czwartek, 28 kwietnia 2016

222.Lubonie


LubonieNie ma to jak klasyka! A do tego w mistrzowskim wydaniu.
Lubonie to ród żyjący w X wieku, mający swą siedzibę w pobliżu Mieszkowej stolicy. Wtedy to tworzyło się państwo polskie, a proces wprowadzania na nasze ziemie chrześcijaństwa, był okresem burzliwym, pełnym ofiar i wyrzeczeń, niezwykle ważnym  w najstarszej historii Polski.
Właśnie powrócił do domy po dwunastu latach nieobecności Włast Luboń.
Przed laty, jako młody chłopiec, pojechał z ojcem na wyprawę i zaginął. Najbliżsi już myśleli, ze został zabity, dlatego jego powrót sprawił ogromną radość całej rodzinie. Jednak  zachowanie młodego Lubonia niepokoi ojca i babkę. Jest mizerny i słaby fizycznie. Zbyt spokojny, ustępliwy, nie chce nosić miecza, a na wzmiankę o ożenku spuszcza oczy. Wkrótce rodzą się domysły, że będąc w niemieckiej niewoli, został chrześcijaninem.
I tak faktycznie było. Mało tego, Włast to chrześcijański duchowny, ojciec Matia, który wrócił do kraju ojców, aby szerzyć nowa wiarę wśród wyznawców pogańskich bóstw.
Tymczasem książę Mieszko I zaczyna poważnie zastanawiać się nad tajemną mocą jaką daje chrześcijanom ich Bóg. Pomału dociera do niego, że przyjęcie chrztu stanowi jedyną drogę do uzyskania uznania silnych i bogatych sąsiadów państwa Polan, a jednocześnie do wzmocnienia  władzy i poszerzenia terytorium Polski.
Ale droga na którą wstąpi Mieszko nie będzie łatwa. Chociaż wśród wielmożów pojawia się coraz więcej wyznawców “niemieckiego Boga”, to siła dziadów, wieszczów i kapłanów pogańskich bóstw, jest wielka. Potrafią podburzyć lud, nie cofną się przed niczym, aby nie dopuścić do rozprzestrzeniania się wpływów obcego im Boga.
Mając to na uwadze Mieszko I,  stopniowo starał się wprowadzać zasady wiary chrześcijańskiej. Początkowo pozwalał czcić stare bóstwa i praktykować związane z tym obrzędy i zwyczaje , aby w końcu zburzyć stare świątynie, oddalić kapłanów i przyjąć chrzest.
W powieści Kraszewskiego silnie zakorzeniona stara wiara, stanowi przeciwieństwo wiary chrześcijańskiej, opartej na miłości i dobroci, ale można przypuszczać, że względy polityczne stanowiły główny powód przyjęcia chrztu przez Mieszka I.
Zachowane źródła historyczne bowiem dowodzą , że Mieszko I był zręcznym  politykiem, urodzonym wodzem i przewidującym  władcą. Potrafił dla dobra swego państwa układać się nawet z tymi, którzy wcześniej uważał  za swych wrogów. Niemniej czytając tę książkę uświadomiłam sobie jak trudnej i długotrwałej misji podjął się Mieszko rozpoczynając proces chrystianizacji Polski.
Zachwyciła mnie książka językiem bogatym, pełnym staropolskich zwrotów, a także klimatem w którym rozgrywa się jej akcja. Nie bez znaczenia jest też to jak można, czytając ją, poszerzyć swą wiedzę o naszej historii, przybliżyć obraz warunków w jakich żyli nasi przodkowie w czasach, kiedy tworzyło się Państwo Polskie.
Mimo, że nie jest to najlepsza z książek Kraszewskiego, mnie się bardzo podobała i zdecydowanie ją polecam wszystkim którzy kochają historię i dobrą literaturę.
LUBONIE. POWIEŚĆ Z X WIEKU
JÓZEF IGNACY KRASZEWSKI
ILOŚĆ STRON 304
WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA
DATA WYDANIA: 02.02.2015

Recenzja ze strony czytaj.info.pl. Bardzo dziękujemy za udostępnienie!

środa, 27 kwietnia 2016

Wystawa "Hrabina Cosel, portret literacko - filmowy" do 30.IX w Poznaniu.

W Poznaniu odbył się dziś słonecznym wieczorem Jubileusz 30-lecia Pracowni Muzeum Józefa Ignacego KRASZEWSKIEGO, połączony z otwarciem wystawy o Hrabinie Cosel, choć postać to literacka, to wystawa w słowach Pana Kustosza, Krzysztofa Kluppa, ma jakoby "wskrzesić" postać historyczną Anny Brockdorff. Dlatego na wystawie spotkamy nie tylko liczne wydania (także międzynarodowe) książki, lecz i portrety, mosiężne odlewy, plakaty teatralne i filmowe, talerze zdobione, także wino "Hrabina Cosel" z piwnic zamku Stolpen, gdzie więziona była nasza bohaterka i wiele innych przejawów życia hrabiny. Winem tym, sprowadzonym z Niemiec i słodyczami oblewany był 30 rok pracy Muzeum przy Starym Rynku. Na wiszącym na ścianie kolorowym monitorze obejrzymy fragmenty licznych, jak się okazuje ekranizacji dzieła KRASZEWSKIEGO (także najdroższy w dziejach Niemieckiej Republiki Demokratycznej film za 21 mln marek). Kustosz wspomniał właśnie, że pisarz , tego formatu , jakim był JIK był ważną personą inteligencji europejskiej, swą myślą budował i opisywał mitologie nie tylko w Polsce ("Stara Baśń"), ale i na Litwie ("Anafielas") i we Wschodnich Niemczech (rola Cosel w Saksonii). Postać JIK-a pamiętnikarza przedstawił nam profesor z Krakowa, Pan Tadeusz BUDREWICZ, który chce podjąć się rozszerzenia "Pamiętników JIK-a" w opracowaniu Wincentego DANKA o własne badania oryginalnych listów do KRASZEWSKIEGO, także rysunków Jego, przechowywanych w Krakowie, w liczbie kilku tysięcy. Profesor wspominając o wątkach, które przewijają się w ascetycznych pamiętnikach (jeśli chodzi o to z jaką rezerwą podchodził ich autor do pisania pamiętników) nadmienił sny pisarza, który przez całe życie borykał się z bezsennością. KRASZEWSKI miał rzekomo spisywać rolę snów we własnym życiu i przykładał do nich ważną rolę. Wiele takich ciekawostek na koniec spotkania wyjaśnił Kustosz , podczas otwarcia wystawy.
"...I ja tam byłem, wino i miód piłem..."

P.S. Ze swej strony mogę tylko obiecać, że jeżeli znajdę czas to zamieszczę tutaj fotorelację z wystawy (nie sposób było spokojnie całość zobaczyć, bowiem w gronie Gości było ponad 50 osób, natomiast nasze poznańskie Muzeum jest kameralne)















sobota, 23 kwietnia 2016

221. Lubonie

Tekst autorstwa Ani Urbańskiej z bloga literacko kulturalnego "Zielono w głowie". Bardzo dziękujemy za udostępnienie:).




"Jest rok 964. Nieopodal Gniezna do dworu należącego do rodu Luboniów nieoczekiwanie powraca z niewoli niemieckiej Włast, syn zamożnego władyki. Nikt nie wie, że ukrywa pewną tajemnicę. Jest bowiem chrześcijańskim duchownym, który przybrał imię Matia. Dowiaduje się o tym władca Państwa Polan, książę Mieszko, na którego dworze panują obyczaje pogańskie. Docierają tam jednak wieści o potędze kneziów i panów, którzy się ochrzcili. Ci zaś uchodzą za zdrajców i niemieckich przyjaciół, a lud, nie dowierzając im, stroni od nich i czyha tylko, by się ich pozbyć. Książę Polan także nie okazuje ochoty do nawrócenia. Tymczasem na ziemie polskie przybywa księżniczka czeska Dobrawa. Mieszko ją poślubia i przyjmuje chrzest. Wypowiada potajemnie wojnę starej wierze i rozpoczyna długotrwały proces chrystianizacji swojego państwa. Pomaga mu w tym ojciec Matia..."
- See more at: http://zielonowglowie.blogspot.com/2015/05/lubonie-kraszewski-recenzja.html#more



"Jest rok 964. Nieopodal Gniezna do dworu należącego do rodu Luboniów nieoczekiwanie powraca z niewoli niemieckiej Włast, syn zamożnego władyki. Nikt nie wie, że ukrywa pewną tajemnicę. Jest bowiem chrześcijańskim duchownym, który przybrał imię Matia. Dowiaduje się o tym władca Państwa Polan, książę Mieszko, na którego dworze panują obyczaje pogańskie. Docierają tam jednak wieści o potędze kneziów i panów, którzy się ochrzcili. Ci zaś uchodzą za zdrajców i niemieckich przyjaciół, a lud, nie dowierzając im, stroni od nich i czyha tylko, by się ich pozbyć. Książę Polan także nie okazuje ochoty do nawrócenia. Tymczasem na ziemie polskie przybywa księżniczka czeska Dobrawa. Mieszko ją poślubia i przyjmuje chrzest. Wypowiada potajemnie wojnę starej wierze i rozpoczyna długotrwały proces chrystianizacji swojego państwa. Pomaga mu w tym ojciec Matia..."
- See more at: http://zielonowglowie.blogspot.com/2015/05/lubonie-kraszewski-recenzja.html#more
 Łzy pogańskich bóstw


"Jest rok 964. Nieopodal Gniezna do dworu należącego do rodu Luboniów nieoczekiwanie powraca z niewoli niemieckiej Włast, syn zamożnego władyki. Nikt nie wie, że ukrywa pewną tajemnicę. Jest bowiem chrześcijańskim duchownym, który przybrał imię Matia. Dowiaduje się o tym władca Państwa Polan, książę Mieszko, na którego dworze panują obyczaje pogańskie. Docierają tam jednak wieści o potędze kneziów i panów, którzy się ochrzcili. Ci zaś uchodzą za zdrajców i niemieckich przyjaciół, a lud, nie dowierzając im, stroni od nich i czyha tylko, by się ich pozbyć. Książę Polan także nie okazuje ochoty do nawrócenia. Tymczasem na ziemie polskie przybywa księżniczka czeska Dobrawa. Mieszko ją poślubia i przyjmuje chrzest. Wypowiada potajemnie wojnę starej wierze i rozpoczyna długotrwały proces chrystianizacji swojego państwa. Pomaga mu w tym ojciec Matia..."


Dawno, dawno temu, nie za siedmioma górami i nie za siedmioma rzekami, ale tutaj, gdzie większość z nas mieszka (metaforycznie w przypadku wszystkich, którzy do Poznania mają dość daleko), miał swoją siedzibę potężny władca. Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia, więc potężny to on może był dla swoich poddanych i dla mniejszych sąsiadów, jednak dla jednoczącej się chrześcijańskiej Europy był Mieszko I jedynie pogańskim książątkiem, które nie miało dość siły, by przeciwstawić się wchłonięciu go przez niezwyciężone Cesarstwo Rzymskie. I choć robił chłopak co tylko się dało - pracował nad łączeniem w jedno państwo rozsypanych plemion słowiańskich - to ciągle musiał obawiać się łakomych spojrzeń rzucanych nań zza zachodniej i południowej granicy.
 

Cóż my możemy wiedzieć o czasach, w których Mieszko I galopował po puszczy, by upolować niedźwiedzia na kolację? 

Trochę suchych faktów, z których w głowie pozostają niewiele mówiące hasła: władca Polan, żona Dobrawa, chrzest Polski w 966 roku. Przed oczyma staje nam brodacz, pewnie dzierżący krzyż na portrecie Jana Matejki - ot, władca, który postanowił zmienić wiarę, nakazał to samo wszystkich swoim poddanym i cyk!, załatwione. Problem pod postacią cywilizowanych państw europejskich, które patrzyły na lechickie plemiona zachłannym wzrokiem, rozwiązał się szybko i bezboleśnie. Pogaństwo, a wraz z nim Światowidy, Peruny i Jasze, w momencie odeszło w niepamięć. A przecież było dokładnie na odwrót...


 
Istnieje sporo tekstów, które mogą dać nam jakie takie pojecie o egzystencji żyjącego w tamtych czasach człowieka, o funkcjonowaniu Mieszkowego dworu, czy o modzie panującej wśród niewiast, ja jednak nie trafiłam jeszcze na taki, który efektywnie nakarmiłby moją wyobraźnię, tę wybredną, nienasyconą bestyjkę. Lubi ona klepać się po brzuszku po obfitym posiłku, leżeć z głową w chmurach i przetwarzać informacje, które jej dostarczam. Ja ją tuczę, a ona z wdzięczności sprawia, że czytam książki tylko pozornie. Postronni widzą mnie zwiniętą w kłębek na fotelu i wlepiająca nieprzytomny wzrok w stronice kolejnego tomu, a ja cichaczem przenoszę moje ciało astralne w świat przedstawiony i biorę udział w wydarzeniach, o których sporej części ludzkości nawet się nie śniło.
Funkcjonowanie tego specyficznego paktu pozwala mi patrzeć na postaci historyczne jak na ludzi z krwi i kości, zupełnie różne od nieruchomych portretów i abstrakcyjnych obiektów opisywanych w notkach biograficznych. Daje mi możliwość chwycenia za szablę i szarżowania na wroga, zamiatania suknią posadzki pałacu należącego do Ludwika XVI, czy malowania obrazu pod okiem Claude'a Moneta. Moja wyobraźnia przetwarza odpowiednie pożywienie w realistyczne podróże w czasie (nie martwcie się o mnie, jestem przy zdrowych zmysłach i niczym się nie odurzam!), dlatego tak bardzo lubię książki o pogłębionym tle społeczno-obyczajowym, pełne rozbudowanych i barwnych opisów.

 
Jest wiele okresów historycznych, o których mam słabe pojęcie, do których moja wyobraźnia nie sięga - albo milczą o nich źródła, albo nie znaleźli się autorzy, potrafiący przekształcić ciężkostrawne, drętwe fakty w fascynującą przygodę. Należy do nich - wspomniany wyżej - dziesiąty wiek na ziemiach polskich.

Józef Ignacy Kraszewski, dziewiętnastowieczny człowiek renesansu - filolog, historyk, poeta, dziennikarz, polityk i wydawca, a przede wszystkim powieściopisarz o imponującym dorobku, miał chyba problem podobny do mojego. Trwały zabory, Polski od dawna nie było na mapach Europy, ale walka o zachowanie tożsamości narodowej nie ustawała, a pisarze historyczni dysponowali w tym boju jedną z najpotężniejszych broni. Kraszewski postanowił wziąć na warsztat czasy pierwszego władcy zjednoczonych plemion słowiańskich i ożywić postaci, w mrokach przeszłości nie mające nawet wyraźnych zarysów. Chciał napisać książkę, która dawałaby czytelnikowi możliwość wyobrażenia sobie okresu niemal mitycznego, będącego dla Polaków jedynie kilkoma zdaniami w zakazanych podręcznikach.
"Czasy, które się tu malują, szare okrywają mroki, wrócić im cokolwiek życia, starać się je z niemnogich skazówek i pomników odgadnąć, zaprawdę trudnym było".         J.I.Kraszewski, z przedmowy do powieści "Lubonie"
 
Autor zakasał rękawy i wiele godzin spędził na studiowaniu opracowań historycznych, przede wszystkim jednak wsadził nos w stare kroniki - Thietmara i Długosza. Opierając się na lakonicznych i nie do końca wiarygodnych źródłach, zdołał stworzyć barwną i plastyczną opowieść o początkach naszej państwowości.

"Lubonie" mają jedną podstawową zaletę, stojącą ponad wszystkimi wątpliwymi (acz przyjętymi ze zrozumieniem) faktami historycznymi - znakomicie i przejmująco ukazuje problemy, jakimi kipiał okres przechodzenia ludów podległych Mieszkowi na chrześcijaństwo. Nowa wiara nie pojawiła się wraz z decyzją władcy o chrzcie. Proces był długi i złożony, ludzie od lat stykali się z doniesieniami o Chrystusie, wielu już w niego wierzyło, jednak większość obawiała się zmian. I to wcale nie ze względu na gniew starych bóstw.
Jan Matejko, Chrzest Polski
 
Krzyż kojarzył się przede wszystkim z Niemcami, z wrogiem. To była obca wiara i obce zwyczaje, czegoś takiego nie da się przyjąć ze wzruszeniem ramion i bez dyskusji. Poganie pragnęli swobody i pozostawienia wszystkiego takim, jakie było za czasów ich ojców i dziadów, za czasów legendarnego Piasta Kołodzieja, a wejście chrześcijaństwa jawiło im się niczym rewolucja wywracająca wszystko do góry nogami. Jednożeństwo, posty, wyższa władza duchowa w miejsce armii starych kapłanów - to wszystko brzmiało w uszach Polan niczym czarnoksięskie sztuczki.
"Krzyż ten już stał nad polańską granicą, uznać tego boga poganinowi zdało się przejściem ze swobody i bezkarności do niewoli i posłuszeństwa".
Zakorzenionej w sercach wiary oraz ugruntowywanych zwyczajów nie da się spłukać kilkoma chlupnięciami wody zaczerpniętej z Warty, nie można ich unicestwić jednym książęcym ukazem. Proces chrystianizacji polskich plemion, rozproszonych, walczących między sobą, a przede wszystkim nieufnych wobec centralizacji władzy, był długi i bolesny, z czego nie zawsze zdajemy sobie sprawę.
"Na rozdartych ziemiach Słowian działo się różnie, walka wrzała ciągle. To się Niemcom poddawano z haraczem, to się burzono i opierano, szli jedni im hołdować i chrzest przyjmowali, drudzy się łączyli ku obronie. Pokoju godziny nie było. Samopas większa część plemion ratowała się, jak mogła, w kupę się zebrać nie umiejąc. Każdy z małych wodzów chciał wielkiej władzy. (...) Gdy Morawy i Czechy już się były zlały w państwo jedno przeciw nieprzyjaciołom, chytrością walcząc z nimi, Polanów dopiero Mieszko skupiał, aby szli razem, sięgając i po dalsze, rozbite plemiona".
Warstwa fabularna powieści wciąga niczym ruchome piaski. Opowieść o Właście Luboniu, który wraca odmieniony z niemieckiej niewoli, ląduje na dworze księcia i staje się aktywnym uczestnikiem kulminacji procesu przyjmowania chrztu przez współplemieńców, została skonstruowana z ogromnym talentem, zapełniona żywymi, różnorodnymi i realnymi postaciami. Nieprzekonany i mający wyrzuty sumienia Mieszko przemawia do wyobraźni o wiele bardziej, niż butny i nakazujący chrzest "bo tak i już!" brodacz ze znanych nam obrazów.

Kraszewski opisuje wydarzenia bez wartościowania, bez potępiania starych zwyczajów. Przekazuje nam swoją sympatię dla wiary przodków i szacunek dla ludzi, którym odebrano to, czym żyli od pokoleń, którym burzono świątynie, niszczono posągi, a na ich miejscu stawiano nowe, nieznane symbole. Bez wygładzania i retuszu, ale i bez nacisku pokazuje, że nowa wiara została przez Mieszka przyjęta z wyrachowaniem, po to tylko, by ratować kraj i ludzi przed ekspansją niemiecką, przed wyniszczeniem i wchłonięciem przez cesarstwo.

Język powieści jest malowniczo archaiczny, początkowo trochę zniechęcający, po jakimś czasie wynagradzający z nawiązką tego, kto się nie zniechęcił i wytrwał. Miło czasem wrócić do czasów, w których wszyscy autorzy dopieszczali styl i dotąd pracowali nad każdym zdaniem, aż stawało się idealne, napisane piękną polszczyzną.

Moja wyobraźnia, mimo iż wybredna wielce i czepiająca się nieścisłości we wszystkim, co opowiada o czasach dobrze udokumentowanych, w tym wypadku przyjmuje historię Kraszewskiego z całym dobrodziejstwem inwentarza. Zastrzega sobie prawo do twierdzenia, że zdaje sobie sprawę z nieidealności obrazu jaki przed jej oczyma odmalował pisarz, a mimo to czuje się usatysfakcjonowana i już potrafi przekazać mi klarowną, żywą, wręcz hałaśliwą wizję barczystego, uwielbianego przez druhów księcia, wściekłych kapłanów starego porządku, którzy zdawali sobie sprawę z nadchodzącego bezrobocia, zagubionych w lasach dworów, niszczonych miejsc kultu pogańskich bóstw i wzrastających z mozołem świątyń nowego Boga.

Tytuł: Lubonie. Powieść z X wieku
Autor: Józef Ignacy Kraszewski
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2014
ISBN: 9788377856178
Ilość stron: 304
Format: 15.0x23.0cm
Oprawa: Miękka ze skrzydełkami




"Jest rok 964. Nieopodal Gniezna do dworu należącego do rodu Luboniów nieoczekiwanie powraca z niewoli niemieckiej Włast, syn zamożnego władyki. Nikt nie wie, że ukrywa pewną tajemnicę. Jest bowiem chrześcijańskim duchownym, który przybrał imię Matia. Dowiaduje się o tym władca Państwa Polan, książę Mieszko, na którego dworze panują obyczaje pogańskie. Docierają tam jednak wieści o potędze kneziów i panów, którzy się ochrzcili. Ci zaś uchodzą za zdrajców i niemieckich przyjaciół, a lud, nie dowierzając im, stroni od nich i czyha tylko, by się ich pozbyć. Książę Polan także nie okazuje ochoty do nawrócenia. Tymczasem na ziemie polskie przybywa księżniczka czeska Dobrawa. Mieszko ją poślubia i przyjmuje chrzest. Wypowiada potajemnie wojnę starej wierze i rozpoczyna długotrwały proces chrystianizacji swojego państwa. Pomaga mu w tym ojciec Matia..."
- See more at: http://zielonowglowie.blogspot.com/2015/05/lubonie-kraszewski-recenzja.html#more


"Jest rok 964. Nieopodal Gniezna do dworu należącego do rodu Luboniów nieoczekiwanie powraca z niewoli niemieckiej Włast, syn zamożnego władyki. Nikt nie wie, że ukrywa pewną tajemnicę. Jest bowiem chrześcijańskim duchownym, który przybrał imię Matia. Dowiaduje się o tym władca Państwa Polan, książę Mieszko, na którego dworze panują obyczaje pogańskie. Docierają tam jednak wieści o potędze kneziów i panów, którzy się ochrzcili. Ci zaś uchodzą za zdrajców i niemieckich przyjaciół, a lud, nie dowierzając im, stroni od nich i czyha tylko, by się ich pozbyć. Książę Polan także nie okazuje ochoty do nawrócenia. Tymczasem na ziemie polskie przybywa księżniczka czeska Dobrawa. Mieszko ją poślubia i przyjmuje chrzest. Wypowiada potajemnie wojnę starej wierze i rozpoczyna długotrwały proces chrystianizacji swojego państwa. Pomaga mu w tym ojciec Matia..."
- See more at: http://zielonowglowie.blogspot.com/2015/05/lubonie-kraszewski-recenzja.html#more
Łzy pogańskich bóstw
Łzy pogańskich bóstw

środa, 20 kwietnia 2016

Święto Pracowni JIK-a w Poznaniu.

     
         

        Dla wszystkich Poznaniaków i Gości przyjezdnych dobra wiadomość. 27 kwietnia odbędzie się Jubileusz 30 - lecia Pracowni JIK-a.

 27 kwietnia (środa), godz. 18.00Pracownia-Muzeum J.I. Kraszewskiego 
ul. Wroniecka 14, wstęp wolny

Spotkanie z okazji jubileuszu 30-lecia Pracowni-Muzeum J.I. Kraszewskiego

W programie:

* wykład prof. dr. hab. Tadeusza Budrewicza (UP Kraków)
 Kraszewskiego próby pamiętnikarskie
* wernisaż wystawHrabina Cosel - portret literacko-filmowy

Szerzej tutaj: JUBILEUSZ

wtorek, 19 kwietnia 2016

220. Całe życie biedna


Tekst autorstwa Marii Orzeszkowej z bloga Archiwum Mery Orzeszko. Bardzo dziękujemy za udostępnienie:).
Stare powieści współczesne można czytać nie tylko dla ich walorów literackich, ale także jako dokument dawnych czasów. Właśnie w taki sposób przeczytałam wczoraj niewielki (tylko 127 stron), wczesny utwór Józefa Ignacego Kraszewskiego pt. „Całe życie biedna”, który jest doskonałym obrazkiem z życia szlachty wołyńskiej w I połowie XIX wieku. Mieszkający w Omelnie na Wołyniu pisarz stworzył ją na bazie autentycznych wydarzeń z sąsiedztwa.
Anna, 16-letnia córka zubożałych rodziców (wcześniej byli zamożni, ale przehulali majątek), dostaje się pod opiekę bogatej ciotki Doroty (wdowa po podkomorzym), która zmusza ją do absolutnego posłuszeństwa, nie pozwala nawet grać na fortepianie i czytać książek, jak to miały w zwyczaju ówczesne panny na wydaniu. Dziewczyna musi towarzyszyć ciotce przez cały dzień, czasem tylko może wyjść do ogrodu. Do jej obowiązków należy bieganie z pieskami ciotki po salonie, by się zwierzęta trochę rozruszały. Ciotka obiecuje, że po jej śmierci Anna odziedziczy cały majątek, to jest  posiadłość o nazwie Złota Wola i należące do niej ziemie. 
Na tak dobrze rokującą pannę na wydaniu czyha tłum konkurentów, jednak ciotka  jest ostrożna i wszystkich odrzuca, terroryzując przy okazji wychowankę: „Któż to widział kiedy, z pierwszą wizytą i zaraz do panny w konwersacje! Proszę, żebyś mi waćpanna drugi raz to pamiętała: udawać, że się nie słyszy. To wcale nie uchodzi, żeby młoda panienka gadała z kawalerami. Powiedz, aspanna, niech Jan tu pościera; podaj mi mój różaniec. Idź precz, Amor! Idź precz! Jaki impertynent! A, bo i ten sędzia; po co go było tu przywozić? Na poduszkę, Żolka, na poduszkę! W Imię Ojca i Syna - idź aspanna do ogrodu, a okryj się ciepło; niechaj Aniela przyjdzie z pończochą do przedpokoju! W Imię Ojca i – a nie pójdziesz precz z krzesła! Weź aspanna chustkę od nosa i trzewiki ciepłe! A która tam godzina? Po szóstej, późno! Dajże aspanna pokój, już nie chodź do ogrodu, bo rosa pada.” W końcu jeden z konkurentów, sprytniejszy od innych, postanawia podejść starszą damę sposobem i zaczyna „zalecać się” w sposób bardzo przemyślany, zaczynając od pozyskania zaufania plenipotenta ciotki.
Najważniejsze w tej powieści jest pokazanie trudnej sytuacji życiowej niezamożnych dziewcząt zależnych od bogatych krewnych, a także walki o zapisy pieniężne związane z intercyzą i spadkiem. Fabuła utworu jest dość prosta, a postać głównej bohaterki Anny - mdła i bezkrwista, utrzymana w stylu płaczliwych heroin powieści sentymentalnych. Ale za to wspaniale i z poczuciem humoru zostały sportretowane postaci drugoplanowe: despotyczna wdowa po podkomorzym Dorota z Dylągowskich Sumińska i jej plenipotent Bałabanowicz, a także inni przedstawiciele wołyńskiej szlachty. Mamy tu również całą masę, uchwyconych z fotograficzną dokładnością, szczegółów dotyczących życia codziennego w polskim dworze kresowym.  
Powieść rozpoczyna się opisem posiadłości Doroty Sumińskiej w Złotej Woli: "Wśród rozległej równiny, którą gaje brzóz i sosen zamykały w oddaleniu, wznosił się stary wysoki dom drewniany otoczony obszernym sadem i zabudowaniami gospodarskimi. Do niego wiodła droga wysadzana starymi lipami, wśród których bielała kaplica św. Jana Nepomucena u źródła. Dziedziniec był obszerny i przerznięty kilkakroć ścieżkami wydeptanymi do tak zwanego pałacu, do oficyn i stajen.”
We dworze panował porządek staroświecki, patriarchalny, wszystko szło jednym, raz na zawsze wyznaczonym torem. Dzień podobny był do dnia i codziennie o tej samej porze należało wykonywać te same czynności. „Każdy z ludzi był na swoim miejscu, przy swoim zatrudnieniu: mops nawet używał świeżego powietrza z przekonania o potrzebie i z nałogu, nie z żadnej przypadkowej fantazji; była to jego gankowa godzina.”
Nie mogę przestać myśleć o tym, że to właśnie potomków mieszkańców tych wołyńskich dworów sto lat później zarezali kosami i siekierami potomkowie ich spokojnych, nisko czapkujących rusińskich chłopów. Zarezali, ciała wrzucili do studni, a domy spalili. Kraszewskiemu coś takiemu pewnie nie przyszło do głowy, że ten potulny lud może być tak okrutny. O wiele bardziej okrutny niż despotyczna ciotka Sumińska.  
Kraszewski Józef Ignacy, „Całe życie biedna”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1956

wtorek, 12 kwietnia 2016

219. Kamienica w Długim Rynku



Tekst autorstwa Marii Orzeszkowej z bloga Archiwum Mery Orzeszko. Bardzo dziękujemy za udostępnienie:).
 
„Kamienica w Długim Rynku” to mini-saga rodzinna wysnuta z dziejów dawnego Gdańska napisana jako owoc wycieczki Józefa Ignacego Kraszewskiego na Pomorze w 1867 r. Główną „bohaterką” utworu jest wielka kamienica przy Długim Targu w Gdańsku i zamieszkująca ją od XVIII wieku polska rodzina Paparonów. 
Powieść przedstawia dzieje kolejnych pokoleń tego rodu począwszy od szlacheckiego protoplasty, który przywędrował nad morze z Wielkopolski uciekając przed gniewem wielmożów, aż do zubożałych potomków żyjących w połowie XIX wieku. Utwór jest nieco balzakowski w klimacie, opowiada bowiem o związkach tej rodziny z pieniędzmi. Znajdziemy tu motywy poszukiwania rodzinnego skarbu, zaginionego testamentu oraz analizę rozkwitu i upadku kupieckiej rodziny Paparonów. Osią fabularną utworu jest romans ubogiej Paparonówny z synem zamożnego gdańskiego bankiera i jego konsekwencje. Sporo miejsca poświęcił autor rozważaniom na temat różnic w mentalności Polaków i Niemców.
„Kamienica w Długim Targu” to drugi, obok „Panienki z okienka” Deotymy, znany utwór literacki mówiący o związkach dawnego Gdańska z Polską. Ważne jest to, że tekst ten, chwała Bogu, wcale się nie zestarzał i nadaje się jeszcze do czytania. Był wydany tylko raz, w 1987 roku, a ówczesne wydanie zostało przygotowane na podstawie tekstu drukowanego na łamach popularnego dziewiętnastowiecznego pisma dla kobiet „Bluszcz” oraz późniejszego wydania książkowego opublikowanego za życia autora.  
Kraszewski Józef Ignacy, „Kamienica w Długim Rynku”, Wyd. Literackie, Kraków 1987

wtorek, 5 kwietnia 2016

218. Jaryna


Tekst autorstwa Marii Orzeszkowej z bloga Archiwum Mery Orzeszko. Bardzo dziękujemy za udostępnienie:).
 
„Jaryna” to krótka powieść współczesna Józefa Ignacego Kraszewskiego. Rozgrywa się w połowie XIX wieku na Podolu. Jej główny bohater, Ostap Bondarczuk, pochodzi z ludu. Jest Rusinem. Tak prawidłowo w języku polskim nazywa się lud zamieszkujący Ukrainę. To naprawdę Rusini, a nie Ukraińcy!  
Ostap Bondarczuk jest wykształconym na lekarza prostym chłopem. Kraszewski ukazuje go zgodnie z popularną w XIX wieku konwencją dobrego i sprawiedliwego dziecka ludu. A więc Ostap ma swoje niewielkie gospodarstwo, lecz w wolnych chwilach leczy ludzi, nawet Żydów, i nie bierze za to pieniędzy. Żyje samotnie, kryjąc w głębi serca tajemnicę dawnej wielkiej miłości. Był niegdyś bardzo zakochany z wzajemnością w pewnej kobiecie, ale usunął się na bok i jego ukochana wyszła za jego przyjaciela, hrabiego Alfreda. 

Nagle odwiedza go ów hrabia, który musi uciekać ze swego majątku za granicę austriacką, do Lwowa, bo zabił kogoś w pojedynku. Prosi Ostapa, by podczas jego nieobecności zaopiekował się jego majątkiem i rodziną, to jest żoną Michaliną i maleńkim synkiem. Ostap przystaje na to, jednak woli stawić się przed obliczem hrabiny jako człowiek żonaty. Nie chce bowiem kusić losu, kiedy będzie przebywał sam na sam z hrabiną. W tym celu żeni się z młodą rusińską chłopką Jaryną (Ireną), którą wraz z całą rodziną wykupuje od jej pana za dużą sumę pieniędzy. Zaraz po ślubie opuszcza żonę i jedzie do pałacu przyjaciela.  
W tej niewielkiej powieści, takim skromnym obrazku obyczajowym, znajdziemy masę problemów typowych dla ówczesnej kresowej wsi na Podolu. Kraszewski znakomicie opisał sytuację pańszczyźnianych chłopów, ich zależność od pana oraz buntownicze skłonności, które w każdej chwili mogą grozić wybuchem. Chłopi oscylowali wówczas pomiędzy czapkowaniem panu a chęcią krwawej zemsty za swe upokorzenia. 
W powieści jest  scena, gdy zbuntowani Rusini chcą spalić dwór i zamordować dziedziczkę lub znienawidzonego ekonoma. Pamiętajmy, że w momencie dziania się powieści, od czasu Koliszczyzny,  straszliwego powstania chłopów, hajdamaków i Kozaków, które rozlało się na całą Ukrainę, minęło zaledwie kilkadziesiąt lat. W czasie Koliszczyzny okrutni Rusini zamordowali prawie 200 tysięcy Polaków i Żydów. Ich wystąpienia zostały stłumione przez wojska polskie i rosyjskie. Pamięć o tych wydarzeniach tkwi jeszcze w bohaterach Kraszewskiego. 
W dramatycznej chwili Ostapowi cudem udaje się uspokoić żądnych krwi poddanych i ocalić dwór hrabiny od spalenia. Broniąc budynku przed chłopskim atakiem tak rozmawia z atakującymi Rusinami: 
 „Alboż to oni nam bracia?
- Alboż nie?
- A to… Lachy!
- A Lachy i Rusini alboż to nie bracia? – spytał Ostap.
- Język prawie jeden, wiara chrześcijańska, i nie oni winni, że ich Pan Bóg uczynił bogatszymi od was i w lepszym stanie postawił. Pracujcie i wy, uczcie się, a dziś nikomu nie zaparte drogi; możecie i wy, jeśli wam ten stan niemiły, wynijść z niego i dopracować się innego. Alboż to ojcowie tych panów nie wyszli także z pracowitych ludzi? Zresztą, któż to, jeśli nie Chrystus Pan powiedział, że wszyscy ludzie są braćmi?”
Nieco mniej interesująco kształtuje się przedstawiony w „Jarynie” wątek miłosny. Kraszewski nigdy nie był mistrzem w opisywaniu uczuć męsko-damskich. Miłość Jaryny do Ostapa, Ostapa do dziedziczki Michaliny i vice versa – wszystko to jest pokazane w sposób papierowy i schematyczny. Narrator rozwiązuje skomplikowany układ miłosny poprzez zagranie w stylu pozytywistycznym. Hrabina zaczyna rozmawiać z Jaryną, uczyć ją różnych rzeczy i „podnosi” w ten sposób prostą dziewczynę z ludu do poziomu wykształconego Ostapa. 
Schematyczne, a nawet wręcz czytankowe, jest także końcowe rozwiązanie całej fabuły. Mimo to, powieść ta, podobnie jak i inne współczesne powieści Kraszewskiego, przynosi wiele autentycznych opisów życia codziennego tamtej epoki. Warto się przyjrzeć, jak przez wieki narastała nienawiść polsko-ukrainska i jak tliła się niszcząca zawiść ukraińskich poddanych wobec polskich panów. Te uczucia były tak mocne, że do dzisiaj pozostaliśmy dla Ukrainców znienawidzonymi „Lachami”, których najlepiej jest zabić, spalić i zniszczyć. 
Kraszewski Józef Ignacy, „Jaryna”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1987