czwartek, 31 maja 2012

125. Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku



Recenzja autorstwa Kaye, opublikowana także na jej blogu. Bardzo dziękujemy za udostępnienie:).



„Kto pierwszy raz widzi morze, pojmiecie łatwo, że mu się dość napatrzeć, nadziwić i nagadać o nim nie może. Pozwólcie mi więc także mówić o nim. Wyobrażałem sobie je zawsze jak coś ogromnego i mglistego, kończącego się gdzieś w niebiosach, a znalazłem płaszczyznę gładką, świecącą ostro uciętą linią, kończącą się ciemno na jasnym niebie lipcowym. Wyobrażałem sobie je mdło zielone, znalazłem jaśniejące barwami i na ostatnich planach ciemnogranatowe. Z bliska tylko było zielone, jasne, błyszczące, a na nim jak na dłoni wyraźnie, blisko stały nieruchome, małymi i zbyt bliskimi się wydające okręciki. Słusznie powiada Musset, że gdy człowiek myśli tylko o czym długo, nie widząc, stworzy sobie obraz zawsze fałszywy, który potem wobec rzeczywistości przerabiać musi zupełnie.”

Józef Ignacy Kraszewski, „Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku. Dziennik przejażdżki w roku 1843 od 22 czerwca do 11 września” (s. 103)


28 lipca 2012 roku przypada dwusetna rocznica urodzin Józefa Ignacego Kraszewskiego. Z tej okazji powstał słynny „Projekt Kraszewski” dążący do opracowania 200 recenzji z okazji dwóch setek lat od narodzin naszego słynnego pisarza. Moje wspomnienia dotyczące odbioru twórczości Kraszewskiego są dość dobre, lecz zamglone. Czytałam jego książki dawno temu, chyba jeszcze w liceum. Sądzę, że trafiłam na jego najlepsze dzieła (m.in. „Stara Baśń” i „Bruhl”), ale po przeczytaniu „Dwóch królowych” tak kompletnie niezgodnych z prawdą historyczną, zraziłam się i aż do tej pory po książki Kraszewskiego nie sięgałam.

Od pewnego czasu jednak chciałam się włączyć w działania blogerów zrzeszonych w Projekcie, ale jakoś nie mogłam się przemóc do czytania beletrystyki autorstwa pisarza. W końcu, po wczytaniu się w listę lektur, stwierdziłam, że chyba najłatwiej będzie mi przeczytać któreś ze „Wspomnień” z podróży, jakie odbywał Józef Ignacy Kraszewski. Mój wybór padł na „Wspomnienia Odessy, Jedysanu i Budżaku” z podróży odbytej w roku 1843.

Pisarz, zaledwie dwa miesiące po narodzinach drugiego syna, pozostawia swoją żonę w nabytym kilka lat wcześniej majątku w Gródku i udaje się do Odessy dla poratowania „rozigranych” nerwów. Spisuje metodycznie i dokładnie wrażenia z trasy nad Morze Czarne okraszając słowo pisane szkicami swojego autorstwa. Po dotarciu do celu podróży uczestniczy w życiu towarzyskim Odessy i bierze przepisane kąpiele morskie. Morze widzi po raz pierwszy w swoim życiu i wiele fragmentów tych wspomnień to pean na jego cześć. W trakcie pobytu w Odessie nawiązuje kontakty z wybitnymi osobistościami tamtejszej inteligencji, udaje się również w pięciodniową podróż do Besarabii, którą jednak w tytule książki określa mianem „Budżaka”.


Odessa to zresztą ciekawe miasto do obserwacji. Zostało ono oficjalnie założone w 1794 r. przez Rosję na terytorium utraconym przez Turcję dwa lata wcześniej. W XIX wieku Odessa została głównym portem obsługującym eksport rosyjskiego zboża, dzięki czemu wkrótce stałą się jednym z najbogatszych i najszybciej rozwijających się miast carskiej Rosji. Ok. 1850 r. miasto liczyło już sobie ok. 100 tys. mieszkańców bardzo zróżnicowanych pod względem narodowościowym (m.in. Rosjanie, Francuzi, Polacy, Niemcy, Żydzi, Włosi, Turcy, Ormianie). Jak zauważył jeden z odwiedzających w tym czasie Odessę gości, miasto posiadało „włoskie domy, rosyjskich urzędników, francuskie statki i niemieckich rzemieślników”.
Oto jak opisuje ówczesną Odessę Józef Ignacy Kraszewski:
„W inszych miastach ulice oddalone od ruchu i życia miejskiego, od ogniska, sa ciasne i brudne. Tego nie znajdziesz w Odessie, która jest cała zbudowana wedle danego planu i podzielona na kwadraty (oprócz przedmieść).Wszędzie więc równie szerokie sa ulice z tą tylko różnicą, że nie brukowane jeszcze i puste, a otaczające domki, w miarę jak się oddalamy od ulicy Richelieu, będącej najożywieńszą, od portu ostawione są niskimi budowami i wcale prawie puste.” (s. 237)
Ale bo też życie nie na skalę innych miast naszych, pieniądz nabywa się dość łatwo, ceni się mniej, a znaczenie rubla (asygnacjami) jest stosunkowo odpowiedne naszemu w domu u nas złotemu polskiemu. Słudzy są płatni bardzo drogo dla powszechnie dającego się czuć ich braku (…). Zagadką tylko jest życie urzędników nie więcej płatnych niż gdzie indziej, a utrzymywać się zmuszonych wedle miejscowych warunków. Dodajmy, że nigdzie urzędnicy niżsi i wyżsi nie są bezineresowniejsi.” (ss. 247-8)
Czytelnik, który nieco odwykł od stylu pisarstwa Józefa Ignacego Kraszewskiego, a ja się do takich osób zaliczam, musi najpierw zaakceptować jego dość zawiły w pierwszym kontakcie język. Złożoność zdań, pewne łamańce słowne, słownictwo XIX wieczne oraz duża szczegółowość zapisów utrudniają to zadanie na tyle, że moje dwie pierwsze próby czytania zadziałały na mnie niczym najlepszy środek usypiający. Trzeba jednak mieć na uwadze, że pierwsze rozdziały dotyczą najbliższych okolic Gródka, osób i miejsc, które niewiele mi mówiły, więc może to jest dodatkowa przyczyna moich perypetii z tą książką Kraszewskiego. Począwszy od zwiedzania Tulczyna, siedziby rodu Potockich, lektura poszła mi już w miarę gładko. Być może potrzebowałam chwili, żeby się zaakomodować do stylu pisarstwa JIK-a. ;)
We fragmentach, które opisują wrażenia pisarza, jego obserwacje uderza duża spostrzegawczość i dążenie do ustalenia stanu faktycznego poprzez zgłębianie tematu, zapoznawanie się z materiałami, które są pomocne w wyjaśnieniu problemu. Kraszewski umieszcza w swoim tekście ogromną ilość informacji, często o charakterze historiograficznym, ekonomicznym czy statystycznym. Czasami są to dość długie cytaty z dzieł historyków czy autorów wcześniejszych wspomnień bądź kronik.
Doceniając wysiłek autora i jego erudycję, uważam, że dla czytelności tekstu można było z części tych zapisów zrezygnować. Inna rzecz, że Paweł Hertz, redaktor serii, podnosi ogromną wartość przekazywanych przez Kraszewskiego informacji dla badaczy tego okresu w dziejach np. tych o charakterze ekonomicznym dotyczących Odessy. Nie argumentując z tym stwierdzam, że dla mnie jako czytelnika byłoby ważniejsze mieć więcej spostrzeżeń autora, opisów jego wrażeń niż przytaczania suchych danych czy tekstów obcych autorów. Czasami zresztą Kraszewski polemizuje z niektórymi zapisami czy opiniami i to też może być nieco nużące dla współczesnego czytelnika.
Należy mieć na uwadze fakt, iż autor odbywał tę podróż po ziemiach, które niegdyś w całości należały do Rzeczpospolitej Obojga Narodów, ale ta "przejażdżka" - jak nazwał pisarz swój wyjazd -  odbywała się zaledwie dwanaście lat po stłumieniu powstania listopadowego przez carat. Tak więc, Kraszewski nie mógł swobodnie pisać o wszystkim. Często musiał pewne zagadnienia, zwłaszcza dotyczące przeszłości, omijać bądź nieco kamuflować. Stąd może pewna powściągliwość w wyrażaniu opinii.
Tam gdzie Kraszewski pisze o swoim oglądzie sprawy potrafi być wzruszający i ciekawy. Bardzo podobały mi się jego opisy morza, szczery zachwyt i radość, jakie wzbudzał jego widok.
„Wieczorem patrzałem długo z balkonu na morze oświecone księżycem. Któż to opisze? Kto odmaluje morze, nad którym wisi noc z księżycem i majestatyczna cisza? Człowiek tak drży przed tym widokiem jak przed każdym innym silnym wrażeniem, tłumne myśli cisną mu się do głowy, a sprawy sobie z nich zdać nie umie.
I są tak biedni, co nigdy na Boży świat nie popatrzą nawet, aby się nim cieszyć i rozkoszować!” (s. 272)
Pisarz jest również bardzo uważnym obserwatorem życia codziennego mieszkańców regionów, które odwiedza. Jego rysunki pokazują stroje, jakie noszą mieszkańcy danej okolicy czy budowle, które miał okazję oglądać. Niestety, w książce nie ma szkiców z Odessy, być może zaginęły w zawierusze dziejów. Poniżej zamieszczam kilka spostrzeżeń Kraszewskiego, które właściwie są aktualne i dzisiaj: 
„Pierwsze dni przebywającego w obce mu miejsce podróżnego zawsze są jakimś błąkaniem się po nim: potrzebuje się oswoić ze wszystkim, obejrzeć ogół, pochwycić fizjognomii rysy. Nie wie, od czego poczynać przegląd, nad czym się wprzód zastanawiać, co widzieć przed innymi rzeczami. I zaczyna najczęściej od tego, co najmniej widzenia warte.” (s. 106)
„Książki są martwe przy żywej naturze, ale gdyby książek nie było, wiele by rzeczy w naturze z uroku swego traciło, bo wiele dodaje wartości uroku pamiątka. „ (s. 272)
„Przechodząc z rana ulicą poznasz, które sklepy do bogatszych kupców należą. Te stoją zamknięte w niedzielę. Niektóre znowu wpół przyotworzone cały ranek, bo ich panowie jeszcze nie zebrali kapitałów i nie pokupowali domów i chutorów, pracują więc i w niedzielę jak wyrobnicy, których tu także niemało robiących ujrzysz w dni świąteczne.” (s. 370)
Mimo początkowych trudności z lekturą tej książki, jestem zadowolona, że zdecydowałam się na jej przeczytanie. Wspomnienia Kraszewskiego pozwalają nam zobaczyć świat z połowy XIX wieku, jednocześnie zaś pozwalają lepiej poznać pisarza, jego ciekawość świata oraz chęć poznania i działania, które były wizytówką jego aktywności nie tylko w sferze literackiej.
Józef Ignacy Kraszewski (ur. 28.07.1812 – zm. 19.03.1887) – polski pisarz i publicysta, działacz społeczny, historyk. Polski pisarz z największą ilością wydanych książek w historii polskiej literatury. Dokładny życiorys możecie znaleźć tu i tu
Moja ocena: 4,5 / 6

Autor: Józef Ignacy Kraszewski
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Rok wydania: 1985
Liczba stron: 476


3 komentarze:

  1. To chyba zona powinna zostawic dziecko i podleczyc "rozigrane " nerwy a nie Kraszewski. Biedne byly w tym czasie te kobiety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. atelierpolonaise,
      trochę tak, trochę nie. Wtedy na czasie były mamki i niańki plus zalecane lezenie plackiem przez 6 tygodni, więc tak źle nie było.

      Usuń
    2. Czas tej podróży również zwrócił moją uwagę i dlatego o tym napisałam, ale nie skomentowałam :)

      Usuń