wtorek, 12 lipca 2011

P jak płodność pisarska


"Weszło już w oklepane rzeczy powtarzać nieustanne narzekania na moją tak nazwaną płodność pisarską. Każdy czuje się mniej więcej zobowiązany powiedzieć mi słowa prawdy! Mnie to bolesny uśmiech na usta wprowadza. Czy godzi się bowiem wiecznie sądzić wszystkich jednym sądem, mierzyć jedną miarą; kazdy ma warunki moralne swego bytu inne, każdy jest sobą. Ani ja jestem lepszy, że wiele piszę, ani ktoś tam doskonalszy, że pisze mniej. Wieczne słysząc narzekania na niepoprawność, na pośpiech itp., próbowałem inaczej pracować niż dotąd, poprawiać, gładzić. Cóż wynikło? Wynikło to, że to, com poprawiał, było niechybnie zepsute. Może być, że innym służy ta metoda, która mnie na nic się nie zdała: pozwalam na to, że wszystko, co piszę, jest niewykończone, ale inaczej być nie może. Wyjść nikt z natury, z warunkiem swego bytu, nie potrafi. Gwałcąc siebie, nic się dobrego pewnie nie stworzy. Wszyscy baranim głosem wołają na tę moją płodność, niepoprawność, itd., ale nikt się nie zastanowił, że jestem, jakim być musze, bo ja jestem ja. Gorszy jestem od wszystkich, ale inaczej być nie potrafię, jak jestem (...) Jeżeli z tego, com napisał, osądzi mnie teraźniejszość i przyszłośc surowo, słowa nie powiem; zasłużyć na to mogłem; niecierpliwi mnie nade wszystko to wymaganie szczególne, aby wszyscy wykształcili się na jeden kopyt, gdy nie wszyscy przecie są jednej natury ludźmi. Mogę być, powtarzam, gorszy, ale jestem inszy, i takim, jak jestem, zostanę. Rozpisałem się zapewnie niepotrzebnie o tym, ale przyszło mi na myśl, że i tego roku zapewne moje powieści (...) i wspomnienia narobią hałasu na pośpiech niesłychany! Alboż się ja spieszę?..."*

Cytat z listu do wydawcy sporo tłumaczy jeśli chodzi o psychologiczne tło niezwykle intensywnej twórczej aktywności pisarza. A techniczne sekrety?
Przede wszystkim JIK nie pisał, a stenografował. Używał tylko jednego rodzaju gęsich piór - przysyłanych przez matkę i babkę z rodzinnych majątków. Umiejętnie zatemperowane służyły do pisania, a z nieprzydatnych przycinał sobie munsztuczki do cybucha. No i teraz konkurs - co to są w zasadzie te munsztuczki:)?


A o współczesnym symbolu płodności TU.

* Józef Ignacy Kraszewski, Wincenty Danek (oprac), Państwowe Zakłady Wydawnictw Szkolnych, Warszawa 1962, s.286-7

źródło zdjęcia: irka.com.pl

11 komentarzy:

  1. W czasie wizyty w Muzeum Kraszewskiego usłyszałam od przewodnika, że potrafił napisać jeden tom (albo powieść) w ciągu tygodnia. Teraz zastanawiam się, czy to po prostu figiel pamięci, czy rzeczywiście tak było :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tom mógł mieć od 100 do 200 stron. Technicznie jak najbardziej możliwe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm, mansztuczki do cybucha? Czy to nie przypadkiem współczesne wyciory do fajek?

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam ten list Kraszewskiego i powstaje w mojej głowie jeden wniosek - świat i ludzie się nie zmieniają.
    Czy dziś nie pojawia się od czasu do czasu podobny temat na forach - jeśli tylko ktoś odstaje od stada, jeśli wyróżnia się czymś wśród swojego gatunku - w łeb go i od góry i poprawić z boku! Niech się się nie wychyla!
    Biedny Kraszewski, że musiał słuchać podobnych głosów, ale biedni też wszyscy jemu podobni - przed nim i po nim.
    Bo stado nie lubi, gdy ktoś się wychyla...

    A munsztuczek to nie czasem współczesna fifka, czyli taka rurka szklana, do której wkłada się papierosa, żeby było bardziej elegancko przy paleniu?

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do tego munsztuka- zbadałąm sprawę,. to była chyba wymienna częśc fajki. Trudno mi to sobie wyobrazić, ale ostatecznie, co ja wiem o fajkach:)?

    Kalio- trudno się nei zgodzić. Arcytrafna wydaje mi się uwaga, że chociaż on jako piszący dużo jest zły, to wcale nei znaczy, ze ci, którzy piszą mało, sa przez sam ten fakt lepsi. Dowartościowywać się można na wiele sposóbów.

    OdpowiedzUsuń
  7. W filmie dokumentalnym, który ogladałam w zeszłym tygodniu, podano informację, że średnia Kraszewskiego to była powieść licząca dwieście stron w dziesięć dni. Oczywiście chodzi o napisanie jej od zera, nie pracę nad gotowym rękopisem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak Lirael wie, podczytuję teraz pamiętniki Krystyny Kofty- czasem udawało jej się wyprodukować 6-7 stron czystego tekstu dziennie. Kiedy akurat miała wyjątkowy ciąg na pisanie. u JIKa zapewne ciąg niegdy się nie kończył.

    OdpowiedzUsuń
  9. Doskonale rozumiem JIK i tę jego potrzebę bycia sobą, odrębnym bytem. Jestem taki, jaki jestem i nie zamierzam się zmieniać. Odwaga bycia innym jest tym co podziwiam u innych i co staram się praktykować i u siebie. Cieszę się, że zamieściłaś tutaj ten list, bo dzięki temu Kraszewski stał mi się bliższy, niż był dotąd.
    Pozdrawiam guciamal

    OdpowiedzUsuń
  10. Przypomina mi się w kontekście Twojego komentarza i tego cytatu piosenka franka Sinatry "My way":).

    OdpowiedzUsuń