niedziela, 29 stycznia 2012

90. Dzieje Polski. Tom XII - "Kraków za Łoktka"

Koronacja Przemysła II o której pisał Kraszewski w "Pogrobku" zakończyła, przynajmniej oficjalnie, okres rozbicia dzielnicowego. Niestety niespodziewana śmierć władcy w pół roku po tej podniosłej uroczystości, brak męskiego potomka oraz zbyt wielu chętnych do objęcia opustoszałego tronu skutkowały tym, że jeszcze przez kolejne kilkanaście lat trwały walki o zagarnięcie jak największych obszarów ziemi oraz miast i grodów ze stołecznym Krakowem na czele.

Jednym z pretendentów do krakowskiego tronu, a w przyszłości również do królewskiej korony, był kujawski książę Władysław, z powodu mizernej postury zwany Łokietkiem. Końcowy okres jego walki o Małopolskę i Kraków rozgrywający się w 1306 roku stanowi temat pierwszej części kolejnej książki JIK-a z cyklu"Dzieje Polski" noszącej tytuł "Kraków za Łoktka". Druga część tejże powieści opisuje bunt mieszczan krakowskich pod wodzą wójta Alberta, który miał miejsce kilka lat później, na przełomie 1311 i 1312 roku.
Głównym bohaterem powieści jest książęcy rycerz, a po trosze człowiek do zadań specjalnych, Marcin Suła zwany Marcikiem. Pochodzący ze zubożałego ziemiaństwa Marcik przyłącza się do ukrywającego się w podkrakowskich lasach Łokietka, a ponieważ jest sprytny i inteligentny to służy swojemu księciu nie tylko z mieczem w dłoni. Mieszkając przez całe życie nieopodal Krakowa ma w mieście wielu znajomych, więc kiedy przed Łokietkiem otwierają się perspektywy zajęcia wawelskiego grodu to właśnie Marcik negocjuje z mieszczanami krakowskimi poddanie się księciu Władysławowi. W późniejszych latach, kiedy książę wojuje poza Małopolską Suła pilnuje jego interesów w mieście. Zauważa oznaki szykowanego spisku, niestety nie uzyskuje zrozumienia u swoich przełożonych - a po wybuchu buntu staje się jednym z najbardziej czynnch obrońców Wawelu i mieszkającej tam rodziny książęcej - Łokietka co prawda nie ma wtedy w Krakowie, walczy na północy kraju, ale na zamku przebywa księżna Jadwiga wraz z dziećmi.

Tematyka książki wybrana została nieprzypadkowo - Kraszewski podkreśla wzajemną niechęć polskiego ziemiaństwa i niemieckiego mieszczaństwa, tych ostatnich maluje jako pewnych siebie arogantów, którzy ufając w siłę swojego pieniądza chcą kierować nie tylko handlem ale również mieć wpływ na wybór władcy. Oczywiście nie wszyscy mieszczanie niemieccy brali udział w buncie i nie mógł autor tych chlubnych wyjątków w swojej powieści pominąć. Aby jednak nie chwalić żywiołu niemieckiego zasugerował, że ci wierni Łokietkowi to ludzie mający w sobie domieszkę krwi polskiej (ich matki były Polkami), przez co nie dali się o końca opanować Albertowi i jego stronnikom.

"Kraków za Łoktka" wyróżnia się na tle innych powieści historycznych autorstwa Kraszewskiego tym, że nie ma w niej prawie żadnych opisów - owszem na początku, aby wprowadzić czytelnika w klimat epoki rzeczone opisy się znajdują, jednak później jest ich jak na lekarstwo. W związku z tym książka nie jest zbyt obszerna a akcja toczy się wartko. Marcik ma sporo mniej lub bardziej niebezpiecznych przygód, a także jest beznadziejnie zakochany w pewnej ponętnej mieszczce - to jeden z ciekawszych bohaterów, którzy wyszli spod pióra Kraszewskiego.

sobota, 28 stycznia 2012

89. Banita

Dochodzę do wniosku, że powieść historyczna jest jak klocki lego, zwłaszcza taka, która dotyczy dawniejszych czasów, gdzie zachowało się niewiele źródeł. Wyciąga się z pudła dostępne klocki, układa tak jak potrafi. Z tego ułożenia wychodzi jakaś historia z pewnym przesłaniem. Kolejny pisarz bierze dokładnie te same klocki, dodaje tylko jeden odnaleziony na samym dnie pudła i komponuje opowieść całkowicie po swojemu. Jest ona jakby podobna do tej zmontowanej przez jego kolegę po piórze, tyle, że ... przesłanie różni się o 180 stopni.

A natchnął do tych porównań "Banita", traktujący o losach Samuela Zborowskiego. Problemy XVI-wiecznego magnata zaczęły się, gdy w trakcie szarpaniny uśmiercił innego szlachcica - niejakiego Wapowskiego. Jako, że rzecz miała miejsce w trakcie uroczystości koronacyjnych Henryka Walezego, co w myśl ówczesnego prawa zwiększało wagę sprawy, Zborowski został skazany na banicję.
Akcja książki JIK-a zaczyna się pięć lat później, w 1579, już za panowania Batorego Ma to znaczenie o tyle, że pisarz taktownie pomija milczeniem co jego bohater robił w tym czasie, co będzie miało wpływ na wymowę książki. O tym jednak później.
Zborowski opisany piórem Kraszewskiego to osobnik niezbyt zrównoważony, potrzebujący ciągłej dawki mocnych wrażeń, nieumiejący planować. Do tego łatwo poddaje się wpływom, jego złym duchem jest brat Krzysztof, opisany jako klasyczna, wciąż spiskująca szuja. Krzysztof, oprócz tego, ze nienawidzi Batorego i jego kanclerza - Jana Zamojskiego, pobiera pieniądze i przekazuje informacje dwóm wrogim sąsiadom - Habsburgom i księciu moskiewskiemu. Jednocześnie bracia (oprócz Samuela i Krzysztofa również Andrzej) nieustannie kombinują jak zabić króla i kanclerza, którego najpierw i przy pomocy jakich środków. To , że robią to, nawet nie bardzo się kryjąc, a do tego Samuel wciąż jest obciążony wyrokiem, zaczyna powoli uwierać króla, gdyż podważa to stopniowo jego autorytet i stwarza wrażenie, że prawo w Rzeczypospolitej nie działa.
Radary króla namierzają Zborowskich, gdy ci zaczynają szukać stronników - było sporo osób uważających Batorego za tyrana. Państwo działało jednak wciąż sprawnie, a strach przed konsekwencjami był nadal na tyle duży, że praktycznie nikt nie chciał się aktywnie włączyć do spisku. Inaczej wyglądało to 150 lat później, gdy niemal każdy spiskował, a pieniądze z zagranicy brali niemal wszyscy magnaci.
Ostatecznie cierpliwość Batorego wyczerpała się, gdy Samuel Zborowski rozpoczął regularne polowanie na kanclerza Zamojskiego. Dla ratowania autorytetu zdecydował się na egzekucję wyroku z 1574 na Samuelu, Krzysztof natomiast został obłożony infamią.
Dla szlachty był to szok. Dotychczas marginalni buntownicy zostali uznani bohaterami, a król i kanclerz zyskali opinię gwałcicieli szlacheckich swobód...
Cały dramat Kraszewskiego to zderzenie dwóch racji - autorytetu króla i państwa, z drugiej zaś strony pokazał magnatów nie jako bojowników o wolność, ale warchołów walczących o swoje partykularne interesy i działających na szkodę własnej zbiorowości. Pisarz uwypuklił wszystkie ich wady, które przyczyniły się do upadku Polski wiele lat później. Zapewne w znacznym stopniu miał rację, ale czy jego interpretacja jest w pełni wiarygodna?
W latach 1574-76, o czym nie pisze Kraszewski, Zborowski schronił się właśnie na dworze ówczesnego hospodara wołoskiego - Stefana Batorego. Był zwolennikiem jego wyboru na króla Polski i razem z nim wrócił z wygnania. Tyle, że dekret wygnania nigdy nie został uchylony.
Oczywiście nie ma w tym nic dziwnego, że krewki magnat poprztykał się z królem, ale osłabia to tezę o wyłącznie propaństwowym działaniu tego ostatniego.

Wracając do mojego początkowego przykładu o klockach lego - historią Samuela Zborowskiego zajął się niedawno Jarosław Marek Rymkiewicz. Naświetlając pominięte przez Kraszewskiego fakty (pobyt w Siedmiogrodzie, inne wyznanie Samuela, niejasności co do zabójstwa Wapowskiego), zbudował zupełnie inną historię - o zdradzieckim królu i Zborowskim - orędowniku wolności, czyli dokładnie odwrotnie, niż JIK. Niestety, z książki Rymkiewicza znam na razie tylko fragmenty i kilka omówień, więc nie mogę na razie przeprowadzić dokładnej analizy porównawczej.
Po tym całym zamieszaniu ze Zborowskim muszę stwierdzić za Józefem Mackiewiczem, że tylko prawda jest ciekawa, od tych wszystkich autorskich interpretacji (czy jak obecnie się to modnie nazywa- narracji), tylko rozbolała mnie głowa. A nawet nie zaczęłam sprawdzać, co o Samuelu napisał Juliusz Słowacki....
Chyba moją kolejną lektura będzie Agata Christie, tu przynajmniej nie mam wątpliwości, że to fikcja.

Zdjęcie nr 1- Samuel Zborowski
Zdjęcie nr 2 - Samuel Zborowski prowadzony na śmierć, Jan Matejko, oba z Wikipedii

środa, 25 stycznia 2012

88. Wielki nieznajomy

„...w tym świecie imię,  nazwisko, stan, zajęcie, przeszłość stanowią o losach człowieka. Podnoszą go, przybijają, dają mu lub odbierają stanowisko, prawo do bytu w pewnym towarzystwie, słowem są to suknie, bez których na królewskie pokoje wnijść nie można.”
(s.176)


J. I. Kraszewski, Wielki nieznajomy,
Wydawnictwo Literackie, Kraków  1988.

Rok 1866. Krynica. Sezon letni w  uzdrowisku w pełnym rozkwicie. Brak miejsc w hotelach. Liczne towarzystwo znamienitych osób korzysta z kuracji, pije lecznicze wody i zażywa spacerów w pięknych okolicznościach przyrody. Nudę zaś zabija partyjkami wista i plotkowaniem. Ogromną sensację wzbudza pewien jegomość: niezwykle wytworny, grzeczny, elegancko ubrany, z fizjonomii i postawy wielce szlachetny i piękny jak efeb  W hotelowej księdze zapisał się jako Gabriel Pilawski. Tajemniczy mężczyzna jest jednak odludkiem, nie garnie się do towarzystwa, wręcz  go unika. Jedni uważają go za wielką figurę  książęcego rodu, dla niepoznaki incognito w górach wypoczywającą. Drudzy snują domysły, iż to szuler, oszust, syn lokaja. Ani na jedne, ani na drugie hipotezy dowodów nie ma, co nie powstrzymuje krynickich kuracjuszy od przekazywania sobie „poufnych” informacji i trwania w fałszywych przekonaniach. Nie tylko Pilawski zabił ćwieka swą tajemniczą osobą. Przyjechały panie Domskie z Berlina, matka z córką – o nich także nic nie wiadomo, a to znakomita pożywka dla spragnionych rozrywki ludzi, zwłaszcza, że lato było deszczowe i wczasy niezbyt przez to udane.

Wpadli owi tajemniczy goście w pajęczynę plotek, domysłów, intryg i potwarzy. Względy jednych były ciężarem dla drugich. Fałszywe mniemania prowadziły do równie błędnej oceny i traktowania innych. Działo się tu wiele na płaszczyźnie relacji międzyludzkich, a górę brały – jak to w owych czasach – konwenanse i etykieta. Doszło nawet do pojedynku, którego konsekwencje też namieszały w życiu bohaterów.  Kto na kogo zagiął parol, a kto się wymknął z opresji – okaże się.
Oczywiście nie brakuje wątku miłosnego. Gabrielowi podoba się  Elwira, do której uderza w konkury Greifer, a i Porfiry do zalotów się sposobi. Tymczasem pannie Domskiej zdaje się, że ze względu na różnice statusu społecznego nie ma szans u Pilawskiego. Hrabina zaś bryluje w towarzystwie, niczym myśliwy poluje na „nieznajomego”, co nie przeszkadza jej czynić nadzieje angielskiemu dżentelmenowi, którego jak podnóżek niemal traktuje.

W toku narracji stopniowo odsłania się oblicze bohaterów, poznajemy ich dzieje i przyczyny takiego, a nie innego zachowania w towarzystwie. Aż się włos jeży na myśl, że niegdyś o pozycji społecznej człowieka stanowiły nie jego cechy osobowe, wykształcenie, nawet nie majętność, ale pochodzenie i zajęcie.

Kraszewski jawi się jak znakomity obserwator ludzkich charakterów, potrafi  trafnie wytknąć wady i przywary, niekiedy wręcz karykaturalnie je uwypuklając. W „Wielkim nieznajomym” tworzy całą galerię postaci: pan Karol Surwiński- stary nudziarz i gaduła, baronowa Ormowska – niby dobra kobiecina, ale jakoś wszędzie jej pełno, prezesowa Hercegowińska -niezwykle pobożna, typ dewotki, a aż ją język świerzbi, by nieść plotki (rym niezamierzony), Greifer- miglanc na posag polujący, który zakochuje się  wedle potrzeb, a konkurenta potrafi wygryźć bez skrupułów, Porfiry – ciepłe kluchy, Jaworkowska – hipochondryczka, przy której Emilia Korczyńska (z „Nad Niemnem) ze swoim „globusem” jest okazem zdrowia... Z całego towarzystwa chyba najlepiej wypada hrabina Palczewska, młoda wdowa, która choć trzpiotka i rozrywek wiecznie żądna, to potrafi być bezpośrednią i szczerą, za nic mając ludzkie języki i dla porywów serca gotowa jest na towarzyską kompromitację. Do pewnego momentu zyskiwała też uznanie panna Elwira, aczkolwiek potem wyszło szydło z worka, a raczej ambicje i dziewczę cnót wszelakich nosek do góry zadarło. 

Przyznam, że długo trwało zanim dobrnęłam do ostatniej strony tej  niewielkiej wszakże powieści, albowiem porywająca  to ona nie jest i wiele razy zarzucałam lekturę na rzecz innych książek, bardziej  wciągających i współczesnych. Ciekawa byłam, kimże jest ów Pilawski, co takiego skrywa za półsłówkami,   czy powiedzie mu się uczuciowo oraz czy odkryje się sprawa pań Domskich, ale przedstawione środowisko plotkarskie budziło we mnie pewien niesmak. Jak w maglu, albo na targowisku. Żadnej dyskrecji, uszanowania prywatności, a fałsz, obłuda, udawanie, mielenie ozorem, intrygi i podstępy. Ładna mi to arystokracja... Trochę to gorzki obraz, ale niestety, prawdę odmalował autor. Mimo wszystko była to całkiem zabawna historia, choć w retrospekcjach dotyczących przeszłości bohaterów miały miejsce tragiczne wydarzenia i łzy.

Powieść „Wielki nieznajomy” należy do grupy obyczajowych, może być miłym przerywnikiem od dzieł pisarza inspirowanych historią i i tych na motywach ludowych. Język całkiem znośny, trudniejsze, dawne i obcojęzyczne zwroty wyjaśnia słowniczek. Jako ciekawostkę można wymienić opis wyprawy w Tatry, zainteresowanym obrazem gór  w polskiej literaturze przyda się jak znalazł.
Zastanowiła mnie aktualność utworu. Oczywiście przeniesienie treści w nasze czasy byłoby bez sensu, bo nie byłoby już punktu zaczepienia dla fabuły, jakim były dawne konwenanse i różnice społeczne, ale ta paleta ludzkich przywar jest nadal aktualna. Dziś też nie brakuje wścibskich, plotkarzy i intrygantów, choć zmieniły się  ich narzędzia – już nie listy i szepty, a wiadomości  na portalach społecznościowych i smsy.  Zamiast nudzić się w deszczowe dni podczas pobytu w SPA, każdy siedziałby nad swoim laptopem czy tabletem. Podejrzeliby profil pana Pilawskiego tu i ówdzie i mieliby go jak na dłoni.

„Wielki nieznajomy” to ciekawy obraz życia w tamtych czasach, przykład prozy w starym stylu.  Dla mnie ta lektura była trochę jak telenowela, na którą nieraz się krzywimy, ale oglądamy z przyzwyczajenia, by dobrnąć w końcu do rozwikłania tajemnic i zagadek. Czy sięgną po tę książkę kolejne pokolenia? Głowy nie dam, ale szanse są. Oto dowód:
Co to mama czyta? O, nie ma opisu na okładce....


 
   

poniedziałek, 23 stycznia 2012

87. Barani Kożuszek

Zacznę od ostrzeżenia. Nie należy czytać Kraszewskiego po... Kraszewskim. Kraszewski jest strawny w małych dawkach i w niezbyt dużej częstotliwości. No ale jakoś tak mi się trafiło - książka po książce i to taki zestaw, że niechybnie przyjdzie mi sięgnąć po antydepresanty. 
I "Budnik", i "Barani Kożuszek" tragiczności w sobie zawiera dostatek.
     Ale od początku. Okazuje się, że  tytułowy Barani Kożuszek, to postać historyczna, na temat której wiadomo niewiele. Prawdopodobnie był to młody człowiek, który siadywał w Warszawie na ulicy Miodowej i małą gilotynką ścinał głowy lalkom, które wyobrażały wielkich ówczesnych  , uważanych za zdrajców ojczyzny.   Wyśmiewał możnych, damy, ale i przekupki. Słynął z ciętego języka. Można go uważać za sumienie narodu. Zmarł  w roku 1806 w fortecy Spandau w wieku trzydziestu lat.  
Barani Kożuszek w wydaniu Kraszewskiego, to stary żebrak. Mieszka w Warszawie, życie prowadzi podwójne, o czym wiedzą tylko nieliczni. Nikt nie wie, skąd pochodzi, jakie losy przywiodły go do Warszawy, nikt nie zna prawdziwego nazwiska. Kraszewski odkrywa przed czytelnikiem stopniowo tajemnice Kożuszka - jego smutne dzieje, które splatają się z losem pięknej Loizki, damy wątpliwego autoramentu, prowadzącej dom otwarty w Warszawie, przyjmującej u siebie co znaczniejsze postacie życia towarzyskiego. Dama za nic sobie miała adoratorów, aż poznała pięknego starostę, którego to pokochała bez pamięci. Miłość ta nie przynosi  szczęścia Loizce, ale daje jej szansę rehabilitacji swojego imienia w oczach znajomych i ukochanego.
        Akcję powieści Kraszewski doskonale wplótł w tło historyczne, które stanowią czasy Sejmu Czteroletniego. Obok postaci fikcyjnych odnajdujemy w powieści również postacie historyczne z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim na czele, którego to przed uprowadzeniem piękna Loizka ochroniła.
        Trzeba przyznać, że Kraszewski bardzo zręcznie splótł fikcję z historią, powieść przez to staje się bardzo atrakcyjna, interesująca, prowokująca do poszukiwań w literaturze  historycznej dotyczącej XVIII wieku, czasów tak ważnych dla Polski. Sama postać Baraniego Kożuszka jest postacią intrygującą, o czym świadczy popularność tej postaci wśród pisarzy. Do postaci tej sięgnął Walery Przyborowski w "Oblężeniu Warszawy" i Władysław Reymont w powieści "Rok 1794".   A i Juliusz Wiktor Gomulicki poświęcił dużo uwagi sławetnemu Kożuszkowi. W roku 1960 w czasopiśmie "Stolica" nr 51/52 ukazał się artykuł "Legenda i prawda o Baranim Kożuszku" , który to uwadze fanom historii i Kraszewskiego szczerze polecam.

niedziela, 22 stycznia 2012

86. Dzieje Polski. Tom XI - "Pogrobek"

W drugiej połowie XIII wieku coraz mocniej występowały na ziemiach polskich tendencje zjednoczeniowe. Celowali w tym zwłaszcza Piastowie śląscy i wielkopolscy. Oczywiście każdy uważał, że to on jest najlepszym kandydatem na następcę Chrobrego i Śmiałego na królewskim tronie i w związku z tym dochodziło do zbrojnych konfliktów, wtrącania się nawzajem do więzienia, oddawania i odbierania grodów i ziem. Szukano sprzymierzeńców, knuto intrygi, przekupowano dworzan i urzędników, szukano poparcia wśród kleru - wszystko po to aby mieć większe szanse na zgromadzenie w swoim ręku jak największego obszaru dawnego królestwa polskiego.

Te walki stały się tłem kolejnej powieści historycznej J.I. Kraszewskiego noszącej tytuł "Pogrobek". Tytułowym bohaterem jest książę poznański Przemysł II - urodzony kilka miesięcy po śmierci swojego ojca, stąd przydomek Pogrobek czyli Pogrobowiec.
Chłopcem opiekował się jego stryj, książę kaliski Bolesław Pobożny, który z braku męskiego potomka wyznaczył bratanka na swojego następcę. W wieku 16 lat ożeniono Przemka z 13-letnią Ludgardą Maklemburską (Kraszewski zmienił jej nieco imię - w powieści występuje jako Lukierda) i było to, jeśli wierzyć Długoszowi, na którym się Kraszewski opierał, jedno z najbardziej tragicznych małżeństw w całej dynastii piastowskiej. Dzieje nieszczęsnej Lukierdy, pogardzanej przez męża, zastraszanej przez służbę, szykanowanej przez mężowską kochankę i wreszcie zamordowanej za przyzwoleniem księcia w wieku 23 lat stanowią główny temat utworu. "Pogrobek" to wręcz melodramat rozgrywający się w scenerii poznańskiego zamku. Nieszczęśliwa Lukierda, zawistna Mina, zrażony do małżonki Przemysław, Michno Zaręba, rycerz książęcy, potajemnie kochający i współczujący nieszczęsnej księżnej - to osoby naznaczone piętnem tragizmu, mniej lub bardziej świadomie dążące do ponurego końca. Ludgarda ginie uduszona, Mina musi uciekać z zamku a do śmiertelnej rozgrywki pomiędzy Przemysławem i Zarębą dochodzi rankiem 8 lutego 1296 roku w Rogoźnie...

Przemysł II to bardzo ważna postać w naszej historii - jego koronacja w czerwcu 1295 roku stanowi niejako symboliczny koniec rozbicia dzielnicowego. Wprawdzie nie udało mu się zjednoczyć wszystkich ziem polskich, a jego panowanie trwało raptem 7 miesięcy - ale fakt się stał i Królestwo Polskie odrodziło się chociaż na pełny sukces trzeba było jeszcze kilkadziesiąt lat poczekać.

"Pograbek" to jedna z lepszych powieści Kraszewskiego, chociaż nie ustrzegł się autor błędów rzeczowych i to niestety dosyć dużego kalibru. O ile określenie Bolesława Surowego księciem świdnickim (w rzeczywistości był księciem jaworskim, Świdnica w tym okresie nie była osobnym państewkiem) można darować o tyle zmiana Bolesława Rogatki na Henryka Łysego (takiego władcy na ziemiach polskich jako żywo nie było) już wprowadza pewne zamieszanie. Również informacje na temat drugiej małżonki Przemysła księżnej Ryksy szwedzkiej są błędne - chociażby fakt, że nie mogła być koronowana wraz z mężem, bo już od kilku lat nie żyła, a książę ożenił się po raz trzeci z Małgorzatą Brandenburską.
No, ale może ja się za bardzo czepiam i wychodzi moje skrzywienie zawodowe;)

Jakby nie było książka warta uwagi - jest nieszczęśliwa miłość, zbrodnia, wyprawy wojenne, opisy obyczajowości późnego średniowiecza, kiedy fanatyczna pobożność zaczyna ustępować miejsca radości życia (aczkolwiek bardzo powoli) - czyta się świetnie w każdym razie.

środa, 18 stycznia 2012

85. Budnik

To kolejna powieść z cyklu powieści ludowych Kraszewskiego. Powieść "Budnik" drukowano w roku 1848 w miesięczniku literacko-naukowym "Biblioteka Warszawska" ukazującym się w Warszawie w latach 1841 - 1914.
Kimże był ów budnik - tytułowy bohater? Budnikami na Litwie i Rusi nazywano Mazurów, którzy osiedlali się w puszczy, karczowali ją, wytwarzali smołę, klepki, gonty, terpentynę. W lesie stawiali budy (stąd nazwa budnik), które służyły za mieszkania.
Takie życie wiódł budnik Bartosz. Mieszkał w skromnej, leśnej chacie wraz z synem Mackiem, ukochaną córką Justusią i wdową po bracie - panią Pawłową. Żywot ich był ciężki, zwłaszcza na przednówku, kiedy brakowało jedzenia. Bartosz wraz z Maciejem często polowali, by zapewnić rodzinie choć skromne pożywienie. Justusia zaś, piękna dziewczyna, zajmowała się wraz z Pawłową domem. Rodzina wiodła wprawdzie żywot skromny, ale w miarę szczęśliwy, nie buntowała się, nie szukała pomocy. Nie pozwalał na to honor budnika Bartosza.
Nie godziła się jednak z takim życiem Pawłowa. Znała życie dworskie, a i widziała słabość panicza Jaśka do Justusi i starała się to wykorzystać. I jak to u Kraszewskiego bywa, jest sprytna intryga, jest nieszczęśliwa miłość, jest tragedia, jest i zemsta.
Wiodącą postacią jest Bartosz i choć mało uczestniczy w akcji, wciąż jest postacią najważniejszą. Dziwna to postać, wyobcowana, nie wiążąca się ze swoim środowiskiem, ale mająca autorytet, żyjąca wg swoich niewzruszonych zasad i te zasady stara się wpoić rodzinie - honor, prawość, uczciwość. Prawość głównego bohatera nie uchroni jednak jego rodziny przed tragedią, ale i w obliczu tragedii Bartosz nie porzuca swoich zasad.

To jedna z ciekawszych powieści ludowych Kraszewskiego. Doskonale zarysowany obraz życia budników, których autor mógł na co dzień obserwować. Powieść ta zapewne mniej znana, ale zdecydowanie jedna z lepszych z ludowego cyklu. Bardzo starannie zarysowane postacie, wartka akcja, sprawiają, że powieść czyta się z przyjemnością.

niedziela, 15 stycznia 2012

84. Dzieje Polski. Tom X - "Syn Jazdona"

Nie po raz pierwszy dochodzę do wniosku, że jeśli chodzi o szeroko pojętą moralność i religijność to na ziemiach polskich w okresie średniowiecza stało to wszystko na głowie. Bo ci, którzy z założenia powinni żyć w celibacie nic sobie z niego nie robili, natomiast ci od których względy polityczne wymagałyby posiadania potomstwa, co jak wiadomo nierozerwalnie związane jest z tzw. pożyciem małżeńskim, ślubowali czystość...

Utwierdziła mnie w tym moim przekonaniu lektura kolejnego tomu z cyklu "Dzieje Polski" J.I. Kraszewskiego, którym jest "Syn Jazdona".
Tytułowy bohater to biskup krakowski Paweł z Przemankowa, którego posługa przypadała w okresie rządów Bolesława Wstydliwego i Leszka Czarnego, czyli w drugiej połowie XIII wieku. Zanim został biskupem był kanclerzem księcia Bolesława i mówiąc delikatnie nie przepadał za swoim pryncypałem. Kiedy zmarł znany ze swojego pobożnego życia biskup Prandota, Paweł (nie mający wtedy żadnych święceń) postanowił go zastąpić. Zebrał stronników wśród kapituły krakowskiej, a po przychylnej dla niego decyzji przyjął święcenia biskupie i stał się jednym z najważniejszych dostojników na ziemiach polskich. 
W XIII wieku władza książęca była tak osłabiona, że mało kto się z nią liczył, wybuchały bunty możnych, którzy przypisywali sobie prawo obsadzania książęcego tronu - sam biskup Paweł był inicjatorem trzech takich buntów. 

Paweł z Przemankowa to doskonały przykład tego jaki nie powinien być kościelny hierarcha - butny, okrutny, pamiętliwy, żądny bogactw i splendorów, wielbiciel polowań, uczt i niewieścich wdzięków (głośna była sprawa z porwaniem mniszki z klasztoru w Skale - zresztą owa zakonnica, którą Kraszewski nazwał Bietą jest jedną z ważniejszych postaci w książce) sprawy służby bożej traktował marginalnie. Przede wszystkim był możnowładcą a dopiero później sługą bożym.

Niejako w opozycji do Pawła i jego otoczenia przedstawia Kraszewski dwór krakowski za czasów Bolka Wstydliwego i Kingi. Dwór bardziej przypomina klasztor niż siedzibę władcy - skromny tryb życia, brak rozrywek, modlitwy, umartwienia i miłosierne uczynki to styl promowany przez księżnę Kingę i narzucany całemu otoczeniu z mężem Bolesławem na czele. Nie dziwota, że Bolesław kiedy tylko mógł uciekał na łowy...

Nie wiem czy taki był zamysł Kraszewskiego, czy wyszło mu tak tylko przypadkiem, ale były momenty w których miałam wrażenie, że biskup jest postacią... pozytywną. Paweł swoją wrogość wobec Bolesława Wstydliwego i jego następcy Leszka Czarnego tłumaczy bowiem... zniemczeniem tych książąt. I dlatego popiera przeciwko nim książąt mazowieckich, a w końcowym okresie swojego życia kujawskie książątko imieniem Władysław charakteryzujące się niewielkim wzrostem.

