"Kto
jedzie w celu studiów nad sztuką, może się zamknąć nad książkami w
muzeach; chcąc lepiej poznać kraj, nie godzi się niczym gardzić, co
jakąś stronę życia odkrywa."1
Nie
zaczęłam podróży od Żytomierza, by rozpocząć zwiedzanie w Krakowie,
dołączyłam do podróżującego w towarzystwie przyjaciół pisarza
(nazywanych Klemrodem i Julmo) w chwili, gdy opuszcza Rzym i zmierza w
kierunku Neapolu. Na półce w bibliotece został tylko jeden - i to drugi
tom Kartek z podróży, pierwszy zaginął.
Najpierw
trzeba odnotować, iż po podróżach na Wołyń, Polesie i Litwę, wyprawie
od Lublina do Wilna oraz trasie czarnomorskiej uwzględniającej Odessę,
Jedyssan, Budżak podróżował po Europie w celu naocznych obserwacji
źródeł kultury oraz teraźniejszości. Książka jest plonem paru wypraw
ujętych w jeden spójny zapis. Osią jej jest jednak pierwsza podróż
uzupełniona przez kolejne podróże, co czytelnik łatwo odnajdzie,
ponieważ sam autor odnosi się do obserwowanych zmian.
Forma
obszernych zapisów ma w sobie cechy reportażu, eseju o sztuce i wpisów
do dziennika podróży. Wyłania się z nich również ciekawy wizerunek
samego autora i jego systemu wartości. Jest w nim zawsze potrzeba
odnalezienie plusów i minusów obserwowanego zjawiska, sytuacji, postaw
ludzi. Dążenie do obiektywizmu poprzez subiektywne zapisy jest darem
cennym. Jest to widoczne w ocenach wydarzeń historycznych, obyczajów,
talentu. Pisząc o dziełach sztuki, wartościuje według własnego systemu
estetycznego, posiadanej wiedzy, wrażliwości na piękno. Szczególnie
interesują go ludzie. Porównuje neapolitańczyków z rzymianami, Włochów z
Francuzami, Francuzów z Niemcami, wskazując własne obserwacje pozytywne
i negatywne. Zdaje się mówić: Ludzie nigdzie nie są idealni. Bierzcie
przykład z ich zalet. W swoich ocenach i postawie jest Europejczykiem z
krwi i kości świadomym swojej wiedzy, a więc pozbawionym wszelkich
kompleksów.
Podróż
z Józefem Ignacym Kraszewskim jest spacerem, zwiedzaniem obiektów w
ich stanie dziewiętnastowiecznym. To też ciekawe doświadczenie.
Po
drodze jest Monte Cassino, to dawne, niezniszczone przez działania
wojenne. "Jedzie się tylko na górę obejrzeć klasztor w czworobok
pobudowany, ogromny, do twierdzy podobny, i wspaniały aż do zbytku
kościół.(...) Biblioteka, dziś wybrana ze szczątków dawnych, nie jest
bardzo liczna, ale rękopisami szczególniej się odznacza. Najstarszy z
nich sięga VI wieku. Dla paleografów, dla historii sztuki znajdą się tu
pomniki nader interesujące."
No
i wreszcie vetturino dowiózł polskich podróżników do Neapolu. Oceniając
wpływ historii na mieszkańców, pisze: "Zdaje się, że największą
szatańską przebiegłością nie można by dobrać skuteczniejszych środków
zdemoralizowania nad te, których wypadki użyły przeciw Neapolitańczykom.
Począwszy od rozpusty rzymskiej, do grozy i obskurantyzmu pobożnego dni
poślednich, jest to szereg nieprzerwany wpływów, pod których potęgą
najszczęśliwiej obdarowany naród ulec by musiał. Dlatego w sądzie o
społeczności tej oględnym być należy, aby jej za winy cudze nie
potępiać." - ten cytat to przykład ocen pisarza, który waży w ten sposób
wiedzę i spostrzeżenia. Spacery, spotkania ze sztuką, ślady lektur są
obecne tu i w dalszych etapach podróży. A i humor podróżnikom dopisuje.
Kraszewski jest świadkiem cudu świętego Januarego. "Można o nim sądzić,
jak się podoba; ale powtarzamy, że uroczystość cała nie dopuszcza ani
podobieństwa oszukaństwa i komedii."
Ślady
odkryć archeologicznych w Pompejach i Herkulanum (jeszcze nie takie jak
współczesne) zajmują go bardzo. Z napisów naściennych odnotował
starożytny dwuwiersz: "Dziwię ci się, ściano, że nie padniesz w gruzy,
dźwigając tylu piszących głupotę." Te napisy, które czytał były dla
niego niedogasłą iskierką minionych pokoleń, jakimś wykrzyknikiem.
Były i inne miejsca pięknego wybrzeża, o których tutaj nie wspomnę,
wybierając tylko niektóre z nich. Potem odkrywał piękno Capri.
Celem
podróży przede wszystkim było poznanie Włoch (och, ten tom pierwszy),
studiowanie sztuki, więc dalsza droga to dłuższe odcinki, obserwowanie
krajobrazu Francji z okien pociągu, wykorzystanie wiedzy historycznej.
Po dopłynięciu do Marsylii bardzo spieszył się do Paryża. Jeszcze stałe
porównanie ludności: "Pierwsze wrażenie z przybycia do Marsylii, z
porównania mimowolnego Włochów z Francuzami, całe było na korzyść
ostatnich. Znać tu karność i porządek kraju dawno zagospodarowanego.
Lud, żywy i wesoły prawie jak Włosi, praktyczniejszym się być zdaje."
Zwiedzanie
Paryża, życie towarzyskie, chłonięcie wielkomiejskiego życia obfituje
też w zwiedzanie pracowni polskich malarzy tworzących w stolicy Francji.
"Kossak [Juliusz] urodził się znać na akwarelistę, maluje on ładnie
bardzo olejno, lecz nigdy tak swobodnym nie jest, tak sobą jak w tym
najtrudniejszym sposobie malowania, który się akwarelą zowie. Sprawia to
natura artysty, który ma rzut pewny, śmiały, nie potrzebujący tych
łatwych poprawek, które olejne malowanie dopuszcza. (...) Na ostatek
ominąć się nie godziło pracowni pracowni skromnej a jednej z
najoryginalniejszych, pana Cypriana [Norwida], chociaż nie wiem, czy
Cyprian jest bardziej poetą, czy artystą? Niepodobna w nim nie uznać
rysownika, nie można mu odmówić tytułu poety. Niestety, jest to płód
wieku, chwili, wpływów jakichś czy najdziwniejszej w świecie natury,
chorobliwa, nieszczęśliwa istota złożona z jasnych promieni i pasów
atramentowej czarności. Trzeba umieć poszanować w nim cierpienie,
fantazją, dziwactwo, talent, przyjąć go jak jest, ale niepodobna nie
użalać się nad tym jeniuszem zwichniętym."2 Pisarz zachwycał
się jedną pracą, białym krucyfiksem "z drzewa bez Chrystusowego
wizerunku, ale z bardzo starannie odmalowanymi, z pewnym obrachowaniem
prawdy, znakami krwi, kędy były przebite ręce, nogi, zraniona leżała
głowa. Nigdy podobnego nie widziałem krucyfiksu..."
Potem
przez Belgię zmierza w kierunku Niemiec, by zatrzymać się w Kolonii i
zwiedzić imponującą katedrę, przy której nieustannie trwają prace, odbyć
rejs Renem i udać się do Lipska, Drezna i Berlina. Cały czas pamięta o
żywiole słowiańskim wypartym i wchłoniętym, próbując dojść do jakiegoś
uogólnienia natur plemiennych. "Niemieckie narody walczyły i pracowały,
myśmy marzyli, śpiewali, wierzyli i kochali. Jak w sztuce niemieckiej
realizm góruje nawet w upostaciowieniu ideału, tak w dziejach Niemiec
jest wszędzie przeważne poczucie rzeczywistości, gdy u nas rzeczywistość
się nawet przedzierzga w postać ułudną. Patrzyliśmy i patrzym na
fatamorgana, które się nam światłem zdają."3 Być może
czytelnika zainteresuje i inne niemieckie spostrzeżenie. "Stanowisko
kobiety w Niemczech w ogóle, z bardzo małymi wyjątkami, jest podrzędne,
nie odgrywa ona roli przeważnej w rodzinie. Bezimienny autor broszury
wielce zjadliwej przeciwko obywatelstwu KS[ięstwa] Poznańskiego dowodzi z
tego powodu, że tylko narody zepsute, rozpustne podlegają kobietom i
dają im panować nad sobą. Wyrzuca on Słowianom, że u nich niewiasty rej
wodzą, a chlubi się tym, że Niemka jest gospodynią tylko i kucharką.
Zapomniał o tym, że stanowisko kobiety może być nie koniecznie wyżej
mężczyzny ani niżej od niego, ale z nim na równi, i że my właśnie,
instynktem rozwiązując dziś tak gorąco debatowaną kwestią emancypacji,
daliśmy kobiecie miejsce siostry, nie sługi."4
Wiele
cytatów w wypowiedzi o książce, która jest zbiorem skomponowanym
ciekawie jakąś swoją wewnętrzną dramaturgią uzyskiwaną z dawkowania
wielu punktów obserwacji, a przemawia świadectwem dokonań ludzkości na
przestrzeni wieków oraz zwyczajnym życiem współczesnym. Po raz kolejny
mogę stwierdzić, iż ta podróż szczątkowa, niepełna z konieczności,
sprawiła mi dużą radość.
"Świat
sztuki jest nieśmiertelny. (...) Komu teraźniejszość ciężka i
rzeczywistość bolesna, niech ucieknie w świat idei i sztuki, a znajdzie w
nim spoczynek."
______________________
Józef Ignacy Kraszewski, Kartki z podróży 1858-1864, tom II, wyd. I, s. 520, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1977.
1 Tamże, s. 120.
2 Tamże, s. 316 oraz 318. Pracownię Norwida odwiedził pod nieobecność poety w sierpniu i wrześniu 1858 r.
3 Tamże, s. 367.
4 Tamże, s. 370.
Napisałaś o książce tak pięknie, że choć myślałam, że z Kraszewskim przyjdzie mi się niedługo żegnać, przeczytawszy 15 kilkanaście książek J.I.K- a poczułam już przesyt jego twórczością, to tę książkę bardzo chętnie bym przeczytała. Temat podróżowania, przygotowania do podróży, studiów nad różnorodnością kultur jest bowiem szczególnie mi bliski.
OdpowiedzUsuńMyślę, że książki o podróży (dla nas retro) są nowym doświadczeniem literackim. Ja przeczytałam dwie i odkryłam w nich nie tylko miejsca, sposób pisania o nich, ale i człowieka.
OdpowiedzUsuńMyślę, że zawsze, kiedy piszemy o czymś, piszemy też trochę o sobie, odsłaniamy się z naszymi poglądami, ideami, uczuciami, niezależnie od tego, czy piszemy o podróżach, czy recenzujemy książki, czy piszemy o jakiejkolwiek innej pasji. Dlatego lubię tego typu książki, które pozwalają na ten rodzaj odkryć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDlatego polubiłam Kraszewskiego jako człowieka:)
UsuńJa mam szczescie posiadac oba tomy (PIW 1977). Aktualnie jestem z Kraszewskim w podrozy po nieistniejacych Wloszech. Fascynujace i pouczajace jest porownywanie zamieszczonych rycin obiektow z ich aktualnymi zdjeciami z sieci. Na prawdziwa podroz i studiowanie architektury, zabytkow mnie nie stac, ani czasu nie mam.
OdpowiedzUsuń