Resurrecturi
„Miasteczko, któreśmy tu
Zawiechowem nazwali, a które mogłoby się zwać i inaczej, gdyby przyszło ściśle
prawdy dochodzić – niezupełnie było podobnym do innych tego rodzaju małych
miast okolicy. Była to niegdyś ekonomia królewska, w której z powodu bliskiego
sąsiedztwa Białowieskiej Puszczy od kilku lat wystawiono dom, noszący niegdyś
tytuł zamku. Przerabiano go w ciągu wieków, a gdy w końcu XVIII w. sprzedano
ekonomią Horyszkom, mury te przerobione zostały na rodzaj pałacu...”[1].
W te malownicze rejony przenosi czytelnika powieść J. I. Kraszewskiego o
intrygującym tytule Resurrecturi.
Kiedy za pośrednictwem
powieści pierwszy raz odwiedzamy pałac w Zawiechowie, jest on właściwie ruiną.
Zmarli ostatni jego właściciele: starosta Horyszko, jego syn oraz synowa. W
zachowanej części mieszkalnej pałacu przebywa jeszcze starościna, której
przyszło wychowywać troje osieroconych dzieci swego syna. Dwóch paniczów
mieszka razem z babcią, najstarsza wnuczka wyjechała w poszukiwaniu pracy.
Pozostały także dwie osoby z dawnej służby.
Starościna jest już
starszą, schorowaną kobietą, „osobą wysokiego wykształcenia”, pilnującą resztek
majątku, który jej mąż i syn „puścili z wiatrem” oraz dogadzającą „fantazjom”
paniczów. Rodzina utrzymuje się z datków jedynego krewnego – siostrzeńca
starościny Bolesława, czasem zaciąga kredyt u Żyda Szmula, ale i tak żyje na
skraju nędzy. Dom prowadzi gospodarna klucznica Marianna Piotruska.
Młodzi panicze Henryk i
Julian, osieroceni przed laty, nie poczuwają się do odpowiedzialności za
utrzymanie rodziny. Kawalerowie bawią się, polują, do domu wracają po kilku
dniach nieobecności. Na dodatek starszy, dwudziestoletni Henryk zakochał się z
wzajemnością w bogatej pannie Hannie Sławczyńskiej, której ojciec wybrał już
innego narzeczonego.
Starsza siostra Henryka i Juliana, Cecylia od
sześciu lat przebywa poza domem, pracując jako guwernantka. Podróżując ze
swoimi chlebodawcami, odwiedziła niektóre kraje europejskie. Pewnego dnia zawiadamia
rodzinę listownie o swoim przyjeździe... Dlaczego wraca tak nagle? Jakie ma
plany? Kim jest nieznajomy, oczekujący na jej przyjazd na stacji pocztowej?
Powieść na przykładzie
losów przedstawicieli niewielkiej społeczności ukazuje funkcjonowanie
XIX-wiecznego społeczeństwa klasowego. Akcja utworu powoli przenosi nas w
nieistniejący obecnie, ale także, według niektórych już wówczas, świat dawnej
szlachty („Szlachta!... nie ma już, mości dobrodzieju, szlachty!”[2]).
Losy bohaterów ukazują różne sposoby postrzegania jej roli w społeczeństwie
(„Cóż szlachcic ma robić, jeśli do wojska nie pójdzie? Pobawią się, polatają,
pożenią potem – no i będą gospodarowali”[3],
ale także: „[Szlachta] Zdaje mi się, że ma powołanie przodowania, bo jest
lepiej od innych klas społecznych wyposażoną. Ma tradycje, ma wykształcenie, ma
inteligencją. Ponieważ dla ludzkości nadeszła epoka pracy, zatem my, szlachta,
i tu przodem iść powinniśmy”[4]).
Poznajemy całą galerię
postaci, wśród których są: „ostatni Horyszkowie na Litwie” (nawiązanie do Pana
Tadeusza?);
Bolesław – siostrzeniec starościny, marszałek guberni, wdowiec z trójką dzieci,
bawidamek; Marek Drapacki – dziedzic Szerementowszczyzny; Sławczyńscy (on -
„szlachcic-dorobkowicz”, jego elegancka żona z domu Motodłowska i córka Hanna),
Mazurowicz, hrabia Alfred Sulejowski i jego żona po drugim mężu Zagłoba (?);
Ratajewscy (on – „niegdyś dzierżawca, spekulant”, żona – Łucja Demler
pochodząca ze zubożałej szlachty, lubiąca brylowanie na salonach); Ryngoldowie
– stara litewska rodzina z tradycjami. Kolorytu środowisku dodaje obecność
takich postaci jak: Żyd Szmul – handlarz, właściciel domu zajezdnego, jeden z
nielicznych przyjaciół Horyszków, kapitan Pupart, pisarz sądowy Machczeńko,
księża: kanonik i ksiądz wikary Kulebiaka, a także doktor Hordziszewski, Praski
– ogrodnik, filozof-samouk, Marianna Piotruska – ostatnia klucznica Horyszków.
Pomiędzy bohaterami
powieści, a nawet całymi rodzinami, powstają różne relacje. Rodzi się miłość,
czasem trudna, bo zakazana tradycją; śledzimy rozwój negatywnych emocji, takich
jak: zazdrość, zawiść, czy wreszcie nienawiść, prowadzące nieomal do tragedii;
ale pojawia się także i przebaczenie – mimo wszystko.
Zagadkowy tytuł powieści Resurrecturi
– można rozszyfrować jako „wskrzesić”. Zapytajmy zatem: „Co?”, a także: „Czy
się uda?”. Nie będzie chyba nadużyciem, jeśli zasugeruję, że może chodzić
o „wskrzeszenie”:
-miłości, od której
trzeba uciekać i tej, za którą można nawet zabić;
-życiowej siły, którą
trzeba wykrzesać z siebie, by móc pokonać zawiść, obelgi;
-etosu pracy;
-pamięci o przodkach;
-staropolskich i
chrześcijańskich obyczajów;
-pałacu w Zawiechowie;
-Polski.
Dwutomową powieść Resurrecturi
(301 s.) polecam czytelnikom, którzy lubią lekturę skłaniającą do
refleksji, a także delektującym się opisami i powoli rozwijającą się akcją.
Emocji nie brakuje, ale pojawiają się one, narastając stopniowo. Nie brak też
sytuacji, wywołujących u czytelnika wzruszenie.
Moja ocena: 5/6.
Jadwiga
Dziękujemy za znakomitą i jak zwykle dopracowywaną w najdrobniejszych szczegółach recenzję! Bardzo ciekawe interpretacje tytułu powieści.
OdpowiedzUsuń