Po ponad czteromiesięcznej przerwie wracam do lektury cyklu "Dzieje Polski" Józefa Ignacego Kraszewskiego. Tak długa przerwa spowodowana była problemem natury, że tak to określę, technicznej. Nie mogłam bowiem zdobyć "Waligóry" czyli 9 tomu tego cyklu, a z drugiej strony uparłam się czytać po kolei. Na szczęście dzięki zaangażowaniu rodziny i znajomych udało mi się do rzeczonego tomu dotrzeć i oto dzisiaj szczęśliwie zakończyłam jego lekturę.
Tym razem autor skupił się na konflikcie pomiędzy książętami dzielnicowymi: krakowskim Leszkiem Białym, wrocławskim Henrykiem Brodatym i wielkopolskim Władysławem Laskonogim z jednej strony a mazowieckim Konradem (to ten od Krzyżaków), kaliskim Władysławem Odonicem i pomorskim Światopełkiem z drugiej. Czas akcji obejmuje nieco ponad rok, gdyż rozpoczyna się latem 1226 roku a kończy w listopadzie roku następnego tragicznym zjazdem w Gąsawie w czasie którego Leszek zostaje zamordowany, Henryk ciężko ranny a jedynie Laskonogiemu udaje się wyjść z niego bez większego uszczerbku. Gąsawa ostatecznie kończy okres senioratu - Leszek Biały był ostatnim księciem krakowskim, który miał, ograniczoną co prawda, władzę nad pozostałymi książętami piastowskimi.
Na tle intryg politycznych kreśli Kraszewski tragiczne dzieje fikcyjnego ziemianina Mszczuja Odrowąża, z racji ogromnej siły zwanego Waligórą, zdeklarowanego wroga wszystkiego co niemieckie, wdowca i ojca córek-bliźniaczek.
Do Białej Góry, będącej siedzibą Mszczuja, przybywa jego brat biskup Iwo Odrowąż (biskup w rzeczywistości miał brata, jednak nie znamy jego imienia) z żądaniem aby stary rycerz wybrał się z nim do Krakowa - Odrowążowie konkurują bowiem od wielu lat z rodem Jaksów o wpływy na dworze i o władzę. Mszczuj bardzo niechętnie opuszcza dom i córki ale nie potrafi odmówić bratu. Podczas jego nieobecności do gródka dostaje się dwóch rannych Niemców - ich spotkanie z Halką i Halą rozpoczyna ciąg dramatycznych wydarzeń...
To chyba najbardziej ponura i pozbawiona jakiejkolwiek nadziei powieść Kraszewskiego - losy prawie wszystkich bohaterów - i tych historycznych i tych fikcyjnych kończą się śmiercią lub klęską ich planów. W powieści mamy też bardzo niepochlebny obraz Kościoła tamtego okresu - hierarchowie, których wyrazicielem jest biskup Iwo nie widzą potrzeby zjednoczenia państwa, wręcz przeciwnie - w słabości władzy książęcej widzą dogodną sytuację dla siebie i tak naprawdę to oni rządzą krajem poprzez powolnych sobie książąt.
Kraszewski jak zwykle maluje w swojej powieści niezwykle dokładne tło obyczajowe - mamy m.in. obraz życia w gródku średniozamożnego ziemianina, sceny z życia codziennego we Wrocławiu, obyczaje panujące na dworze krakowskim, organizację obozu książęcego pod Gąsawą.
Również jeśli chodzi o bohaterów mamy ogromną różnorodność - butni Krzyżacy, okrutny Konrad Mazowiecki, nieudolny Laskonogi, sprawiedliwy ale słaby Leszek Biały, antyniemiecki Mszczuj (jego zachowanie było wręcz ksenofobiczne), rozpasany Jaszko Jaksa, święta księżna Jadwiga - można by wymieniać w nieskończoność...
Książkę pomimo, że niezwykle pesymistyczna w wymowie czyta się dosyć szybko, akcja jest wciągająca a opisy, jak to u Kraszewskiego, niezwykle plastyczne. Może nieco szokować podejście ówczesnych ludzi do spraw wiary - umartwienia graniczące z masochizmem, zamykanie w klasztorze osób zupełnie się do takiego życia nie nadających, nawracanie wg zasady "jeśli nie chce przyjąć chrztu to lepiej żeby zginął niż żył w bałwochwalstwie", śluby czystości pomiędzy małżonkami, nieograniczona wiara w moc relikwii - ale taki już był urok średniowiecza... I my ludzie XXI wieku raczej tego nie zrozumiemy.
W sumie te różnice mentalności sa właśnie ciekawe. Kraszewski raczej tez jej traktował jako egzotykę:).
OdpowiedzUsuńMnie bardzo zaskoczył ten pesymizm. Sądziłam, że wszystkie dzieła JIKa z definicji były krzepiące.
OdpowiedzUsuń