"Zygzaki" Kraszewskiego to dosyć zajmująca powieść - nie za gruba, nie za krótka, z zaskakującą akcją i kilkoma ciekawymi bohaterami.
Autor zaczyna od opisu hrabiny Marii: "Pomimo lat czterdziestu była to jeszcze piękność w całym tego wyrazu znaczeniu, zachowana troskliwie, świeża"[1]. Potem przedstawione są dzieci hrabiny. Córka Julia sprawia wrażenie osoby niemrawej, sennej, apatycznej, natomiast panicz Emil "miał już w postawie i ruchach ten rodzaj pańskiej dumy, która przy najpiękniejszych formach, wyszukanej grzeczności, odpycha i trzyma istoty drugorzędne w oddaleniu"[2].
Kiedy hrabina wraz z dziećmi i księdzem Marianem piją w salonie herbatę, pojawia się dziwny gość. Nie wygląda on na szlachcica: "Wyłysiała głowa, rysy dosyć pospolite, twarz żółta, ogolona i pofałdowana"[3]. Przybysz ten to Alfred Zeller, który przed wieloma laty zakochał się w hrabinie. Kiedyś został przez nią odtrącony, bo nie miał pieniędzy, teraz jest bogaczem i chce ofiarować hrabinie swoje serce oraz pieniądze.
Maria to osóbka niezbyt inteligentna, despotyczna, często niesprawiedliwa. Córkę kocha o wiele mniej niż syna, nie dba o jej szczęście, nie liczy się z jej zdaniem. Krzywdzona przez matkę Julia na początku książki pogrążona jest w apatii i smutku, potem jednak zmienia się, staje się bardzo ciekawą postacią.
Zeller przypominał mi nieco Wokulskiego z powieści Prusa. Obaj panowie zakochali się w kobietach z wyższej sfery, wzbogacili się za granicą (przy czym Wokulski zdobył majątek w ciągu jednego roku, zaś Zeller w czasie dwudziestu lat), a po powrocie do kraju zaczęli naprzykrzać się wybrankom swojego serca.
---
[1] "Kraszewski J.I., "Zygzaki", Wydawnictwo Literackie, 1990, str. 8.
[2] Tamże, str. 12.
[3] Tamże, str. 17.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz