Okazuje się, że pisanie listów może być zmorą straszliwą. Wraca człowiek do domu zmęczony, marzy o ciepłej kolacyjce (na ruszcie dochodzi kaczka), spacerku i położeniu do łóżka zmęczonych kości, a tu masz babo placek - złośliwość losu może doświadczać okrutnie. W sieni pojawia się umyślny z listem i to listem nie od byle kogo, a od Podskarbiego. Cóż ma począć biedny, zmęczony Podkomorzy. Nie można zlekceważyć dostojnego korespondenta. Należy na list odpowiedzieć. A tymczasem przeszkodom nie widać końca.
Czytając nowelkę w pamięci mam wiersz Brzechwy „Pali się”. Podobnie, jak tam, tak i tutaj wszystko sprzysięga się przeciwko poczciwemu Podkomorzemu. Najpierw trzeba list przeczytać, a potem nań odpowiedzieć. Ba, ale to nie taka prosta sprawa, aby przeczytać trzeba światła, okularów i podnóżka, których dostarczyć może jedynie chłopak służebny. A że chłopaka nie ma, należy posłać po nieco dziewczynę z kuchni. Kiedy udaje się wreszcie wszystko zgromadzić w jednym miejscu i list przeczytać okazuje się, iż odpowiedź należy dać bezzwłocznie. A tu kolejna bieda, nie ma pani Podkomorzyny, a Podkomorzy nie od tego, aby myśli klecić, zdania składać, pisać. Następuje więc szukanie papieru, pióra, atramentu, w międzyczasie przypala się kaczka, atrament wylewa na papier, a od łapania myśli głowa pęka. Kiedy wiadomo, już na czym i czym pisać pojawia się pytanie co napisać. Pasmo udręczeń kończy konkluzja, jakie to nieszczęście żyć, w czasach, w których należy pisać listy.
A ja cóż, mogę napisać jedynie, jaka szkoda, że żyję w czasach, w których dla większości pisanie listów należy do zapomnianej przeszłości.
Poniżej ciekawy fragment dotyczący usług kurierskich.
Jest to postać przedpotopowa, dziś już zaginiona i z tradycji tylko znana, ale dawniej istnieli tacy ludzie, co przez całe życie sprawiali obowiązki posłańców, było to ich powołanie. Takiego: „umyślnego" poznać było można zaraz po fizjognomii. Człowiek to zwykle bywał śmiały, z ludźmi obyty, dróg świadomy, zahartowany na wszystko i chętnie przewożący różne wiadomości. Nie gardził on kieliszkiem w szynku i koń jego miewał zwyczaj nawet przed każdym się zatrzymywać proprio motu. Więksi panowie mieli takich bojarów wielu, szlachta wybierała zdolniejszych z włościan.
List, który zwykł był posłaniec przywozić, często do rąk własnych adresowany, zawijany był w szmatkę, trzymany za nadrą, niekiedy pod koszulą na gołym ciele, aby go czuł zawsze poseł, czasem zatykał się w baranią czapkę, między dwie jej ściany. Pismu niekiedy towarzyszyło ustne pozdrowienie i jaki dodatek słowny. Przyjmowano posłańca różnie, ale najczęściej i kieliszkiem, i miską. Czasem garść jaka i konikowi się dostała, który albo szedł do gościnnej stajni, lub drzemał u płotu.
List, który zwykł był posłaniec przywozić, często do rąk własnych adresowany, zawijany był w szmatkę, trzymany za nadrą, niekiedy pod koszulą na gołym ciele, aby go czuł zawsze poseł, czasem zatykał się w baranią czapkę, między dwie jej ściany. Pismu niekiedy towarzyszyło ustne pozdrowienie i jaki dodatek słowny. Przyjmowano posłańca różnie, ale najczęściej i kieliszkiem, i miską. Czasem garść jaka i konikowi się dostała, który albo szedł do gościnnej stajni, lub drzemał u płotu.
Zdjęcie - Piszący list Gabriel Metsu
Na szczęście gdzieniegdzie trafiają się relikty przeszłości (na przykład jam ci), które od czasu do czasu parają się epistolografią ;-)
OdpowiedzUsuńJak miło asindzka spotkać pokrewną duszę.
OdpowiedzUsuńNie podejrzewałam Kraszewskiego o takie poczucie humoru, bo jak mniemam wszystko ukazane jest prześmiewczo?
OdpowiedzUsuńJak najbardziej prześmiewczo :):):)
OdpowiedzUsuń