Życie Pawła z Przemankowa było niezwykle bogate, a ponieważ sprawował jeden z najwyższych urzędów to i materiałów źródłowych na jego temat jet dosyć dużo. Książka jest ciekawa, wydarzenia następują po sobie szybko, jak to u Kraszewskiego jest sporo opisów życia codziennego - siedziba biskupa, dwór krakowski, legnicka siedziba księcia Bolesława Łysego zwanego Rogatką, pożar Krakowa, lasy litewskie i wiele innych. 
Nadmienię, że chociaż zasadnicza akcja powieści obejmuje lata 1266-1292, czyli okres biskupiej posługi głównego bohatera to dodał do niej autor prolog, w którym cofnął się o ćwierć wieku, do roku 1241 - pokazuje w nim młodego Pawlika jako rozpuszczonego i nieuznającego żadnych ograniczeń młodzieńca, który wykazuje już większość cech jakimi zapadł w pamięć jemu współczesnych. Czas w którym toczy się akcja prologu wybrał Kraszewski tak, aby przy okazji opisać jedną z ważniejszych bitew polskiego średniowiecza - klęskę pod Legnicą, a także ukazać jeszcze jedną świętą księżnę a mianowicie Jadwigę śląską.

"Syn Jazdona" to jedna z ciekawszych książek z cyklu (a przynajmniej z tej części, którą do tej pory przeczytałam), sporo w niej anegdot historycznych (choćby ta o wianku księżnej Gryfiny - otóż żona Leszka Czarnego będąc już od kilku lat mężatką zaczęła chodzić bez czepca twierdząc, że w dalszym ciągu ma prawo do noszenia dziewiczego wianka... Skandal był jak się patrzy) i ogólnie dobrze się ją czyta. 
Wielbicielom JIK-a polecam szczerze. A i innym też:)

niedziela, 8 stycznia 2012

83. Dzieje Polski. Tom IX - "Waligóra"

Po ponad czteromiesięcznej przerwie wracam do lektury cyklu "Dzieje Polski" Józefa Ignacego Kraszewskiego. Tak długa przerwa spowodowana była problemem natury, że tak to określę, technicznej. Nie mogłam  bowiem zdobyć "Waligóry" czyli 9 tomu tego cyklu, a z drugiej strony uparłam się czytać po kolei. Na szczęście dzięki zaangażowaniu rodziny i znajomych udało mi się do rzeczonego tomu dotrzeć i oto dzisiaj szczęśliwie zakończyłam jego lekturę.

Tym razem autor skupił się na konflikcie pomiędzy książętami dzielnicowymi: krakowskim Leszkiem Białym, wrocławskim Henrykiem Brodatym i wielkopolskim Władysławem Laskonogim z jednej strony a mazowieckim Konradem (to ten od Krzyżaków), kaliskim Władysławem Odonicem i pomorskim Światopełkiem z drugiej. Czas akcji obejmuje nieco ponad rok, gdyż rozpoczyna się latem 1226 roku a kończy w listopadzie roku następnego tragicznym zjazdem w Gąsawie w czasie którego Leszek zostaje zamordowany, Henryk ciężko ranny a jedynie Laskonogiemu udaje się wyjść z niego bez większego uszczerbku. Gąsawa ostatecznie kończy okres senioratu - Leszek Biały był ostatnim księciem krakowskim, który miał, ograniczoną co prawda, władzę nad pozostałymi książętami piastowskimi.

Na tle intryg politycznych kreśli Kraszewski tragiczne dzieje fikcyjnego ziemianina Mszczuja Odrowąża, z racji ogromnej siły zwanego Waligórą, zdeklarowanego wroga wszystkiego co niemieckie, wdowca i ojca córek-bliźniaczek.
Do Białej Góry, będącej siedzibą Mszczuja, przybywa jego brat biskup Iwo Odrowąż (biskup w rzeczywistości miał brata, jednak nie znamy jego imienia) z żądaniem aby stary rycerz wybrał się z  nim do Krakowa - Odrowążowie konkurują bowiem od wielu lat z rodem Jaksów o wpływy na dworze i o władzę. Mszczuj bardzo niechętnie opuszcza dom i córki ale nie potrafi odmówić bratu. Podczas jego nieobecności do gródka dostaje się dwóch rannych Niemców - ich spotkanie z Halką i Halą rozpoczyna ciąg dramatycznych wydarzeń...

To chyba najbardziej ponura i pozbawiona jakiejkolwiek nadziei powieść Kraszewskiego - losy prawie wszystkich bohaterów - i tych historycznych i tych fikcyjnych kończą się śmiercią lub klęską ich planów. W powieści mamy też bardzo niepochlebny obraz Kościoła tamtego okresu - hierarchowie, których wyrazicielem jest biskup Iwo nie widzą potrzeby zjednoczenia państwa, wręcz przeciwnie - w słabości władzy książęcej widzą dogodną sytuację dla siebie i tak naprawdę to oni rządzą krajem poprzez powolnych sobie książąt.
Kraszewski jak zwykle maluje w swojej powieści niezwykle dokładne tło obyczajowe - mamy m.in. obraz życia w gródku średniozamożnego ziemianina, sceny z życia codziennego we Wrocławiu, obyczaje panujące na dworze krakowskim, organizację obozu książęcego pod Gąsawą.
Również jeśli chodzi o bohaterów mamy ogromną różnorodność - butni Krzyżacy, okrutny Konrad Mazowiecki, nieudolny Laskonogi, sprawiedliwy ale słaby Leszek Biały, antyniemiecki Mszczuj (jego zachowanie było wręcz ksenofobiczne), rozpasany Jaszko Jaksa, święta księżna Jadwiga - można by wymieniać w nieskończoność...

Książkę pomimo, że niezwykle pesymistyczna w wymowie czyta się dosyć szybko, akcja jest wciągająca a opisy, jak to u Kraszewskiego, niezwykle plastyczne. Może nieco szokować podejście ówczesnych ludzi do spraw wiary - umartwienia graniczące z masochizmem, zamykanie w klasztorze osób zupełnie się do takiego życia nie nadających, nawracanie wg zasady "jeśli nie chce przyjąć chrztu to lepiej żeby zginął niż żył w bałwochwalstwie", śluby czystości pomiędzy małżonkami, nieograniczona wiara w moc relikwii - ale taki już był urok średniowiecza... I my ludzie XXI wieku raczej tego nie zrozumiemy.

niedziela, 1 stycznia 2012

M jak Mickiewicz Władysław

Po upadku powstania styczniowego sprawa założenia księgarni polskiej o szerokim asortymencie wydawniczym stała się jednym z ważniejszych problemów emigrantów. Wydawało się, że najpoważniejszym kandydatem na twórcę tej instytucji jest Józef Ignacy Kraszewski – chociażby z tego powodu, że posiadał wystarczające zasoby finansowe na rozpoczęcie działalności. Stało się jednak inaczej i 21 września 1864 roku otwarła swoje podwoje Księgarnia Luksemburska, której założycielem był najstarszy syn Adama Mickiewicza – Władysław.

Sławny pisarz poparł jednak wysiłki Władysława Mickiewicza i w założoną Księgarnię włożył bardzo wiele pracy i do samego końca wspomagał jej działania. W początkowym okresie swojej działalności firma skupiła się na pracach organizacyjnych i przygotowawczych, zawiązywaniu odpowiednich kontaktów i gromadzeniu asortymentu. Ogromną pomocą dla organizującej się księgarni były kontakty i znajomości Kraszewskiego, m.in. w styczniu 1865 roku skontaktował się pisarz z wydawcami na ziemiach polskich prosząc o katalogi w celu złożenia zamówień dla księgarni Mickiewicza. Zabiegi zostały ukoronowane sukcesem i przez cały okres swojej działalności Księgarnia Luksemburska wykorzystywała kontakty nawiązane dzięki Kraszewskiemu.

Przy księgarni działało również wydawnictwo które w latach 1865-70 opublikowało blisko 130 dzieł. Niestety niewątpliwy sukces edytorski nie szedł w parze z sukcesami ekonomicznymi. Pomimo pomocy wielu osób, w tym niestrudzonego Kraszewskiego wydawnictwa rozchodziły się bardzo źle. W swoich „Rachunkach” z 1869r. pisarz zanotował: „Fakt bolesny, a pełen znaczenia, że nowej korespondencji Mickiewicza [wydanej nakładem KL], owego wieszcza narodowego, o którego popioły tak się na Wawel dopominano… zaprenumerowano w Galicji… egzemplarz jeden. Kupienie książki uważa się tu za takie marnotrawstwo, iż myśl wcale nie przychodzi, aby je popełnić można”.[1]

Do tego dochodziła jeszcze niesolidność niektórych, zwłaszcza krajowych kontrahentów Księgarni. Kraszewski pomagał jak mógł, interweniował u znajomych księgarzy, wyciągał zaległe należności jednak widmo bankructwa nie oddalało się od Mickiewicza. Jakby tego było mało – wplątał się Mickiewicz (pośrednio niestety poprzez Kraszewskiego) w długotrwały proces z hrabiną Marią Czapską. Kraszewski sprzedał bowiem Mickiewiczowi rękopis (był jego prawnym właścicielem) „Próbek Historycznych” Henryka Rzewuskiego, ojca Czapskiej. Druk tego dzieła był zakazany przez carską cenzurę, a Czapska, będąca w wielkiej zażyłości z ambasadorem rosyjskim w Paryżu obawiała się, że publikacja książki ojca może te dobre stosunki zniszczyć. Sądy trwały ponad rok i chociaż Czapska w końcu musiała skargę wycofać to jednak było to ogromne obciążenie dla już i tak mocno nadwyrężonych finansów Mickiewicza.

Księgarnia Luksemburska przetrwała do roku 1889. Przez niemal cały okres jej działalności Kraszewski wspomagał Mickiewicza finansowo ale również, a może przede wszystkim, poprzez swoje kontakty wśród księgarzy i wydawców. Niejako w podziękowaniu przetłumaczył Mickiewicz na język francuski kilka powieści Kraszewskiego i wydał je w swoim wydawnictwie – można więc powiedzieć, że popularyzował naszego drogiego JIK-a wśród Francuzów.

A do rozlicznych talentów Kraszewskiego można bez problemu dopisać umiejętności handlowe:)



[1] /J.I. Kraszewski/ Bolesławita Bohdan, Rachunki. Z roku1866-1870, Poznań 1867-1870, s. 328