niedziela, 7 sierpnia 2011

44. Dziadunio


Dobrej powieści nie zaszkodzi nawet tytuł

Na „Dziadunia” trafiłam zupełnie przypadkowo. Kilka postów wcześniej pisałam, jak zamiast „Dziennika Serafiny” wypożyczyłam w końcu Adę. „Dziadunia” wzięłam z bibliotecznej półki też przez przypadek. Był bowiem podpisany przez nieuważnego bibliotekarza i na obwolucie jako „Dzienniki Serafiny”. Jak już tytuł na grzbiecie się zgadzał, nie szukałam głębiej i dopiero w domu odkryłam, że jestem znów dumną posiadaczką nie tego co trzeba;-) Jeśli wzięłabym pod uwagę dość zniechęcający tytuł (choć to pewnie zależy, jakiego kto miał dziadka), z pewnością nie przeczytałabym tej pozycji. Jednak tytułowy dziadunio, a raczej Dziadunio, tak bowiem o nim mówi szlachecka okolica, to nie zramolały starzec, dręczący rodzinę swoimi częstokroć urojonymi chorobami i samotnością, lecz głowa rodu, całkiem dobrze rozgarnięta, nie napiszę – jak na swoje lata – gdyż rozumem życiowym przewyższa niejednego młodzieniaszka, a i wielu światowych panów, kręcących się przy majątku Dziadunia. Gdyby Dziadunio żył współcześnie, pewnie byłby członkiem miejscowego establishmentu, powiedzmy biznesmenem na emeryturze.
 Powieść jest z morałem , przy czym to druga książka Kraszewskiego, po którą sięgnęłam i druga, z której wynika, że należy słuchać się starszych, a dobrze się na tym wyjdzie. Były to bowiem jeszcze czasy, gdy starsze pokolenie przekazywało młodszemu mądrość życiową i rzeczywiście miało coś do przekazania. Znów autor daje wyraz przekonaniu, że niewłaściwie wybrana miłość do kobiety prowadzi do zguby, przy czym rodzice, bądź Dziadunio, jak w tej powieści, wiedzą co mówią, gdy nie są zadowoleni z wybranki. Dziadunio jednak, w przeciwieństwie do ojca z „Ady”, działa nie metodą pogadanek czy tak zwanego trucia nad głową, lecz przyzwala, a jednocześnie delikatnie próbuje nakierować, choć znów okazuje się, że serce nie sługa i katastrofa gotowa.
Dziadunio wyprzedza też o kilka epok kryminologów, CSI Miami mogłoby się schować, jeśli chodzi o prowadzone przez Dziadunia śledztwo, który w XIX wieku bez wszystkich kryminalistycznych bajerów…ale tego nie napiszę, bo być może ktoś zdecyduje się przeczytać sam, do czego szczerze zachęcam. Dodatkowo ciekawy jest wątek niemiecki, gdyż było to w czasach, w których nikt o poprawności politycznej nie słyszał. Kiedy Niemcy podają gościom poczęstunek składający się z kawy i sucharków, jeden z bohaterów myśli tak: „Że w tej chwili kultura germańska wydała się Szymborowi fatalnie zacofaną, nie ulega wątpliwości. Na horyzoncie nie było ani cienia mięsa, ani solidniejszego posiłku. Kawa, cieniuchna kawa ze starym mleczkiem wyglądającym na zabieloną wodę. Tylko zakochany lub zakochać się pragnący mógł się takim przyjęciem zadowolić.”

Dodam, że tłem powieści są przygotowania do powstania, jednak tak subtelnie naszkicowane, że nawet ja byłam w stanie nie opuszczać opisów historycznych, co często mi się zdarza. Słowem niespodziewanie dobra powieść, pod mało „apetycznym” tytułem:)
Ps. zamiast kolejnej okładki, dworek (autorstwa mojej Siostry), którym Dziadunio, jako zwolennik tradycji, z pewnością by nie wzgardził:)
Moja ocena 5/6

7 komentarzy:

  1. O większe czcionki proszę, by nosem o monitor nie trzeć :-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałam się podpisać: babunia :-)))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Zainteresował mnie ten wątek kryminalny, gdyż w "Sprawie kryminalnej' chłopakom nieco do CSI brakowalo:). Najwyraźniej dziadunio to chodzący omnibus:). Fragment o naszych zachodnich sąsiadach mie rozczulił;).

    OdpowiedzUsuń
  4. Izydorze i tak wybrałam jeden z łagodniejszych, ale oddaje im też prawdę, w niemieckim gospodarstwie wszystko jest na tip top, każda grządka wykorzystana

    OdpowiedzUsuń
  5. A miałąm sobie już chwilowo dac spokój z Kraszewskim:). Pani wie, jak zachęcić (przynajmniej mnie:)).

    OdpowiedzUsuń
  6. nie bardzo wiem o co chodzi z czcionką, mnie się wyświetla normalnie:))

    OdpowiedzUsuń