wtorek, 9 października 2012

147. Pułkownikówna


Przypadki litewskiej dziewicy

Józef Ignacy Kraszewski, Pułkownikówna, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1965.

Hej, piękne były czasy saskie. „Do białego dnia często w pocie czoła się weselono, zajadano, zapijano, rąbano, jednano, a czas schodził jak z bicza trzasł, najprzyjemniej. Człowiek się nie opatrzył, jak hulając aż nad brzeg grobu się zatoczył, przeżegnał, westchnął i poszedł spać z czystym sumieniem. Dobreż to były ludziska, a jakie czasy! Jakie czasy! Pesymizm, co nam żywot zatruwa, jeszcze się nie był narodził. Wołano: »Choć bieda, to hoc!« i »Jakoś to będzie!«”.
W tej to błogosławionej epoce w nowogródzkim powiecie żyła sobie panna, z dziewic litewskich najpiękniejsza, jak Wenus marmurowa zbudowana i pełna uroku, „co pociąga ku sobie i szaleć każe”. I szalała młodzież, a i stateczni jegomoście oczu oderwać od panny pułkownikówny Tekli Borkowskiej nie mogli, choć jaśniała jak słońce. Charakter miała jakoby taki, jak uroda – anielski, tylko mająteczek skromny, ale piękność za posag miała jej wystarczyć. I wyglądało na to, że wystarczy: kawalerowie jak muchy do miodu się zlatywali, i szaraczkowi, i wojewodzice słodkie słówka pannie Tekluni prawili. Ale żaden dość dobry się pannie nie wydawał, wciąż na większego królewicza czekała. No i los złośliwy zemścił się na grymaśnicy...
Akcja sobie meandruje, raz płynie szybciej, raz wolniej, raz mniej przewidywalna, raz bardziej, nie wychodzi jednak poza ramy dość konwencjonalnego romansu z przeszkodami. Wiele postaci jest papierowych, w tym główna bohaterka, która przedstawiana jest mało konsekwentnie i w miarę upływu czasu ujawnia na marmurowym ciele niepokojące i niemiłe skazy. Wszystko to rekompensuje innych galeria pysznych typów. Najciekawiej wypada księżna Barbara Radziwiłłowa, trzęsąca Litwą rozdawczyni łask i protekcji. Biada tym, którzy jak panie Borkowskie, narazili się wpływowej personie. Oprócz tego pomniejsze postacie: panna Jacenta Klecka, zaufana księżnej, czy pani pisarzowa Ryczakowa („Sznurowała usteczka i dla nadania im wdzięku, i dla pokrycia szczerbów, które czas w zębach powybijał”) i jej córka Agata, a także cała plejada konkurentów do ręki Tekli. Tło obyczajowe barwnie (czy muszę podkreślać mistrzowski styl?) nakreślone; z ironią odnosi się Kraszewski do przedstawicieli stanu szlacheckiego, pieczeniarzy, pieniaczy, opojów, żarłoków. Nie szczędzi detali: opisy imienin pani Borkowskiej albo trybu życia na dworze księżnej Barbary są znakomite. Pisarz nie skupia się tylko na życiu codziennym, piętnuje choćby przekupstwo trybunałów, gdzie trudno bywało o sprawiedliwość, a górę brał ten, kto miał możniejszego protektora. Spod sarkastycznego tonu Kraszewskiego zdaje się niekiedy przebijać pytanie: „Piliście, bawiliście się, sprzedawaliście wyroki – i do czego nas to doprowadziło?” Ale to tylko przebłyski, „Pułkownikówna” ma bowiem raczej ton satyryczny niż oskarżycielski. Mimo zaś słabości fabularnych to idealna książka dla wszystkich, którzy mieliby ochotę na lekką powieść w stylu bardzo retro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz