We wtorek 19 kwietnia 1887 roku nasi pradziadkowie mogli przeczytać w krakowskim „Czasie” następującą notkę wspomnieniową:
„Śmierć Kraszewskiego to zniknienie z naszego horyzontu gwiazdy, której promienie rozchodziły się szeroko. A kiedy na naszym chmurnym horyzoncie ginie gwiazda po gwieździe, to jakiejż potrzeba mocy, żeby na ten widok nie ulec zwątpieniu!”.
Teraz fragment opisujący śmierć Jana III Sobieskiego z „Adama Polanowskiego, dworzanina króla Jegomości Jana III, notatek" :
„Król nie żył.
Było to mało co po zachodzie słońca, długiego czerwcowego dnia.
Co się potem u nas w Wilanowie działo, jak się zawieruszyło, nie podobna tego opisywać. (…)
Otóż dziwnym trafem w tę rocznicę, zaledwie król oczy zamknął, nadciągnęła chmura i rozpoczęła się ulewa z gradem i piorunami, z wiatrem takim, że zdawała się chcieć wszystko zburzyć i zniszczyć. W ogrodzie wilanowskim ze starych topoli kilka z korzeniami wyrwało, dachy pozrywało.
Zwłoki królewskie jeszcze nie tknięte leżały na łóżku, gdy nadciągnęła burza i przeraziła wszystkich. Piorun po piorunie waliły w Wisłę i w ogrodzie.
Strach nas jakiś ogarnął, żeśmy poklękali wszyscy modląc się zapłakani.
Królowę kobiety jej na rękach zaniosły pod kotarę...
Burzy tak gwałtownej mało kto sobie w życiu przypominał i nierychło przeciągnęła... Jeszcze się to przyczyniło do zamieszania w pałacu, bo do reszty głowy potracili wszyscy.”
Józef Ignacy Kraszewski w dniu pochówku żegnany był jako filar narodowego dziedzictwa, choć niejednokrotnie odtrącany i skazywany z powodu zarzutów politycznych. Jan III Sobieski odchodził w glorii zwycięstw i przywrócenia wiary w potęgę Rzeczpospolitej. Śmierć obu łączy klamra zwątpienia. Zwątpienia im współczesnych w to, co nastanie po ich odejściu.
Po lekturze 27. tomu z cyklu „Dzieje Polski” Bogdana Bolesławity (czyli naszego JIK-a) ocena narratora jest jedna: Adam Polanowski to arcywzór poczciwości. Wychowany bez ojca, mający doświadczenie ziemi i pracy na wsi awansuje i dostaje się do świty Jana III Sobieskiego (podówczas jeszcze hetmana). Na każdym etapie życia boryka się z klasycznymi dworskimi intrygami, jest świadkiem wojny z Turkami i widzi ostatnie chwile swojego umiłowanego władcy. Kiedy jednak przestaniemy mu na chwilę współczuć, zauważymy dosadnego, miejscami wręcz brutalnego obserwatora. Adam Polanowski, cały czas z uniżoną grzecznością sekretarza, relacjonuje zachowanie „ukochanej Marysieńki” czy jej dwórek, w tym wielkiej miłości sekretarza, Felisi. Polanowskiemu uczucie do Felicji nie przeszkadza w zimnym sprawozdaniu jej zagrywek, które doprowadzają w skrajnym przypadku do morderstwa.
Zepsucie i egoizm to część nieodłączna życia przy boku króla. Nie są to (na szczęście) uczucia dominujące w notatkach pana Adama. Kult, nieomal „zachłyśnięcie” się Sobieskim, jego geniuszem, mądrością i sprawiedliwością to chyba najbardziej porywające fragmenty z notatek – a przy tym nieodrealnione. Widzimy wielkiego wodza z pierwiastkiem boskości, ale i zmęczonego żądaniami ukochanej żony starszego człowieka. Widzimy zdolnego hetmana wybranego podczas sejmiku na króla, ale hetmana zaskoczonego, początkowo przerażonego tą decyzją. Widzimy genialnego stratega wojennego, przed którym nie mają tajemnic tureckie szyki bojowe, ale który lęka się tajemnic Boga. Wreszcie po śmierci żegnają go tłumy, tłumy kochających poddanych. Sobieski nie zazna jednak spokoju. Jego własny syn nie chce oddać czci i nie wpuszcza do zamku pochodu z jego trumną.
Polanowski to obserwator drobiazgowy. W jego notatkach można już dostrzec zaczątki technik naturalizmu. Kraszewski, który w Dziecięciu Starego Miasta uśmierca głównego bohatera „heroiczną kulą w pierś”, w Adama Polanowskiego… notatkach nie używa już eufemizmów i pisze piórem pana Adama w ten sposób:
„Pierwsza rzecz — poszedłem z Szaniawskim do szopy, gdzie trup był złożony. Ażem się wzdrygnął, lak haniebnie porąbany był. Oprócz głowy, z której mózg wyprysnął... twarz, ramiona miał posieczone... ale krew już dawno płynąć przestała i tylko skorupa czarnokrwawa go okrywała...
Z tego wnosić było można, iż jeszcze z wieczora został zamordowany...”
Daleko tu jeszcze chyba do determinizmu Zolowskiego, ale ewolucja takiego powieściopisarza jak Kraszewski to zjawisko zbyt ogromne, aby zamknąć go w ciasnych ramach dwóch-trzech prądów.
Wydanie, którym dysponuję, pochodzi z 1986 r. Graficzne opracowanie – niemal wzorcowe (na minus czerwony tytuł mieszający się z szarą mapą-tłem). Pozycja zawiera wiele ilustracji (ale nie w samym tekście, dzięki czemu uwaga podczas czytania gawędziarskich notatek nie jest zaburzona) przedstawiających Jana Sobieskiego, jego rodzinę, a nawet tureckich janczarów. Na uwagę zasługuje interesująca boczna, górna i kolorowa paginacja stron, w praktyce niezwykle wygodna do wyszukiwania numeru strony. Książkę dostałam za darmo – była przeznaczona do wycofania z księgozbioru pewnej biblioteki.
Recenzja autorstwa Agnieszki Kochańskiej z portalu Bookznami. Zdjęcia są własnością autorki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz