"-
A waćpan bredzisz! - oburzył się poczciwy Zdanowicz - chorujesz na
rozum... o, to cała bieda, jak ty czego nie rozumiesz, to dla ciebie już
sensu nie ma. Ja mówiłem od początku, że nam tu nic nie dokazać, niech
sobie zjeżdża sąd, niech ześlą komisję i niech głowy łamią. Nasza rzecz
fakt zapisać i donieść.
- Toć nie sztuka - rozśmiał się Małejko - a panu by to nie było przyjemnie, żeby my pokazali przecie, że też coś umiemy... i że potrafim dojść wątku, choćby najmocniej zaplątanego... Toć choć poprobujmy."1
Powieść zaczyna się jak dobra gawęda, wskazując na wyjątkowość opowiadanego zdarzenia: "Jak najstarszych ludzi pamięć sięgała, nigdy jeszcze nic podobnego nie trafiło się na kilkadziesiąt mil wokoło." A wszystko zdarzyło się w latach dwudziestych XIX wieku na Wołyniu, bo o sprawie orygowieckiej rozmawiano w okolicznych majątkach, a nawet w Dubnie i Łucku. Kraszewski kreśli obrazek obyczajowy z życia szlachty prowincjonalnej, dla której pojawienie się nowego sąsiada staje się tematem rozmów, plotek, dociekań, obserwacji a potem spowszednienia tematu. Tymczasem sam bohater zamieszania towarzyskiego, Daniel Tremmer, który nabył Orygowce, wyciągnął je z zadłużenia i uczynił majątkiem dochodowym, mimo że "łyk, skartabellat, mosanie, i luter w dodatku", a więc obcy, bo z Królestwa, w dodatku ewangelik i szlachcic w pierwszym pokoleniu, zyskuje po pewnym czasie uznanie okolicznych ziemian. Załatwienie spornych spraw ziemskich z najbliższymi sąsiadami oraz częste odwiedziny u prezesa Boromińskiego skłaniają do obserwacji jego zamiarów w stosunku do córki sąsiada, panny Leokadii, która jakoś często odprawiała starających się o jej rękę. Wkrótce dochodzi do zdarzenia dziwnego, niepokojącego, kryminalnego. Daniel Tremmer znika, są ślady włamania, odnaleziono chusteczkę ze śladami krwi i paryską rękawiczkę. Zostały podjęte czynności śledcze, które nie dały odpowiedzi na nurtujące pytanie: Było morderstwo albo nie było? W powieści następuje kolejny zwrot akcji oraz zmiana miejsca, a następne zdarzenie niepokojąco połączy się z wydarzeniem wołyńskim.
- Toć nie sztuka - rozśmiał się Małejko - a panu by to nie było przyjemnie, żeby my pokazali przecie, że też coś umiemy... i że potrafim dojść wątku, choćby najmocniej zaplątanego... Toć choć poprobujmy."1
Powieść zaczyna się jak dobra gawęda, wskazując na wyjątkowość opowiadanego zdarzenia: "Jak najstarszych ludzi pamięć sięgała, nigdy jeszcze nic podobnego nie trafiło się na kilkadziesiąt mil wokoło." A wszystko zdarzyło się w latach dwudziestych XIX wieku na Wołyniu, bo o sprawie orygowieckiej rozmawiano w okolicznych majątkach, a nawet w Dubnie i Łucku. Kraszewski kreśli obrazek obyczajowy z życia szlachty prowincjonalnej, dla której pojawienie się nowego sąsiada staje się tematem rozmów, plotek, dociekań, obserwacji a potem spowszednienia tematu. Tymczasem sam bohater zamieszania towarzyskiego, Daniel Tremmer, który nabył Orygowce, wyciągnął je z zadłużenia i uczynił majątkiem dochodowym, mimo że "łyk, skartabellat, mosanie, i luter w dodatku", a więc obcy, bo z Królestwa, w dodatku ewangelik i szlachcic w pierwszym pokoleniu, zyskuje po pewnym czasie uznanie okolicznych ziemian. Załatwienie spornych spraw ziemskich z najbliższymi sąsiadami oraz częste odwiedziny u prezesa Boromińskiego skłaniają do obserwacji jego zamiarów w stosunku do córki sąsiada, panny Leokadii, która jakoś często odprawiała starających się o jej rękę. Wkrótce dochodzi do zdarzenia dziwnego, niepokojącego, kryminalnego. Daniel Tremmer znika, są ślady włamania, odnaleziono chusteczkę ze śladami krwi i paryską rękawiczkę. Zostały podjęte czynności śledcze, które nie dały odpowiedzi na nurtujące pytanie: Było morderstwo albo nie było? W powieści następuje kolejny zwrot akcji oraz zmiana miejsca, a następne zdarzenie niepokojąco połączy się z wydarzeniem wołyńskim.
Powieść
z 1872 roku uważa się za pierwszy polski utwór wprowadzający gatunek
kryminalny tak popularny w innych krajach europejskich. Jest tajemnicze
zniknięcie i podejrzenie morderstwa i rabunku, pojawia się pierwszy
detektyw, który wie, jakie czynności śledcze należy podjąć - zabezpiecza
dowody, przesłuchuje świadków, obserwuje zachowania, dedukuje. Jednak
mimo wyboru motywu kryminalnego prowadzącego akcję, autor skłania się
równocześnie ku rozbudowie wątku społeczno-obyczajowego, który wysuwa
się na plan pierwszy. Spotykamy się ze sposobami gospodarowania w
majątkach ziemskich, stosunkiem do innowierców jako sąsiadów i
kandydatów na mężów, "pewną nieśmiałością" i nieudolnością w dążeniu do
szczęścia osobistego, rozwija wątek romansowy. Kompozycja powieści
znawców kryminałów może irytować.
Współczesny
czytelnik, który nie jest obyty ze słownictwem sprzed niemal dwóch
wieków, może się do niej zniechęcić, ale gdy tego nie zrobi, cierpliwość
będzie nagrodzona ciekawymi obserwacjami językowymi.
______________________
Józef Ignacy Kraszewski, Sprawa kryminalna. Powiastka, wyd. II, s. 188, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław 1987.
1 Tamże, s. 29.
______________________
Józef Ignacy Kraszewski, Sprawa kryminalna. Powiastka, wyd. II, s. 188, Wydawnictwo Literackie, Kraków-Wrocław 1987.
1 Tamże, s. 29.
Fakt, zapowiada sie na kryminał (mnie rozbawilo, jak pisarz Małejko tropił "mikroślady", normalnie CSI), a kończy się nieco romansowo.
OdpowiedzUsuńAle w sumie teraz takie połączenia poiwści obyczajowej z kryminalną są najmodniejsze:).
Niemal prekursor współczesnej powieści kryminalno-obyczajowej w stylu skandynawskim;)
OdpowiedzUsuńnutta- dokładnie:)
Usuń