J. I. Kraszewski, Sto diabłów. Mozaika z czasów Sejmu Czteroletniego
(Dzieła J. I. Kraszewskiego: powieści historyczno – obyczajowe : Czasy Stanisława Augusta) Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1982
Nie jestem na tyle obeznana w twórczości J. I. Kraszewskiego ( zaledwie dwie książki wcześniej przeczytałam), by stwierdzić, że ta powieść jest słabsza, czy gorsza, ale przyznam, że jej czytanie szło mi jak po grudzie – bardzo opornie. Może też dlatego, że jakoś bliżej mnie ten okres historii nie interesuje, poprzestaję na podstawowych faktach, a sama fabuła jakoś mnie nie wciągnęła, choć nudna nie była, wręcz przeciwnie- wartko się akcja toczyła. Mam jednak wrażenie, że to nie był mój czas na taką prozę, a sama w sobie zasługuje na obiektywną ocenę i docenienie.
Wehikuł czasu przenosi nas do Warszawy końca XVIII-ego wieku
Zaczęło się od salonowej sceny - dwie przyjaciółki: trzpiotka Gietta (Ludwika)) i poważna Nina (Antonina), czyli starościna i kasztelanowa, umawiają się na tajną wizytę u jasnowidza. Następnie pojawia się zabiegany pan starosta, który pośród licznych spotkań towarzyskich i na sesję sejmową się wybiera. Zatem już od początku widoczne mamy połączenie warstwy obyczajowej z historyczną, fikcyjnej z prawdziwą- wszak to czasy obrad Sejmu Wielkiego, które zaowocowały uchwaleniem Konstytucji 3 Maja.
Zaczęło się od salonowej sceny - dwie przyjaciółki: trzpiotka Gietta (Ludwika)) i poważna Nina (Antonina), czyli starościna i kasztelanowa, umawiają się na tajną wizytę u jasnowidza. Następnie pojawia się zabiegany pan starosta, który pośród licznych spotkań towarzyskich i na sesję sejmową się wybiera. Zatem już od początku widoczne mamy połączenie warstwy obyczajowej z historyczną, fikcyjnej z prawdziwą- wszak to czasy obrad Sejmu Wielkiego, które zaowocowały uchwaleniem Konstytucji 3 Maja.
Tytułowe diabły pojawiają się na reducie, czyli balu maskowym u Radziwiłłów. To nie tylko gromada swawolnych przebierańców, ale i tajne stowarzyszenie młodzieniaszków, którzy strasząc i demaskując sieją grozę w towarzyskich kręgach. Nie tylko oni mącą wodę. Kij w mrowisko wsadził kniaź Konstanty Korjatowicz - Kurcewicz – zubożały szlachcic, publicznie wytykając szlachcie, że się sama do zguby przywiodła, jak pasożyt na Rzeczpospolitej żerując, i do cnoty nawoływał Z okazji zbliżających się wyborów parlamentarnych pozwolę sobie zacytować fragmencik:
„Diabli nas wezmą, mości panowie, bośmy na to pracowali usilnie, aby nas wzięli. Obejrzyjmy się i uderzmy się w piersi, cośmy to warci? Co robimy? Udajemy sensatów, patriotów, ministrów, a z nas próżniaki, niedołęgi i rozpustniki. Mało co umiemy, nie robiemy nic, gnijemy na pniu. Nie mamy się co okłamywać (…)
Starzy piją i kłócą się, młodzież bawi się i szaleje, nie pracuje nikt. (...)”
Prawda w oczy kole – fakt. Poruszenie zrobiło się w całej stolicy, a ów odważny krytyk stał się, jakbyśmy to dziś powiedzieli, celebrytą...a próżna i pusta pani starościna zagięła na niego parol.... Na darmo jednak były wszelkie spiski i knowania, mimo kłopotów i tarapatów ( a działo się, ho ho! ) kniaź nie złamał kryształowego charakteru, pozostał ucieleśnieniem cnót wszelakich. Jako że nie znoszę streszczeń- poprzestanę na tych paru zdaniach i dodam kilka słów o formie powieści.
Podtytuł „mozaika” wskazuje, że to nie będzie typowy gatunek, a raczej splot różnych odmian, taki kolaż literacki. Rzeczywiście – po pierwsze mamy połączony materiał historyczny z obyczajowym, z akcentem na ten drugi, po drugie – wątki powieści sentymentalnej przeplatają się z powieścią awanturniczą, romans z sensacją. Do tego moralizatorskie komentarze narratora dotyczące ówczesnych stosunków społecznych, obyczajów, postaw. W całej mozaice dominuje część obyczajowa, wydarzenia i postaci historyczne są jakby na marginesie fikcyjnej akcji, ale pozwalają spiąć wszystko w całość. Opisy życia w tamtych czasach (bale, teatry, pojazdy itp.) wydają się być bardzo rzetelne, wiadomo przecież, że Kraszewski dbał o materiały źródłowe, dokumentalne, sięgał do pamiętników, kronik itp.
Diabły grasowały w Warszawie, sejm obradował, a Kraszewski to wszystko w mozaikę ułożył. Historię zostawił we tle, a perypetie bohaterów i ówczesny styl życia na pierwszy plan wysunął. Dowartościowania książki uprzejmie się doprasza.
Myślę, że warto spędzić ze „Stu diabłami” trochę czasu. Mi jakoś było z nimi nie po drodze, ale to wyznacznikiem dla innych być nie może. Spróbujcie przeczytać, a ja za jakiś czas zmierzę się z kolejnym dziełem JIK-a, może tym razem coś krótszego...
Widzę, że wchłonęłaś JIK-ową składnię:). Wydaje mi się, że rzeczywiście trudnośc w czytaniu mogła być wynikiem nieodpowiedniego czasu na lekturę. Bo z opisu brzmi całkiem, całkiem:).
OdpowiedzUsuńMoże teraz po prostu jakiś"obyczaj"?
Mam wrażenie, że ze mną jest jak z molierowskim panem Jourdain, który nie miał pojęcia, że mówi prozą - jeszcze jak JIK-a nie czytałam, jego składnią nieraz leciałam, całkiem o tym nie wiedząc.
OdpowiedzUsuńTo właśnie był "obyczaj", tylko widocznie czasy stanisławowskie mi nie odpowiadają. Teraz mam na oku - albo "Papiery po Glince" albo "Wielkiego nieznajomego".
a, ja właśnie skończyłam 'Hrabina Cosel' i jestem zaskoczona, że mimo archaicznego języka wciągnęła mnie ta powieść bez reszty! Fantastyczna lektura! I pewnie sięgnę po inne :)
OdpowiedzUsuńCzytaj dalsze części trylogii, ja w każdym razie mam takie plany - przeczytać trylogię saską, ale jak na razie czasu mi brak.
OdpowiedzUsuńAgnesto- to był jednak obyczaj historyczny:). W zwykłych często nie ma ani słowa o tym co się działo w kraju, a tu : Sejm Czteroletni, naprawa Rzeczypospolitej....
OdpowiedzUsuńZabiorę się zatem za zwykły obyczaj. Te "Papiery po Glince" to też czasy stanisławowskie...natomiast "Wielki nieznajomy" zapowiada się zwyczajnie ;-)
OdpowiedzUsuń