niedziela, 4 listopada 2012

P jak Parandowski (odcinek specjalny "Płaszcza zabójcy")


Z dziennika Jana Parandowskiego

grudzień 1955
Jan Parandowski.
Jest to niewątpliwie osobliwym zjawiskiem, że Kraszewski przeżywa dziś renesans swojej popularności, którego nic nie zapowiadało w ciągu tych kilkudziesięciu lat, jakie nas dzielą od jego odejścia. Literatura polska poszła tak innymi drogami, powieść polska okryła się taką chwałą i wydała tyle arcydzieł, że nikt już nie sądził, by możliwy był powrót do książek Kraszewskiego, uśpionych pod pyłem bibliotecznym. Na kilka lat przed wojną zakrzątnięto się (zdaje mi się, że Arct) dokoła wskrzeszenia kilkunastu jego powieści, ale rezultat był raczej skromny. Dopiero po wojnie dokonał się ten cud i Kraszewski zdobył publiczność, o jakiej nigdy chyba nie marzył.
Jeszcze w roku 1945 Stara baśń znalazła się wśród pierwszych książek wydanych po latach milczenia i odtąd nie przestaje rozchodzić się w setkach tysięcy egzemplarzy. I tak samo inne jego dzieła. Na wystawach księgarskich zapewnia on przyzwoitą proporcję polskiej literaturze w stosunku do obcych autorów, słowem, robi znów to, co niegdyś — daje czytelnikowi polską książkę zamiast produkcji zagranicznej. I przy swych niewyczerpanych zasobach jest zdolny jeszcze na długo zadziwiać nas nowymi, nieoczekiwanymi tytułami. Tylko Staff żadnemu z nich się nie dziwi, bo zna je wszystkie jeszcze z domu rodzicielskiego, gdzie był komplet dzieł Kraszewskiego — sześćset tomów w pięknych oprawach.
Jan Parandowski, Luźne kartki, Ossolineum 1967, s. 162-163.

17 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Też się nad tym zastanawiałam, ale jednak bardziej P niż S. :)

      Usuń
    2. Staff przemknął tylko epizodycznie w ostatnim zdaniu. :) Króciutkie S jak Staff można wyciąć z dzisiejszego odcinka Płaszcza.

      Usuń
    3. Teraz weź młoteczek i mnie stuknij, bo stwierdziłem, że to tekst z dzisiejszego płaszcza:( Oczywiście, że P jak Parandowski :D

      Usuń
    4. Nie będzie żadnych brutalnych scen z młoteczkiem. :)
      Na Płaszcz notka nie ma szans, bo bez daty dziennej. :( Niestety, w "Luźnych kartkach" jest sporo takich notek tylko z miesiącem i rokiem.

      Usuń
    5. 600 tomów????
      P.S. No to dziwne w sumie, że przed wojną Kraszewski ledwo zipał, a po wojnie nagle wielki boom.

      Usuń
    6. Boom, bo był bezpieczny politycznie, do tego klasyk i w miarę atrakcyjny:) Te 600 tomów to pic; czterotomowa Sprawa kryminalna to dwa cienkie tomiki współczesne:) Jakoś chyba rozrzutniej wydawano w dawnych czasach.

      Usuń
    7. Bezpieczeństwo plityczne wyjaśnia, dlaczego gp wydawana, a nie dlaczego czytano:).
      Czytelniczy eskapizm?

      Usuń
    8. Kryminałów nie było, romansów też nie. Zamiast czytać Lenina czytano JIKa, jak sądzę:)

      Usuń
    9. O tak, Lenin - kolejny zapomniany autorPPPP

      Usuń
    10. Projekt Lenin chyba nie cieszyłby się popularnością:))

      Usuń
  2. Myślisz, że nawet środowiska lewicowe czytają bryki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze czytały:P Natomiast rodzinna fama mówi, że cioteczny dziadek, który był księdzem, Lenina czytał i dzięki temu zapędzał w kozi róg gminnych sekretarzy:PP

      Usuń
    2. Sprawdzona metoda świadków Jehowy w wersji odwróconej:).

      Usuń
    3. Dzięki temu wujek-dziadek zasłynął jako skuteczny budowniczy nowych kościołów:P

      Usuń