Po upadku powstania styczniowego sprawa założenia księgarni polskiej o szerokim asortymencie wydawniczym stała się jednym z ważniejszych problemów emigrantów. Wydawało się, że najpoważniejszym kandydatem na twórcę tej instytucji jest Józef Ignacy Kraszewski – chociażby z tego powodu, że posiadał wystarczające zasoby finansowe na rozpoczęcie działalności. Stało się jednak inaczej i 21 września 1864 roku otwarła swoje podwoje Księgarnia Luksemburska, której założycielem był najstarszy syn Adama Mickiewicza – Władysław.
Sławny pisarz poparł jednak wysiłki Władysława Mickiewicza i w założoną Księgarnię włożył bardzo wiele pracy i do samego końca wspomagał jej działania. W początkowym okresie swojej działalności firma skupiła się na pracach organizacyjnych i przygotowawczych, zawiązywaniu odpowiednich kontaktów i gromadzeniu asortymentu. Ogromną pomocą dla organizującej się księgarni były kontakty i znajomości Kraszewskiego, m.in. w styczniu 1865 roku skontaktował się pisarz z wydawcami na ziemiach polskich prosząc o katalogi w celu złożenia zamówień dla księgarni Mickiewicza. Zabiegi zostały ukoronowane sukcesem i przez cały okres swojej działalności Księgarnia Luksemburska wykorzystywała kontakty nawiązane dzięki Kraszewskiemu.
Przy księgarni działało również wydawnictwo które w latach 1865-70 opublikowało blisko 130 dzieł. Niestety niewątpliwy sukces edytorski nie szedł w parze z sukcesami ekonomicznymi. Pomimo pomocy wielu osób, w tym niestrudzonego Kraszewskiego wydawnictwa rozchodziły się bardzo źle. W swoich „Rachunkach” z 1869r. pisarz zanotował: „Fakt bolesny, a pełen znaczenia, że nowej korespondencji Mickiewicza [wydanej nakładem KL], owego wieszcza narodowego, o którego popioły tak się na Wawel dopominano… zaprenumerowano w Galicji… egzemplarz jeden. Kupienie książki uważa się tu za takie marnotrawstwo, iż myśl wcale nie przychodzi, aby je popełnić można”.[1]
Do tego dochodziła jeszcze niesolidność niektórych, zwłaszcza krajowych kontrahentów Księgarni. Kraszewski pomagał jak mógł, interweniował u znajomych księgarzy, wyciągał zaległe należności jednak widmo bankructwa nie oddalało się od Mickiewicza. Jakby tego było mało – wplątał się Mickiewicz (pośrednio niestety poprzez Kraszewskiego) w długotrwały proces z hrabiną Marią Czapską. Kraszewski sprzedał bowiem Mickiewiczowi rękopis (był jego prawnym właścicielem) „Próbek Historycznych” Henryka Rzewuskiego, ojca Czapskiej. Druk tego dzieła był zakazany przez carską cenzurę, a Czapska, będąca w wielkiej zażyłości z ambasadorem rosyjskim w Paryżu obawiała się, że publikacja książki ojca może te dobre stosunki zniszczyć. Sądy trwały ponad rok i chociaż Czapska w końcu musiała skargę wycofać to jednak było to ogromne obciążenie dla już i tak mocno nadwyrężonych finansów Mickiewicza.
Księgarnia Luksemburska przetrwała do roku 1889. Przez niemal cały okres jej działalności Kraszewski wspomagał Mickiewicza finansowo ale również, a może przede wszystkim, poprzez swoje kontakty wśród księgarzy i wydawców. Niejako w podziękowaniu przetłumaczył Mickiewicz na język francuski kilka powieści Kraszewskiego i wydał je w swoim wydawnictwie – można więc powiedzieć, że popularyzował naszego drogiego JIK-a wśród Francuzów.
A do rozlicznych talentów Kraszewskiego można bez problemu dopisać umiejętności handlowe:)
Bardzo ciekawy tekst!
OdpowiedzUsuńNie sądziłam, że do licznych zalet JIKa możemy dopisać talenty rzutkiego businessmana. :) Wygląda na to, że wszystko, w co się zaangażował Kraszewski, odnosiło sukces. :)
Był na pewno człowiekiem-instytucją i przypuszczalnie zasypywano go prośbami o wsparcie i interwencję w różnych sprawach. Mickiewicz miał dużo szczęścia. :)
Super, mało znany epizod. Władysława znałem głównie jako niestrudzonego strażnika pamięci tatusia, który wyczyścił gruntownie korespondencję i rękopisy:)
OdpowiedzUsuńA ja się kajam, że dopiero dzisiaj ta notka ujrzała światło dzienne, bo była obiecana jeszcze w czasie wakacji...
OdpowiedzUsuńTak jak gdzieś pisałam - moja praca magisterska nosi tytuł "Życie i działalność Władysława Mickiewicza", więc szkoda byłoby nie wykorzystać w zbożnym celu tego, było nie było, wybitnego dzieła;P
Słusznie, szczególnie że to smakowity epizod:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCiekawy tekst. I ciekawy temat magisterki.
OdpowiedzUsuńMickiewicz na zdjęciu chyba nieco starszy niż w czasach księgarni luksemburskiej...
Iza - zdecydowanie starszy... To jedno z jego ostatnich zdjęć, z lat 20 ubiegłego wieku.
OdpowiedzUsuńA temat akurat taki, bo mój promotor prof. (wtedy jeszcze dr) Henryk Żaliński jest specjalistą od historii Wielkiej Emigracji.