewany nawet dla siebie, sposób rozpoczął ruch zwany Reformacją. 
Wojewodzic zamieszkał w domu bogatego złotnika. Tam poznał jego córkę, wychuchaną i wypieszczoną jedynaczkę, piękną, mądrą i dobrą Frydę. Młodzi, jak to często bywa, zapałali do siebie gorącym uczuciem. Ojciec domyślał się tego i po cichu im błogosławił. Piękny i bogaty wojewodzic był wg niego bardzo dobrą partią dla ukochanej  jedynaczki.
Niestety szczęście zakochanych nie trwało długo. Janusz bowiem otrzymywał z domu list za listem, w których ojciec Wojewoda wzywał syna do powrotu. Musiał wiec w końcu okazać należne rodzicowi posłuszeństwo. Rozstanie z ukochaną było trudne. Jednak Janusz obiecał, że niedługo powróci. 
W tym miejscu pomyślałam sobie: to będzie ckliwy romansik. I tu się pomyliłam. Ponieważ wkrótce okazało się, że ważniejszą sprawą stała się kwestia zmiany wyznania przez młodego wojewodzica. I choć ostatecznie pod koniec powieści do romansu powracamy, to główną rolę odgrywa w niej właśnie kwestia wiary.
Czasy były rzeczywiście trudne i niespokojne. Nowinki religijne dotarły i do Rzeczpospolitej. Przyjęły się najczęściej i najszybciej wśród mieszczaństwa, które w dużej mierze było pochodzenia niemieckiego, ale także i wśród polskiej szlachty. Często podziały religijne dotykały rodziny. Zmieniał wiarę brat, ojciec czy syn. Kraszewski w Powrocie do gniazda ukazał skutki takiego podziału. Pokazał jak wpływał on destrukcyjnie na członków rodziny, prowadził nawet do wielkich tragedii. 
Z kim sympatyzował autor? Nie był według mnie całkiem przeciwny nowemu wyznaniu, jednak sposób prowadzenia akcji oraz zakończenie powieści wskazuje na to, że uważał wyznania reformowane za obce mentalności i religijności polskiej.
Choć w pewnym sensie zakończenie było dość przewidywalne nie zmniejszyło to przyjemności czytania. Czytało się bowiem tę powieść dość lekko i przyjemnie. Kraszewski starał się wystylizować język na staropolski. Zadbał też o XVI-wieczne realia zarówno życia w niemieckim mieście, jak i na polskim dworze. Wykazał się także znajomością mentalności, obyczajów i tradycji polskiej szlachty dla której duma i honor rodu był ważniejszy nawet od osobistego szczęścia dziecka. Przede wszystkim obowiązek wobec Boga, Ojczyzny i Rodu. Takim człowiekiem był Wojewoda - ojciec Janusza. Kraszewski stworzył piękny portret polskiego szlachcica wiernego wierze i tradycji swoich przodków. Można nie zgodzić się z decyzjami tego "żelaznego człowieka", jak mówił o Wojewodzie jego starszy brat, ale nie można było odmówić mu szlachetności. Postępował tak, jak nakazywało mu sumienie, choć serce mówiło czasem coś innego. Dla mnie była to najbardziej wyrazista postać wykreowana przez Kraszewskiego. Budziła też wg mnie największe emocje. Pozostali bohaterowie znajdowali się jakby w tle tego wielkiego człowieka. Choć przyznaję, że była to postać kontrowersyjna i trudno ocenić jednoznacznie jego postępowanie. 

Podsumowując: nie żałuję czasu spędzonego z tą powieścią Kraszewskiego. Może nie powaliła mnie ona na kolana, ale pozytywnie zaskoczyła wprowadzeniem wątku Reformacji, który usunął w cień rozpoczynający się watek romansowy. 
W posłowiu doczytałam, że Kraszewski we wcześniejszych swoich powieściach poruszał też  tematykę Reformacji, ale w  Powrocie do gniazda uczynił z niej motyw przewodni.

wtorek, 2 sierpnia 2011

40. Ostap Bondarczuk


To druga z cyklu Powieści Ludowych powieść Kraszewskiego.  Ukazała się w roku 1847. Tytuł nieodparcie nasuwał mi na myśl Siergieja i Fiodora Bondarczuków, kojarzył ze światem filmu. Może Kraszewski wielkim pisarzem nie był, ale od pierwszej linijki "Ostapka.." Siergieja i Fiodora z całym światem filmowym wybił mi z głowy - nie ten Bondarczuk, nie ten świat, nie te czasy. Chociaż ciekawam, czy Kraszewski słyszał coś o jakimś filmie? Zmarł w roku 1887, a pierwszy zachowany film pochodzi z roku 1888. Może jednak coś wcześniej filmowego było?
Ale wróćmy do meritum. 
Powieść rozpoczyna się sławnym rokiem 1812 -  przemarsz armii napoleońskiej,  zniszczenia kraju, w tym wsi, w której to rozpoczyna się akcja. Dworu pilnuje zarządca, hrabia z rodziną uszedł przed nawałnicą wojenną, a i rodzina zarządcy schroniła się w mieście. Zarządca pilnuje juz tylko ruin dawnych bogatych hrabiowskich włości. Wszystko zniszczone przez żołdaków, połamane i popalone meble, postrzelane portrety, zaniedbany, zachwaszczony ogród, grunta leżące nieużytkiem, bo całe chłopstwo ze wsi uszło. Został mały sierota - Ostapka z Bondarczuków. Rodzice umarli, rodzina gdzieś przepadła w zawierusze wojennej. 
Wraca w końcu hrabia, powoli zaludnia się wieś. Szczęście zdaje się sprzyjać obdartemu, głodnemu sierocie Ostapowi. Wydaje hrabiemu nieuczciwość zarządcy i tym samym zyskuje sobie wdzięczność hrabiostwa. W powieści tej dają się zauważyć trzy części - sieroctwo Ostapa, jego wyjazd z kraju z synowcem Arturem po nauki, powrót do kraju i wybór drogi życiowej. Dla czujących niedosyt - jest i piękna kobieta, córka hrabiego - Misia. Jest i pogmatwany wątek miłosny. 
I jak to u Kraszewskiego - nierówno. Fantastyczne opisy na początku powieści - zniszczonej wsi, chat chłopskich, zdewastowanego pałacu. Potem, jakby Kraszewski zdecydował się, że powieść będzie krótka i nie może się zbytnio rozwodzić. Momentami ma się wrażenie, jakby się czytało didaskalia, bądź scenariusz, Autor opisuje jakąś scenę w salonie i natychmiast proponuje czytelnikowi: przenieśmy się na werandę, bo tam toczy się inna akcja. Przytaczam z pamięci, chodzi mi o sens, a nie o dosłowne cytowanie. Wątki popaprane, wprowadzony nowy bohater niemalże w połowie powieści, jakby Kraszewski właśnie w tym momencie wpadł na genialny pomysł. 
Wszystko to "fraszką", ważne, że Kraszewski dostrzegał problemy chłopstwa, ich nędzę, zależność od pana, niewolnictwo niemalże. Poruszał swoimi powieściami ludowymi czytelników, uwrażliwiał na krzywdę chłopską i na rzecz chłopstwa działał..
Że zacytuję samego Kraszewskiego:
"Poświadczą nam ci, co razem z nami spędzili czas przeżyty razem na Wołyniu (...), żeśmy od 1837 r. do 1858, aż do urzędowego podniesienia kwestii emancypacji i nadania włościan, przygotowali ją i budzili do rozwiązania tego zadania ciężącego na sumieniach naszych, rozumowi politycznemu kłam zadającego. Wszystkie środki do przygotowania umysłów były dobre (...) i pióro to, często działało tylko wywołując burze. Nie zrażając się wszakże trudnościami, szliśmy drogą przekonań i obowiązku.W latarni czarnoksięskiej tryumfem dla nas było, gdy pobożny, zacny ks. Ożarowski powiedział nam raz: Wiesz, nad twoim Sawką płakałem.

Ja nad Ostapem nie płakałam, ale powieść czytało się dobrze, nie powiem, że z zachwytem, ale da się to czytać bez bólu.
Niestety, muszę zrezygnować z chronologicznego czytania powieści ludowych, bo "Jaryna", która ukazała się w trzy lata po "Ostapie..."  jest kontynuacją tegoż "Ostapa..."