czwartek, 22 września 2011

65. "Brühl"


"Ludzie nie powinni wiedzieć dwóch rzeczy: jak się robi politykę i jak się robi kiełbasę"[1]. Nie jest wykluczone, że zabierając się do pisania "Brühla" Kraszewski znał to powiedzenie Bismarcka i postanowił dać czytelnikowi krótki przewodnik po kuchni politycznej w formie literackiej. Opisuje początek kariery Henryka Brühla (1700-1763), wieloletniego pierwszego ministra Saksonii za panowania Augusta III.
Poznajemy go najpierw jako 20-letniego pazia, który zaprzyjaźnia się z sekretarzem Augusta II, tylko po to, aby niedługo potem wbić nóż w plecy staremu pijaczynie i samemu zająć jego miejsce. Dziesięć lat później Brühl bryluje już jako sekretarz do spraw akcyzy (czyli szef ówczesnego urzędu skarbowego). W mistrzowski sposób unika mielizn w czasie, gdy następuje zmiana na tronie, po czym dochodzi do decydującego starcia - z faworytem Kurfürsta, Józefem Sułkowskim (notabene, biologicznym synem Augusta II). W tym celu zbroi się po zęby, poczynając od zmiany religii, a raczej równoległego wyznawania dwóch na raz (co ułatwia mu zdobycie zaufania księżnej Józefy z Habsburgów- żony Augusta) aż po wybór żony - podwójnie trudny, gdyż kandydatka miała jednocześnie pełnić funkcję kochanki szefa (Kurfürsta).
Lektura jest świetna w opisie wszystkich sztuczek, podstępów i nieczystych zagrań. Nie zszokowały mnie, gdyż wiem, że częścią składową warsztatu skutecznego polityka są trudne sojusze, zgniłe kompromisy, czasem wyrzucenie za burtę zbędnego balastu w postaci do niedawna ulubionego kolegi. Mówi się, że cel uświęca środki, jednak w którymś momencie Brühl przesadził, z prywatnych pobudek działając na szkodę swojego państwa. Ludzie często zajmują się się polityką często z egoistycznych względów, jednak dobrze, aby działali przy okazji w interesie zbiorowości, którą reprezentują. Ci, którzy połączą skuteczność z dbałością o dobro wspólne (choćbyśmy nawet się upierali, że jest ono formą "większego egoizmu"), nawet, jeśli przy okazji zadbają o dobro własne czeka zaszczytny tytuł mężów stanu. Dziwnym trafem o Brühlu nikt tak nie mówi:).

Odniesienia do współczesności? Niestety jest ich więcej, niż byśmy chcieli. Działalność, jaką uprawiał Brühl szczególnie dobrze pasuje do ustrojów o niskim stopniu aktywności obywatelskiej. Należy do nich monarchia absolutna (nie wiem, czy w Saksonii występowała w czystej formie) i niestety należy do nich nasza kulawa demokracja, a to przez to, że ze względu na dziedzictwo rozbiorów i komunizmu, wciąż mamy mentalność postkolonialną i nie mamy tendencji do kontrolowania władzy. Stąd tabun Brühlów poczynając od szczebla gminnego i powiatowego. Na szczęście - żaden z nich nie ma talentu pierwowzoru:).

Ciekawostką był dla mnie scenki z początków dziennikarstwa, a mianowicie niepokorny pismak obowożony za swe paszkwile przeciw władzy po mieście na ośle. Sceneria od czasów saskich jednak bardzo się zmieniła:).


[1] To luźna parafraza, zresztą większość polskich tłumaczeń powiedzenia Bismarcka brzmi nieco inaczej niż oryginał. Dokładna treść po niemiecku tutaj (pozycja 5).

3 komentarze:

  1. I takim to sposobem "Bruhl" uplasował się na drugim miejscu listy JIKowej przebojów. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tadam:). Czyli jednak wygrywa to, co jest najbardziej dostępne:).
    Prymat tylko w recenzjach, wiem o jednej osobie, która przeczytała Serafinę, ale ograniczyła się do komentarzy:).

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę wyznać, że "Stara baśń" naprawdę mi się podobała. Z tego, co przeczytałam, chodzi oczywiście o Kraszewskiego, to najlepsza powieść. "Bruhla" nie czytałam jeszcze, ale wszystko przede mną.

    OdpowiedzUsuń