Rozbicie dzielnicowe w Polsce to okres, kiedy władza centralna zostaje osłabiona (czasami wręcz zanika) natomiast w siłę i znaczenie rośnie rycerstwo. I od rycerstwa coraz częściej zależy kto ma władzę (lub jej pozory) i mieszka na wawelskim wzgórzu.
Kolejna książka J.I. Kraszewskiego pt. "Stach z Konar" opowiada o takiej właśnie sytuacji kiedy to rycerstwo ziemi krakowskiej zrzuca z tronu krakowskiego Mieszka III Starego a powołuje nań jego młodszego brata Kazimierza, któremu historia nada później przydomek Sprawiedliwego.
Kim jest tytułowy Stach z Konar? Otóż trafiłam gdzieś na anegdotę związaną z Kazimierzem Sprawiedliwym - lubił on ponoć grywać w kości o wysokie stawki. Pewnego razu jeden z jego rycerzy przegrał do władcy potężną sumę pieniędzy i w rozpaczy zafundował swojemu księciu prawy prosty... Po niewczasie opamiętał się co zrobił i uciekł. Kiedy go odnaleziono i doprowadzono do Kazimierza zamiast spodziewanego wyroku śmierci otrzymał przebaczenie i nagrodę za to, że uświadomił księciu, że władca nie może powierzać żadnych spraw przypadkowi.
Ta anegdota stała się podstawą stworzenia postaci Stacha - z tym, że tutaj otrzymuje on co prawda przebaczenie lecz zostaje wygnany. Wraca jednak i pod przybranym nazwiskiem stara się chronić księcia i robi wszystko aby doprowadzić do objęcia przez Kazimierza tronu krakowskiego.
Akcja książki rozpoczyna się wiosną 1177 roku kiedy to rycerstwo małopolskie pod wodzą wojewody Szczepana Pobożanina (przydomek pochodzi od nazwy herbu Pobóg) i biskupa Gedki z rodu Gryfitów powstaje przeciwko władzy zwierzchniej trzeciego z kolei syna Bolesława Krzywoustego - Mieszka. Kraszewski opisuje go jako zawziętego okrutnika, którego urzędnicy na czele z wielkorządcą Kietliczem łupią tak rycerstwo jak i kmieciów, planującego nawet podporządkowanie sobie duchowieństwa. Jego przeciwieństwem jest książę sandomierski Kazimierz - człowiek cichy, bogobojny (chociaż wrażliwy na niewieście wdzięki), miłujący księgi i uczone dysputy. Tego to człowieka postanawiają osadzić na tronie zbuntowani ziemianie. Kazimierz wzbrania się jak może przed tym niechcianym zaszczytem, ukrywa się w klasztorze w Sulejowie a kiedy już zostaje odnaleziony to trzeba go do Krakowa transportować niemal na siłę a po dotarciu tam jego otoczenie nie spuszcza go z oka aby czasem nie uciekł.
Kraszewski w opisie braci i stosunków między nimi opierał się na kronice Wincentego Kadłubka, który żył współcześnie do opisywanego konfliktu, jednak będąc związanym z kancelarią Kazimierza Sprawiedliwego jest źródłem conajmniej wątpliwym jeśli chodzi o obiektywizm. Prawda jak to najczęściej bywa w takich wypadkach jest gdzieś pośrodku - ani Mieszko nie był takim wcieleniem zła ani Kazimierz aniołem w ludzkiej skórze...
"Stach z Konar" to największa objętościowo książka Kraszewskiego z jaką spotkałam się do tej pory. I wydaje mi się, że niektóre opisy są zbyt długie a kilka scen mógł sobie autor spokojnie darować - skróciłoby to książkę o ok. 1/3 - wersja którą ja czytałam to ponad 600 stron formatu B5 z bardzo drobnym drukiem...
Aczkolwiek gwoli sprawiedliwości przyznać trzeba, że akcja jest dosyć wartka a i bohaterowie też ciekawi. I przy okazji bohaterów przyszło mi do głowy coś takiego: mam wrażenie, że naszemu drogiemu JIK-owi jakaś kobieta mocno dopiekła w czasie gdy pisał tę książkę. Różne bowiem niewieście portrety znam z jego dzieł, ale tak zdecydowanie negatywnej postaci jak Dorota z Tęczyna jeszcze nie spotkałam. Jeśli dodamy do tego szereg nadzwyczaj niepochlebnych uwag o rodzie niewieścim w ogóle to wnioski nasuwają się same...
Anegdota o grze w kości to oczywiście Mistrz Wincenty zw. Kadłubkiem: "Ktoś zaprosił [...] księcia do pojedynku w kości. Schodzą się, zaczynają walczyć. W środku leży stawka za zwycięstwo, ogromna ilość srebra. Chwieje się przez jakiś czas los walki i waha. A gracz ów w strachu wzdycha i drży, cały oszołomiony pośród nadziei i obawy, całkiem oddech wstrzymawszy, aż wreszcie ostatni rzut rozstrzyga los pojedynku i wyrokuje o zwycięstwie księcia."
OdpowiedzUsuńBiorąc pod uwagę wysoce budujący morał stawiałam na Wincentego (którego Kraszewski wielce pochlebnie w książce przedstawił) ale ponieważ nie miałam pewności to wolałam zostawić historię bez autora...
OdpowiedzUsuńWincenty fajny był, może troche za dużo moralizował:)
OdpowiedzUsuńMoze Dorota z tenczyna byla pochodzenia niemieckiego? I stąd ta niechęć?
OdpowiedzUsuńIza - a skądże, Polka z jednego z najstarszych polskich rodów - Tęczyn (zwany również Tenczynem) był własnością Toporczyków.
OdpowiedzUsuńPoza tym cała książka pełna jest uwag na temat niewiast: ich rozumu (a właściwie braku takowego), moralności (j.w.) i ogólnie ich roli w społeczeństwie (żadnych praw, wolności - tylko obowiązki)...
Nawet jak na średniowieczne standardy Kraszewski zdecydowanie "przegina":(
A ja chyba wiem, skąd ten antyfeminizm: otóż z Wincentego Kadłubka, któren o płci niewieściej miał nader niskie mniemanie:D Femina raro bona, sed quae bona, digna corona, zwykł powtarzać po starożytnych szowinistach: "Kobieta rzadko dobra, a która dobra - korony godna":))
OdpowiedzUsuńGlad to meet you!
OdpowiedzUsuń