O Kraszewskim można wiele powiedzieć, ale mistrzem
psychologii to on raczej nie jest. Stara się chłopina zniuansować
te swoje postaci, żeby nie były ZUPEŁNIE czarno-białe, ale z
czarnych udaje mu się zrobić co najwyżej ciemnoszare, zaś te i
tak pozytywne potrafi jeszcze dodatkowo przekąpać w wybielaczu i
ulepszyć aureolą. Póki zresztą dmie w tubę satyryczną, gdzie
siłą rzeczy tych czarno- szarych charakterów jest więcej, to
jeszcze ok, można się pośmiać z ludzkich przywar. Gorzej, gdy
książka skręca w stonę serio, lub co gorsza, uderza w tony
dydaktyczne.
“Klin klinem” reklamowana jest na okładce jako
pikantna historyjka o znudzonej mężatce, która skutecznie bajeruje
młodego sąsiada. Jego rodzina zaś postanawia wyleczyć chłopaka
metodą znaną od czasów paleolitycznych, tytułowym klinem (w postaci kresowej dziewicy, odrobinę starszej reinkarnacji Zosi Horeszkówny).
Pierwszy rozdział jest może rzeczywiście odrobinę
pikantny, a do tego nawet śmieszny, bo satyryczny. Zaloty pary
niedobranych kochanków, małżeńska kłótnia heroiny (Seweryny, nader przypominającej nieśmiertelną Serafinę). Dalej jednak
JIK uderza w tony serio. Nawet montowanie intrygi, które zazwyczaj
przychodzi mu bez trudu, tym razem nie ma jakoś werwy. A na koniec –
jednych do wybielacza a innym aureole. No dajcie spokój....
Mam wrażenie, że JIK, którego i tak wzywał
papież na dywanik ze względu na rzekomą niemoralność po prostu bał się w
tej historyjce pójść na całość:).
Hej tam Mazowsze, pozdrowienia z Wielkiej Polski !
OdpowiedzUsuńUszczypliwa i to bardzo recenzja droga Izo, w odróżnieniu od moich nad wyraz pompatycznych. Na pewno przyjdzie mi się nauczyć trafności oceny i ...jednak nie banalnego języka, Pani opinii. Przypomina taka recenzja wywiady prof. Jana MIODKA dotyczące potocznej wymowy. Brak banału i frazesu, a przecież jak potrzebne takie zdanie, budowie i "ukorzenianiu" języka. Gratuluję, ciągle jest Pani, droga Izo zaskakująca...
Panie Arturze,
OdpowiedzUsuńWielkie Księstwo Mazowieckie melduje się do apelu i dziękuje za miłe słowa.
Bardzo dziękuję też za ostatnie notki, które pracowicie Pan wrzuca od wakacji. Mickiewicza obiecuję przeczytać, ja będę miała nieco większy dostęp do komputera, czyli pewnie po Świętach.
Co do zaś mojej recenzji Klina - obawiam się, że takie emocjonalne pisanie trochę spłaszcza ocenę. Lepiej by pewni bylo napisać, że z jednej strony to, a z drugiej tamto. No ale tak mi już wychodzi z tym JIK-iem).
Pozdrowienia:).