Jakub Henryk Fleming |
Akcja powieści toczy się w latach 1717 – 1724 i dotyczy przekazania władzy nad wojskiem cudzoziemskiego autoramentu w ręce ministra Augusta II, feldmarszałka Jakuba Henryka Fleminga i ograniczenia władzy hetmanów nad nielicznym i słabym wojskiem polsko-litewskim. Miał być to krok do wprowadzenia w Rzeczpospolitej dziedzicznej monarchii i rządów absolutnych. Oczywiście, spotyka się to z natychmiastowym oporem polskiej arystokracji. Mamy tutaj całą galerią postaci fikcyjnych i historycznych, akcja powieści toczy się w Saksonii i Rzeczpospolitej. Kto czytał Hrabinę Cosel, bez trudu rozpozna atmosferę dworu drezdeńskiego i samego króla Augusta II Mocnego, którego interesują jedynie kobiety, uczty i klejnoty. Zależy mu na umocnieniu swych rządów w Polsce, ale jednocześnie aby zapewnić sobie poparcie i spokój ze strony sąsiadów Polski, nie zawahałby się przed oddaniem im części ziem Rzeczpospolitej. Jego przeciwieństwem jest Fleming, człowiek poważny, inteligentny i dalekowzroczny. W przeciwieństwie do tłumu pochlebców otaczających króla, on widzi jego wady i nie daje się omotać dość mdłemu blaskowi majestatu królewskiego. Wolałby, aby August zamiast wydawać pieniądze na kochanki i zabawy, wydał je na armię i ulepszanie administracji, wzorem rosnących w siłę Prus. Fleming jest dla Kraszewskiego wzorem męża stanu.
Głównym bohaterem powieści jest jednak nie August II czy Fleming, a „Serwuś” Przebendowski. Szlachcic młody i skromny, dawny wychowanek Jezuitów, który jednak nie czuł powołania do stanu duchownego. Jest do szaleństwa zakochany w swej pani i chlebodawczyni podskarbinie Przebendowskiej. Serwuś jest człowiekiem pozornie tylko cichym i skromnym, ale ma własne zdanie i potrafi go bronić, nawet szablą. Jest zdecydowanym przeciwnikiem Fleminga i planów wprowadzenia absolutyzmu w Rzeczpospolitej, choć jego poglądy ulegają zachwianiu podczas rozmów z dawnymi preceptorami w kolegium jezuickiego. Trudno nie lubić Serwusia, choć często irytuje on swoją naiwnością czy postawą wobec zakochanej w nim panny Domiceli. Przypomina on nieco Tadeusza Godziembę ze Starosty warszawskiego.
Akcja powieści nie jest zbyt szybka, a chwilami wydaje się być zbyt przegadana, tak więc raczej nie da się jej przeczytać „jednym tchem”. Nie mniej jednak, tym, co stanowi największą wartość utworu, jest przedstawienie tła obyczajowego i politycznego epoki saskiej, która jest najmniej opracowanym okresem w dziejach nowożytnej Rzeczpospolitej. Niewielu historyków zagłębia się w tamte czasy. Kraszewski jednak wyraźnie lubił tę epokę, jak cały XVIII wiek zresztą. Mieszkając w Dreźnie, miał nieograniczony dostęp do bibliotek i archiwów, skąd mógł czerpać materiały do powieści. Mamy więc w Skrypcie Fleminga obraz dworu saskiego, pogrążonego w rozpuście i beztrosce, arystokrację polską, pozbawioną zupełnie poczucia odpowiedzialności za kraj i nie cofającą się przed niczym, aby ratować „złotą wolność”, która w tym czasie stała się synonimem anarchii. Co ciekawe, Kraszewski przedstawił w powieści ciekawą galerią postaci kobiecych. Chwilami ma się wrażenie, że to one rządzą zarówno Saksonią, wykorzystując słabość króla do płci pięknej, jak i Rzeczpospolitą, kierując poczynaniami swoich mężów – hetmanów innych „statystów”.
Powieść wpisuje się mocno w schematy, według których powstawały inne utwory historyczne Kraszewskiego, a które znakomicie opisał prof. Wincenty Danek w pracy Powieści historyczne Józefa Ignacego Kraszewskiego, co nie wpływa jednak, moim zdaniem, ujemnie na całą twórczość JiK’a. Kraszewski, w przeciwieństwie do Sienkiewicza, nie pisał „ku pokrzepieniu serc”. Pisał krytycznie o przyszłości, bo dla niego, w odróżnieniu od autora Trylogii, najważniejszą kwestią była wartość dydaktyczna jego książek.
Mimo pewnych wad, Skrypt Fleminga wart jest polecenia, choćby ze względu na przedstawienie obyczajowości epoki saskiej.
Moja ocena tej ksiązki: 3.5/6.
Źródła zdjęć:
1. allegro; 2. wikimedia.
Z powieści Kraszewskiego najbardziej lubię powieści historyczne. Skrypt Flaminga jednak mnie pokonał, czytałam i czytałam pierwsze dziesięć stron i nie mogłam przebrnąć. Może to właśnie to brak wartkiej akcji mnie zniechęcił, a może zabrałam się za nią w nieodpowiedniej chwili. Widzę jednak, iż Twoja ocena nie jest zbyt wysoka, dlatego nie będę się na razie zmuszać do lektury.
OdpowiedzUsuńNie twierdzę, że ta książka jest beznadziejna, po prostu w porównaniu z wieloma innymi powieściami JIK'a, dotyczącymi właśnie XVIII wieku, wypada blado. Nie oznacza to jednak, że nie znajdą się tacy, który akurat "Skrypt Fleminga" się podoba. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń