środa, 23 listopada 2011

78. Jaryna

Wydawnictwo: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Liczba stron:  144
Moja ocena : 4/6

Czas wrócić do JIKa i zaangażować się w Projekt :) Miałam ostatnio mały przesyt Kraszewskim i odpuściłam na jakiś czas. Jednak, gdy w bibliotece, "Jaryna" czekała na mnie na stoisku jednozłotówkowym, nie mogłam przejść obojętnie. Zabrałam do domu i ucieszyłam się, że to powieść ludowa a nie historyczna.
Oczywiście jak to u JIKa bywa, powieść jest częścią pewnej serii. W tym wypadku jest to kontynuacja historii "Ostapa Bondarczuka", a jednocześnie kolejna z cyklu Powieści Ludowych Kraszewskiego.

Akcja powieści toczy się wokół Ostapa, który podejmuje się odpowiedzialnego zadania. Jego przyjaciel, hrabia Alfred, popada w tarapaty. Prosi Ostapa o przysługę, aby ten zaopiekował się jego rodziną, żoną Michaliną i synkiem, Stasiem, oraz jego majątkiem, do czasu kiedy nie uporządkuje swoich spraw. Alfred chyłkiem umyka, pozostawiając na głowie Ostapa masę niepozałatwianych interesów, długów i wierzycieli. Lojalny przyjaciel, zgadza się ratować hrabiego i podejmuje wyzwanie uporządkowania jego majątku. Jakby tego było mało, dodatkowych problemów przysparza Ostapowi, nieszczęśliwie zakochana z nim Michalina, oraz ... świeżo poślubiona żona - Jaryna :) 

Kraszewski w "wydaniu ludowym" jest bardzo przyjemny w odbiorze. Opis realiów wsi, gospodarstwa, zarządzania majątkiem jest bardzo szczegółowy. Książeczkę czyta się szybko, akcja toczy się wartko a wątek miłosny jest wyraźnie zaznaczony. Jedynie zakończenie jest, jak dla mnie, trochę naiwne. Żeby nie zdradzić finału, powiem tylko, że spodziewałam się u Ostapa radykalnych zmian, a wszystko potoczyło się pięknie i gładko :) 
Miłośników JIKa nie muszę do powieści namawiać :) a pozostałym czytelnikom polecam "Jarynę" jako miły przerywnik, w czasie innych lektur.  

poniedziałek, 21 listopada 2011

77 Kraków za Łoktka (Łokietka)

To moje pierwsze spotkanie z powieścią stricte historyczną Kraszewskiego. Długie poszukiwania przyniosły oczekiwany rezultat. Znalazłam to, czego szukałam; ciekawą fabułę z historycznym tłem.
Akcja powieści rozgrywa się w pierwszych latach XIV wieku. Trwający od niemal stu pięćdziesięciu lat okres rozbicia dzielnicowego rozbudza apetyty możnowładców na realizację partykularnych interesów. Brak silnego ośrodka władzy oraz narastające konflikty pomiędzy słabymi książętami prowadzą do osłabienia pozycji państwa, a co za tym idzie narażają je na łatwy łup sąsiadów. Ościenne księstwa prześcigają się z roszczeniami terytorialnymi. Usamodzielniają się księstwa pomorskie (zachodnie uległo wpływom margrabiów brandenburskich, a gdańskie w XIV stuleciu zostało włączone do państwa krzyżackiego), Brandenburgia zajmuje ziemię lubuską, a księstwa śląskie w dużej mierze wpadają pod zależność od królestwa czeskiego. Od wschodu kraj niszczą najazdy tatarskie.
Akcja powieści zaczyna się w momencie, kiedy do kraju wraca wygnany przez króla czeskiego Wacława II książę brzesko - kujawski Władysław Łokietek, zwany z racji wzrostu "Małym Księciem". Książę wraca z obchodów roku jubileuszowego (1300) w Rzymie, gdzie zapewnił sobie dla swych dążeń zjednoczeniowych poparcie papieża.
Kraszewski w powieści „Kraków za Łokietka” przedstawia jedynie krótki okres walki Łokietka o objęcie panowania nad ziemią małopolską i Krakowem.
Do skromnego siedliska rycerza Zbyszka Suły przybywa książę Łokietek. Zbyszek, który służył u księcia i poznał go jako dobrego i sprawiedliwego pana, rekomenduje księciu na służbę swojego syna Marcika. Po kilku latach zdobywania poparcia (wśród średnich i niższych warstw rycerstwa oraz pospólstwa) i po śmierci króla czeskiego Wacława II księciu udaje się objąć władzę nad dzielnicą krakowską, w czym niemałe zasługi odnosi Marcik Suła. Niezadowolone z rządów Łokietka bogate mieszczaństwo głównie niemieckiej narodowości wywołuje bunt. Pod wodzą wójta Alberta oraz przy poparciu biskupa Muskaty do miasta zdradziecko wpuszczono księcia Bolesława opolskiego, obiecując mu łatwe zwycięstwo.
Dzięki poparciu warstw mieszczańskich (pospólstwa), rycerstwa, a także i możnych (którzy zorientowawszy się, iż siła leży po stronie małego księcia przystąpili doń) Łokietkowi udało się odzyskać miasto. Niemałe w tym zasługi odniósł dzielny rycerz Marcik Suła. Buntownicy zaś zostali srogo i przykładnie ukarani.
Kraków za Łokietka to powieść historyczna, której zadaniem było budzenie świadomości narodowej. Główne postaci występujące na kartach powieści są postaciami autentycznymi (król Władysław, książę Bolesław Opolski, wójt Albert, biskup Muskata). Również przedstawiony na łamach powieści bunt mieszczan krakowskich jest zdarzeniem historycznym.
W powieści nie zabrakło też wątku romansowego. Jest dzielny rycerz, jest dumna niewiasta, on Polak, ona Niemka, on stanu wolnego, ona wdówka, są też liczne przeszkody na drodze ku szczęściu obojga, a jak się ta historia miłosna zakończy sami się domyślcie lub książkę przeczytajcie.
Kraszewski przedstawia w książce także bogaty opis życia, zwyczajów i praw mieszczan oraz kupców krakowskich w średniowiecznym mieście.
Powieść napisana jest prostym, przystępnym językiem, sprawia iż czyta się lekko, a fabuła mimo znajomości historycznych faktów wzbudza zainteresowanie.
Nie wiem, czy zainteresowanie historią, czy występujący w powieści Kraków i jego średniowieczna atmosfera, czy też prosty język, a może wszystko razem sprawiło, iż "Kraków za Łokietka" (Kraszewski używa historycznej pisowni Łoktka) to najlepsza z powieści Kraszewskiego, jakie do tej pory przeczytałam.
Moja ocena 5,5/6

środa, 16 listopada 2011

76. Hołota



Przepis na powieść obyczajową a la JIK jest prosty. Weź pozytywną bohaterkę, koniecznie dziewczę jednocześnie cnotliwe i przedsiębiorcze, dorzuć do tego młodego, biednego zakochanego w niej pozytywistę, dodaj jedną życzliwą im osobę ze starszego pokolenia. Żeby romans wypalił i zaowocował matrimonium, niezbędne jet dosypanie garści pieniążków, w postaci niespodziewanego spadku, bądź innego rodzaju donacji.
Żeby natomiast całość nie była nudna, konieczne jest rzucenie pary bohaterów w nieprzyjazne im środowisko złożone z galerii malowniczych typów wiejskich/miejskich bądź zagranicznych (niepotrzebne skreślić).
Prawie zapomniałam - obowiązkowym składnikiem jest również happy end.

Pod tym względem "Hołota"- powieść obyczajowa napisana w latach 70-tych, której akcja rozgrywa się w latach 50-tych XIX wieku na podlaskiej prowincji i w Warszawie, bardziej przypomina nie inne książki z taśmy produkcyjnej Kraszewskiego, a dzieła pozytywistów, na czele z Orzeszkową.

Mamy bowiem tutaj bohaterów pozytywnych - rodzinę Zarzeckich, ale nie są oni bynajmniej pozbawieni wad. Główną jest chyba brak siły przebicia (choć starszemu pokoleniu doskwiera także alkoholizm i przesadna bigoteria). Ponieważ JIK zrezygnował tym razem z ręki Opatrzności, która w kluczowym momencie sypnie grosiwem, Zarzeccy szybko zderzą się z bezdusznym i okrutnym systemem kapitalistycznym w wydaniu XIX wiecznym, książka zaś podryfuje w kierunku ... krytyki społecznej.

Czasem zdarza mi się czytać literaturę w wydaniach z lat 50-tych , podczytuję sobie wówczas marksistowskie wstępniaki. Nie zawsze było łatwo poloniście czasu stalinowskiego znaleźć sceny , gdzie JIK- i Marks mogliby sobie podać rękę. Muszę koniecznie znaleźć wydanie "Hołoty" z tamtego czasu, myślę, że w jej przypadku redaktorzy nie mieliby problemu z ideologiczną analizą dzieła:).

Źródło zdjęcia: allegro

środa, 9 listopada 2011

Cytat na dziś


"Nie żądała od losu nic występnego, chciała zostać cnotliwą i wierną - ale platoniczny choćby romans należał jej się koniecznie."












J.I.Kraszewski, "Hołota", Kraków 1986, s. 174
Autor obrazu: Francisco Masriera y Manovens

wtorek, 8 listopada 2011

75. Bez serca

Bez serca, Józef Ignacy Kraszewski



Tytułowa bez serca, to córka pułkownika, dziewczę niezwykle piękne, pyszne i zarozumiałe. Bogini urody żyje wraz z ojcem w Wiedniu, na jej nieszczęście papa nigdy się dorobić nie umiał i młoda musi teraz nieźle kombinować, jak wydać się za świetną partię. Kobietka-kokietka ambicje ma wysokie, w ciemię bita nie jest i pragnie wykorzystać do oporu wszystkie swoje atuty. Ponieważ nie ma majątku, nazwiska czy koligacji tylko swą ładną buźkę tym bardziej trzeba podziwiać taką przedsiębiorczość i nieustraszoną ambicję. Co prawda zbliża się już do niebezpiecznej granicy wiekowej (ma 23 lata), ale przez ostatnie lata sporo się nauczyła w towarzystwie, do którego wszelkimi sposobami próbuje się wkręcić na własną rękę. Powolny i posłuszny jej we wszystkim ojciec nie stanowi żadnej realnej pomocy, do tego gospodyni, Balbina, z którą jest wiecznie na wojennej ścieżce. Wszystko dlatego, że papa kiedyś w zapale miłosnym zmajstrował sobie z nią drugą córeczkę. Taką właśnie zastajemy naszą heroinę - kapryśną, władczą, despotyczną a przy tym niezwykle obrotną, będącą własną stylistką, fryzjerką, agentem i PR-owcem a przy tym panią swego losu, na tyle, na ile pozwalała jej XIX-wieczna obyczajowość. Istna femme fatal o czarnych oczach i alabastrowej cerze.

Po przemyśleniu stwierdzam, że Kraszewski ucina swą opowieść jakoś tak w środku, brakuje mi tu jakiegoś mocniejszego zakończenia. Fakt, że nieźle sobie pogrywał z fabułą i losy Roliny nie są dla czytelnika do końca przewidywalne, jednak brakuje mi tu jakiegoś bardziej stanowczego zakończenia, które nadałoby tej powieści jakąś bardziej spójną całość. Pozostaje ona przez to jedynie pobieżnym studium natury femme fatal, która przeżyła swoje wzloty i upadki. Rolina mimo dość stereotypowych cech jakimi obdarzył ją powieściopisarz wyróżnia się swoistym fatalizmem dla własnego losu. W pewnym momencie życia zdaje sobie sprawę, że nawarzyła sobie kaszy, ale nie rwie włosów z głowy a zdaje się dalej na owe niepewne wody doli i niedoli. Jest kobietą niezwykle pewną siebie, wręcz zadufaną, ale wie czego chce. Właściwie to ja ją od razu polubiłam i nie mogłam potępiać. Wyróżnia się na tle powolnych, niepewnych dziewczątek, które mogą szafować jedynie swą cnotą i niewinnością, ta nie daje sobie w kaszę dmuchać. Ma wady jak każdy i czerpie z życia pełnymi garściami. Jest bezczelna, ale nie spoczywa na laurach, uczy się szybko bo i nie raz dostaje od życia po łapach. Podobało mi się, że zaraz po obowiązkowej aczkolwiek krótkiej rozpaczy, bierze się do działania na własną rękę. Wie, że jedynym ratunkiem dla niej jest małżeństwo, tylko bogaty mężczyzna może spełnić jej oczekiwania, nie zawraca sobie więc głowy bankrutami - całkiem zresztą słusznie. Ona doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby wyszła za mąż za ubogiego hrabiego zatrułaby życie sobie i jemu - jest więc w pełni świadoma własnych wad i bynajmniej nie ma zamiaru przechodzić przemiany duchowej dla ustatkowania się. Kompromis to obce jej słowo. Dzielna dziewucha.

"Bez serca" to powieść kosmopolityczna, z akcją w Wiedniu, Berlinie i "u wód", poruszająca doskonale już znane czytelnikom motywy. Pewna uniwersalność losów niektórych z bohaterów powoduje, że akcja może mieć miejsce niekoniecznie w XIX wieku i niekoniecznie w Wiedniu. Albo ja mam szczęście trafiać na dość zaradne bohaterki w powieściach Kraszewskiego, albo sam pisarz chciał coś przekazać swoim ówczesnym. Pewnego smaczku historii dodaje fakt, że pierwowzór Roliny omotał i naszego Kraszewskiego, zraniona duma mężczyzny znalazła ujście w pisarstwie.

niedziela, 6 listopada 2011

74. Syn marnotrawny

Syn marnotrawny to kolejna powieść obyczajowa z czasów króla Stanisława Augusta. Tytułowy bohater Wicek Szarzak to wydziedziczony na skutek intryg byłej kochanki, a obecnej macochy (wojewodzianki) i jej matki młody człowiek. Pozbawiony źródeł utrzymania dumny, młody arystokrata opuszcza dom rodzinny i uczestnicząc w różnych burdach i awanturach szuka śmierci. Kiedy mimo starań uchodzi żywo z kolejnych eskapad postanawia poszukać zemsty na białogłowach w zamian za krzywdę, jaką wyrządziła mu niewierna kochanka. Ostrze jego zemsty ma dosięgnąć piękną Włoszkę, Pepitę, siostrzenicę doktora Melliniego, która uratowała mu życie. Jak jednak mówi stare przysłowie nie należy igrać z uczuciami, bowiem może się to skończyć tragicznie. Jak się rozwinęła i jakie było zakończenie historii opisanej u Kraszewskiego? Wg mnie przewidywalne. Jak się czytało? Dość dobrze, aczkolwiek kolejna opowieść – czytadło w stylu JIK-a zaczyna nieco nużyć.
Rzecz dzieje się w czasie Sejmu Czteroletniego, lecz historii w książce nie ma za wiele. Występuje kilka autentycznych postaci z królem Stasiem na czele, jednak historyczne postacie i realia (Sejm, próby wprowadzenie reform) były jedynie elementem marketingowym, który miał przyciągnąć większe rzesze czytelników. Kiedy bowiem rozeszło się po Warszawie, iż w powieści wystąpiły znane niemal wszystkim osobistości wielu sięgnęło po lekturę. Jak już pisaliśmy tu wielokrotnie historii się raczej z książek JIK-a nie nauczymy, ale czytając je poznamy całkiem nieźle obyczajowe tło epoki; życie arystokracji oraz elity intelektualnej (lekarze, prawnicy, notariusze) w Warszawie oraz Lublinie.

sobota, 5 listopada 2011

O jak Orzeszkowa

List Elizy Orzeszkowej do Józefa Ignacego Kraszewskiego

5 listopada 1865 roku
Eliza Orzeszkowa, 1867 rok.
W ciszy wiejskiego zakątka Litwy, otoczona zupełnym milczeniem, patrzyłam przez okno na płynące w górze chmury jesienne i słuchałam wiatru, który przelatywał pod niebem, niosąc szum puszcz naszych, gdy — jakby głos z dalekiego świata — doszedł do mnie list Pana. Z prawdziwym wzruszeniem odczytałam jego wyrazy. — Któż zacnie myślący w kraju nie uznał i nie uczcił Pana zasługi? — i kogóż by nie wzruszył serdecznie mimowolny jęk drgający w Jego poważnym a smutnym słowie? Długą chwilę namyślałam się, czy mam przesłać Panu kilka słów z serca głębi. Obawiałam się narzucić korespondencję niezajmującą i mogącą tylko daremnie zająć czas Panu. Ale pobiegłam myślą w chwile przeszłości, gdym przy płomieniu kominka, w długie wieczory zimowe czytała Dwa światy, Chatę za wsią, Dziwadła itd., przypomniałam sobie, z jak miłym wrażeniem umysłowego zadowolnienia i sympatii dla redaktora brałam niegdyś do ręki Gazetę Polską, potem spojrzałam na smutny ustęp pisma Pana: "od blisko trzech lat więcej wyczerpałem siły niż całym może życiem dawniejszym" i — nie oparłam się chęci przesłania Jemu listem gorących wyrazów szacunku i podziału bratniego ręki uściśnienia.
Pseudonym pokrywa moje nazwisko — nigdy zapewne osobiście znać Pana nie będę, ale wiele dałabym za to — aby moje ubogie słowo mogło przynieść Panu choć króciuchną miłą chwilkę.
Tutaj — ciemno i smutno, pustka zaległa wokoło, tchnienie śmierci nas owiało i — czujemy — tylko bolesne konwulsje konania. Wiele by można o tym pisać — ale... ale... Czemu nie mam wyuczonej ptaszyny wschodniej, która by swobodnym lotem podniebnym przeniosła Panu moją kartkę!...
Jestem młoda. Rodziców nie mam ani braci, sióstr, nikogo krwią swego. Bardzo wcześnie wszedłszy w życie towarzyskie i samoistne niezupełnie byłam szczęśliwą — cierpiałam i rozmyślałam dojrzale wtedy, gdy moje rówienniczki bawiły się cackami dzieciństwa. W różnych przejściach życia praca umysłowa była mi pociechą, portem, zbawieniem.
Teraz wypadki krajowe i domowe osamotniły mię jeszcze bardziej. Wielu przyjaciół w mogiłach — lub w dalekich stronach wygnania; niektóre związki — ciążące — zerwałam sama. Byłam majętna; wśród społecznych przewrotów runął majątek, został mi tylko jeden cichy kątek litewski.
Wkoło ścian mojego domu szumią ciemne lasy sosnowe z jednej strony — na krańcu widnokręgu drga promykiem srebrny krzyżyk znad mogiły mojego ojca, którego nie znałam. Tutaj wśród trosk materialnych, tęsknoty i obaw o przyszłość mieszkam samotna jak zaklęta księżniczka z bajki. I znowu pociechą moją, wsparciem praca i nauka.
Próbuję pisać, często myśli cisną się pod pióro niepowstrzymanym potokiem, w głowie roją się obrazy, rodzą i kształtują postacie — a w piersi jakoś dziwnie i dobrze, i smutno razem, że poza zdrojem tych myśli i poczuć świat otaczający znika, kona. Dawniej, to jest przed trzema i dwoma laty — rymowałam, teraz poważne idee i postacie rysują wyobraźnią moją w formach, których rymem ująć nie zdołam — piszę prozą.
Czym jest ta struna drgająca w mojej istocie? Czy fałszywym tonem źle utworzonego instrumentu instrumentu, czy może... może pierwszym akordem jakiej pieśni potężnej?... Trudno wydać sąd o sobie, boję się roić śmiałe nadzieje — ale boję się też i wątpić. — Zdaje się, że gdybym zwątpiła — nić jakaś nieokreślona, ale żywotna, boleśnie by mi pękła w piersi. — Tymczasem znikąd rady, wsparcia, zachęty. Z własnej samotnej pracy — i z sił własnego serca trzeba snuć moc, odwagę i wytrwałość.
Kiedy po raz pierwszy owiała mię miłość wiedzy, miałam lat siedemnaście. Życie gwarne, towarzyskie, huczało wkoło mnie, co ranek stroiłam się w nowe sukienki, kwiaty wplatałam we włosy i na lśniących posadzkach salonów mojego domu przyjmowałam, bawiłam tłumy. Wtedy — otoczona młodymi towarzyszkami — wśród szmeru słów pochlebnych — miałam nieraz chwile tęsknoty — za myślą samotną — za książką i nieraz wymykałam się spośród gości, aby w cichym i ustronnym pokoju ukradkiem kilka kart przebiec wzrokiem — w niebo popatrzeć i pomyśleć — pomyśleć — choćby krótko — choćby wreszcie bez celu — byle samotnie — byle cicho! Oprócz towarzyskiego życia — inne okoliczności — przeszkadzały mi w pracy — odrywały od nauki. Stałam w położeniu, w którym im wyżej mogłam się wznieść umysłem, tym nieszczęśliwszą być musiałam. — W ośmnastym roku zapytałam siebie stanowczo: jak mam żyć? czy mam myśleć, czy bawić się jak dziecko i pełzać jak robak?... W tym samym czasie czytałam Hamleta i jak Szekspirowski bohater spytałam siebie: być czy nie być?... W salonach gwar huczał — weteranija rzucała anatemy na książki zgubne dla kobiet, młodzież wabiła słowami uwielbień, dewotki nieumiejętne obmawiały m ą d r ą k o b i e t ę — a w głębi serca mojego zrodziła się stanowcza, nieodwołalna odpowiedź. Myśleć, uczyć się — pracować będę — coraz dalej — coraz wyżej, na szczyty wiedzy, ku zdrojom światła, choćby serce bolało, choćby ludzie kamieniami potępienia rzucili — dalej, dalej, dalej. — Z myślą tą żyję i teraz...
List miał być krótki; — dlaczego to wszystko napisałam Panu?... Szczegóły — od nieznajomej nie obchodzą. Ale w imię węzła łączącego wszystkich miłujących światło, w imię świętego braterstwa łączącego dusze łudzi — nie mogęż, choć nieznana, nazwać się — Pana młodszą, pokorną siostrą, nie mogęż poprzez przestrzeń wyciągnąć dłoń z uściskiem współczucia i po uścisk współczucia do brata mędrszego stokroć — ale zawsze — brata?...
Jeżeli znudziłam i utrudziłam Pana, niech mi przebaczonym to będzie dla szczerej sympatii, jaką zawsze miałam dla nie znajomej mi osobiście — ale zacnej i zasłużonej w literaturze Jego postaci.
Żegnam Pana słowem serdecznego życzenia lepszej, jaśniejszej doli — i upewnieniem, że na naszej zalanej łzami, spustoszonej Litwie są jednak ludzie, którzy z czcią i współczuciem serdecznym wspominają Jego imię.
Niech Pan przyjmie raz jeszcze powtórzone wyrazy najgłębszego szacunku, z jakim mam zaszczyt zostawać dla Pana.
Gabriela Litwinka
Jeźlibym miała otrzymać odpowiedź, o czym i marzyć nie śmiem, adres mój ten sam: Mr Appollo von Ziegel à Grodno.
Widokówka z Grodna.
Eliza Orzeszkowa, Listy zebrane, t. 6, oprac. Edmund Jankowski, Zakład Narodowy im. Ossolińskich  1967, s. 7-9.