niedziela, 7 sierpnia 2011

45. Dzieje Polski. Tom V - "Boleszczyce"


O konflikcie pomiędzy królem Bolesławem Śmiałym a biskupem Stanisławem ze Szczepanowa słyszał każdy kto choć trochę uważał na lekcjach historii. Kto był bardziej uważny i ma przy okazji dobrą pamięć będzie zapewne wiedział, że w tym samym czasie podobny konflikt toczył się na linii papież Grzegorz VII - cesarz Henryk IV, a szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną raz na drugą stronę. W ostatecznym rozrachunku więcej szczęścia miał cesarz...
Kulisy polskiego konfliktu o władzę oraz jego skutki są tematem kolejnego tomu "Dziejów Polski" Kraszewskiego, który nosi tytuł "Boleszczyce".

Akcja książki rozpoczyna się w momencie, kiedy konflikt osiąga już swoje apogeum. Bolesław wrócił już z wyprawy kijowskiej i krwawo rozprawił się z rycerzami, którzy zdezerterowali do domów oraz z niewiernymi małżonkami też. Biskup, który wystąpił w ich obronie staje się automatycznie najlepszym kandydatem na przywódcę niezadowolonych. Początkowo Stanisław stara się wpłynąć na króla używając swojego autorytetu i grożąc klątwą kościelną. Bolesław nie zmienia swojego postępowania, wręcz jakby na złość biskupowi dopuszcza się kolejnych występków. Większość królewskiej drużyny przechodzi na stronę buntowników a przy władcy zostają tylko ci najbardziej oddani - młódź rycerska, nie posiadająca majątków, licząca, że przy wojowniczym władcy uda im się czegoś dorobić. Prym wśród tej grupy zwanej Boleszczycami wiedzie pięciu braci z rodu Kaniowych. Boleszczyce pozostali wierni do końca - po zabójstwie biskupa Stanisława udają się z Bolesławem na wygnanie na Węgry a do kraju wracają dopiero po jego śmierci.
W powieści jest również wątek romansowy - Bolesław uwodzi piękną Krystę, żonę rycerza Mścisława z Bużenina, który z kolei nie cofnie się przed niczym aby wiarołomną małżonkę odzyskać...

Ta powieść różni się nieco pod względem konstrukcyjnym od poprzednich w cyklu. O ile w poprzednich tomach (a i w następnych, które czytałam też) większość tekstu stanowią opisy o tyle w wypadku tej książki mamy równowagę, a nawet nieznaczną przewagę dialogu. Dodaje to powieści dynamiki i dramatyzmu - wygląda jakby w tym wypadku Kraszewski skłaniał się wręcz ku formom teatralnym.

Powieść oczywiście ma swoje umocowanie w źródłach historycznych (które nawiasem mówiąc nie przekazują jakiegoś bardzo obiektywnego obrazu konfliktu) i jak to przeważnie u Kraszewskiego bywa autor trzymał się prawdy historycznej, zamieścił w tekście powieści wiele anegdot dotyczących króla i biskupa, jednak odniosłam wrażenie, że od początku i bardzo wyraźnie zaznaczył po czyjej stronie jest jego sympatia i, przyznam, że to mi się niespecjalnie podobało. Król przedstawiony jest jako bezwzględny despota i okrutnik, biskup jako święty bez wad. 
Jednak prawda nie była taka czarno-biała... 


No, ale zaczynam tworzyć wykład zamiast recenzji... Książka bardzo dobra, wg opinii tych, którzy przeczytali całość cyklu jedna z najlepszych. Mam nadzieję, że spodoba się Wam tak samo jak mnie:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz