Tekst autorstwa Nutinki (U Nutinki), której serdecznie dziękujemy za udostępnienie recenzji.
Józef Ignacy Kraszewski
Krzyżacy 1410
Wydawnictwo „Śląsk”, 1984
Ego te baptizo in gladio
Czytywałam Kraszewskiego w czasach
odległych, ale nie podobał mi się zbytnio, głównie przez rozwlekłe opisy
przyrody, zbędne i nic nie wnoszące. Właściwie poza tymi nużącymi
opisami niewiele mi w pamięci pozostało. Postanowiłam jednak dać mu
jeszcze szansę, zwłaszcza że poza domem, na wakacjach, szybko skończyłam
zabrane książki i nie miałam już nic ciekawszego pod ręką. Padło na Krzyżaków 1410,
bo i czasy to interesujące, i zmagania z Zakonem przynoszą zwykle dużo
emocji. Ciekawie też było porównać Kraszewskiego z Sienkiewiczem,
którego Krzyżacy tkwią we mnie mocno od lat dziecięctwa.
Powieść rozpoczyna się krótko przed
bitwą pod Grunwaldem, gdy wojna jest już właściwie rozpoczęta, wojska
przemieszczają się ku sobie, a rozdrażnienie i czujność służb po obu
stronach osiąga poziom niemal histeryczny. Przez ziemie należące do
Krzyżaków wędruje samotnie z pielgrzymką ksiądz Jan, planując dotrzeć do
Malborka i pomodlić się przed świętym obrazem, a przy okazji odszukać
siostrę swoją przyrodnią Barbarę, która dawno temu na północy gdzieś
osiadła. Zakonna czujność widzi w nim jednak szpiega i na męki wziąć
każe, co źle by się skończyło, gdyby nie imię rzeczonej siostry, mającej
u Krzyżaków znaczne poważanie. Wyrusza tedy Jan wraz z odnalezioną
Barbarą i jej córką Ofką do Polski, by nawałnicę przeczekać i nie wie,
że jego kobiety przeszpiegi dla Zakonu czynią i wieści braciom krzyżowym
posyłają.
I na tym opiera się część fikcyjna,
przechodząc w opowieść o wojnie. Na plan pierwszy wysuwa Kraszewski
wydarzenia historyczne, z Grunwaldem i przepychankami z Zakonem,
skupiając się głównie na bitwie i tym, co z nią związane, dokładnie
opisując koleje zmagań, krytycznie i bez ogródek wyjawiając prawdę.
Niewiele mówi jednak o ludziach i ich losach, jego bohaterowie są mało
ciekawi, z żadnym się nie zaprzyjaźniłam, żadnego nie polubiłam,
czytałam siłą rozpędu i dla poznania jakichś może niesłyszanych jeszcze
szczegółów. Zbyt mocno jak dla mnie skupił się autor na przekazaniu
prawdy historycznej, co oczywiście jest ważne, ale zabrakło mi tu
jakiejś iskry, motywu, który mógłby pociągnąć akcję i nie dać
czytelnikowi spocząć aż do końca powieści. Nawet niektóre autentyczne
wydarzenia, jak oblężenie Malborka, przedstawił Kraszewski jakoś tak
rozmamłanie, bez życia, a motyw próby zniszczenia refektarza podczas
obrad rady krzyżackiej przez zawalenie na nią stropu, o czym nader
chętnie opowiadają przewodnicy zwiedzającym zamek, zawarł w jednym
krótkim akapicie. Po macoszemu potraktował bohaterów fikcyjnych, ledwo
kreśląc ich postacie, nawet najbardziej wyrazistą Ofkę, oddaną Zakonowi i
dla niego gotową na zgubę własnej duszy, podejmującą nieprawdopodobne,
szalone zadania. Poza tą zdesperowaną dziewczyną nie ma zresztą
bohatera, którego chciałoby się poznać, polubić czy przejąć jego losem,
chociaż niewiele brakuje do tego Andrzejowi Brochockiemu czy Kuno
Dienheimowi. Szkoda, bo potencjał opowieści jest duży, a wyszło jakoś
nijako. Można przeczytać, ale niekoniecznie. Póki co Sienkiewicz górą,
chociaż nie wiem, czy utrzymałby się na wiodącej pozycji po latach i
tysiącach w międzyczasie przeczytanych książek. Wygląda na to, że z
punktu widzenia przyjemności czytania lepiej sprawdza się powieść ku
pokrzepieniu serc niż ku przestrodze.
(Ocena: 4/6)
● ● ●
„Nie ma niebezpieczniejszej rzeczy
dla człowieka, dla ludzi nad pomyślność. W przeciwnościach potęgują się
siły, uchodzą w szczęściu. Zawraca się głowa, przychodzi upojenie,
mięknie serce, niknie energia, baczność się traci.” (s. 194)
Dobra zachęta do lektury, sam jestem ciekaw jak JIK przedstawił króla Władysława Jagiełłę (Jogaila), czy jednak niżej od walecznego księcia Litwy ?
OdpowiedzUsuń