wtorek, 6 listopada 2012

160. Resurrecturi

Recenzja napisana i przysłana przez Jadwigę.



Resurrecturi

„Miasteczko, któreśmy tu Zawiechowem nazwali, a które mogłoby się zwać i inaczej, gdyby przyszło ściśle prawdy dochodzić – niezupełnie było podobnym do innych tego rodzaju małych miast okolicy. Była to niegdyś ekonomia królewska, w której z powodu bliskiego sąsiedztwa Białowieskiej Puszczy od kilku lat wystawiono dom, noszący niegdyś tytuł zamku. Przerabiano go w ciągu wieków, a gdy w końcu XVIII w. sprzedano ekonomią Horyszkom, mury te przerobione zostały na rodzaj pałacu...”[1]. W te malownicze rejony przenosi czytelnika powieść J. I. Kraszewskiego o intrygującym tytule Resurrecturi.

Kiedy za pośrednictwem powieści pierwszy raz odwiedzamy pałac w Zawiechowie, jest on właściwie ruiną. Zmarli ostatni jego właściciele: starosta Horyszko, jego syn oraz synowa. W zachowanej części mieszkalnej pałacu przebywa jeszcze starościna, której przyszło wychowywać troje osieroconych dzieci swego syna. Dwóch paniczów mieszka razem z babcią, najstarsza wnuczka wyjechała w poszukiwaniu pracy. Pozostały także dwie osoby z dawnej służby.

Starościna jest już starszą, schorowaną kobietą, „osobą wysokiego wykształcenia”, pilnującą resztek majątku, który jej mąż i syn „puścili z wiatrem” oraz dogadzającą „fantazjom” paniczów. Rodzina utrzymuje się z datków jedynego krewnego – siostrzeńca starościny Bolesława, czasem zaciąga kredyt u Żyda Szmula, ale i tak żyje na skraju nędzy. Dom prowadzi gospodarna klucznica Marianna Piotruska.

Młodzi panicze Henryk i Julian, osieroceni przed laty, nie poczuwają się do odpowiedzialności za utrzymanie rodziny. Kawalerowie bawią się, polują, do domu wracają po kilku dniach nieobecności. Na dodatek starszy, dwudziestoletni Henryk zakochał się z wzajemnością w bogatej pannie Hannie Sławczyńskiej, której ojciec wybrał już innego narzeczonego.

Starsza siostra Henryka i Juliana, Cecylia od sześciu lat przebywa poza domem, pracując jako guwernantka. Podróżując ze swoimi chlebodawcami, odwiedziła niektóre kraje europejskie. Pewnego dnia zawiadamia rodzinę listownie o swoim przyjeździe... Dlaczego wraca tak nagle? Jakie ma plany? Kim jest nieznajomy, oczekujący na jej przyjazd na stacji pocztowej?

Powieść na przykładzie losów przedstawicieli niewielkiej społeczności ukazuje funkcjonowanie XIX-wiecznego społeczeństwa klasowego. Akcja utworu powoli przenosi nas w nieistniejący obecnie, ale także, według niektórych już wówczas, świat dawnej szlachty („Szlachta!... nie ma już, mości dobrodzieju, szlachty!”[2]). Losy bohaterów ukazują różne sposoby postrzegania jej roli w społeczeństwie („Cóż szlachcic ma robić, jeśli do wojska nie pójdzie? Pobawią się, polatają, pożenią potem – no i będą gospodarowali”[3], ale także: „[Szlachta] Zdaje mi się, że ma powołanie przodowania, bo jest lepiej od innych klas społecznych wyposażoną. Ma tradycje, ma wykształcenie, ma inteligencją. Ponieważ dla ludzkości nadeszła epoka pracy, zatem my, szlachta, i tu przodem iść powinniśmy”[4]).

Poznajemy całą galerię postaci, wśród których są: „ostatni Horyszkowie na Litwie” (nawiązanie do Pana Tadeusza?); Bolesław – siostrzeniec starościny, marszałek guberni, wdowiec z trójką dzieci, bawidamek; Marek Drapacki – dziedzic Szerementowszczyzny; Sławczyńscy (on - „szlachcic-dorobkowicz”, jego elegancka żona z domu Motodłowska i córka Hanna), Mazurowicz, hrabia Alfred Sulejowski i jego żona po drugim mężu Zagłoba (?); Ratajewscy (on – „niegdyś dzierżawca, spekulant”, żona – Łucja Demler pochodząca ze zubożałej szlachty, lubiąca brylowanie na salonach); Ryngoldowie – stara litewska rodzina z tradycjami. Kolorytu środowisku dodaje obecność takich postaci jak: Żyd Szmul – handlarz, właściciel domu zajezdnego, jeden z nielicznych przyjaciół Horyszków, kapitan Pupart, pisarz sądowy Machczeńko, księża: kanonik i ksiądz wikary Kulebiaka, a także doktor Hordziszewski, Praski – ogrodnik, filozof-samouk, Marianna Piotruska – ostatnia klucznica Horyszków.

Pomiędzy bohaterami powieści, a nawet całymi rodzinami, powstają różne relacje. Rodzi się miłość, czasem trudna, bo zakazana tradycją; śledzimy rozwój negatywnych emocji, takich jak: zazdrość, zawiść, czy wreszcie nienawiść, prowadzące nieomal do tragedii; ale pojawia się także i przebaczenie – mimo wszystko.

Zagadkowy tytuł powieści Resurrecturi – można rozszyfrować jako „wskrzesić”. Zapytajmy zatem: „Co?”, a także: „Czy się uda?”. Nie będzie chyba nadużyciem, jeśli zasugeruję, że może chodzić o „wskrzeszenie”:
-miłości, od której trzeba uciekać i tej, za którą można nawet zabić;
-życiowej siły, którą trzeba wykrzesać z siebie, by móc pokonać zawiść, obelgi;
-etosu pracy;
-pamięci o przodkach;
-staropolskich i chrześcijańskich obyczajów;
-pałacu w Zawiechowie;
-Polski.

Dwutomową powieść Resurrecturi (301 s.) polecam czytelnikom, którzy lubią lekturę skłaniającą do refleksji, a także delektującym się opisami i powoli rozwijającą się akcją. Emocji nie brakuje, ale pojawiają się one, narastając stopniowo. Nie brak też sytuacji, wywołujących u czytelnika wzruszenie.

Moja ocena: 5/6.

Jadwiga
 

[1] J. I. Kraszewski, Resurrecturi, Kraków – Wrocław, Wydawnictwo Literackie, 1986, s. 23.
[2] Tamże, s. 31.
[3]
Tamże, s. 102.
[4]
Tamże, s. 187.

1 komentarz:

  1. Dziękujemy za znakomitą i jak zwykle dopracowywaną w najdrobniejszych szczegółach recenzję! Bardzo ciekawe interpretacje tytułu powieści.

    OdpowiedzUsuń