Hej, kielicha, kielicha,
Bo mi w gardle zasycha!
I na duszy mi smutno,
I w sercu bałamutno.
Trzeba zalać robaka!
Hej, Szklanicy, szklanicy,
bo mi mętno w źrenicy
I w sumieniu wąż wierci,
I myślę już o śmierci.
Trzeba zalać robaka!
Hej, puchara, puchara,
W oczach stoi mi mara,
Świat dokoła się kręci,
Tracę resztę pamięci...
Trzeba zalać robaka!
Hej wiadrami, wiadrami,
A kto nie kiep - ten z nami!
Napijmy się do zdecha,
Tylaż nasza pociecha!
Trzeba zalać robaka! [1]
Tę i inne przyśpiewki alkoholowe śpiewano, jak wieść gminna niesie, na dworze księcia
Karola Radziwiłła - Panie Kochanku. Ten miłośnik uciech w stylu
sarmackim (obejmujących przede wszystkim alkoholowe biesiady), twórca
niezliczonych bon-motów, zainspirował niejednego literata. Poświęcone
jest mu jedna z gawęd w "Pamiątkach Soplicy",
inspirował się nim Sienkiewicz przy tworzeniu postaci Zagłoby, nic więc
dziwnego, że i Kraszewski skorzystał z jednej z historyjek krażących po
kraju na temat księcia[2].
Krótko: redaktorzy w posłowiu
twierdzą, że jest to historyjka wykorzystująca motyw "chłopa, co
oszukał diabła", ja przy lekturze miałam dokładnie odwrotne
skojarzenia. Radziwiłł to sympatyczny facet, gościnny, hojny, z
poczuciem humoru i sercem na dłoni. Jeśli ma jakieś poważne wady, to
nie dowiemy się o nich z książki Kraszewskiego. Te mniejszego kalibru,
dokuczliwe raczej dla ich posiadacza a nie jego otoczenia, to niewielka
asertywność, przesadne przywiązanie do honoru oraz dobrej sławy swojego
nazwiska. Słowem: Radziwiłł "Panie Kochanku" jest po prostu
niedzisiejszy.
Jego całkowitym przeciwieństwem jest pan Krzycki -
podejrzane indywiduum, które dopiero wtedy opuści dwór księcia, gdy uda
mu się go oskubać z tego , co się tylko da a i z pewnej odległości
będzie wciąż kombinować, jak tu jeszcze poddoić honornego magnata.
Charakteryzować szerzej tej postaci nie będę - włączając TV w porze
wiadomości, znajdziecie takich typów na pęczki, tyle, że nie w strojach
sarmackich, a garniturach.
Słowem - sarmacka historia okazała się nader aktualna. A autorzy posłowia raczej się nie popisali:).
Inne
zalety książki to ciekawa intryga, cała masa szczegółów obyczajowych i
dowcipnych powiedzonek, no i wreszcie - długość - jakieś 65 stron.
Słowem
- lektura to przyjemna, pożyteczna, niemęcząca i nawet z drugim dnem.
To chyba bezpieczny wybór dla nieco już wciągniętych w JIK-owe klimaty.
[1] "Papiery po Glince", J.I. Kraszewski, Warszawa 1988, s. 41
[2] Księciu "Panie Kochanku" poświęcone są także '"Ostatnie chwile księcia wojewody" oraz "Król w Nieświeżu"
Źródło zdjęcia - Wikipedia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz